
weszlo.com / Anglia
Opublikowane 22.02.2015 19:57 przez
redakcja
No i co powiedzieć po takim meczu? Czy cokolwiek zabrzmi sensownie, czy jakikolwiek wniosek będzie miał rację bytu, skoro piłkarze w pierwszej połowie wsiedli na ruletkę, którą arbiter kręcił ile sił w rękach? Zagonić ich na boisko jeszcze raz w innym terminie – tak powinno być. Jeśli nie dla sprawiedliwości w piłce, to dla nas, dziennikarzy sportowych, bo paraliżuje to naszą pracę.
Powiemy – Southampton nie stwarzał sobie sytuacji, przegrał zasłużenie! No ale jak to sobie nie stwarzał, jeśli w porywach mógł mieć trzy karne, w tym jednego na samym początku meczu, co wymusiłoby inną strategię obu ekip? Pozwoliło im się okopać i grać z kontry, na co na pewno by nie narzekali?
Powiemy – Liverpool zneutralizował gospodarzy, mądrze po wyjściu na prowadzenie zamknął drogę do własnej bramki! Ale przecież ręka Lovrena w polu karnym była oczywista, nie dająca się w żaden sposób wytłumaczyć, i wtedy kolejny raz sędzia Kevin Friend musiał wskazać na wapno czego jednak nie zrobił.
A może mimo wyniku chcecie jechać po „The Reds”, że długimi minutami wyglądali mało aktywnie, że zagrali zbyt kunktatorsko? Im arbiter również przecież nie gwizdnął jedenastki, kiedy to Fonte wyciął Sterlinga równo z trawą. Powiemy wprost – jeden z najbardziej oczywistych karnych, których nie podyktowano, kompletnie nie wiemy na co patrzyli się sędziowie. Czirliderki z Polski wizytowały trybuny czy jak?
Zrobimy więc tak: nad pierwszą połową spuścimy zasłonę milczenia. To znaczy powiemy jedno: obejrzyjcie atomowe kopnięcie Coutinho, cymesik, cukierek wśrod bramek, zapętlić i oglądać. Ale o całej reszcie ani słowa, bo nie ma to większego sensu. Równie dobrze moglibyśmy wam napisać sportową relację z losowania totka. Pretensje miejsce do sędziego, może mu napadało deszczu gdzie nie trzeba i nic nie widział, na piłce skupić się nie mógł.
W drugiej połowie się ogarnął, prowadził zawody bardzo dobrze. Bezbłędnie tak jak bezbłędnie bronili się „The Reds”. Tak jest, to ci zmiana – ten Liverpool, który w zeszłym roku przypominał nieco zespoły Zdenka Zemana, wiedział, że potraci gole i po prostu planował załadować więcej, teraz imponująco budował podwójne zasieki. Asekuracja, żelazna dyscyplina, poświęcenie, a nawet gdy Soton dostawało się w pole karne, to stoperzy byli na miejscu, w razie czego blokowali uderzenia. Klasa. Dziwi nas tylko, że gospodarze tak często próbowali klepać zamiast strzelać z dystansu, bo przecież na tak rozmokłej murawie wiadomo, że w ten sposób łatwiej o gola, a koronkowe akcje są diabelnie trudne do wykonania. Zresztą spójrzmy na gole – bomba z daleka i trafienie po zamieszaniu.
Tak czy inaczej jednak Southampton nie miał wiele do powiedzenia i zasłużenie w drugiej połówce nic nie strzelił, bo czy zasłużenie przegrał – patrzcie wyżej. „The Reds” z kolei zgarniają kolejne punkty, pną się w tabeli, zostawili daleko za sobą duchy złej jesiennej formy.
Opublikowane 22.02.2015 19:57 przez