Reklama

Problemy kolejnego Polaka w Bułgarii. Płacą, ale… nie tyle, ile powinni

redakcja

Autor:redakcja

18 lutego 2015, 11:16 • 3 min czytania 0 komentarzy

Bułgarskie media podały, że Botew Płowdiw chce „złamać” Adama Stachowiaka, a jako że piłkarz nie godzi się na obniżkę pensji, to klub odcina mu telewizję i internet. Ile w tym prawdy? Tylko trochę. Polskiemu bramkarzowi nic nie odcięto, ale sytuacja jest niezbyt wesoła.

Problemy kolejnego Polaka w Bułgarii. Płacą, ale… nie tyle, ile powinni

Ostatnie wieści o Stachowiaku, jakie dotarły z Bułgarii, sięgają minionego lata. Po pierwsze, bramkarz Botewu ma problemy z sercem i jego kariera jest zagrożona. Po drugie, ma odejść, bo trener wystawił mu negatywną opinię. Dziś wiemy jednak, że żadnego zagrożenia nie było, to tylko jednorazowe złe wyniki. Negatywnej opinii również nie było, ale w tę sprawę wypada zagłębić się bardziej. Już wyjaśniamy…

W połowie czerwca po Bułgarii rozniosła się informacja, że część banków jest w fatalnej sytuacji finansowej. Do ludzi trafiały smsy, by wycofać depozyty m.in. z Korporacyjnego Banku Handlowego (KTB), numer cztery na krajowym rynku (dane „Newsweeka”). Społeczny alarm sprawił, że z KTB i jeszcze jednego banku wycofano łącznie pół miliarda euro, aż w końcu ogłoszono upadłość tego pierwszego.

Jaki to ma związek ze Stachowiakiem? Ano taki, że KTB należał do Cwetana Wasiliewa, głównego sponsora Botewu. Dziś przebywa on w Serbii, oddał się w ręce tamtejszych funkcjonariuszy i czeka na decyzję, czy zostanie poddany ekstradycji do Bułgarii. W ojczyźnie najpewniej spotkałaby go kara za nadużywanie uprawnień przewodniczącego Rady Nadzorczej. – Pewnie najchętniej by go rozstrzelali – mówi osoba zorientowana w tamtejszych realiach.

Konsekwencje dla Botewu były takie, że został odcięty od poważnego źródła finansowania. W klubie wpadli więc na pomysł, by zarobić na obecnych piłkarzach. A konkretniej – na obcokrajowcach. Są chętni? Wyciągnąć za nich jak najwięcej. Nie ma chętnych? Oddać za darmo. Latem odchudzono więc kadrę z aż dwunastu obcokrajowców, zarabiając na nich łącznie 1,5 miliona euro. Stachowiak też miał rozwiązać kontrakt, szykował się już do wyjazdu do Azerbejdżanu, ale w ostatniej chwili zawołano za niego 100 tysięcy euro. W klubie został więc on, Tomas Jirsak znany z Wisły i właściwie sami Bułgarzy.

Reklama

Problem jednak w tym, że w klubie odpalili Excela, policzyli budżet na ten sezon i zakomunikowali piłkarzom: nie zapłacimy wam więcej niż trzy tysiące euro. Nie i koniec. I to niezależnie od tego, czy ktoś ma wyższy kontrakt (a Stachowiak, według bułgarskich mediów, powinien dostawać ok. pięciu tysięcy). Botew płaci regularnie, bez opóźnień, ale… nie tyle, ile powinien.

Warto przypomnieć, że kłopoty Polaków w Bułgarii to nic nowego. Dwa lata temu w Etyrze 1924 Wielkie Tyrnowo grało czterech naszych rodaków, w tym Mateusz Bąk i Sławomir Cienciała. Piłkarze mieli lewe kontrakty, zaniżone wynagrodzenie, nie trenowali przez trzy tygodnie, wyrzucano ich z hotelu, słyszeli groźby od właściciela klubu. – Wszyscy dookoła kłamali. Każdy nadałby się na głównego bohatera bajki Pinokio – mówił nam wtedy Bąk.

Stachowiak ma prawo się pocieszać, że mógł trafić gorzej.

Najnowsze

Piłka nożna

Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Szymon Piórek
9
Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Stranieri

Komentarze

0 komentarzy

Loading...