Reklama

Bakero odkrywcą talentu Lewego? Pewnie takim jak Smuda

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

05 maja 2015, 20:13 • 2 min czytania 0 komentarzy

Porażka jest sierotą, a sukces ma wielu ojców, tak więc znalazł się kolejny odkrywca wielkiego talentu Roberta Lewandowskiego. Trenerski przebieraniec, który swego czasu naciągał Józefa Wojciechowskiego, a później władze Lecha, Jose Mari Bakero opowiedział w El Mundo Deportivo o tym, jak to w 2010 roku wciskał do Barcelony Roberta Lewandowskiego. O dziwo, przedstawiciele katalońskiego nie poznali się na 21-latku z ligi polskiej, pożałowali czterech milionów euro, woleli za czterdzieści baniek sprowadzić Davida Villę, słowem: sfrajerzyli.

Bakero odkrywcą talentu Lewego? Pewnie takim jak Smuda

Wyobrażamy sobie te scenki.

– Słuchaj, Txiki (do Begiristaina). Od niedawna pracuje w Polsce – tak, tu też się gra w piłkę – i jest tu taki chłopak. Robert Lewandowski się nazywa. Podobno chce go Blackburn Rovers, Genoa i ten blondas, zapomniałem nazwiska, no wiesz… trener Borussii Dortmund. Słuchaj, widziałem go w akcji, idealnie by do was pasował. Wystarczą cztery miliony. Promocja, niedługo będzie kosztował czterdzieści cztery. Tak, dobrze się czuję. Dlaczego o to pytasz?

Już samo założenie, że Bakero poznał się na jakimkolwiek piłkarzu jest ryzykowne, ale mimo wszystko spróbujmy to rozważyć. Być może jego opowiastka byłaby bardziej wiarygodna, gdyby Hiszpan na co dzień miał styczność z Lewandowskim i w treningu – mimo opuchniętych oczu – jakimś cudem zauważyłby u niego coś szczególnego. Jednak Bakero objął Lecha, gdy napastnika nie było już przy Bułgarskiej. Jego Polonia mierzyła się wcześniej raz z Kolejorzem, Lewandowski strzelił dwie bramki, ale znając życie niewykluczone jest, że to jedyny raz, gdy Jose widział go w akcji. Na jakiej więc podstawie stwierdził, że piłkarz, który w tamtym momencie był za słaby na pierwszy skład Borussii Dortmund, nadaje się do półfinalisty Ligi Mistrzów, nie wiadomo.

Cała sytuacja przypomina nam trochę bajeczki Franza Smudy, który opowiadał Niemcom, że to on odkrył Lewego i sprowadził go do Lecha. Rzeczywistość wyglądała jednak trochę inaczej.

Reklama

Śp. Andrzej Czyżniewski upierał się, by kupić Lewandowskiego i w końcu wymusił, by na mecz Znicza pojechał Smuda. Ten po długich namowach łaskawie pojechał, ale po kilkudziesięciu minutach opuścił stadion, wrócił do Poznania i powiedział: – Ty mi, Czyżyk, powinieneś za benzynę oddać, że takie drewno pojechałem oglądać!

Później na komitecie transferowym Smuda upierał się przy Frankowskim, lecz na siłę wciśnięto mu Lewandowskiego, którego zresztą na początku rzucał po pozycjach, bo jedynką w ataku był Rengifo.

Podobnie może być z Bakero. Opowiadanie baśni z mchu i paproci, byle zaistnieć. Nie zdziwilibyśmy się, gdyby do Barcelony polecał wtedy nie Lewandowskiego, a Cesara Cortesa, na którego ściągnięcie tak namawiał Józefa Wojciechowskiego.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Ekstraklasa

Abramowicz o kryzysie Radomiaka: Nasza tożsamość jest niewyraźna, a balans zachwiany

Szymon Janczyk
0
Abramowicz o kryzysie Radomiaka: Nasza tożsamość jest niewyraźna, a balans zachwiany

Komentarze

0 komentarzy

Loading...