Wszem i wobec mówi się o komercjalizacji futbolu, o dyktacie najbogatszych, o tyranii pieniądza i korporacjach piłkarskich, ale piłka nożna nie pozwala na to, by całkiem zerwano z jej romantyczną stroną. Tym razem jest to doskonale widoczne poprzez ofensywę maluczkich, klubików znikąd, które za chwile podejmą w walce o ligowe punkty największych na świecie – Chelsea, Barcelonę, Real, Bayern, Juve. Jak im się udało wbić na elitarny bankiet, kim są i jakie realnie mają szanse na to, by trochę tutaj zabawić? Zapraszamy.

Mali atakują. Kluby znikąd wchodzą z drzwiami do silnych lig

Carpi FC 1909

Image and video hosting by TinyPic

O Carpi pisaliśmy szerzej w wymownie zatytułowanym artykule „Kopciuszek z ruiną zamiast stadionu w Serie A” (całość TUTAJ).

Na tej prehistorii gra lider Serie B, Carpi FC 1909, mający piętnaście punktów przewagi nad wiceliderem, podczas dy do końca sezonu zostało sześć kolejek. Tylko matematycznie Carpi mogłoby stracić awans, w praktyce za chwilę po raz pierwszy trafi do Serie A. Tak jest – to ekipa znikąd, która w sezonie 12-13 pierwszy raz awansowała… do Serie B. Całą swoją historię tłukła się po prowincjonalnych rozgrywkach, przez długie lata za największy sukces uznawano baraże o drugą ligę przegrane z Monzą w 1997. A tymczasem proszę – teraz rozbili drugoligowe rozgrywki w pył.

Nie mają wielkich gwiazd. Za największą może uchodzić wypożyczony z Milanu bramkarz Gabriel, który w swoim czasie zadebiutował w kadrze Brazylii, ale i on znany jest tylko największym koneserom Calcio. Idolem trybun jest Jerry Mbakogu, Nigeryjczyk z włoskim paszportem, a który załadował już trzynaście bramek, najgłośniej było w tym sezonie jednak o Fabio Concasie, który… wpadł na braniu kokainy, także przed meczami.

(…) Niech was nie zwiedzie jednak stan stadionu: Carpi ma bardzo zdrowe finanse, bez długów, a jednym ze sponsorów jest założyciel marki modowej „Gaudi”. Rocznie na kontrakty w klubie wydaje się 3 miliony euro, ile klubów w Polsce choćby zbliża się do tego pułapu? A przecież mówimy o ekipie, która będzie absolutnym kopciuszkiem Serie A, bezdomnej, zmuszonej grać na którymś z pobliskich obiektów – najprawdopodobniej Modeny bądź Parmy.

Frosinone Calcio

Image and video hosting by TinyPic

Frosinone podobnie jak Carpi to absolutny debiutant w Serie A, zresztą dopiero dziewięć lat temu pierwszy raz pojawili się w Serie B. Mają jednak o wiele niższy budżet niż triumfator zaplecza, brak im też choćby jednego rozpoznawalnego zawodnika, za jakiego od biedy w Carpi mógłby uchodzić Gabriel. Gwiazdy drużyny, Daniel Ciofani i Federico Dionis, którzy łącznie strzelili 26 bramek w tym sezonie, wspólnie uciułali raptem cztery mecze w Serie A. Zgrana banda, ale też banda anonimów.

Miasto? Takie włoskie Skierniewice. Frekwencję mieli jednak lepszą od Carpi – zastraszające pięć tysięcy średniej, przy niecałych trzech tysiącach lidera.

freos

Na fecie obecna była trumna dla Claudio Lotito, który w styczniu rozpętał burzę, narzekając na możliwy awans Frosinone do Serie A. Lotito mówił, że takie kluby niszczą wartość ligi i powinno się znaleźć sposób, by zablokować im drogę do elity. Awans smakuje więc tym bardziej słodko, że utarło się nosa możnym działaczom.

SV Darmstadt 98

Image and video hosting by TinyPic

Gdy rok temu wielką sensację sprawiło Paderborn, awansując z niskim nawet jak na 2. Bundesligę budżetem, mówiono, że taki wyczyn prędko się nie powtórzy. I co? I dziś witamy wśród najlepszych Darmstadt, które dysponowało jeszcze mniejszą kasą niż Paderborn! Oczywiście latem zeszłego roku skazywano ich na walkę o utrzymanie.

To totalny przykład kopciuszka na bankiecie najlepszych. Potrafią mieć problemy organizacyjne sięgające braku ciepłej wody pod prysznicami. Obiekt koszmarny, z lat sześćdziesiątych – porównajcie znowu do schludnej areny Paderborn, nie ta półka. Poza bocznym boiskiem nie ma też jakiejkolwiek bazy treningowej.

Kto wywalczył w tak ciężkich warunkach promocję? Typowy kolektyw, drużyna bez gwiazd – przykładowo, kapitan przyszedł z drugiej ligi austriackiej, nikt nie strzelił tu też więcej niż dziesięciu bramek. Dlatego przekornie mówi się, że gwiazdami Darmstadt są kibice, którzy tłumnie jeżdżą na wyjazdowe mecze, potrafią też przygotować naprawdę ciekawe oprawy.

darg

Darmstadt grał już w Bundeslidze na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, ale to były wtedy inne rozgrywki. Dziś każdy punkt w Bundeslidze będzie sukcesem, ale już wiele zmienia się na lepsze: awans przekonał miasto, że warto zainwestować w remont stadionu.

FC Ingolstadt 04

Image and video hosting by TinyPic

Ingolstadt nie jest może wielką marką, ale jego historia jest diametralnie inna niż ta Darmstadt. Tamci ledwo wiążą koniec z końcem, podczas gdy Ingolstadt może liczyć na wsparcie Audi (przyjrzyjcie się stadionowi Audi Sportpark – może nie największy, ale nowoczesny). To co ich wyróżnia, to krótka historia: powstali raptem w 2004 roku.

Mimo wsparcia potężnego koncernu, awans nie przyszedł łatwo. Ingolstadt ładnych kilka lat spędziło w 2.Bundeslidze, dopiero w tym roku pierwszy raz lokując się w górnej części tabeli – tak się akurat złożyło, że od razu na pierwszym miejscu. Rzecz w tym jednak, że tu zawsze mówiono o Bundeslidze.

To miał być długofalowy cel, który udało się osiągnąć nieco wcześniej. Ale jest nowoczesne zaplecze, piękna arena, są środki na rozwój, a nie wyłącznie na bój o przetrwanie. Oczywiście, Ingolstadt faworytem w walce o utrzymanie nie będzie, ale nie skazuje się ich – jak Darmstadt – na pożarcie już teraz. W drużynie z miasta Audi gra choćby Jonathan Leckie, reprezentant Australii, który z niezłej strony pokazał się na mundialu, a teraz, po awansie, kto wie, czy Ingolstadt nie sięgnie głębiej do kieszeni.

4cdac54ebd6158.41233826_i565634x634_292_28

AFC Bournemouth

Image and video hosting by TinyPic

O tym klubie też pisaliśmy szeroko.

2008 rok, Bournemouth wchodzi w sezon czwartej ligi z siedemnastoma ujemnymi punktami, embargiem transferowym, problemami tak fundamentalnymi, że dotyczącymi między innymi… klubowych pralek. Skazani na relegację, ale która nie oznaczałaby spadku do Conference, a bankructwo, likwidację, wytarcie z piłkarskiej mapy. Dziś, raptem kilka lat od flirtu z niebytem, przekraczają bramy futbolowego raju. Jeden z głównych scenarzystów tej historii, szkoleniowiec Eddie Howe, zapytany czy historia Bournemouth jest scenariuszem godnym Hollywood, odparł: – Naszej opowieści nigdy by nie zekranizowali, a to z prostego powodu: ludzie narzekaliby, że jest zbyt nierealistyczna i w proteście wychodzili z kina.

Wchodzą do Premier League z fanfarami, na które w pełni zasługują, bo grali piękną piłkę przez cały rok. Potrafili dać porywający popis, jak choćby 8:0 nad Birmingham czy 5:1 z Fulham. Dodatkowo cieszy oczywiście, że bardzo istotnym elementem w układance Howe’a stał się Artur Boruc.

Ale i bez Artka w klatce to klub, na który warto mieć oko. Absolutny debiutant w najwyższej klasie rozgrywkowej, z miasta – futbolowej pustyni, ze stadionem na 12.000 widzów, który choć bez wątpienia wypełni się do ostatniego miejsca na każdym meczu, to i tak w cuglach pobije rekord rekord Oldham jeśli chodzi o najgorszą frekwencję w Premier League. No, chyba, że go rozbudują, będą mieli za co.

2lc1c0y

Czy to historia po raz kolejny objawiająca romantyzm futbolu? Moim zdaniem nie, obecność tajemniczego Rosjanina z jeszcze bardziej tajemniczym budżetem rzuca się na nią cieniem, ale jestem gotów określić ją jako „modern romance”. „Modern romance”, przez które rozumiem kompromis pomiędzy współczesnym korpofutbolem, a uniwersalną piłkarską historią, w której słaby i mały dosiada się do znacznie możniejszych.

Girona FC

Wspomnijmy jeszcze, że duże szanse na debiutancki awans do La Liga ma Girona. Do końca sezonu dwie kolejki, są pewni gry w play-offach, ale oczywiście liczą na bezpośrednią promocję. Sęk w tym jednak, że Sporting Gijon wciąż ich ściga. Girona ma dwa punkty przewagi, ale i wyjazd na Majorkę w planach, gdzie może być różnie.

Image and video hosting by TinyPic

Jaki to klub? Dość powiedzieć, że rok temu o tej porze robiono w fetę z fanfarami i pitch invasion, wtedy jednak całe Estadi Montilivi balangowało, bo udało się utrzymać w Segunda mimo aż 23 kolejek w strefie spadkowej, z której udało się wydobyć dopiero na finiszu.

Klub ma sporo problemów. Są te finansowe, są opóźnienia w płacach, batalie z wierzycielami, fiskusem, a prezesa ścigano listem gończym za przekręty finansowe. Jednak jest też uwielbienie fanów, bo niby Barcelona rzut beretem i pewnie wielu kibiców jest wiernymi cule, ale te nadmorskie, „nieco” ładniejsze Pabianice (Girona ma dziewięćdziesiąt tysięcy mieszkańców) żyją lokalna piłką i marzą o La Liga.

Na zdjęciu czołówkowym kibic Frosinone