Reklama

Gran Derbi, czyli mecz, który obejrzy cały świat

redakcja

Autor:redakcja

22 marca 2015, 15:51 • 5 min czytania 0 komentarzy

Jakie mecze ogląda cały świat? Zastanówmy się. Na pewno finał mundialu. Finały Euro i Ligi Mistrzów również. Poza tymi starciami, które są wisienkami na torcie wielkich turniejów, rozstrzygnięciami trwających miesiące – a nawet lata – eliminacyjnych potyczek, jest jeszcze Gran Derbi. Tylko pojedynek Barcelony i Realu jest w stanie równać się z powyższymi i nawet, gdy nie ma tak decydującej stawki, to i tak elektryzuje całe piłkarskie środowisko pod każdą szerokością geograficzną. W Singapurze rzesza fanów dziś zarwie nockę, w Tokio i Melbourne bardziej oddani kibice będą urywać z poniedziałkowej zmiany, by obejrzeć choć fragment meczu.

Gran Derbi, czyli mecz, który obejrzy cały świat

Rywalizacja Barcelony i Realu dawno przestała być rywalizacją wyłącznie katalońsko-madrycką, to są marki o zasięgu globalnym. Równie mocno przeżywać będą porażkę w Hiszpanii, ale też gdzieś na końcu świata. ESPN nazwało El Clasico najdroższym meczem globu, z najlepiej opłacanymi sportowcami, największą wartością ekonomiczną widowiska jako produktu (tak, nawet bijącą SuperBowl, bo zasięg jest bardziej światowy), a nawet biorąc pod uwagę czarnorynkowe ceny biletów. Czytając w ten sposób ów starcie, dostrzeżemy współczesny futbol w pełnej postaci. Skomercjalizowany, nastawiony na zysk, docierający – i znaczący – wszędzie.

Image and video hosting by TinyPic

Efektowna grafika z zapowiedzi hiszpańskiej Marki

Są tacy, którzy z tak pojętą piłką mają problem, by wspomnieć choćby ruch Against Modern Football. Ale i dla nich przecież El Clasico jest gratką, potrzeba tylko innej perspektywy. Bo owszem, to dzisiaj wielkie telewizyjne widowisko, które ma kilkaset milionów publiki i kilkaset reklam w trakcie transmisji, ale to też wciąż mecz, który posiada wielką historię, bogate pozaboiskowe tło, mecz, w którym autentycznie spotykają się arcyrywale.

Reklama

No i umówmy się: czy wspomniane finały mogą rywalizować z Gran Derbi pod względem ilości talentu na boisku? Pewnie tak. Ale to rywalizacja nierówna, w której hiszpański hit wygra – powiedzmy – 7 na 10 spotkań.

***

Kryzys, kryzys, kryzys. To słowa, które najczęściej padają w kontekście dzisiejszego meczu, a oczywiście krążą wokół ekipy z Bernabeu. Oczywiście, że coś jest na rzeczy, nie ukrywa tego nikt, nawet Ancelotti: – Faworytem zawsze jest ten, kto akurat znajduje się w lepszej formie, a Barcelona ostatnio gra lepiej od nas.

Image and video hosting by TinyPic

Nie trzeba do takiego stwierdzenia eksperta tej klasy, wystarczy kilka liczb: Barca wygrała 17 z ostatnich 18 spotkań, podczas gdy Real męczy się niemiłosiernie, stracił fotel lidera i wiele punktów w starciach z maluczkimi. Znamienne, jak wyglądały dwa ostatnie występy obu drużyn w Lidze Mistrzów: z jednej strony Barcelona, która dała popis z mistrzem Anglii. Messi, który założył trzy siatki w pierwszej połowie, a o jego występie Gary Neville powiedział, że oglądając Leo czuł się jak za dzieciaka w sklepie z cukierkami. Z drugiej strony „Królewscy”, którym Ronaldo uratował tyłek z Schalke, po spotkaniu – powiedzmy wprost – w ich wykonaniu żenującym. Znowu wrócimy do Carlo, bo jego wypowiedzi o Cristiano są wymowne. Ancelotti Chwali, mówi, że Portugalczyk łapie wiatr w żagle, ale nawet on nie zamierza zaklinać rzeczywistości i stwierdza, że bywało – delikatnie mówiąc – lepiej.

To są fakty. Barca jest teraz na wozie, Real pod wozem. To samo odnosi się do rywalizacji Messiego i Ronaldo.

Reklama

Ale słowo „kryzys” przez wszystkie przypadki jeszcze dziesięć tygodni temu odmieniano na Camp Nou. To Messi całą jesień był zgaszony, miał być skonfliktowany z władzami i Luisem Enrique. To tutaj miano rozpisać przedterminowe wybory, dokonać trzęsienia ziemi w klubowych gabinetach. Zresztą, nie mniej jechano z szatnią – wszyscy obrońcy byli do chrzanu, transfery w komplecie chybione, a stare wygi wypalone. I co? I teraz jest sielanka. Im więcej o tym myślimy, tym bardziej mamy wrażenie, że w futbolu nawet kilka miesięcy to tylko trochę mniej niż wieczność.

Chcemy wskazać wam na jedno: nie ma Gran Derbi bez drużyny w kryzysie. Bo zarówno w Madrycie jak i w Barcelonie wszystko poniżej pierwszego miejsca w La Liga będzie uznane za niewystarczające, a lider może być tylko jeden (tak, wiemy, że teoretycznie może być ich dwóch, ale znajdźcie nam jedno El Clasico z taką wyjściową sytuacją – nie czarujmy się, praktyka ma tutaj kluczowe znaczenie). Wszystko poza totalną dominacją jest w opinii kibiców odchyłem od normy i czymś nie do zaakceptowania.

Dlatego pamiętajmy, że jakkolwiek kryzys Realu jest faktem, to jest to kryzys drużyny wybitnej. Która i tak może wygrać z każdym i wszędzie, jeśli akurat będzie miała lepszy dzień. Która ma taki gwiazdozbiór, o którego zazdrosny mógłby być sam Del Bosque z czasów „Galacticos”. I właściwie nie zgłaszalibyśmy większych pretensji, gdyby ktoś próbował nas przekonać, że takie dwa tria ofensywne jak „BBC” i MSN” na jednej murawie, to kto wie czy nie plejada, którą będziemy wspominać i za kilkadziesiąt lat.

***

Image and video hosting by TinyPic

Interesujące: obie strony jakby deprecjonowały stawkę dzisiejszego starcia. Gdy El Mundo publikuję okładkę ClasiKO, sugerując, że kto przegra może pożegnać się z tytułem, będzie znokautowany, Luis Enrique mówi, że ten mecz jest ważny, ale o niczym nie decyduje. Ancelotti uderza w podobne tony, przekonując, że jego przyszłość w żaden sposób nie zależy od tego jaki przebieg będzie miał dzisiejszy pojedynek.

Ile w tym gierek mentalnych, ile prawdy – trudno rozstrzygnąć. Według nas bliżej szczerości jest jednak Luis Enrique. Barcelona jeśli przegra, będzie tracić do Realu dwa punkty, Real jeśli przegra, będzie tracił ich cztery. Na finiszu rozgrywek to jednak ma swoje znaczenie. Jakby powiedział Tomasz Hajto: „To są te detale”. Owszem, wciąż dystans do odrobienia, ale to jednak „Królewscy” mają dziś do przegrania znacznie więcej.

Image and video hosting by TinyPic

Ale wiecie jak to jest z Gran Derbi. Mogłoby być już pozamiatane w lidze na korzyść Atletico, a i tak piłkarski świat siadłby gremialnie przed telewizorem. Wszystkiego można może spodziewać: widzieliśmy efektowne i zażarte mecze, widzieliśmy takie, w którym jeden rywal był bezdyskusyjnie lepszy. Widzieliśmy Mourinho wkładającego palec do oka Tito Villanovie, widzieliśmy świński łeb rzucony na murawę. Skandale, szarpaniny, bajeczne akcje, gole. Zresztą, nawet gdyby padło pierwsze od kilkunastu lat 0:0 po mega nudnym meczu, to choć byłoby rozczarowanie, jedno nie zmieniłoby się ani na trochę: wszyscy by o tym cholernym 0:0 mówili, pisali, analizowali je i czytali na sto sposobów. Bo El Clasico nie da się zignorować, a nawet więcej: nie ma ku temu żadnego sensownego powodu.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...