Swego czasu wypromowaliśmy hasło: eurowpierdol. Mieliśmy ku temu solidne podstawy, wszak polscy piłkarze zdecydowanie częściej pokazywali przedstawicielom śmiesznych lig, że Ekstraklasa to również rozgrywki nie do końca poważne, niż przypominali wiosną Europie, że u nas też się gra w piłkę. Liga Mistrzów to tylko mgliste wspomnienie, Puchar UEFA i Liga Europy to – poza nielicznymi wyjątkami – pasmo upokorzeń. No dobra, do rzeczy. Dziś Legia zaczyna rywalizację z Ajaksem, a my czekamy na przerwanie złej serii.

LIZBONA 23.02.2012 REWANZOWY MECZ 1/16 LIGA EUROPY SEZON 2011/12: SPORTING LIZBONA - LEGIA WARSZAWA 1:0 --- UEFA EUROPA LEAGUE 1/16 FINAL SECOND MATCH: SPORTING CLUBE DE PORTUGAL - LEGIA WARSAW 1:0 MICHAL ZYRO MICHAL KUCHARCZYK PIOTR STREJLAU FOT. PIOTR KUCZA/NEWSPIX.PL --- Newspix.pl *** Local Caption *** www.newspix.pl mail us: [email protected] call us: 0048 022 23 22 222 --- Polish Picture Agency by Ringier Axel Springer Poland
Za nami sześć podejść. Liczymy tylko XXI wiek, bo nie ma sensu grzebać w prehistorii. Powinniśmy pewnie napisać „tylko sześć”, ale to zbyt oczywiste. Tyle razy polskie kluby szykowały się do poważnej pucharowej rywalizacji na wiosnę. Zły prognostyk przed Legią – zawsze wywalaliśmy się już na pierwszej przeszkodzie. Okoliczności były jednak różne, więc dzisiejszy mecz jest dobrą okazją, by przypomnieć sobie stracone szanse i popełnione błędy, czyli dotychczasowe podejścia.
WISŁA KRAKÓW – LAZIO RZYM (2002/03)
Dla wielu to najmocniejsza polska drużyna w XXI wieku. Za sterami Henryk Kaspeczak, a na boisku m.in. Żurawski, Uche, Szymkowiak, Kosowski, Baszczyński, Głowacki. Drużyna praktycznie bez słabych punktów. No, może poza bramkarzem, którym był Angelo Hugues. Za nimi były gładkie wygrane z ogórkami z Irlandii Północnej i Słowenii, a także pasjonujące mecze z Parmą (awans dzięki dogrywce) i z Schalke, które wcześniej wyeliminowało Legię. Cztery bramki wbite Niemcom na wyjeździe. Wydawało się, ze ta drużyna właśnie zdobyła swój Everest.
Przed nimi Lazio Rzym, prowadzone wtedy przed Roberto Manciniego. W składzie włoskiej drużyny sporo gwiazd: Mihajlović, Simeone, Chiesa, Claudio Lopez… długo by ich wszystkich wymieniać. Pierwszy mecz znów genialny. 3-3 na wyjedzie. Oto początek relacji z Gazety Krakowskiej:
O mamma mia! — łapali się za głowy tifosi SS Lazio. Rany boskie, ile radości daje nam Wisła — szaleli rozradowani kibice „Białej Gwiazdy”. Sześć bramek na Stadio Olimpico, to tylko część historii meczu, w którym były najpierw chwile niepewności, potem wielkiej radości i nadziei do końca, że uda się Lazio ostatecznie skaleczyć. Skończyło się na remisie, który przed rewanżem stawia Wisłę w bardzo korzystnej sytuacji, o ile oczywiście Wisła w Krakowie zagra co najmniej tak dobrze jak w Rzymie. Przed tą grą optymiści realnie patrzący na życie: marzyli o tym, by Wisła zdobyła jedną bramkę na wyjeździe, w ostateczności nie przegrała wyżej niż jedną bramką. Tymczasem to krakowianie po wspaniałej drugiej połowie byli bliżsi zwycięstwa i Lazio powinno się cieszyć, że uratowało skórę. Wierzymy, że nie uratuje jej przy ul. Reymonta!
Rewanż? Była niezła szopka. Mecz miał się odbyć w przedostatni dzień lutego. Płyta zagraża bezpieczeństwu zawodników – orzekł delegat UEFA. Wisła za pośrednictwem prasy prosiła kibiców o pomoc w przygotowaniu murawy na nowy termin (5. marca). Ostatecznie do Krakowa ściągnięto nawet nowoczesną jak na tamte czasy aparaturę (specjalny namiot grzewczy). Wszystko po to, aby dało się grać. Boisko przypominało łąkę zaraz po roztopach. Zaczęło się świetnie. Już na początku meczu do bramki trafił Kuźba. Lazio wyrównało, ale to wciąż polski klub grał dalej. Okazji nie brakowało (m.in, poprzeczka po strzale Kalu Uche). Ostatecznie drugą bramkę wpakował Chiesa, a Wiśle nie udało się odrobić straty. Trudów spotkania nie wytrzymali Żurawski i Kuźba, siła ofensywa spadła i tak zakończyła się ta pasjonująca przygoda.
DYSKOBOLIA GRODZISK WIELKOPOLSKI – GIRONDINS BORDEAUX (2003/04)
W kolejnym sezonie nasza (dokładniej – polskich klubów) przygoda w Europie zaczęły się fatalnie. Wisła Płock odpadła z łotewskim Ventspilsem, GKS Katowice z Cementarnicą Skopje. Wiśle nie udało się awansować do Ligi Mistrzów (lepszy był Anderlecht), a w Pucharze UEFA piłkarze Białej Gwiazdy najpierw pokonali NEC Nijmegen, lecz – mimo wielkiej siły ofensywnej w zespole – nie potrafili strzelić bramki Valerendze Oslo. Odpadli po konkursie jedenastek.
Dość niespodziewanie najdalej zaszła ekipa z Grodziska. Zbigniew Drzymała zapragnął wielkiej piłki na prowincji i jego marzenie się ziściło. Ekipa była solidna: Kriżanac, Wieszczycki, Rasiak, młody Mila… Klubik z małego miasteczka wyeliminował Herthę Berlin i Manchester City (słynny rzut wolny Mili). Po tych meczach wiosenny przeciwnik – Girodins Bordeaux – nie wydawał się zbyt straszny.
Założenie we wszystkich spotkaniach było proste: przede wszystkim nic stracić, a może uda się coś strzelić. W pierwszym meczu u siebie czyste konto udało się zachować przez 90 minut. Dopiero w doliczonym czasie gry Liberdę pokonał Chamakh. Chyba właśnie wtedy z Polaków uszło powietrze.
Rewanż praktycznie bez historii. 4-1.
LECH POZNAŃ – UDINESE CALCIO (2008/09)
Na kolejną wiosnę w pucharach trochę sobie poczekaliśmy. Lech do sezonu przystępował po genialnym oknie transferowym. W jego trakcie udało się na stałe ściągnąć do Poznania: Stilicia, Lewandowskiego, Arboledę, Peszkę i Bandrowskiego. Trenerem był oczywiście Franciszek Smuda i trzeba przyznać, że ówczesny Lech za jego kadencji naprawdę grał dobrą piłkę. W dużej mierze dzięki tej pucharowej przygodzie został później przecież selekcjonerem.
Dwumecz z Austrią Wiedeń – opowieść z krainy dreszczowców. Dogrywkę udało się uratować pięć minut przed końcem. W niej strzelił Lewandowski, ale Austriacy, z Jackiem Bąkiem w składzie, wyrównali. Nie było już mowy o karnych. My albo oni. W 120. minucie, po akcji rozpaczy i golu Murawskiego okazało się, że jednak my.
Z grupy – w której było CSKA Moskwa, Deportivo La Coruna, Nancy i Feyenoord – udało się wyjść, zdobywając ledwie pięć punktów w czterech meczach. Wiosną los przydzielił Lechowi włoskie Udinese. Co tu dużo mówić, szkoda straconej szansy.
Pierwszy mecz. Dość szczęśliwe – ale patrząc na stracone bramki, również frajerskie – 2-2
W rewanżu zaczęło się od gola Rengifo, skończyło na kiksie Kikuta
LECH POZNAŃ – SPORTING BRAGA (2010/11)
Faza grupowa była czymś genialnym. Poznaniacy przed sezonem stracili Roberta Lewandowskiego, ale w jego miejsce pojawił się Artjoms Rudnevs. W lidze strzelił gola w debiucie, a w pucharach pociągnął poznańską lokomotywę. Występy całego Lecha w Ekstraklasie było rozczarowujące (pracę stracił Jacek Zieliński, zastąpił go Bakero), ale w Europie Polacy narobili bałaganu.
Jeśli polski klub trafia do grupy z obrzydliwie bogatym Manchesterem City, wielkim Juventusem Turyn i Red Bull Salzburg, czyli budowaną za potężną kasę drużyną, to na ile punktów liczyć może jego kibic? Teoretycznie góra na trzy, zdobyte z Austriakami na własnym boisku. Lech ugrał ich aż 11 i wyrzucił za burtę Ligi Europy słynnych Włochów.
Braga? W porównaniu z tym osiągnięciem wydawało się, że to pestka. Najpierw mecz na śniegu. Kriwiec do Rudnevsa, 1-0. Praktycznie już sprawdzamy, kogo los może przydzielić nam w kolejnej rundzie. Rewanż to jednak mecz niezrozumiały. Na szpicy Stilić, Rudnevs na skrzydle, nastawienie się tylko i wyłącznie na obronę przywiezionej zaliczki. Efekt? Koncertowo spartolony mecz. Jeszcze w końcówce piłka trafiła w poprzeczkę po strzale Jakuba Wilka, ale umówmy się – Braga awansowała dalej w pełni zasłużenie.
WISŁA KRAKÓW – STANDARD LIEGE (2011/12)
Początek roku 2012. Można było wtedy być optymistą. Za chwilę w naszym kraju miały odbyć się mistrzostwa Europy, a w pucharach aż dwie drużyny wytrwały do wiosny.
Na początek Wisła. Od Ligi Mistrzów dzieliło ją wtedy pięć minut. Została nagroda pocieszenia, gra w Lidze Europy. Twente, Fulham, Odense. Grupa całkiem mocna, a awans udało wywalczyć się w niezwykłych okolicznościach. Zapewnił go niejaki Baye Djiby Fall, piłkarz Odense.
W fazie pucharowej Wisła trafiła na Standard Liege. Dwa remisy (1-1, 0-0), decydująca była bramka strzelona przez Belgów w Krakowie. Dwumecz z historią: u siebie Wisła zdołała wyrównać grając w osłabieniu (w 26. minucie sędzia wyrzucił z boiska Czekaja i podyktował karnego), na wyjeździe z boiska wyleciał Nunez, lecz Wisła znów grając w osłabieniu, miała swoje szanse.
LEGIA WARSZAWA – SPORTING LIZBONA (2011/12)
To, że piłkarze ze stolicy doszli tak daleko było cudem. Nie powinni grać w 1/16 LE. Ba, nie powinni nawet awansować do fazy grupowej. Serio, ciężko nam inaczej nazwać to, co wydarzyło się w sierpniu w Moskwie. Runda play-off. W pierwszym meczu Legia zremisowała u siebie ze Spartakiem 2-2. W rewanżu po 27. minutach było już 2-0. Zapewne wielu z was, właśnie wtedy przestało śledzić to spotkanie. Bo niby co się mogło w nim jeszcze wydarzyć?
Wydarzyło się.
“I wsio”
W grupie równych nie miało sobie PSV, ale Legii udało się wyprzedzić Hapoel Tel Awiw i Rapid Bukareszt. O ile nas pamięć nie myli, wylosowanie Sportingu Lizbona przyjęto z umiarkowanym entuzjazmem. Mniej powodów do zadowolenia dawała natomiast polityka transferowa klubu. Borysiuk w Kaiserslautern, praktycznie na ostatni guzik dopięte już były transfery Rybusa i Komorowskiego do Rosji (w sumie Legia zarobiła prawie 5 dużych baniek). Kto „wzmocnił” drużynę? Nacho Novo i Ismael Blanco.
Legia Warsaw 2-2 Sporting Lisbon przez junaidalee
W Warszawie obejrzeliśmy niezły mecz, ale dwie stracone bramki na własnym stadionie w europejskich pucharach… to o jakieś dwie za dużo. W rewanżu byliśmy świadkami całkiem wyrównanej walki, dopiero po bramce Fernandeza z rzutu wolnego na pięć minut przed końcem stało się jasne, że to Portugalczycy zagrają dalej.
*
Gdyby z tych wiosennych przygód polskich klubów w Europie spróbować zrobił książkę, to byłaby ona:
a) dość krótka
b) momentami spektakularna
c) momentami śmieszna
d) koniec końców – smutna
Przydałby się w niej jakiś przyjemny rozdział.
MR
Fot. FotoPyK