Reklama

Lechia wreszcie przypomina zespół. I ten Grzelczak… Przetrwa wszystko

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

13 lutego 2015, 23:08 • 3 min czytania 0 komentarzy

Dokładnie 145 minut musieliśmy czekać na pierwszego wiosennego gola w Ekstraklasie. Różne snuliśmy scenariusze, komu może przypaść od w udziale. W ataku Zawiszy mieliśmy Świerczoka, w Lechii Milę, Friesenbichlera skutecznego zimą. A na listę strzelców i tak zapisał nam się Grzelczak. Jakby chciał pokazać, że pewne rzeczy są niezmienne. Gdy wykończył to bardzo dobre ofensywne wejście Wojtkowiaka, aż się szerzej uśmiechnęliśmy. Nie żebyśmy źle życzyli Wiśle. Po prostu – przez Gdańsk w ostatnim roku przetoczyły się wagony zawodników, a na koniec w pierwszym składzie znowu wyszedł on – Piotr Grzelczak i zapewnił zwycięstwo. 

Lechia wreszcie przypomina zespół. I ten Grzelczak… Przetrwa wszystko

Inna rzecz, że jeśli którakolwiek z drużyn zapracowała w tym meczu na sympatię, to wyłącznie Lechia. Przez większość czasu w piłkę grała tylko ona. Fragmentami zupełnie bez rewelacji, ale i tak jedynym, czym Wisła próbowała się jej przeciwstawić, była sprawnie dyrygowana przez Głowackiego defensywa.

Paweł Brożek i Semir Stilić, gdyby zsumować ich wątpliwe zasługi, zapracowali dziś na jedną wielką rózgę. I o ile od tego pierwszego, notorycznie odcinanego od podań, trudno było wymagać cudów, o tyle Bośniak zawiódł po całości. Nie pamiętamy choćby jednej sytuacji, w której dałby od siebie coś ekstra. Choćby jednego błyskotliwego podania. Jeśli z trybun albo przed telewizorami obserwowali go dzisiaj jacyś zagraniczni skauci, mają najprawdopodobnie niezły mętlik w głowie… Bo to nie był Stilić.

Lechia przynajmniej ciągle próbowała. I to z każdej strony – przez Grzelczaka, przez Makuszewskiego, środkiem, szukając otwierających podań Mili. Przed przerwą najbliżej szczęścia był… Grzelczak, ale z woleja trafił wprost w dobrze ustawionego Buchalika. Pisaliśmy o tym w przedmeczowej zapowiedzi – na papierze Lechia prezentuje się naprawdę dobrze. Z Wojtkowiakiem, Wawrzyniakiem i młodym Janickim w obronie. W środku pola z Łukasikiem, Możdżeniem, Milą, Makuszewskim…

Niezły kawałek składu, jak na Ekstraklasę.

Reklama

Przez zdecydowaną większość czasu wszystko, ale tak naprawdę wszystko wskazywało na to, że w końcu musi wyjść na prowadzenie, a gdy już to zrobiła, że dowiezie je do końca. Wisła dopiero w ostatnim kwadransie złapała odrobinę wiatru w żagle, miała lepszy moment, ale na niewiele to starczyło. Jej najjaśniejszym punktem niezmiennie był Głowacki – najrówniejszy z wszystkich na boisku.

Powiedzmy sobie szczerze – oczekiwaliśmy, że ten mecz będzie tak ze trzy razy lepszy. Dostaliśmy minimum przyzwoitości. Ale z drugiej strony, nie bagatelizujemy też sygnałów, jaki wysłał nam dziś zespół z Gdańska. Wisła wróciła do szatni bez choćby jednego strzału posłanego w światło bramki Bąka. A już po ostatnim gwizdku mieliśmy naprawdę budujące scenki. Grupę zawodników cieszących się w kółku. Wspólnie, spontanicznie. Później słuchających co ma im do powiedzenia jeden z najbardziej doświadczonych graczy w składzie. Wygląda na to, że Jerzy Brzęczek nie mijał się z prawdą, kiedy przekonywał, że coś się tam pod jego wodzą rodzi. Może wreszcie zespół?

img

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...