Reklama

Chrzanić skromność. Najlepsze piłkarskie wywiady w jednym miejscu!

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

22 grudnia 2014, 15:55 • 24 min czytania 0 komentarzy

Choć dla niektórych brzmi to jak nieśmieszny żart – da się z nami rozmawiać, jesteśmy otwarci na dialog. Najlepszy dowód? Wywiady, które przeprowadziliśmy w tym roku. Oj, sporo tego było. Ponad 100 dużych rozmów z postaciami polskiej piłki. Do tego dochodzi cała masa krótszych rozmówek, które były ekskluzywnymi komentarzami do aktualnych wydarzeń i video, na które postawiliśmy w 2014 roku, i z którym radzimy sobie coraz lepiej. O stałych cyklach jak „Weszło z butami” czy „Jedenastka kumpli” nawet nie wspominamy.

Chrzanić skromność. Najlepsze piłkarskie wywiady w jednym miejscu!

Jakość? Bądźmy szczerzy i olejmy fałszywą skromność – w tym roku pozamiataliśmy. Pokazaliśmy wam krajową piłkę z każdej możliwej strony. Zresztą, przekonajcie się sami. Mieliśmy cholerny problem bogactwa, serce się krajało, ale wybraliśmy nasze najciekawsze wywiady z 2014 roku.

Jeśli macie zaległości i nie czytaliście niektórych z nich, ostrzegamy – wyczyśćcie kalendarze, trochę czasu będziecie potrzebować, by nadrobić braki. Jeśli jesteście na bieżąco, to… sytuacja wygląda podobnie, bo nie brakuje rozmów, do których wraca się z przyjemnością.

Oczywiście chętnie poznamy wasze zdanie. Który wywiad podobał wam się najbardziej?

KRZYSZTOF BARAN

Reklama

Przyjechałem tam jako piąty bramkarz. Trafiłem do najniższej klasy, podczas gdy w „jedynce” bronili na przemian Dawid Wnuk i Maciek Jaworek. Niesamowite kozaki, naprawdę, jak się na nich wtedy patrzyło… Później sam wskoczyłem na górę i ostatecznie z całej piątki tylko ja zagrałem w Ekstraklasie, choć początkowo byłem przecież najsłabszy. Wiesz z czego to wynikało? Z głowy. Tylko i wyłącznie. Trafiłem do Łodzi i szybko mi odbiło, a że w bursie nie mogli upilnować, to pojawiła się wódeczka, były browarki, inni nawet z fifką się zaprzyjaźnili… Gdyby mnie wtedy dyrektorzy złapali, to na bank bym wyleciał.

Nieźle jak na szkołę, która w zamyśle ma szkolić przyszłych piłkarzy.
Treningi, warunki, wszystko spoko, szkoła jest bardzo dobra ale ja… Wiem, że człowiek powinien pilnować się sam i wiedzieć czego chce, ale nie każdy ma na tyle silną wolę. Niektórzy potrzebują przysłowiowego bata nad głową. Ja w pewnym momencie powiedziałem sobie: Krzysiek, jesteś debilem! Po cholerę tu przyjechałeś!? Pić czy grać!? Rodzice płacili mi za bursę, co było dla nich naprawdę sporym wydatkiem, bo w domu się nie przelewało, więc poszedłem po rozum do głowy i osiągnąłem swój cel. Mi się udało, ale gdzie jest cała reszta? Z mojego rocznika w Ekstraklasie zagrałem tylko ja, a w I lidze może ze trzech, choć talentów była cała masa.

PRZECZYTAJ: Krzysztof Baran o długach, alkoholu i psychologii: Bałem się, że wrócę i zawalę

MATEUSZ BĄK

Reklama

Nie mieliśmy w Etyrze zarobić wielkich pieniędzy. Jechałem tam pograć, bo to zawsze ekstraklasa, ale oszukali nas na umowach. Oczywiście, to nasz błąd, że podpisywaliśmy kontrakty w cyrylicy, ale w podstawówce i liceum miałem trochę rosyjskiego, przejrzałem pierwsze strony, warunki umowy i wszystko się zgadzało. Potem doszły obowiązki klubu, zawodnika, a po trzech tygodniach okazało się, że kontrakty wszystkich 20 nowych zawodników Etyru są na wysokość 990 lewa, czyli 2 tysiące złotych. Nie wiem, jak to zrobili. Może włożyli jakieś kartki? Jeśli 20 chłopaków dało się na to nabrać, to… Czuliśmy się jak w więzieniu bez krat. Na trzy tygodnie przed naszą ucieczką do Polski jeszcze trener – za przeproszeniem – spierdolił z asystentami, brakowało zastępcy, zostaliśmy sami, a Jordan Leczkow, były reprezentant Bułgarii i właściciel kompleksu, w którym mieszkaliśmy, wypuszczał na boisko wielkiego bernardyna, więc nawet sami nie mieliśmy gdzie trenować.

PRZECZYTAJ: Mateusz Bąk: Czasem trzeba dostać kilka kopów w dupę

HENNING BERG (I)

Czuje pan dziwną presję, że musi stawiać na młodych zawodników?
Nie traktuję tego jako presję, bo praca z młodymi zawsze mi odpowiadała. W Lyn, moim pierwszym norweskim klubie, mieliśmy podobną filozofię. Korzystaliśmy z akademii, ale ściągaliśmy też piłkarzy z Islandii lub Nigerii, których sprzedawaliśmy potem za granicę. Z drugiej strony jednak, fantastycznie jest patrzeć na rozwijającego się, 30-letniego Radovicia. Najważniejsze, żeby być fair, oceniając zawodników. U mnie jeśli młody zawodnik będzie minimalnie słabszy od starszego, to zagra starszy. To podstawa zdrowej rywalizacji i rozwoju… (…) Cieszę się, że trafiłem do klubu, w którym wymagania nie odstają od możliwości. Wiem też, że mojemu przyjściu do Legii – ze względu na moje nazwisko – towarzyszy większa presja. Rozumiem to. Zawsze tak było. I bardziej mi się to podoba, niż gdyby nie było wobec mnie żadnych oczekiwań.

PRZECZYTAJ: Berg: Młody nie będzie grał dlatego, że jest młody

HENNING BERG (II)

Dobrze, że wszyscy są pewni siebie, ale spójrzmy na fakty. Za Ajaksem stoi historia, doświadczenia i wiedza z corocznej gry w pucharach. Teraz porównajmy naszych przeciwników z tego sezonu. My graliśmy z Trabzonsporem, Lokeren i Metalistem, a oni z Barceloną, PSG i APOEL-em. Ajax jest na tym poziomie, do jakiego Legia dopiero dąży. Ich akademia – może nawet najlepsza na świecie – produkuje topowych piłkarzy, sprzedają do Premier League takich zawodników, jak Eriksen i co roku zdobywają mistrzostwo w silniejszej lidze niż Ekstraklasa. To inny poziom.

PRZECZYTAJ: Duda, Żyro, Sa, Bielik, Ajax… Henning Berg w długiej rozmowie z Weszło! 

ŁUKASZ I KAROL BORTNIKOWIE

(…) Śmieszy mnie to, jak w telewizji ocenia się choćby liczbę fauli. Drużyny, które popełniają mało fauli, komentatorzy nazywają mało agresywnymi, bez życia. Nie zgadzam się. Bo czym jest faul? Zawodnik się do niego ucieka, kiedy popełnia błąd, jest spóźniony bądź źle ustawiony i musi się jakoś ratować, najlepiej łamiąc przepisy. Ich wysoka liczba w meczu często nie wynika stąd, że ktoś jest agresywny i napompowany, ale stąd, że popełnia błędy. Kiedyś hiszpański dziennikarz zagadnął po meczu Sergio Ramosa, że ten nie był zbyt agresywny, bo nie faulował ani razu, a on odpowiedział: „Nie faulowałem, bo zawsze byłem we właściwym miejscu i prawidłowo czytałem grę przeciwnika”.

PRZECZYTAJ: Wielu w Ekstraklasie nie jest w stanie prawidłowo wykonać przysiadu 

ŁUKASZ BURLIGA

(…)Pożyczasz większą kwotę, za chwilę pojawiają się horrendalne odsetki. Okazuje się, że jest tego tak dużo, że nawet miesięcznie tyle nie zarabiasz. Musisz kombinować. Bierzesz kredyt, spłacasz lichwiarza i przez chwilę jest spokój. Ale za jakiś czas znowu ruszasz, cykl się powtarza, wszystko się zapętla. W pewnym momencie nie sposób to ogarnąć.

PRZECZYTAJ: Łukasz Burliga dla Weszło. O Wiśle, Smudzie, latach problemów z hazardem 

MACIEJ CHORĄŻYK

Nie uważasz, że ze względu na kontrowersje z Obraniakiem, Boenischem czy Polanskim, masz mocno pod górkę? Że ludzie słysząc nazwisko Chorażyk, automatycznie myślą o łowcy farbowanych lisów?
Jest w tym, co mówisz, sporo prawdy. Ja sam jestem patriotą i choć nie lubię określenia „farbowane lisy”, to chciałbym, żeby w reprezentacji grali Polacy. Nie łowię nowych lisów, tylko wyciągam rękę do tych, co do których mam uzasadnione odczucie, że mogą mieć z Polską coś wspólnego. A to, ile mają i jak dobrze grają w piłkę, wychodzi w praniu. Już nie mieszka w Polsce 40 milionów ludzi, tylko 38. Rośnie emigracja, dlatego nie możemy jej odpuścić, nie stać nas, po prostu. I mocno wierzę, że dzięki nowej stronie internetowej nasza baza danych bardzo się wzbogaci…

PRZECZYTAJ: Chorążyk: Chcemy być kadrą pierwszego wyboru 

TOMASZ DAWIDOWSKI

Serce musiało pracować, leżałem jak Jezus, a znieczulili mi tylko tętnice szyjne i pachwinowe. Wprowadzali mi przez nie druciki, szukali miejsca, gdzie przebija się ten skurcz i pod wpływem 80-100 stopni zabliźniali. Pojawił się tylko mały problem… Doktor Walczak obiecał, że wszystko będzie super, a po 3,5 godziny szukania tego skurczu podchodzi i mówi:

– Panie Tomku, nie wiem, czy nie byłoby lepiej, gdyby zoperowali pana w Dortmundzie.
– O co chodzi doktorze? – ja świadomy, plecy mnie bolą, łzy lecą, pielęgniarka podkłada poduszki. – Halo, o co chodzi?
– Nie możemy znaleźć tego miejsca.
– To weź się, kurwa, człowieku do roboty, bo za chwilę mam być, kurwa, zrobiony.

Serio, tak mu powiedziałem w nerwach. Błagałem pielęgniarkę o znieczulenie. Dali mi 20-minutowe, żebym chwilę odpoczął, a sam zabieg trwał siedem godzin. Udał się. Znaleźli miejsce i ładnie zabliźnili.

PRZECZYTAJ: Spowiedź Dawidowskiego. Lepiej być niezłym przez jakiś czas niż przeciętnym przez całe życie… 

MARCIN DORNA

Porozmawiajmy o szkoleniu, bo to ostatnio modny temat. Spora rzesza ludzi oczekuje, żeby wszystko zaorać i zbudować system od początku.
To tak, jakbyśmy mówili, że w Polsce nie ma systemu edukacji. Mamy szkoły podstawowe w klasach 1-3 i 4-6, gimnazja i licea. Nikt nie twierdzi, że absolwent systemu edukacji jest perfekcyjnie przygotowany do rynku pracy, ale system – choć wymaga modyfikacji – istnieje. Podobnie jest ze szkoleniem. System istnieje, ale musi się zmieniać.

PRZECZYTAJ: „Wieczny selekcjoner U-21? Nie widzę w tym nic złego”

ONDREJ DUDA

Twoi poprzednicy w Legii – Rafał Wolski i Dominik Furman – wyjechali na Zachód w zasadzie przy pierwszej możliwej okazji, za naprawdę porządne pieniądze, lecz prawie nie grają. Mam rozumieć, że ty będziesz wolał zostać tutaj parę lat dłużej?
Od dziecka kibicuję Liverpoolowi, a moim ulubionym piłkarzem jest Steven Gerrard. Marzyłbym w przyszłości o dużym transferze, najlepiej do tego klubu, ale nic za wszelką cenę.

Czyli wypadałoby się wyrobić, zanim Gerrard zakończy karierę.
Jeszcze może parę lat pograć (śmiech). Pytałeś jakoś niedawno o to, dlaczego Legia, zamiast lepszej ligi. Ja nie umiałbym nie podnosić się z ławki. Dlatego wybrałem to miejsce, a nie napalałem się na inną drogę, chociaż wielu wskazywało mi przykład Marka Hamsika. Teraz myślę tylko o tym, żeby tutaj się rozwijać.

PRZECZYTAJ: „Step by step, rozumiesz? Ja nie umiałbym nie podnosić się z ławki” 

KAMIL GLIK

Kamil, tak szczerze… Wierzyłeś, że sobie tam poradzisz? Ten transfer to była przepaść, jeśli chodzi o poziom sportowy.
Jechałem pełen entuzjazmu, bo chciałem wszystkim udowodnić, że jednak dorastam do tego poziomu. Jasne – były momenty zwątpienia. Zwłaszcza, kiedy nie grałem przez sześć miesięcy, a potem spadłem z Bari do Serie B. Wtedy zastanawiałem się, co ja tutaj robię i czy na pewno do tego pasuję. Na szczęście poznałem w Bari trenera Venturę, z którym pracowałem tylko przez miesiąc – przyszedłem w styczniu, a zwolnili go w lutym – ale to wystarczyło, by się do mnie przekonał. Po zakończeniu sezonu dostałem telefon od niego i od dyrektora sportowego Torino. Powiedzieli, że montują skład na Serie A i widzą mnie u siebie. Na miejscu zapoznałem się z historią i organizacją klubu. Po roku spędzonym we Włoszech oczywiście znałem ten klub, ale nie wiedziałem, że jest szanowany w kraju do tego stopnia i że jego koszulka tak wiele znaczy.

PRZECZYTAJ: Kamil Glik: We Włoszech szanują mnie bardziej 

MICHAŁ GLIWA

Rumuni wiedzieli, jaka była twoja sytuacja w Polsce? To, jak alergicznie reagowali na ciebie kibice, jaką opinię miałeś w mediach? Gdyby ktoś zrobił dobry wywiad środowiskowy, to oblałbyś go na wstępnym etapie.
Jeśli chodzi o media, to pisano o mnie dość często. Oczywiście, tylko w kontekście negatywnym i to nawet, jeśli nie zrobiłem nic złego. Przykładem jest wasz serwis, którego nie darzę sympatią i to nie jest żadne odkrycie. Weszło ze mną jechało – i mocno, i długo – aż przestałem to wszystko czytać. Dlaczego? Bo nie miało to sensu. Jak rozgrywałem dobry mecz to nie poświęcano mi słowa, a jak coś zawaliłem to czekano tylko aż Gliwa zawali coś znowu. Żeby mu dojebać.

PRZECZYTAJ: Gliwa: Nie godzę się, kiedy ktoś nazywa mnie szmatą 

PAWEŁ GOLAŃSKI

Powiedziałeś kiedyś w wywiadzie z Marcinem Rosłoniem, że młodzi koledzy podpytują cię w szatni o Ligę Mistrzów lub mecze z Portugalią. O co częściej?
Z tego jest wielka beka i jedno w szatni Korony nigdy się nie zmieni – szyderka. Czasem, gdy na treningu ktoś przegrywa ze mną jeden na jeden, to zaraz pada gdzieś hasło: „co ty próbujesz, jak on zatrzymał Cristiano Ronaldo?!”. Takie żarty. A młodsi faktycznie dopytywali, czy po założeniu koszulki z orzełkiem czuje się większą adrenalinę. Sam też czasem – gdy jest napięta atmosfera – mówię po wejściu: „chłopcy, usiądźcie. Jak ja grałem w Lidze Mistrzów…” (śmiech). Niech się coś dzieje, do wszystkiego trzeba mieć dystans. Lata mijają bardzo szybko i czego będzie brakowało po odejściu z piłki? Szatni. Trzeba pielęgnować te wszystkie chwile.

PRZECZYTAJ: Powrót do Polski był błędem. Zadecydowały sprawy rodzinne 

PIOTR GWIAZDA I PIOTR OLEJNIK

To miało być spotkanie dwóch światów – kibolski „against modern football” z naczelną regułą „suppport your local football team” kontra kibice Barcelony, korzystający z dobrodziejstw globalizacji i śledzący na żywo poczynania jednego z najlepszych klubów świata. Jakub Olkiewicz pojechał na spotkanie z członkami polskiego fanklubu katalońskiej potęgi, Piotrem Gwiazdą i Piotrem Olejnikiem. Zamiast ostrej dyskusji skończyło się jednak na… szukaniu podobieństw.

PRZECZYTAJ: Olkiewicz próbuje zrozumieć, jak Polak może kibicować Barcelonie 

TOMASZ HAJTO

Nie zgadzam się ani w calu z wieloma teoriami ekspertów. Niektórzy nie są też dla mnie takimi autorytetami, by mogli obiektywnie opiniować pracę trenerów.

Dariusz Wdowczyk jest bardzo podobnego zdania i w którejś Lidze+ Extra zaatakował Kazimierza Węgrzyna.
Ciągle bleblają to samo. Kazek Węgrzyn pracował w Polsce z dwoma trenerami i ich wychwala regularnie. Jeżeli coś się na nich powie – atakuje. Niezależnie od tego, czy ma rację. Grzesiek Mielcarski… Grałem z nim w piłkę i kiedyś to naprawdę był chłopak z jajem, fajnym spojrzeniem. Nazywaliśmy go w Górniku misiem Fuzzym, bo zawsze był uśmiechnięty i wprowadzał dobrą atmosferę, ale teraz wszedł w taki bełkot, który mnie się osobiście nie podoba. Zrobił się też, jak Kazek, tendencyjny. Rozumiem, że jako eksperci mają prawo do własnego zdania, z którym mogę się nie zgadzać, ale wymagam rzetelności, a tej u nich nie widzę. Chwalą tych samych piłkarzy lub trenerów i tych samych atakują. Potrzebna jest równowaga. Sam nie jestem pruderyjny, jak ci, którzy w prywatnych rozmowach mówią co innego, a wywiady, jak klakiery, dają takie same.

PRZECZYTAJ: Tomasz Hajto: Nie wezmę byle czego, trzeba się szanować 

WOJCIECH JAGIELSKI

Gdyby miał pan teraz napisać jeden reportaż dotykający piłki, jakiej sprawy i jakich regionów by dotyczył?
Jest masa tematów. Zawsze intrygowali mnie np. piłkarze z Afryki, którzy lądują na polskiej prowincji. Wychowałem się w małej miejscowości Kolno na Podlasiu. Grałem w piłkę w miejscowym klubie Orzeł i tam nie tak dawno pojawiło się dwóch zawodników z Burkina Faso. Podlasie i Kurpie to region nieufnie nastawiony do reszty świata, a tam nagle lądują piłkarze z zupełnie innej bajki. Żałowałem, że nie pojechałem i nie napisałem reportażu jak żyją, jak się komunikują, jak w ogóle trafili do Polski i za ile pieniędzy opłaca się grać w III lidze. Jakie im to profity przynosi? To musi być niesamowite, bo w takiej miejscowości każdy wie wszystko o każdym. Jak zapaliłem papierosa w wieku 16 lat, to parę dni później mój ojciec już o tym wiedział. Szkoda, że tego nie napisałem.

PRZECZYTAJ: Pływające stadiony FIFA. Piłka zmierza do licytacji 

JAN KOCIAN

Czyli pana ogólnie da się lubić.
– Ale mnie to w ogóle nie interesuje, czy ja dam się lubić. Od piłkarzy wymagam wyłącznie respektu. Tak jak w szkole musisz mieć szacunek do nauczyciela, w domu do ojca i matki, tak w szatni do trenera. I ten respekt musi być zawsze, a nie tylko wtedy, kiedy trener zrobi awanturę.

PRZECZYTAJ: Jan Kocian o Ruchu, piłkarskiej karierze i egzotycznych eskapadach 

LARS LAGERBACK

Większość ekspertów – w tym Henning Berg – wypowiadając się na temat islandzkiej piłki, najpierw podkreśla świetną mentalność zawodników, potem rozwój infrastruktury i szkolenia.
Rozwój zaczął się jeszcze przed moim przyjściem. Zbudowano siedem pełnowymiarowych zamkniętych boisk, które są otwarte dla wszystkich, gdy nie korzystają z nich kluby albo szkoły. W końcu można trenować i grać w piłkę przez cały rok. Rywalizacja została podniesiona na wyższy poziom. Kluby i federacja zdały też sobie sprawę, jak ważne jest kształcenie trenerów. Cały ten proces nie wydarzył się jednak od razu. Wszystko budowano krok po kroku, ale nie jest też tak, że Islandia dopiero teraz zaczęła istnieć w piłkarskim świecie. Dziesięć lat temu kilku zawodników stamtąd grało już w Premier League, nie tylko Eidur Gudjohnsen. Piłkarze myślą też w podobny sposób, jak typowi Islandczycy – mają nawyk ciężkiej pracy i nie są zepsuci. Wiedzą, że nikt nie da im nic za darmo, dlatego łatwiej ich zmotywować.

PRZECZYTAJ: Lars Lagerback dla Weszło: O problemach trzeba dyskutować, a nie narzekać 

BOGUSŁAW LEŚNODORSKI I JAKUB SZUMIELEWICZ

Kogo sprzedacie drożej? Żyrę czy Dudę?
Leśnodorski: Nie no, Dudę! W tym przypadku sky’s the limit. To biznes oparty na emocjach. Jeśli jeszcze dołoży po jednej bramce w dwóch ostatnich meczach Ligi Europy, to niektórym wyłączy się rozum. Dwa miesiące temu było odwrotnie – wtedy Michał świetnie grał z Celtikiem. A może nie sprzedamy nikogo?

Skoro sami rozsyłacie oferty, to znaczy, że macie ciśnienie, by ich sprzedać.
Leśnodorski: Nie rozsyłaliśmy oferty po całym świecie. Bez przesady. Na początku sami zapraszaliśmy zagraniczne kluby, by zobaczyły, jak funkcjonuje nasz klub. Nie licząc bramkarzy – przed Wolskim żaden z naszych zawodników nie został sprzedany do poważnego zespołu. Chcemy też wysyłać piłkarzy w takie miejsca, w których będą grali. Potrzebujemy success stories. Nie możemy sobie pozwolić, by kolejni nasi piłkarze wyjeżdżali i grzali ławę. To nieopłacalne dla naszego wizerunku.

PRZECZYTAJ: 8 milionów przychodu z jednej kolekcji, 200 milionów budżetu za pięć lat 

SEBASTIAN MADERA

W takich okolicznościach człowiek jeszcze myśli o karierze?
Bardziej o zdrowiu. O tym, co będziesz robił poza piłką. Po drugim złamaniu szukałem innych perspektyw. Jakiejś pracy, innego kierunku… Potem, gdy dostajesz sygnały, że może być dobrze – takim sygnałem był kontrakt – to myślenie się zmienia. Pojawił się podstawowy zastrzyk finansowy, nie musiałem iść do pracy, więc postanowiłem, że postaram się z tego wyjść. Po drugim złamaniu poszedłem na wypożyczenie do Tura Turek. Odżyłem. I w końcu grałem w tej pierwszej lidze, bo w barwach Widzewa zaliczyłem tylko jeden mecz, zanim połamali mi nogę. Nie miałem doświadczenia, ale znowu poczułem się piłkarzem. Zaczął się rysować nowy etap, bez kontuzji.

PRZECZYTAJ: Sebastian Madera: Cały czas pchałem ten swój kamień 

ARKADIUSZ MALARZ

Palisz?
Tak, choć może nie jakoś intensywnie. W Grecji jakoś to nikomu nie przeszkadzało. My na przykład, jadąc na mecz, paliliśmy papierosy. Mieliśmy na to przyzwolenie i młodzi, którzy siedzieli z przodu, tylko dusili się dymem. Reprezentant Grecji, Antzas, palił trzy paczki dziennie i to Marlboro czerwonych. On tylko odpalał jeden od drugiego. Przychodziłem do szatni 45 minut przed treningiem, to miał już spalone sześć papierosów i dwie kawy na rozkładzie. A kondycyjnie i tak rewelacja, potem jeszcze grał z Michałem Żewłakowem w Olympiakosie. Tak to było w Grecji: miałeś się pokazać na boisku, a to co robisz poza nim to twoja sprawa. Myślę, że tak powinno być, a nie że ktoś ci zagląda przez ramie i mówi: o Malarz siedzi na piwie z kumplem, a jutro ma trening.

PRZECZYTAJ: Arkadiusz Malarz: Trochę w życiu zmalowałem… 

SEBASTIAN MILA

Pierwszy raz w życiu miałeś opaskę w kadrze?
Drugi. Pierwszy był, gdy za trenera Janasa graliśmy w Ostrowcu sparing z Estonią.

Co jest takiego wyjątkowego w tym skrawku materiału? Co w nim podnieca?
„Podnieca” – mało powiedziane. To jest orgia. Przeżywasz jakieś apogeum. Czujesz, jakbyś miał zaliczyć dobry odlot. Nie potrafię opisać tego uczucia. Maksymalne spełnienie marzenia młodego chłopczyka grającego na boisku w Koszalinie, przy którym – gdy wracam do domu – często spaceruję. Ostatnio patrząc na nie, pomyślałem: „kurde, naprawdę mi się udało”.

PRZECZYTAJ: Smak coli jest sto razy gorszy od tego, co teraz przeżywam 

ADAM MUSIAŁ

Panie Adamie, jak to kiedyś o Musiale „śpiewała Polska cała…”?
– To tak brzydko zaczynamy?

Od konkretów.
– Takie wtedy były czasy. Jakby ktoś coś na trybunach krzyknął złego na Musiała, to by od razu dostał w ryja od pierwszego lepszego siedzącego obok i by się zaraz uspokoił. Tak się wtedy sprawy załatwiało, polubownie. I żadnej policji ani ochrony nikt nie potrzebował.

(śmiech) Polubownie…
– „Śpiewa dzisiaj Polska cała, nie ma chuja na Musiała” – tak to było. Starsi do dzisiaj pamiętają.

PRZECZYTAJ: Adam Musiał, legenda Wisły. W wywiadzie do śmiechu i do łez. Ale głównie do śmiechu… 

RADOSŁAW OSUCH

Ile fabryk wartych setki milionów poszło w tym kraju za złotówkę i kto o tym za rok pamięta? Jakie poczucie wstydu? Kto w tym kraju ma poczucie wstydu? Ile razy pisali, że splajtowaliśmy i mamy trzy miliony długu? Te wszystkie artykuły… Zawsze kończą się stwierdzeniem „prawda wyjdzie na jaw”. Od miesięcy czekam, aż „prawda wyjdzie na jaw” i jakoś nie wychodzi. Pytaliście Wójcickiego, czy zalegam mu choćby złotówkę? Inne kluby nie płacą premii przez lata, a ja powiedziałem: do 15 sierpnia jesteśmy rozliczeni za poprzedni sezon. Czternastego zrobiłem ostatnie przelewy, 1,5 miliona premii. To wszystko pokazuje też, że można zarabiać na klubie. Gdybym miał 16 milionów budżetu, to cztery bym zarabiał. Problem jednak w tym, że piłka to taka lafirynda, że jak już masz ten budżet, to wydajesz coraz więcej. Temu dasz więcej, tam weźmiesz niby lepszego, chociaż on wcale nie jest lepszy, i tak to się kręci.

PRZECZYTAJ: Radosław Osuch: Przez bojkot coś tracę? Jakieś śmieszne pieniądze 

MARCO PAIXAO

Ale zdajesz sobie sprawę, że ludzie czytając takie wywiady mogą cię postrzegać jako aroganta, który nosi głowę zbyt wysoko?
(śmiech) Ale przecież sam mnie znasz i wiesz, że tak nie jest! Jestem bardzo, bardzo, bardzo skromny, ale sam siebie motywuję wyrzucając z głowy wszelkie negatywne rzeczy i wierząc, że jestem we wszystkim najlepszy. Ani przez sekundę nie możesz tracić w siebie wiary! Jeśli zwątpisz choć na moment, nigdy nie będziesz najlepszy. Uczyłem się takiego podejścia z czasem – np. bardzo dojrzałem w Iranie – ale zawsze wzorowałem się też na Cristiano Ronaldo i czytałem książki na temat motywacji, np. „The Secret”. Mam przekonanie, że jeśli do wszystkiego będę podchodził z optymizmem, to wszystko będzie mi wychodziło, ale człowiek musi się tego uczyć, bo trudno utrzymać takie podejście każdego dnia. I nie uważam, żeby taka mentalność wykluczała bycie skromnym.

PRZECZYTAJ: Marco Paixao: W silniejszym klubie strzeliłbym 40 goli 

TADEUSZ PAWŁOWSKI

Powiedział pan kiedyś o Dudu, że czasem trzeba go głaskać, a czasem uderzyć pejczem. Mam wrażenie, że pan taką metodę marchewki i kija stosuje względem wszystkich.
Widziałem ostatnio, jak wypowiadali się eksperci, chyba Maciek Szczęsny, że początkowo myśleli: oho, przyszedł dobry człowiek. Że jestem za miękki, że nie dam sobie rady. Wiele osób mnie nie zna, a ja w relacjach z ludźmi jestem bardzo komunikatywny, umiem pożartować. Lubię pomóc, ale lubię też celnie uderzyć. Każdy musi wiedzieć, gdzie jest granica. Jest miejsce na luz, ale kiedy przychodzi trening, trzymanie dyscypliny… Mnie specjalnie na tym nie zależy, ale przyjąłem regułę, że piłkarze Śląska nie mogą wypić piwa po meczu. I tego nie robią. A jak będą bardzo chcieli, to napiją się w domu. Ja też nie chodzę i nie wącham.

PRZECZYTAJ: Pawłowski: Trener z takimi zasadami miałby ciężko w moich czasach 

ANGEL PEREZ GARCIA

(…)Pamiętam, gdy pierwszy raz pojawiłem się na Santiago Bernabeu. Byłem małym dzieckiem, miałem 10 lat i do dziś mam ten obraz przed oczami. Powiedziałem: „jak będę starszy, muszę tu zagrać”. Miałem ten Real cały czas w głowie, potem dopisało mi też szczęście, zagrałem w pierwszej drużynie najlepszej drużyny XX wieku i to faktycznie otworzyło mi wiele drzwi. Byłem szybkim i skutecznym lewym obrońcą, a w meczu, w którym mieli mnie ocenić, strzeliłem gola. Potem podpisałem kontrakt i ciężko pracowałem pod okiem Miljana Miljanicia i Vujadina Boskova, którzy lubili korzystać z wychowanków. Na co dzień grywałem w juniorach, ale dwa razy w tygodniu trenowałem z pierwszym zespołem i kiedy kontuzji doznał Camacho, doczekałem się swojej szansy. Boskov wystawił mnie na półfinał Pucharu Europy. Miałem kryć Kevina Keegana, najlepszego piłkarza świata.

Pytają pana o ten mecz w każdym wywiadzie.
Bo uznano moją grę za jedno z trzech najlepszych kryć w historii futbolu! Byłem młodym chłopakiem, a przede mną miał stanąć wielki piłkarz. Na początku pomyślałem: „matko, co ja zrobię?”, potem wróciłem do domu i zdałem sobie sprawę: „przecież to moja szansa. Albo ruszę do góry i zwyciężę, albo przepadnę”. Wyszedłem na boisko skoncentrowany, zrobiłem to, czego ode mnie oczekiwali i wyłączyłem Keegana.

PRZECZYTAJ: Del Bosque zapytał: ale na pewno wiesz, dokąd idziesz? 

ROBERT PIETRYSZYN

– Pamiętam pierwszy dzień w klubie. Wchodzę, a tam boazeria jak z „Piłkarskiego Pokera” z lat 80., wkoło puchary obsiane pajęczyną, biurko paździerzowe, jak w starych zakładach, stary telewizor z pokrętłami, wykładzina obsikana i pogryziona przez psa. Pomyślałem: „w co ja się wpakowałem?”. Zacząłem czytać fora internetowe i jakie opinie? Kolejna zmiana, kolejny wariat, kolejny ignorant nic nie wie. Zhejtowali mnie od razu. Wracam do domu i mówię żonie: „słuchaj, popełniłem błąd, rezygnuję, bo nie daję sobie rady”. Inny świat.

PRZECZYTAJ: Barwny wywiad z Robertem Pietryszynem. Naprawdę polecamy!

ROBERT PODOLIŃSKI

A Mateusz Żytko?
To nasz podstawowy i jedyny nominalny środkowy obrońca. Nie wiem tylko, czy jego pozycja w centrali jako wodza jest najlepsza. Mateusz mógłby dużo dać jako prawy obrońca, dobrze wyprowadzający piłkę. Z naszej linii obrony robi to najlepiej.

Bywa jednak strasznie elektryczny.
Dlatego zrezygnujemy z jupiterów i podłączymy Mateusza.

PRZECZYTAJ: Tych, którzy sądzą, że coś im się należy, trzeba z piłki eliminować 

MARIUSZ RUMAK

Pisaliśmy, że pański wyjazdowy bilans w pucharach to bilans hańby. Jedno zwycięstwo w Finlandii.
Zaraz, niech to policzę… Remisowaliśmy w Kazachstanie i Azerbejdżanie, przegraliśmy w Estonii i na Islandii… Macie rację, ale nie chodzi o sam fakt odnotowania tych porażek, lecz o dobieranie odpowiednich słów. Np. „kompromitacja”.

Bardzo popularne słowo na naszych łamach. Lubimy je.
Skompromitowałbym się, gdybym – za przeproszeniem – zrobił z siebie małpę. Co innego jest napisać: „po kompromitującej grze”, ale rozumiem wasz punkt widzenia i wiem, że ludzie chcą to czytać.

Nie ma pan przekonania, że słowo kompromitacja idealnie pasowało do kilku pucharowych występów Lecha pod pana wodzą i pan – jako dziennikarz – użyłby podobnych słów?
Możliwe. Ciężko mi się do tego odnieść, ale mam tę przewagę, że przestałem to wszystko czytać.

PRZECZYTAJ: Mariusz Rumak w długim wywiadzie dla Weszło. Polecamy! 

ORLANDO SA

Dzieci wojskowych mają podobno ciężko.
Też mogę tak powiedzieć. W wieku 15 lat zacząłem spełniać swoje marzenia, a barierę stanowił dla mnie ojciec. Piłka nigdy mu nie odpowiadała. Wolał, żebym został sierżantem lub innym generałem. W piłkę zacząłem grać mając 10 lat, a pięć lat spędziłem w Esposente. Strzeliłem tam prawie 200 goli i zostałem jedynym piłkarzem, na którym klub zarobił. Zdecydowałem się na Bragę, która ma szkolenie na poziomie Porto, Benfiki czy Sportingu. Guilherme też wyjęli w młodym wieku. Uznałem w każdym razie, że to najlepsza opcja i pojechałem.

Ojciec to zaakceptował?
Nie. Od tamtej pory nasze stosunki się zmieniły. Ojciec stał się trochę… wiesz. Trzy lata później moi rodzice się rozwiedli.

PRZECZYTAJ: Orlando Sa: Na razie Mendes nie ma na mnie czasu 

KRZYSZTOF SACHS

„Rzeczpospolita” przyczepiła się do pana, ze względu na współpracę EY z Górnikiem Zabrze. Padła jawna sugestia, że roztoczył pan na Górnikiem parasol ochronny.
Górnik Zabrze – dla przypomnienia – nie dostał licencji UEFA i kolejny rok z rzędu otrzymał praktycznie maksymalną karę, jeśli chodzi o ograniczenie prawa do transferów. Jedyne, co Komisja mogła zrobić „gorzej”, to nie przyznać Górnikowi w ogóle licencji na grę w Ekstraklasie. Komisja wychodzi jednak z prostego założenia – nie wywalamy klubów, które mają potężne problemy finansowe, ale raz w roku są w stanie „wyzerować” swoje zadłużenie licencyjne. W gronie mocno zadłużonych klubów sytuacja Górnika jest zresztą najlepsza w kontekście perspektyw na przyszłość. Po pierwsze Górnik cały czas ma realne wsparcie miasta. Po drugie klub czeka na stadion z całkiem sensowną umową operatorską. Ryzyko zarządzania obiektem ma spoczywać na spółce miejskiej, a klub nie będzie ponosił kosztów utrzymania, mając jednocześnie zagwarantowane kilkumilionowe przychody z tytułu dnia meczu. Jeżeli miasto się nie odwróci, a stadion zostanie oddany do użytku, to Górnik ma realne szanse wyjścia na prostą.

PRZECZYTAJ: Wszystko co chcielibyście wiedzieć o licencjach, ale nie mieliście kogo zapytać. Wywiad z Krzysztofem Sachsem 

MACIEJ SAWICKI

Twoją rolą było w dużej mierze ograniczenie kosztów.
Raczej zbudowanie normalności. Kiedy zorientowałem się, ile PZPN wydawał na różnego rodzaju delegacje i podróże, złapałem się za głowę. W 2012 roku ponad 5 milionów złotych na same hotele. Można by powiedzieć, że było Euro 2012 i tak dalej. Okazało się, że przez zwykłe negocjacje z tymi hotelami i podpisanie rocznych kontraktów z góry ustalonymi stawkami zaoszczędziliśmy w skali roku ponad 700 tysięcy złotych, przebywając w tych samych miejscach i nie obniżając przy tym żadnego standardu! Na różnego rodzaju usługi transportowe (bilety PKP, bilety lotnicze, przewóz osób itp.) poszło kolejne 5 milionów. Do tego dochodziło mnóstwo różnych dziwnych delegacji. Zdarzały się kuriozalne sytuacje, ludzka „kreatywność” czasami nie miała granic. Trzeba było z tym natychmiast skończyć.

PRZECZYTAJ: Sawicki o tym, jak z kasy PZPN wypływały pieniądze 

ROBERT WARZYCHA

A ta licencyjna fikcja pana nie uwiera?
– Mamy to, co mamy i będziemy się starać z tego jak najlepiej wybrnąć. Muszę iść na kurs trenerski i zdobyć licencję, ja od tego nie uciekam. Nie zamierzam negować całego systemu, który w Polsce obowiązuje i bardzo dobrze, że go mamy. Wreszcie coś robimy. Dlatego, żebyśmy się dobrze zrozumieli – to nie jest tak, że Robert Warzycha nagle przyjeżdża ze Stanów Zjednoczonych i chce, żeby ktoś mu tę licencję dał w prezencie. Nie. Ja chcę ją zdobyć w normalnych warunkach. Tak jak w USA, gdzie najpierw zrobiłem kurs „B”, później kurs „A” i nie korzystałem z żadnej specjalnej ścieżki, jaka przysługuje byłym zawodnikom. Poszedłem do szkoły tak jak wszyscy inni ludzie. Poszedłem, bo chciałem podpatrywać lepszych ode mnie i czegoś się nauczyć. Robiłem to dla siebie. A jak ktoś mnie teraz pyta: czy ja jestem trenerem, czy nie jestem, to odpowiadam, że przez pięć lat prowadziłem seniorską drużynę w profesjonalnej lidze. To chyba coś znaczy.

PRZECZYTAJ: Robert Warzycha o licencji, MLS i życiu w Stanach 

MICHAŁ ŻYRO

Kiedyś poszedłem do klubu, akurat zostałem w Warszawie, znajomi chcieli iść. Więc idziemy, okej, jak chcecie. Bawimy się, podchodzi grupka lekko pijanych chłopaków i zaczynają gadać:
– Spierdalaj stąd. Jesteś piłkarzem – mówią mi na powitanie.
– Gościu, wyluzuj, jutro nie ma treningu, wakacje są, a ja przyszedłem potańczyć – próbuję im wytłumaczyć.
– Zaraz ci wpierdolimy – podsumowali naszą wymianę zdań.
Sorry, to dla mnie żadna zabawa. Wyszliśmy stamtąd i od tamtej pory przystopowałem z wychodzeniem. Nie, że się boję, tylko nie widzę w tym sensu. Chcę się pobawić? Zapraszam do siebie.

PRZECZYTAJ: Teraz wreszcie gram lepiej niż Żyro… 

ŻELISŁAW ŻYŻYŃSKI

Któregoś razu, zaczepiony na Twitterze jak idą prace nad książką, odpowiedziałeś: „Igor bardzo się stara”. Wymowne.
Bo to była bardzo trudna książka. Jeśli jeszcze coś w życiu napiszę, to na pewno będzie to książka prostsza. To nie jest historia, jak Grześka Szamotulskiego, że jedzie się w Polskę, spotyka znajomych, rozmawia przy piwie, śmieje, przypomina kolejne anegdotki i sprzedaje książkę, przy której uśmiech nie schodzi z twarzy. Tutaj mamy zupełnie inny rodzaj wspomnień i inaczej trzeba przekazać je czytelnikowi. Igora momentami męczyło to wyciąganie rzeczy z przeszłości, ale on bardzo chciał, by ta książka powstała – ku przestrodze następnych pokoleń. Obaj jesteśmy z Łodzi i wiemy, że to miasto – przy całym jego uroku, bo ja to miasto kocham – ma w sobie coś takiego, co zniszczyło wielu piłkarzy. Było co najmniej kilku bardzo dobrych piłkarzy, których spotykano potem na bazarach, jak leżeli pod stołem i prosili o pięć złotych.

PRZECZYTAJ: Łódź ma w sobie coś takiego, co zniszczyło wielu piłkarzy… 

Opracował MATEUSZ ROKUSZEWSKI

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...