Reklama

Koszula Granta i rzuty karne. To nie miało prawa się udać, a… się udało!

redakcja

Autor:redakcja

08 lutego 2015, 23:41 • 3 min czytania 0 komentarzy

Dzieją się w Afryce rzeczy magiczne. Możecie nie wierzyć, bo pewnie oglądaliście Lyon z PSG. Walkę Rocky’ego z Ivanem Drago albo zerkaliście na Barcelonę. A w finale Pucharu Narodów Afryki, w tym samym czasie, Wybrzeże Kości Słoniowej znowu nie strzeliło gola, znowu zremisowało 0:0 i… w końcu wygrało w rzutach karnych. Cóż to były za jedenastki! Oscar ze reżyserię. Niezmieniany niebieski t-shirt Avrama Granta poległ w starciu ze słynną białą koszulą Herve Renarda. Francuz nie przegrał w niej 16 meczów z rzędu i jest pierwszym trenerem, który wygrał PNA z dwiema różnymi drużynami.

Koszula Granta i rzuty karne. To nie miało prawa się udać, a… się udało!

Jesteśmy skonsternowani. Nie wiemy, od czego zacząć. Tu się niby nic nie działo, a w końcu działo się… za dużo. Wybrzeże Kości Słoniowej zaczęło od dwóch niestrzelonych karnych. Znowu zaczęto mówić o fatum, a nagle wszystko się odwróciło. W 3 minuty, w moment, a kropkę nad i postawił… bramkarz. Nie chce nam się liczyć, ile było tych jedenastek, trwało to długo, ale w pełni wynagradza wcześniejsze 120 minut, bo przecież umówmy się – to był najnudniejszy finał ever. Podania typu: ja do ciebie, ty do mnie. Zero strzałów. Jedno uderzenie Atsu w słupek, ale przecież strzały w słupek to strzały niecelne. Gdyby ktoś chciał zrobić 8-minutowy skrót finału PNA, to musiałby posiłkować się żenującą symulką Bailly’ego z WKS – jak dla nas najgorszym aktorstwem od czasów Jacka z Klanu.

Ma więc Wybrzeże Kości Słoniowej mistrzostwo Afryki. Ile w ostatnim czasie czytaliśmy tekstów, jacy to oni są poszkodowani. Że hegemoni, że drużyna złożona z gwiazd, a na końcu zawsze karne i porażka. Zabawne: WKS pierwszy raz od 1992 roku wygrał PNA i to w momencie, kiedy przestał grać w nim Drogba i Zokora. W trakcie turnieju nie zwalali z kolan. Jeśli wygrywali, to tylko dzięki przebłyskom Bony’ego albo Gervinho. Nieźle w fazie pucharowej grał Yaya Toure. Ale to nie był zespół grający spektakularnie, co zresztą pokazał finał. Tego wieczoru rozgrywanych było na świecie kilka dziesiątek meczów i jesteśmy pewni, że ten był najgorszy. Najgorszy, gdyby nie karne.

No i Mamadou. O nim musimy napisać oddzielny akapit. Poziom tegorocznego turnieju był tak mizerny, że odkryciem trzeba wybrać współkomentatora Eurosportu, który idealnie wpisał się w klimat imprezy. Ktoś może powiedzieć, że to przesada, że nie wypada. No trudno, ale mistrzostwa Afryki są raz na dwa lata i są imprezą tak specyficzną, że właśnie ten Mamadou dodawał kolorytu i kazał zostać przy telewizorze. Mister Haha, non stop uśmiechnięty. Facet, z którym zrobiliśmy wywiad na Weszło jakieś trzy tygodnie temu i od początku mówił, że Wybrzeże jest jego faworytem. Podobno już na starcie widział w tym zespole specyficzną energię. Nie wiemy, co to znaczy, ale wygrali. Chwała im za to.

Kończy się zatem Puchar Narodów Afryki i kończy się jak zwykle wisienką na torcie. Można mówić, że to futbol z drewnianych chatek, że nasycenie absurdu jest tutaj ciężkostrawne, ale na koniec zawsze gdzieś tam pojawia się uśmiech. Przypomnijcie sobie ostatni mundial, jak w Ghanie piłkarz spoliczkował działacza, a zaległe pieniądze wysyłano samolotem. Na mundialu w 1974 roku piłkarz Zairu przy rzucie wolnym wybiegł z muru i kopnął piłkę jak w rugby. Nie rozumiał zasad. Tkwił w niewiedzy. 40 lat później w fazie pucharowej PNA gość od meleksa wjeżdża w piłkarza, a w półfinale dochodzi do takich scen, że nagle nad głowami zaczyna latać Błękitny 24.

Reklama

Uwielbiamy ten turniej. Pięknie się stało, że dostaliśmy takie zakończenie.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...