Znamy już rozkład jazdy kolejnych odcinków naszego prawie ulubionego serialu (tylko po Ekstraklasie), czyli Champions League. Znany i lubiany Łysy z UEFA znowu zakręcił kulami i ponownie udało mu się skojarzyć ze sobą starych znajomych. Ale czy to naprawdę takie dziwne, takie wyjątkowe? Tak to jest, na szczytach siłą rzeczy spotykają się ze sobą te same zespoły, bo wejściówek na europejski Olimp nie rozdają na ulicy, to impreza dla nielicznych, najbardziej elitarnych, a takich nie ma wielu.

W ćwierćfinałach Ligi Mistrzów powtórki dobrze znanych hitów

Screen Shot 03-20-15 at 12.27 PM

Źródło: UEFA.com

Derby Arabii, czyli PSG – Barcelona

Screen Shot 03-20-15 at 01.23 PM

„Derby Arabii” – tak żartobliwie określiła starcie mistrza Francji z „Blaugraną” jedna z angielskich stron, mając na myśli oczywiście możnych sponsorów obu drużyn. Możecie śmiało się z tego śmiać, możecie  się też oburzać, ale jeden element jakby się zgadzał – mecze derbowe zawsze mają dodatkowy smaczek, specyficzny klimat, a te dwie ekipy ostatnio wpadają tak często na siebie w Champions League, że ich potyczka nabrała kolorytu.

No, chyba że należycie do obozu, według którego kolejne spięcie PSG i Barcy to nudziarstwo, bo przydarza się kolejny raz. My się nie zgadzamy, bo nie przypominamy sobie, by jakikolwiek mecz tych drużyn stał na słabym poziomie, by w którymkolwiek brakowało emocji. Tegoroczne też ich doświadczyły, a można powiedzieć więcej: gdyby je spiąć ze sobą i uznać za dwumecz, do ostatnich minut trzymałby na skraju fotela.

Trzeba przyznać, że zarówno dwa lata temu jak i w zeszłym roku PSG okazało się koniec końców gorsze, ale za każdym razem tylko nieznacznie. Nie chcemy mówić, że paryżanie mają patent na Barcelonę, ale z pewnością są jedną z tych ekip, które nie klękają przed Katalończykami na jedno kolano, tylko biją się z nimi na całego, ile fabryka dała. A na niekorzyść Barcy działa też fakt, że terminarz im nie sprzyja – na cztery dni przed meczem w Paryżu grają z Sevillą na wyjeździe, a przed rewanżem podejmą u siebie Valencię. Tutaj naprawdę będzie się działo.

Jak bywało…

Zamiast tegorocznych batalii w grupie, które pamiętacie aż za dobrze, przypominamy zażarty ćwierćfinałowy bój PSG i Barcy z sezonu 12/13. Poniżej dramatyczne 2:2 z Paryża, w rewanżu 1:1 na Camp Nou i emocje do ostatnich sekund.


Barcelona VS PSg 2-2 All Goals and Highlights przez urbanalbania

Atletico – Real, czyli koszmar Ancelottiego

Screen Shot 03-20-15 at 12.29 PM

Mamy wielkie wątpliwości, czy był choć jeden rywal, którego Ancelotti chciałby uniknąć bardziej. Jasne, Bayern pod wodzą Pepa jest maszyną do pozbawiania rywali złudzeń. Jasne, Barcelona wiosną wrzuciła piąty bieg. Ale to Atletico tak regularnie i tak boleśnie w ostatnim czasie karciło „Królewskich”, że obrzydziło wszystkim na Bernabeu potyczki z sąsiadami.

Oczywiście, to też rewanż za zeszłoroczny finał, ale nas bardziej interesuje kontekst bardziej aktualny. Bo właśnie obie ekipy spotkają się po raz siódmy i ósmy w tej kampanii, a to już rekord wszechczasów, nigdy tak często nie grały ze sobą na przestrzeni jednego sezonu. Spójrzmy na dotychczasowe wyniki:

Real – Atletico 1:1 (19 sierpnia, Supercopa de España)
Atletico – Real 1:0 (22 sierpnia, Supercopa de España)
Real – Atletico 1:2 (13 września, La Liga)
Atletico – Real 2:0 (7 stycznia, Copa del Rey)
Real – Atletico 2:2 (15 stycznia, Copa del Rey)
Atletico – Real 4:0 (7 luty, La Liga)

Biorąc pod uwagę te rezultaty, trudno nie podejrzewać, że Real mógł wyhodować w sobie kompleks Atletico, a Rojiblancos na kogo jak na kogo, ale na rywala zza miedzy potrafią się zmotywować, wspinając na swój szczyt. Dodajmy do tego trwający kryzys formy „Królewskich” i stanie się jasne, że „Królewscy” wcale nie muszą być uznani za faworyta ćwierćfinału.

Jak bywało…

Chcielibyśmy sięgnąć dalej w przeszłość, nawet mieliśmy to zrobić, ale uznaliśmy, że jednak ten mecz w kontekście zbliżającego się dwumeczu ma zbyt wielkie znaczenie. Atletico – Real 4:0, przeżyjmy to jeszcze raz.


Atletico Madrid vs Real Madrid 4-0 All Goals… przez ALLORDSS

Porto – Bayern, czyli duchy z 1987

Screen Shot 03-20-15 at 12.30 PM

Źródło: Kaiser Magazine

Koniec przygody. Było fajnie, Porto zmazało zeszłoroczną plamę, strzelało masę bramek. Ale nawet jeśli uznać, że „Smoki” są najsilniejsze od lat, to ich zwycięstwo byłoby sensacją nad sensacje. Monachijski walec nie bierze jeńców, tylko rozjeżdża kolejnych rywali i tak najpewniej stanie się też z Portugalczykami (nazwa umowna, w pierwszym składzie rzadko wybiega choćby jeden).

Szczególnie, że przecież Guardiola w lidze wszystkich sił na każdy mecz rzucać nie musi. Będzie miał ochotę wysłać pół składu na trybuny, by nabrały sił? Śmiało. Nic nie stoi na przeszkodzie, Bundesliga już właściwie rozstrzygnięta, a przecież są i duże szanse, że druga jedenastka też zgarnęłaby trzy punkty. Na Porto podopieczni Pepa wyjdą więc wypoczęci, zmotywowani, głodni goli, a rywal? Właśnie toczy zażartą batalię z Benfiką o mistrzostwo, na takie luksusy jak krótkie choćby wczasy w środku sezonu nikt z najważniejszych graczy liczyć nie może.

Oczywiście na Dragao wciąż będą liczyć na to, że stanie się cud. Futbol przecież je uwielbia, a do jednej wielkiej niespodzianki z udziałem Bayernu już Porto w przeszłości doprowadziło…

Jak bywało…

Wspominamy finał z 1987. W Bayernie gwiazdy takie jak Hoeness, Rummenigge, Matthaus, Brehme i Pfaff, ale gola na 1:0 strzela Kogl. W 79 minucie cudna bramka Madjera (w rankingu urody goli finałów Ligi Mistrzów tylko trafienie Zidane’a z Bayerem może się jej równać), chwilę później trafia rezerwowy Juary i koniec. Sensacja staje się faktem, Józef Młynarczyk i spółka mogą świętować triumf.

mlynarz

Zagrajmy w „znajdź Młynarczyka

Juventus – Monaco, czyli szampany strzelają w Turynie

Screen Shot 03-20-15 at 12.31 PM

Obstawiamy, że Allegri uśmiechnął się dziś nawet szerzej. Kto wie, może nawet brakło mu twarzy, by uśmiechnąć się tak szeroko jakby tego chciał, bo nie oszukujmy się: wszyscy chcieli zagrać z Monaco. Nie żeby nikt nie doceniał puknięcia Arsenalu, ale to jest ćwierćfinał, w stawce niemal same potęgi, a wśród nich wicemistrz Francji po prostu musi uchodzić za kopciuszka. W Turynie pęknie dzisiaj niejedna flaszka, bo mało który los stawiałby ich w roli faworyta, ale koniec końców udało się trafić szczęśliwie.

Ostatni raz włoski klub dotarł do półfinału Ligi Mistrzów w 2010, kiedy to zwycięską kampanię Interu prowadził Mourinho. Teraz otwiera się znakomita szansa, by znowu reprezentant Calcio znalazł się w najlepszej czwórce w Europie. I powiedzmy jasno: Juventus musi awansować. Porażka nie wchodzi w grę, nie będzie dla niej wymówki. Kiedy ostatnio Bianconeri za swój plan minimum uznawali półfinał Champions League? O, to bilet do wehikułu czasu.

Co do Monaco, na pewno ich nie skreślamy. W księstwie też musiała zapanować dzisiaj umiarkowana radość. Juve to nie Bayern, Real czy Barcelona, a ekipa mniej więcej na poziomie Arsenalu, a więc przy sprzyjających wiatrach jak najbardziej do przejścia.

Jak bywało…

1998, półfinał Ligi Mistrzów. Juventus załatwia sprawę już w pierwszym meczu, u siebie rozbijając Monaco 4:1, trzy gole Del Piero (dwa z karnych) i jeden Zidane’a załatwiły sprawę. Finał „Stara Dama” przegrała z Realem.


1998 (April 1) Juventus (Italy) 4-AS Monaco… przez sp1873