Reklama

„Mogłem zginąć w zamachu, siedziałem 400 metrów dalej”

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

20 marca 2015, 10:09 • 14 min czytania 0 komentarzy

– W Bamako było tak, że zamachowcy wpadli do kawiarni i zaczęli strzelać do cudzoziemców. Ja siedziałem wtedy w restauracji nie dalej jak 400 metrów. I los sprawił, że zamachowcy zaatakowali akurat to drugie miejsce. Gdyby przeprowadzili zamach na restaurację, w której ja byłem, to dzisiaj byśmy nie rozmawiali. Afryka płonie. Mali, Nigeria, Czad, Tunezja. Islamscy ekstremiści chcą tworzyć swoje państwa i jest niebezpiecznie – opowiada Henryk Kasperczak w rozmowie z Super Expressem. Zapraszamy na piątkowy przegląd prasy, bardzo mocno zdominowany tematyką szlagieru między Lechem a Legią.

„Mogłem zginąć w zamachu, siedziałem 400 metrów dalej”

FAKT

Zaczynamy od trzech piłkarskich stron Faktu. Pierwszą z nich w całości zajmuje tekst Adama Dawidziuka. „Święta wojna” pomiędzy Legią a Lechem.

Reklama

Jedni, jak ikona Lecha Piotr Reiss, o nienawiści mówią wprost. Drudzy coś zaśpiewają, jak kiedyś Semir Stilić, by przypodobać się kibicom, a później przepraszają. Czesław Michniewicz mawia: w Poznaniu mecz z Legią jest jak Wigilia. Już tydzień wcześniej wszyscy nim żyją. Do pierwszego tarcia na linii Lech – Legia doszło we wrześniu 1956 roku. Nie było jeszcze Lecha, ale Zrzeszenie Sportowe Kolejorz. Legioniści występujący wtedy jako CWKS wygrali 6:0. Rozwścieczeni kibice gospodarzy zaczęli skandować w kierunku przyjezdnych „zawodowcy”, co miało być obraźliwe, bo wtedy sport w Polsce był jeszcze amatorski. Druga zadra pojawiła się w 1973 roku. Legioniści zremisowali u siebie z Lechem 0:0, ale nie o wynik chodziło, ale o faul na Władysławie Stachurskim, po którym obrońca Legii złamał nogę. Ta kontuzja spowodowała zakończenie kariery…

Jeśli chcecie trochę historycznego kontekstu, to dzisiaj w Fakcie.

Zrzut ekranu 2015-03-20 o 09.22.56

W ramkach:

Reklama

– Bereszyński chce strzelić gola
– Linetty chce się odkuć za poprzednie lata
Kibice Lecha nie wybaczają.

Transfery piłkarzy pomiędzy Lechem a Legią od wielu lat wzbudzają niezdrowe emocje wśród kibiców. – W Poznaniu usłyszałem, że mam wolną drogę, bo chcą odmłodzić skład. Kiedy przyjechałem z Warszawy do Poznania po swoje rzeczy, wieczorem ktoś wylał czerwoną farbę na mój samochód. Dobrze, że sąsiad zauważył, zdążyliśmy zeskrobać. Później na murze koło stadionu ktoś napisał: „Bóg wybacza, kibice nigdy” – mówi Jerzy Podbrożny, który w Lechu i Legii spędził po dwa i pół roku.

Dziś w samo południe Radoslav Latal zostanie trenerem Piasta. Wczoraj wraz ze swoim asystentem, z którym pracował w poprzednich klubach, oglądali meczu pucharowy gliwiczan w Bielsku-Białej. Dziś czeka ich konferencja prasowa w siedzibie klubu.

Zrzut ekranu 2015-03-20 o 09.23.04

Na ostatniej stronie: „Byłem jak Rocky”. Rozmowa z Tomaszem Kuszczakiem.

Zazwyczaj jest pan chwalony przez angielskie media, nawet po przegranych meczach. Jak pan tego dokonał po ośmiu miesiącach bez piłki?
– Statystycznie rzeczywiście minęło osiem miesięcy, ale gdyby wyłączyć z tego okres wakacyjny i przygotowawczy, kiedy nikt nie gra, nie było mnie na boisku przez pół roku. Cóż, tak wyszło, że nie miałem klubu, ale to nie znaczy, że nic nie robiłem. Ten okres naprawdę rzetelnie przepracowałem, nie chciałem siebie zawieść. Trenowałem jak Rocky Balboa: wstawałem o piątej rano i rozpoczynałem własny cykl treningowy. Poza tym trenowałem również z rezerwami Manchesteru United oraz w Oldham United.

Potrafi pan wytłumaczyć, jakim cudem tak długo pozostawał bez klubu?
– Ta sytuacja była dla mnie pewnym zaskoczeniem. W ciągu dwóch sezonów rozegrałem w Brighton prawie 90 meczów, w tym wiele bardzo udanych. Byłem ze swojej postawy zadowolony, co nie jest w moim przypadku naturalne, bo jestem wobec siebie bardzo krytyczny i wymagający. A mimo to nie mogłem znaleźć zatrudnienia. Po części sam sobie jestem jednak winien. Lubię duże wyzwania, trochę może przekombinowałem, bo kręciłem nosem na wiele ofert, jakie dostawałem, i później wiele opcji mi się zamknęło.

GAZETA WYBORCZA

Real ranny, czyli groźny. Czas na El Clasico.

Początek roku jest dla Ronaldo wyjątkowo trudny. Na gali FIFA, na której odebrał swoją trzecią Złotą Piłkę, mówił, że chce doścignąć Leo Messiego (cztery nagrody dla gracza roku). Tymczasem od 4 stycznia w 16meczach strzelił zaledwie dziewięć goli, co na kogoś, kto ma średnią powyżej bramki na mecz, jest wynikiem słabym. Messi w 19 spotkaniach Barcelony tego roku pokonał bramkarzy aż 20 razy. Więcej niż cały madrycki tercet BBC. W środowym rewanżu z Manchesterem City w Lidze Mistrzów Argentyńczyk zagrał tak, że trener Luis Enrique powiedział: – To najlepszy piłkarz w historii. Strzelec jedynego gola Ivan Rakitić dodał, iż nawet rywale mieli frajdę, patrząc na to, co wyprawiał. Brzmi paradoksalnie, bo Messi zakładał im siatki i wkręcał ich w murawę. – Dawno gra nie sprawiała mi takiej przyjemności – przyznał. Dodał, że jego radość wiąże się ze wspaniałym momentem, który przeżywa drużyna. Barcelona zaczęła rok od traumatycznej porażki z Sociedad, kiedy Enrique posadził na ławce Messiego i Neymara, a media grzmiały, że popadł w konflikt z największą gwiazdą, co doprowadzi do jego dymisji. Do dymisji nie doszło, za to Barca odzyskała formę, pozycję lidera ligi, awansowała do finału Pucharu Króla. Czasami wznosi się na wyżyny przypominające czasy pracy Pepa Guardioli.

Zrzut ekranu 2015-03-20 o 09.09.41

Rywale Polaków szukają zaginionej babci – taki tytuł nosi tytuł tekstu Michała Szadkowskiego? O co chodzi? Raczej o kogo. O Irlandczyków.

Największe sukcesy Irlandczycy odnosili, gdy reprezentację opierali na piłkarzach urodzonych poza krajem. Niedawno do tej metody wrócili, korzystają z niej też drużyny ze Zjednoczonego Królestwa. Nie będzie sensacji, jeśli Martin O’Neill wystawi na mecz eliminacji Euro 2016 z Polską (29 marca) drużynę w większości składającą się z urodzonych poza Irlandią. W szerokiej, 35-osobowej kadrze zmieścił aż 14 takich zawodników, w ostatnim spotkaniu o punkty od pierwszej minuty zagrało po dwóch graczy, którzy przyszli na świat w Anglii i Irlandii Północnej oraz jeden w Szkocji. Selekcjoner Szkotów Gordon Strachan na mecz z Gibraltarem zabrał sześciu piłkarzy urodzonych poza krajem. Szansę na debiut ma Matt Ritchie – rodem z Portsmouth – który po powołaniu przyznał, że nigdy w Szkocji nie był. W kadrze wystąpi dzięki ojcu pochodzącemu z Edynburga. FIFA traktuje Zjednoczone Królestwo szczególnie. Piłkarze z Anglii, Szkocji, Walii i Irlandii Północnej są obywatelami Wielkiej Brytanii, więc światowa federacja pozwala, by wybrali kraj, który reprezentują. Ale to teoria, bo związki umówiły się, że powołują tylko zawodników urodzonych w swoim kraju i tych mających w nim przodków. Irlandię obowiązują już takie same zasady jak pozostałych. Ale to też teoria, skoro tamtejsze obywatelstwo można dostać, jeśli z tego kraju pochodzili rodzice bądź dziadkowie piłkarza. Irlandia ma 6,3 mln mieszkańców, tyle samo ludzi z tamtejszymi korzeniami żyje w Wielkiej Brytanii.

SUPER EXPRESS

Zrzut ekranu 2015-03-20 o 09.13.33

Na łamach Superaka dziś kilka piłkarskich tematów rozsianych po różnych stronach. Henryk Kasperczak, to ciekawostka, opowiada jak mógł zginąć w zamachu w Afryce.

Zna pan Tunezję i Tunezyjczyków jak mało kto. Prowadził pan tamtejszą kadrę w latach 1994-1998, a teraz miał możliwość powrotu. Jak pan ocenia to, co się stało w Tunisie?
– Jestem we Francji i z przerażeniem oglądam relacje z Tunisu. To nie jest Tunezja, jaką znałem, gdzie bezpiecznie się czułem. Ten zamach to tragedia poszkodowanych, ale również Tunezyjczyków. To przyjaźni ludzie, nie zasłużyli na coś takiego. Kiedyś słyszałem, że na 10 milionów mieszkańców milion pracuje właśnie w turystyce. I oni ucierpią. Czasem demokracja w takich miejscach nie oznacza bezpieczeństwa. Gdy pracowałem w Tunezji, w kraju była dyktatura. Ale służby działały sprawnie i taka sytuacja nie miałaby miejsca.

W Tunezji giną cudzoziemcy, tak samo było w stolicy Mali, Bamako, gdzie niedawno doszło do zamachu na kawiarnię i koszary ONZ. To prawda, że żona kazała panu natychmiast wracać do Francji i dlatego nie przedłużył pan tam kontraktu?
– Powodów było kilka. Niektóre po stronie federacji. Ale zamachy też miały wpływ na to, że nie pracuję z Mali. W Bamako było tak, że zamachowcy wpadli do kawiarni i zaczęli strzelać do cudzoziemców. Ja siedziałem wtedy w restauracji nie dalej jak 400 metrów. I los sprawił, że zamachowcy zaatakowali akurat to drugie miejsce. Gdyby przeprowadzili zamach na restaurację, w której ja byłem, to dzisiaj byśmy nie rozmawiali. Afryka płonie. Mali, Nigeria, Czad, Tunezja. Islamscy ekstremiści chcą tworzyć swoje państwa i jest niebezpiecznie. Ja już nic nie muszę, więc nie będę ryzykował.

Zrzut ekranu 2015-03-20 o 09.13.44

Jerzy Podbrożny przekonuje, że w składzie jego Legii nie zmieściłby się nawet Duda.

Proszę wskazać jednego piłkarza obu klubów, który nadawałby się do Legii z lat 90.?
– Trudno powiedzieć. Bocznych pomocników mieliśmy dobrych. Lewandowski i Bednarz to były takie dwa konie. Który z obecnych piłkarzy biega więcej od tego duetu? Żyro – Kucharczyk zorientowani są bardziej ofensywnie. A tamci biegali w jedną i drugą stronę. Byli wszędzie. Ze środkowych pomocników mieliśmy Pisza i Michalskiego. Vrdoljak – Jodłowiec nie mają szans, żeby się z nimi równać. Michalski czy nawet Mandziejewicz to byli piłkarze, którzy potrafili włączyć się do przodu i zrobić przewagę. Jodłowiec może ma jeszcze taki ciąg, ale Vrdoljak? Żadnego, w poprzek, w tył. To cała jego gra. To nie jest środkowy pomocnik, który kreuje grę. Rozbić bardziej i przeszkadzać, to umie. Z bocznych obrońców mieliśmy Ratajczyka i Jóźwiaka. „Beret” jaki był taki był, ale przecież nie byłby słabszy od Bereszyńskiego czy Brozia. I obaj moi ówcześni koledzy grali ofensywnie. W środku obrony Zieliński i Mandziejewicz – na pewno lepsi od Astiza i Rzeźniczaka. Potrafili rozgrywać piłkę o wiele lepiej niż obecni defensorzy Legii. W powietrzu też lepiej grali. No i napastnicy. Był Kowalczyk, a o sobie nie będę mówił, bo nie wypada. O, jeszcze przecież był Fedoruk. Śmialiśmy się z Adasia, że ma chamski zwód, ale zawsze skuteczny. Wszyscy go znali, ale nikt go nie potrafił zatrzymać. Tak miał to opanowane. No więc przykro mi, ale z obecnej Legii do naszego składu nikt by się nie załapał.

A Ondrej Duda? Przecież wielkie kluby dają za niego nawet 8 milionów euro…
– Duda też miałby u nas kłopoty. Zdolny piłkarz, ale trochę za mało goli strzela. Jeśli ktoś ma wyłożyć za ofensywnego pomocnika wielkie pieniądze, to ten gracz musi zdobywać bramki. Same asysty nie wystarczą. Pod tym względem Ondrej ma jeszcze dużo do zrobienia.

Na tej samej stronie w ramce jeszcze kontrowersje dotyczące premii prezesa Ekstraklasy SA Bogusława Biszofa. Portal Interia.pl twierdzi, że odchodzący latem ze stanowiska Biszof otrzyma premię za wypełnienie kontraktu w kwocie 2,7 mln złotych. Ekstraklasa SA dementuje, twierdząc, że informacje są nieprawdziwe i nieprecyzyjne.

PRZEGLĄD SPORTOWY

Piszczek na okładce PS.

Zrzut ekranu 2015-03-20 o 09.37.14

Przekonuje, że Błaszczykowski w meczu z Irlandią dałby radę.

– Kuba jest dobrze przygotowany. Dałby sobie radę. Nie ma w nim żadnego strachu przed walką – twierdzi Piszczek. Na spotkanie w restauracji nieopodal ośrodka treningowego Borussii Dortmund w Brackel obrońca reprezentacji Polski przyszedł o kulach. Na lewej nodze orteza. Na boisko wróci najwcześniej za trzy tygodnie. Rozmawiamy dzień po przegranym przez BVB 0:3 meczu 1/8 Ligi Mistrzów z Juventusem Turyn.

Juventus wyeliminował Borussię z Ligi Mistrzów, nie pozostawiając wątpliwości, kto był lepszy w dwumeczu. Bramka na początku spotkania spuściła z was powietrze?
– Gol już w 3. minucie był dla nas jak potężny cios w głowę. Dostaliśmy „dzwona” i potem już trudno było gonić wynik, zwłaszcza że Juventus bardzo dobrze grał w obronie. W pierwszej połowie jeszcze próbowaliśmy odwrócić wynik, ale nie stwarzaliśmy sytuacji podbramkowych. Juventus w pełni zasłużenie awansował.

To nie była ta Borussia, która rok temu potrafiła napędzić strachu Realowi Madryt w rewanżu, mimo że pierwszy mecz Królewscy wygrali aż 3:0.
– Bo sezony są zupełnie różne. Mamy też swoje problemy. W poprzednim wywalczyliśmy wicemistrzostwo Niemiec, a teraz długo wygrzebywaliśmy się z dołu tabeli. Wreszcie jesteśmy w bezpiecznej strefie, ale los nauczył nas, że cały czas musimy być czujni i zdobywać punkty. Jak widać, nie tak łatwo radzić sobie na trzech frontach.

Zrzut ekranu 2015-03-20 o 09.37.43

O czarnym dniu Skorupskiego pisaliśmy już wczoraj na Weszło. PS również wspomina w niedużej ramce. Dziś jednak trzeba skupić się zwłaszcza na „ligowym weekendzie”, w którym – siłą rzeczy – sporo materiałów dotyczy spotkania Lecha z Legią. Henning Berg wskazuje, że podczas gdy inni siedzieli na sofie, Legia grała w pucharach.

Gdyby przeanalizować inne ligi europejskie, w prawie każdej do prowadzenia w tabeli potrzeba ponad dwóch punktów.
– A wiecie, jaką mieliśmy średnią zeszłej wiosny, gdy graliśmy już tylko w lidze? 2,5 punktu! Nie da się ukryć, że gra w pucharach wpływała na naszą postawę. Inne kluby w Polsce nie grają w pucharach, co najwyżej w lipcu i w sierpniu, a potem siedzą sobie na sofie, oglądają rywalizację w Europie w telewizji i przygotowują się do ligi. My rozgrywaliśmy po dwa mecze w tygodniu, musiałem więc zmieniać skład, dawać szansę innym piłkarzom.

Musiał pan. Rotacja jest czymś normalnym, pytanie tylko o skalę. Chelsea stoczyła morderczy pojedynek z PSG w rewanżu 1/8 finału Ligi Mistrzów, a w kolejnym meczu Jose Mourinho…
– …zrobił tylko dwie zmiany (w rzeczywistości jedną – przyp. red.). I zremisował z Southampton, a rywale stworzyli wiele okazji bramkowych. Oczywiście Mourinho to wielki trener, jeden z najlepszych, ale wiecie dlaczego teraz jest krytykowany? Bo nie przeprowadza zmian. Nie wiem, czy to słuszny argument, ale faktem jest, że Chelsea nie gra teraz na takim poziomie jak przed Bożym Narodzeniem. Zawodnicy są zmęczeni. W Polsce z kolei liga zostanie rozstrzygnięta w maju lub czerwcu i właśnie wtedy nasi zawodnicy muszą być w najwyższej formie.

Zrzut ekranu 2015-03-20 o 09.39.10

Na tej samej stronie tekst „Nie znoszą się, ale żyć bez siebie nie mogą” – ten sam, którego fragment cytowaliśmy już przeglądając Fakt. Co jeszcze o Legii i Lechu?

– Stanisław Atlasiński to najstarszy żyjący lechita
– Linetty: Prawdziwa kosa jest tylko z Legią
– Tomasz Jodłowiec, czyli tajemniczy element

Kiedy pada pytanie o Tomasza Jodłowca, pierwszą reakcją jest głęboki oddech. Rozmówca daje sobie kilka sekund na zastanowienie, bo i temat trudny. Niby każdy go zna, wie jak gra, jest świadomy silnych i słabych stron. Jedna z jaśniejszych postaci Legii Warszawa, dobre mecze w reprezentacji Polski. Dobry piłkarz, tajemniczy człowiek. Rzadko bywa wylewny, więcej robi niż mówi, a w każdej chwili telefonuje do żony. Małomówny góral z charakterem, który… nigdy nie nauczył się jeździć na nartach. – Czasami za dużo gadania powoduje nerwówkę. Krzyknę dopiero, kiedy jest ku temu potrzeba – charakteryzuje siebie. To on strzelił ostatniego gola dla Legii w ostatnim wyjazdowym meczu z Lechem jesienią 2013 roku (…) Strefa wywiadów na stadionie Polonii Warszawa. Jak zwykle wychodzi z szatni, mija dziennikarzy z telefonem przy uchu. Ktoś wpada na pomysł, by w tym momencie do niego zadzwonić. Aparat wydaje z siebie dźwięk, demaskując sprytnego piłkarza. Właśnie taki jest…

Pora jednak zajrzeć na inne podwórka. W dzisiejszym wydaniu mamy również niedługą rozmowę z Mariuszem Rumakiem pt. Zawsze gram jak pokerzysta.

Jak to się robi w Bydgoszczy?
– Najciekawsze jest to, że nie było żadnej metamorfozy w moim podejściu do drużyny czy sposobie zajęć. Żaden piorun nie uderzył. Nie byłem innym trenerem, kiedy nie wygrywałem seryjnie spotkań (…) Przede wszystkim zmienili się piłkarze. Wielu odeszło, wielu przyszło. To jest nowy Zawisza i nie ma co z tym dyskutować. Zmieniła się też struktura drużyny pod względem narodowości. W tej chwili nie ma więcej niż trzech piłkarzy z jednego kraju. Oczywiście oprócz Polski. Zaczynamy funkcjonować.

Wcześniej tworzyły się grupy i podgrupki?
– Nie o to chodziło. Duża grupa piłkarzy z Portugalii i Brazylii nie pasowała do specyfiki polskiej ligi. To nie byli źli gracze, ale nie do tych realiów. W Polsce o każdy metr boiska trzeba twardo walczyć, a dopiero później dokładać coś od siebie w ofensywie. Trzeba było zmienić proporcje w drużynie.

Zrzut ekranu 2015-03-20 o 09.49.07

Możecie poczytać o młodych wilkach w natarciu – Mateuszu Wdowiaku i Bartoszu Kapustce, którzy są najnowszą nadzieją Janusza Filipiaka w Cracovii. My na koniec zacytujemy jeszcze dwa mniejsze materiały. Na Jagę czeka… premia za mistrzostwo.

Przed sezonem była mowa o utrzymaniu, jednak zespół Michała Probierza nabrał takiego rozpędu, że dziś lepsza od niego jest tylko Legia. – Niech chłopaki walczą. Pewnie gdzieś z tyłu głowy mają świadomość, że za zajęcie miejsca w pierwszej szóstce mogą zarobić dodatkowe pieniądze. Ile? A to już sprawa między nami – uśmiecha się prezes. Jeszcze latem ustalono premię za tytuł mistrzowski. Z naszych informacji wynika, że w razie triumfu w lidze piłkarze mieliby do podziału milion złotych. Rozmową o mistrzostwie nikt w klubie nie zawraca sobie głowy, a gdy napomknie się o pucharach, szkoleniowiec obraca temat w żart, a prezes mówi: – Tak, tak. Już kilka klubów napinało się na awans do pucharów, a później był płacz. Kulesza woli rozmawiać o sprawach bardziej realnych, a za taką uznaje powołanie 17-letniego bramkarza Jagiellonii Bartłomieja Drągowskiego do pierwszej reprezentacji Polski. – A dlaczego nie? To ogromny talent, przyszłość naszej piłki – podkreśla: – Niech selekcjoner popatrzy na Bartka przychylnym okiem. On w szybkim tempie piłkarsko dojrzewa.

Z kolei Piast będzie podpisywał kontrakty w zależności od osiągniętych wyników.

Pierwszy za słabą postawę wiosną zapłacił trener Angel Perez Garcia. Zwolnienie Hiszpana może być początkiem sporych zmian w kadrze zespołu. 30 czerwca 2015 roku kończą się bowiem umowy trzynastu piłkarzy z szerokiej kadry pierwszego zespołu. Już dziś wiadomo, że kilku z nich nie podpisze nowych umów. – Prowadziliśmy rozmowy z Kamilem Wilczkiem i Łukaszem Hanzelem, jednak warunki, jakie im przedstawiliśmy, nie zostały przez nich zaakceptowane – przyznaje prezes klubu Adam Sarkowicz. Na razie z piłkarzy pierwszego zespołu nowy dwuletni kontrakt podpisał Gerard Badia. Tak naprawdę negocjacje rozpoczną się jednak za kilka tygodni. – Z większością zawodników, którym kończą się kontrakty, jesteśmy umówieni na kwiecień i nie ukrywam, że kontynuację naszej współpracy uzależniamy od zaangażowania i poziomu sportowego. Jednocześnie nie rezygnujemy z obserwacji i wyszukiwania zawodników, którzy mogliby w nowym sezonie wzmocnić zespół – dodaje prezes Piasta.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...