Reklama

Zabójca z pola karnego. Po prostu Fernando Morientes

redakcja

Autor:redakcja

05 kwietnia 2015, 11:39 • 2 min czytania 0 komentarzy

Fernando Morientes. Strzelec wyborowy, typowa dziewiątka, która jak magnes przyciągała piłkę w polu karnym. To nie był zawodnik, któremu trzeba było stwarzać sytuacje – nie, one same go szukały. Morientes był jednym z tych snajperów, którzy mieli jakby szósty zmysł, a odpowiadający za bezbłędne ustawianie się w szesnastce, co przekładało się na okazje. Dołóżcie do tego brak układu nerwowego, przez co zawsze potrafił zachować zimną krew i wykończyć okazję a macie napastnika, jaki potrzebny jest każdej drużynie.

Zabójca z pola karnego. Po prostu Fernando Morientes

Każdej normalnej drużynie, ale taką Galacticos w pewnym momencie być przestali. Morientes miał umiejętności, ale nie miał dostatecznie medialnego nazwiska. Umiejętności bezsprzecznie kwalifikujące go do gry w pierwszej jedenastce odnoszącego sukcesy Realu, ale marka „Morientes” była zbyt wątła. Maksymalnie – drugi szereg. Nie ta półka co Figo, Zidane, Beckham, czy też jeśli chodzi o bezpośrednich rywali do składu – Raul, Ronaldo, Owen. Jeśli ktoś miał usiąść na ławie, to prędzej Fernando, niż któraś z tych sprowadzonych za krocie gwiazd.

Był drugim najlepszym strzelcem w sezonie 01/02, ale rok później przyszedł Ronaldo. Można powiedzieć: Brazylijczyk wygrał walkę o skład zupełnie uczciwie, był lepszy, strzelał jak na zawołanie, a „Królewscy” zgarnęli tytuł. Jednak fachowcy zwracają uwagę na to, że w normalnej drużynie nie ściągano by Brazylijczyka, tylko wzmacniano inne pozycje, bo atak akurat problemem Realu nie był. To jeszcze bardziej uwydatniło się dwa lata później, gdy w sezonie 04-05 Morientes wracał z fantastycznego sezonu w Monaco, gdzie został królem strzelców i finalistą Ligi Mistrzów, a potem musiał oglądać nawet plecy Owena, choć Anglik był już wyraźnie pod formą.

Prawda jest taka: Fernando nie zasłużył, by zostać pogonionym z Bernabeu. Padł ofiarą systemu, a nie własnych umiejętności. Pewnych rzeczy w tamtej drużynie zwyczajnie nie mógł przeskoczyć. Jest więc coś fajnego w fakcie, że w barwach Monaco tak bardzo pognębił Real, choć dla niego było to na pewno słodko-gorzkie zwycięstwo…

Reklama

Dziś obchodzi 39 lat i nie zdziwilibyśmy się, jeśli wciąż dałby radę w Ekstraklasie. Z jego stylem gry – to możliwe. Sto lat Fernando!

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...