Reklama

Zimowa przerwa, jakiej nie znaliście

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

24 grudnia 2014, 17:02 • 11 min czytania 0 komentarzy

Nie będziemy ich oglądali przez kilka kolejnych tygodni. Wrócą dopiero w połowie lutego. Gdzie będą podziewali się przez ten czas i dlaczego w ciepłych, słonecznych krajach? Jak wyglądał zimowy okres przygotowawczy kiedyś, a jak wygląda dziś? I dlaczego po tak długim okresie bez piłki aż tak często słyszeliśmy równie śmieszne, co przykre wymówki? Wyjaśniamy i opisujemy, co nasze ekstraklasowe orły czeka tej zimy.

Zimowa przerwa, jakiej nie znaliście

JAK PRZEPRACOWAĆ ZIMĘ?

Dobre pytanie. Takie, które zadają wszyscy, a właściwie nikt nie udziela na nie odpowiedzi. Jeszcze dwa, trzy lata temu słyszeliśmy od prawie co drugiego ligowca mało wyszukane formułki: że jesteśmy przetrenowani, że brakuje nam świeżości, że nie mamy pary w nogach, ale to tylko kwestia czasu. Bla, bla, bla… Wielu tak gadało, a dopiero po publicznym piętnowaniu, również przez nas, zaczęli gryźć się w język.

No więc, jak?

– Jest takie powiedzenie: lepiej być pięć procent niedotrenowanym niż jeden procent przetrenowanym. To ważna zasada – twierdzi Łukasz Bortnik, ceniony w Polsce specjalista przygotowania fizycznego. – Często się mówi, że trzeba dobrze przepracować zimę, żeby potem mieć tę tzw. „parę w nogach”. Można się z tym zgodzić lub nie. Ja uznaję zasadę, że przeciążenie organizmu musi wystąpić w danej fazie okresu przygotowawczego, bo wtedy superkompensacja będzie jeszcze lepsza. Ale granica między pożądanym przeciążeniem a przetrenowaniem jest bardzo cienka. Dlatego bieżący monitoring jest dziś niezbędny w futbolu zawodowym – dodaje trener przygotowania fizycznego, zatrudniony wcześniej m.in. w Cracovii, Widzewie, GKS-ie Bełchatów.

Reklama

Image and video hosting by TinyPic
Zimowe zgrupowanie Legii w Hiszpanii

W JAKI SPOSÓB SIĘ PRZYGOTOWYWALI…

Przygotowywali się co najmniej nietypowo, w Spale. W miejscu, które wygląda jak dziura zabita dechami, w którym jest problem z zasięgiem, a poza karczmą, sklepem spożywczym i restauracją nie ma nic. W miejscu, w którym poza zorganizowaną zabawą, małą potańcówką dla seniorów uciech jest naprawdę niewiele. Skąd ta Spała? Ano od Oresta Lenczyka, który wymyślił ją sobie z dwadzieścia lat temu. Zresztą, rok temu wpadliśmy z wizytą do prowadzonego przez niego Zagłębia i szeroko opisywaliśmy to miejsce.

Przyjazd w to miejsce jest u Lenczyka tradycją. Każdy zespół, który prowadzi, musi wpaść do Spały co najmniej kilka razy. Jedni zastanawiali się, czy ośrodka przypadkiem nie prowadzi bliska rodzina. W szatni Bełchatowa żartowano, że trener ma w okolicy przyjaciółkę.- Dla niego jest przede wszystkim miło i przyjemnie. Nie musi się stresować wynikami, a wie też, że jeśli piłkarze nie spotkają się wspólnie w pokoju, to nic innego nie wywiną. Nie ma tu miejsca na rozrywkę i głupie pomysły – przyznaje jeden z zawodników. – Czy można gdzieś w Spale wyskoczyć w nocy? Tak, do hali obok.

(…)

Spróbujcie sobie wyobrazić… Takimi słowami większość piłkarzy rozpoczyna historię, jak u Lenczyka się ćwiczy. Część dość szybko jednak rezygnuje: opowiedzieć i opisać się tego nie da, to trzeba zobaczyć.

Reklama

Maty, skrzynie, ciężary, piłki lekarskie. I jazda! Dużo przewrotów, przeciągania, przerzucania, siłowania. Do tego rozciąganie gum, wykorzystanie worków bokserskich, bieganie i skakanie przez płotki. W żaden sposób nie przypomina to treningu piłkarskiego, bardziej zajęcia ogólnorozwojowe albo… zapaśnicze. Jedno z ćwiczeń polega na ustawieniu na środku sali kilkudziesięciokilogramowego „manekina”, do którego startuje po dwóch zawodników. Wygrywają ci, którzy przeciągną go na swoją stronę. Inna rywalizacja w duetach opiera się na tym, że jeden zawodnik bierze swojego partnera „na barana” i wygrywali ci, którzy zepchną drugą parę. Albo przenoszenie nad głową krzesełek, bieganie wokół nich, co kończy się koniecznością zrzucenia z niego siedzącego kolegi.

Lenczyk i Spała. Tego już nie ma. Pewna epoka się skończyła.

W JAKI SPOSÓB – MAMY NADZIEJĘ – JUŻ SIĘ NIE PRZYGOTOWUJĄ…

Rozmawialiśmy kiedyś z Kamilem Kosowskim właśnie o zimowym okresie przygotowawczym i stanęło na tym, że w czasach, kiedy na Weszło prowadził jeszcze bloga, poświęcił tej tematyce cały wpis. Bo, jak sam mówi, te przygotowania nigdy przyjemne nie były, nie są i nie będą, ale… przynajmniej coś ciekawego zawsze się dzieje.

Pierwsze zgrupowanie [w GKS-ie Bełchatów – przyp.PT] mamy już odhaczone. Któregoś dnia mieliśmy trening stacyjny. Niby nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że 15 lat temu miałem identyczny. W Górniku u Apostela ćwiczyliśmy dokładnie w ten sam sposób. I przypomina mi się, jak to za jego czasów było… Pojechaliśmy do Zakopanego, mieszkaliśmy w schronisku. Żaden hotel, tylko schronisko, do którego trzeba było iść pół godziny pod górę. Żadnego boiska obok, więc jak szliśmy na trening, to treningiem była już sama droga. Zresztą, w górach nigdy nie jest przyjemnie. Inni trenerzy, ci starszej daty, do dziś robią podejścia na Kasprowy czy na Giewont. Przejebana sprawa.

No i trenujemy sobie w Zakopanem aż pewnej nocy słyszę pukanie do drzwi i wołanie jednego ze starszych kolegów:
– Młody! Młody, wstawaj!
– Co jest?
– Wstawaj! Jest sprawa. Wódeczka nam się kończy, więc masz iść do sklepu.
Spoglądam na zegarek – pierwsza w nocy. Kurwa. Ale jak mam iść, to idę. Pół godzinki w jedną, pół godzinki w drugą, a po drodze kupiłem dwa litry. Zaniosłem zakupy do odpowiedniego pokoju i wróciłem do siebie. Ja spałem, oni pili do rana.

Dwie rzeczy rzucają się w oczy. Raz, że po piętnastu latach, jeszcze z czasów trenera Apostela, trening – zdaniem Kamila – wyglądał tak samo. No i dwa, te nocne libacje. Niby nic przeciwko nim nie mamy, bo fajnie integrują i czasem są potrzebne, ale dziś zbyt duży nacisk kładzie się na regenerację i monitorowanie wszelkich parametrów, by takie numery przechodziły. Dla piłkarzy: niestety.

W JAKI SPOSÓB SIĘ PRZYGOTOWUJĄ…

W różny, naprawdę różny. Ale tych, których szybko i łatwo można było zdefiniować, jest coraz mniej. Lenczyk, na emeryturze od ponad pół roku, uwielbiał te piłki lekarskie, maty i hale. Franciszek Smuda lubuje się natomiast w przygotowaniach z elementem „podlewania tui”, czyli wymiotowaniem piłkarzy w krzakach. A zimę u Smudy odpowiednio na Weszło obrazował wspomniany Kosowski:

Przygotowania u Smudy od zawsze były mordercze, ale on to uwielbia. Ma frajdę, kiedy piłkarze muszą u niego zapieprzać, kiedy funduje im czystej wody wpierdol. To jego żywioł. Rysiu Szul – świetny trener od przygotowania fizycznego, klasa sama w sobie – mógł nam zafundować mocny wycisk, ale Franek zawsze coś swojego jeszcze dorzucał. Jemu nigdy nie było mało. Jak jeździliśmy zimą na obozy, to akurat przypadał okres Wielkiego Postu. Smuda, jako osoba bardzo religijna, sumiennie go przestrzegał i odstawiał cały alkohol. Łyka piwka nawet nie wziął. Nie wytrzymywał przez to ciśnienia, więc musiał jakoś odreagować, najlepiej na nas. Oj, dawał nam wtedy porządnie w tyłek.

Czytaliśmy już jednak w Przeglądzie Sportowym, że Smuda chce teraz ten sposób przygotowań trochę zmienić. To znaczy, „nie będą tak pruli jak ostatnio”, czyli – jeśli dobrze rozumiemy – ma się obejść bez regeneracji po krzakach.

– Jak to możliwe, że ci piłkarze zwracali? Co oni takiego robili? Poszli na imprezę dzień wcześniej? A może chwilę przed treningiem zjedli frytki, hamburgera i coś tłustego? Ktoś się trochę zapomniał – nie dowierza jeden z trenerów przygotowania fizycznego, nie chce podawać nazwiska.

Łukasz Bortnik: – Zawodnicy muszą wykonać odpowiednią pracę i ona w niektórych fazach musi być intensywna, wysoce obciążająca organizm. Musi być jednak zachowana właściwa proporcja między pracą, wysiłkiem a odpoczynkiem. Jeżeli proporcje zostaną zachwiane, może dojść niekoniecznie do przetrenowania, ale na pewno do silnego przeciążenia. Zawodnicy często krytykują zimowe metody treningowe, ponieważ po tym silnym przeciążeniu jeszcze się nie zdążyli zregenerować i nie odbudowali w pełni formy fizycznej.

Ale, jak już ustaliliśmy, piłkarze krytykują coraz rzadziej. A przynajmniej coraz rzadziej robią to na forum. Zresztą, oni też nie mają, na co tak bardzo narzekać. Wyczerpujące kilkugodzinne bieganie po górach, o czym opowiadał Kosowski, to w dzisiejszej piłce właściwie już przeszłość.

– Praca w górach? – pyta Karol Bortnik, również trener przygotowania fizycznego. – Najlepiej odpowiedzieć cytatem Jose Mourinho: czy pianista ćwiczy swoją grę na pianinie czy wokoło pianina? Czy piłkarz w treningu powinien wykonywać ćwiczenia fizyczne na boisku czy poza boiskiem? Piłkarz największą przyjemność z pracy będzie zawsze czerpał, gdy ma do dyspozycji piłkę.

Jak dodaje jego brat Łukasz, liczy się nie tylko boisko. Wskazana jest praca na siłowni, na basenie, w hali gimnastycznej. Bracia Bortnik przeciwnikami zajęć na hali nie są. Ich zdaniem, to odpowiednie zerwanie monotonii i urozmaicenie treningu, gdzie można zorganizować ćwiczenia sprawnościowe, trening interwałowy czy trening siłowy.

– Piłkarze muszą „kupić” to, co chce się im zaoferować, i o to też właśnie chodzi w pracy każdego trenera. Musimy czasem być jak dobry nauczyciel: odpowiednio trafić do zawodników i zachęcić ich do współpracy, co na pewno przyniesie maksymalne zaangażowanie piłkarzy. Nie każdemu trenerowi się to udaje – dodaje Łukasz Bortnik.

Image and video hosting by TinyPic
Hotel Zawiszy w Hiszpanii

GDZIE SIĘ PRZYGOTOWUJĄ?

Korona jedzie do Turcji, Cracovia jedzie do Turcji, Górnik Łęczna, GKS Bełchatów czy pierwszoligowy Widzew – również do Turcji. A to tylko przykłady, bo ten sam kierunek obrała prawie cała Ekstraklasa. Wyłamuje się choćby Zawisza, który wybiera się do Hiszpanii i Lechia, która zaliczy Hiszpanię, ale i Turcję również. Dwa zagraniczne obozy to tej zimy mało spotykana sytuacja, choć przykładowo Legia też wybiera się do dwóch krajów. Oczywiście, do Turcji i Hiszpanii. W to pierwsze miejsce trafią również cztery kluby z województwa śląskiego: Ruch, Górnik, Piast i Podbeskidzie. Uzgodniły już między sobą, że wszyscy polecą jednym samolotem, a na miejscu rozegrają turniej o Puchar Śląska.

Turcja to popularny, bardzo popularny kierunek wypraw polskich klubów. Można rzecz: bezkonkurencyjny. Dopiero ten, kto decyduje się na dwa obozy, dokłada do kompletu Hiszpanię. Drużyny Ekstraklasy jeszcze niedawno chętnie jeździły na Cypr, ale… Po pierwsze, problemem zbyt często jest tam nieprzewidywalna pogoda. Po drugie, niektórzy mają złe wspomnienia – Maciej Skorża, jako trener Legii, głośno narzekał na złych przeciwników i złe boiska, jakie zastał na Cyprze. Opowiadał wtedy, że z czterech zorganizowanych meczów tylko jeden odbył się na normalnym terenie.

Polskim klubom oferuje się również wyjazdy m.in. do Tunezji, która kierunkiem jest mało popularnym i dość ryzykownym. To znaczy, może mieć sens dopiero, gdy ma przydzielonego miejscowego opiekuna, który – jako osoba wewnątrz – organizuje sparingpartnerów i dopina wszelkie sprawy. Możliwym kierunkiem jest również Portugalia.

Jeśli chodzi o krajowe wyprawy, różnorodność jest zdecydowanie większa. Korona znów jedzie do Kleszczowa, a Cracovia znów do Uniejowa, tak jak i Zagłębie Lubin. Podbeskidzie wybiera się do Jarocina, Górnik Łęczna do Wałbrzycha, a Pogoń do Pogorzelicy (dwukrotnie). Piłkarze Jagiellonii wybierają się do Grodziska Wielkopolskiego, choć Michał Probierz jeszcze niedawno zwykł jeździć do Gutowa Małego pod Łodzią.

Dla większości z Ekstraklasy i pierwszej ligi dwa obozy to norma, ale są wyjątki. GKS Bełchatów jedzie tylko do Turcji, bo resztę zimy przepracuje na własnych obiektach. Zawisza jeden obóz również organizuje w Bydgoszczy. Co ciekawe, piłkarze Miedzy Legnica maja przygotować się przez osiem tygodni, ale w planach żadnego zgrupowania.

– Jestem ogromnym zwolennikiem wyjazdów do cieplejszych krajów – przekonuje Łukasz Bortnik. – Temperatura w zimowym okresie przygotowawczym może zawodnikom mocno doskwierać i przeszkadzać. Kiedyś podczas pierwszego obozu z Widzewem temperatura dochodziła do minus dwudziestu kresek. Pod względem fizjologicznym pojawiały się ograniczenia, jak choćby zaburzona praca mięśni i ich szybsze zmęczenie podczas wysiłku oraz większe zużywanie zasobów glikogenu mięśniowego. Taka temperatura wpływa na to, że przygotowania są wówczas nieoptymalne, pomijając fakt, że może dojść do odmrożeń mniej ukrwionych części ciała. Drugi aspekt to boiska – jest ogromna różnica między naturalną nawierzchnią a sztuczną. Widać to choćby po piłkarzach, ich mentalności i podejścia do treningu na sztucznej trawie, która w Polsce raczej nie należy do najwyższej jakości. Słońce oraz dodatnie temperatury dodają wszystkim uśmiechu, odpowiednio nastawia ją do pracy, a co najważniejsze nie ograniczają zdolności piłkarzy do wysiłku fizycznego. Dlatego obozy w cieplejszych krajach popieram. Z drugiej strony, zawodnicy muszą być również zaadaptowani do gry w warunkach polskich – tych zimnych i nieprzyjemnych, ponieważ to właśnie w takich warunkach rywalizują potem w lidze.

A ILE TO KOSZTUJE?

Pytanie, które nurtuje pewnie wielu: ile to wszystko kosztuje? Doba zgrupowania w Turcji to koszt ok. 70-80 euro za osobę. Zakładając, że średni czas wyjazdu to dziesięć dni, a lista wyjeżdżających to 30 pracowników, koszt – już z biletami lotniczymi w obie strony – wyniesie w przybliżeniu 100 tysięcy złotych, może trochę więcej (ceny można negocjować). Oferta wyjazdów do Turcji, jak słyszymy w jednym z klubów, jest bardzo atrakcyjna. Po pierwsze, wychodzi taniej od choćby Hiszpanii, gdzie koszt za osobę sięga nawet 100 euro. Po drugie, organizator gwarantuje czterech-pięciu sparingpartnerów, porządny hotel, wokół którego jest kilka boisk, a jedzenie jest wysoce zróżnicowane i dopasowane do sportowców. Zresztą, tego typu wyjazdy są już organizowane od wielu lat.

Image and video hosting by TinyPic
Zimowa sesja Korony w Hiszpanii

– Zagraniczna oferta jest porównywalna do tego, co możemy załatwić w Polsce. W Gutowie Małym, najstarszym ośrodku, płaci się za dobę ok. 150 złotych od osoby, dochodzą do tego jeszcze koszty wszelkich dojazdów. W Grodzisku Wielkopolskim czy we Wronkach ta cena jest wyższa, w ostatnich latach wahała się od 200 do 250 złotych za dobę. Zagraniczny wyjazd wychodzi drożej, ale nieznacznie. Większość może sobie na to pozwolić – słyszymy w jednym z klubów.

Warunki wszyscy, jeśli chodzi o Ekstraklasę, będą mieli zbliżone. Dwa zaplanowane obozy – chyba, że ktoś ma własne obiekty na wysokim poziomie – to podstawa. Różnica polega na tym, że jedni od warunków, w jakich będą potem grali, odrywają się kompletnie, jak Legia czy Lechia, inni tylko połowicznie. Weryfikacja dopiero wiosną.

PIOTR TOMASIK

Fot.FotoPyk

Najnowsze

Ekstraklasa

Trela: Gotowi na czarną godzinę. Dlaczego kluby muszą dać sobie prawo do gorszego sezonu

Michał Trela
1
Trela: Gotowi na czarną godzinę. Dlaczego kluby muszą dać sobie prawo do gorszego sezonu

Komentarze

0 komentarzy

Loading...