Reklama

Prowizorka na każdym kroku. Jak można było wpakować Wolskiego do Bari?

redakcja

Autor:redakcja

15 grudnia 2014, 11:37 • 9 min czytania 0 komentarzy

Kiedy pod koniec sierpnia Rafał Wolski oficjalnie dołączył do AS Bari, mogło się wydawać, że jego kariera w końcu wyjdzie na prostą. Teoretycznie mógł liczyć na dość regularną grę w drużynie, która w poprzednich rozgrywkach zaliczyła w miarę udaną próbę powrotu do Serie A. Niestety w praktyce wygląda to dramatycznie – Wolski gra tak mało, że ciężko nawet znaleźć jego zdjęcie w koszulce Bari, a kiedy już pojawia się na boisku, to wygląda jak człowiek z zupełnie innej bajki, niż reszta piłkarzy. I „z innej bajki” nie oznacza tu wcale, że gra słabiej…

Prowizorka na każdym kroku. Jak można było wpakować Wolskiego do Bari?

Zanim jednak zajmiemy się Rafałem, warto poświęcić chwilę na zrozumienie tego czym w tej chwili jest AS Bari, a raczej FC Bari 1908, bo pod taką nazwą od tego sezonu występuje drużyna z Apulii. Koguty opuściły Serie A po sezonie 2010/11 i od tamtej pory zaczęły popadać w coraz większe problemy finansowe. Sytuacja stała się dramatyczna, gdy rodzina Matarrese, której klub był własnością od 1977 roku, uznała, że stan Bari jest na tyle beznadziejny, iż dalsze pompowanie w niego pieniędzy nie ma sensu – w lutym 2014 roku długi klubu przekroczyły 30 milionów euro. W marcu klub ogłosił bankructwo i został wystawiony na aukcję, jednak ani podczas pierwszej, ani podczas drugiej próby nie znalazł się żaden poważny kupiec, który spełniałby wymagane kryteria. Wiele nie brakowało, a Bari najzwyczajniej w świecie zniknęłoby z piłkarskiej mapy Włoch, na szczęście podczas trzeciej aukcji klub został zakupiony przez konsorcjum, któremu przewodniczył były włoski sędzia, a prywatnie kibic Bari – Gianluca Paparesta. Cena? Zaledwie 4,8 miliona euro. Zasadniczo frytki, tym bardziej, jeśli weźmiemy pod uwagę wartość choćby jednego z obecnych rezerwowych Bari – Rafała Wolskiego.

Być może Paparesta i powiązani z nim inwestorzy liczyli na to, że „Kogutom” uda się awansować do Serie A, dzięki czemu mogliby przyciągnąć do klubu poważnych inwestorów, co z miejsca odmieniłoby sytuację finansową klubu, a przy okazji także podniosło jego wartość. Niestety, już w półfinale play-offów biancorossi musieli uznać wyższość Latiny, co zakończyło ich marzenia o powrocie do włoskiej elity. I oczywiście marzenia o wiążących się z awansem premiach – tych za sprzedaż praw telewizyjnych, jak i za samo wywalczenie miejsca w krajowej elicie.

Prognozy na kolejny sezon? Cóż, naprawdę mogło się wydawać, że także w obecnym sezonie Bari spróbuje powalczyć o awans. Pojawił się nowy właściciel, którego ambicją nie było raczej przesiadywanie na zapleczu poważnej piłki. Ponadto w roli trenera zatrudniono Devisa Mangię, który trenował wcześniej między innymi Palermo, Spezię i reprezentację Włoch U-21. Przyznajemy – sami moglibyśmy się dać nabrać i uwierzyć, że Bari montuje paczkę na awans. Wymieniono pół drużyny, wypożyczono całą armię graczy z Serie A i… Delikatnie rzecz ujmując: bryndza.

Okazało się, że przy poszukiwaniu wzmocnień głównym wyznacznikiem przydatności do klubu była cena zawodnika i wysokość jego kontraktu. Im taniej, tym lepiej. Dwunastu piłkarzy z wyższej ligi na wypożyczeniu? Jasne, to jest pewien plan, o ile wypożyczeni nie byliby typowymi odrzutami z Serie A. To nie młodzi i utalentowani, którzy mieli się ograć w niższej lidze – to raczej ci skreśleni, dla których Bari stanowiło nie trampolinę do wielkiej kariery, ale zesłanie. Karę za zawiedzione oczekiwania.

Reklama

Owocem takiej polityki jest choćby kuriozalna sytuacja w ataku, gdzie jedynie dwóch zawodników (Galano i Caputo) jest własnością klubu. Jeśli chodzi o zdobywane bramki i zaliczane asysty, to ofensywni zawodnicy Bari także nie prezentują się zbyt poważnie:

Dorobek napadziorów, jak już ustaliliśmy wygląda dość śmiesznie. Smutny natomiast jest sposób, w jaki biancorossi grali pod wodzą Mangii. Zawodnicy „Kogutów” prezentowali na boisku futbol tak prosty, że od oglądania ich poczynań bolały oczy. Cała gra oparta była na trzech krokach – odebrać piłkę, kopnąć daleko do przodu w okolice któregoś skrzydła, wrzucić w pole karne. I tak w kółko, bez jakichkolwiek udziwnień. Naturalnie nie ma sensu oczekiwać od drużyny pokroju Bari, do tego złożonej z przodu z ludzi, którzy na dobrą sprawę dopiero co się poznali, skomplikowanej gry w ofensywie i dopracowanych schematów rozegrania akcji. Jednak mimo wszystko klub, który teoretycznie miał powalczyć o awans do Serie A nie powinien grać w sposób tak brutalnie ograniczony.

I tu pojawia się kluczowa kwestia – po co do Bari ściągnięto Wolskiego i czemu Polak w ogóle zgodził się dołączyć na ten sezon do drużyny z Apulii? Jak jego agent mógł wysłać go do klubu, w którym nie dość, że królują bałagan i prowizorka, to jeszcze sam zawodnik niespecjalnie funkcjonuje w planach trenera?

Przecież głównym kryterium doboru odpowiedniego klubu powinna być w tym wypadku właśnie filozofia gry nowej drużyny, sposób, w jaki zawodnik zostanie wykorzystany przez szkoleniowca. Wolski, ze swoimi zaletami i wadami, wrzucony do Bari trzepiącej ciągle schemat „na skrzydło i dośrodkowanie”. Umieszczenie go w tym młynie, to jak dołączenie go do zespołu rugby.

Biorąc pod uwagę założenia taktyczne włoskiej drużyny, Rafał zwyczajnie nie pasował do biancorossich i trudno się dziwić, że większość spotkań spędzał na ławce rezerwowych. Kombinacyjna piłka oparta na szybkich wymianach krótkich podań? Po co! „Koguty” stawiają w środku boiska na siłę fizyczną, waleczność i przeżuwanie trawy. Z przodu gra była oparta o szybkich skrzydłowych, którym bliżej do bocznych napastników, niż pomocników. Gdzie w tym wszystkim miał się odnaleźć Wolski?

Reklama

We Florencji przygotowywano Polaka do gry na pozycji ofensywnego pomocnika, lub cofniętego napastnika, którego rolą było organizowanie ataków Fiorentiny w środku boiska i rozgrywanie piłki w okolicach pola karnego. Tymczasem wygląda na to, że Mangia najwyraźniej nie miał konkretnych planów dotyczących Polaka – traktował go raczej jako zapchajdziurę, czasem wystawiając go szeroko na skrzydle, a czasem nawet w roli środkowego pomocnika. Nic więc dziwnego, że były zawodnik Legii niespecjalnie mógł się odnaleźć. Ogólnie rzecz biorąc, patrząc na wzmocnienia poczynione przez Bari w trakcie letniego okienka transferowego, nie sposób nie mieć wrażenia, że Włosi nie byli zbyt wybredni – brali po prostu każdego, kogo dało się dorwać za darmo.

Mangia został niedawno zwolniono ze względu na kiepskie wyniki (Bari zajmowało 14 miejsce w tabeli), a jego miejsce zajął Davide Nicola, co teoretycznie mogło znacznie poprawić sytuację w jakiej znalazł się Wolski. Powód? Nowy trener biancorossich preferuje ustawienie z trequartistą, czasem wystawia nawet dwóch ofensywnych pomocników, a właśnie na tych pozycjach Rafał mógłby się w końcu odnaleźć i zacząć grać na sensownym poziomie. Co ważne, poza Polakiem i Cristianem Galano nie ma w Bari zawodników, którzy nadawaliby się do gry jako pomocnicy podwieszeni pod napastnika, lub napastników. Mimo tego pierwsze dwa mecze pod wodzą nowego szkoleniowca Wolski przesiedział na ławce, pojawił się za to na boisku w kolejnym – i to od pierwszej minuty.

Antonelli-Wolski-700x397

Mogłoby się wydawać, że jest to spora zmiana na plus w jego sytuacji, ale niestety raczej nie ma powodów, by się specjalnie ekscytować. Powód, dla którego Wolski wyszedł w pierwszej jedenastce Bari jest dość prosty – i wcale nie chodzi o to, że podczas treningów wpadł w oko trenerowi. Po prostu zagrać nie mógł etatowy ‘mózg’ Bari, Daniele Sciaudone, który był zawieszony za czwartą żółtą kartkę. I prawdopodobnie to Włoch będzie dalej podstawowym zawodnikiem Bari, co zresztą wynika z jego stylu gry – to nie jest piłkarz typowo ofensywny jak Wolski, a raczej wszechstronny pomocnik, którego częściej widać w okolicach środka boiska, niż pod polem karnym rywali.

Z tym mózgiem drużyny też nie ma co przesadzać – Sciaudone jest po prostu dość świadomy taktycznie, wie gdzie ma się ustawiać i jako jedyny pomocnik potrafi w miarę sensownie rozgrywać. Do wirtuoza środka pola jednak jest mu bardzo daleko. Z drugiej strony Nicola może wystawiać Sciaudone na innej pozycji, by przez to zwiększyć potencjał drużyny do gry piłką w środku pola. Włoch w ciągu ostatnich dwóch sezonów występował już jako ofensywny, środkowy i defensywny pomocnik, nie jest mu także obce granie na obu skrzydłach, a nawet środku ataku. Wówczas Rafałowi byłoby znacznie łatwiej o to, by na dobre wskoczyć do pierwszego składu biancorossich.

W poprzedni weekend Wolski wystąpił w meczu przeciwko liderowi Serie B, Carpi, co było świetną okazją, by pokazać się z dobrej strony nowemu trenerowi, jednak swojej szansy raczej nie wykorzystał. Na boisku przebywał do 55. minuty, jego gra niestety nie porywała. Co prawda ciężko przyczepić się do jego poszczególnych zagrań – z tym nie było większych problemów: podawał celnie, nie grał na alibi, zaliczył kilka udanych dryblingów, próbował akcji dwójkowych z Galano. Pozytywną niespodzianką było też to, że Wolski wykonywał wszystkie stałe fragmenty gry – zarówno rzuty wolne, jak i rożne. Problem polega na tym, że większą część swojego występu mógł równie dobrze przesiedzieć na trybunach – piłka praktycznie nie trafiała pod jego stopy, znacznie częściej przelatywała za to nad jego głową. Zmienił się trener, pojawiło się nowe ustawienie, ale styl gry nie uległ zmianie – ulubionym sposobem wyprowadzania akcji wśród piłkarzy Bari wciąż jest granie na aferę i wybijanie piłki byle wyżej, byle dalej.

I w sumie nie ma się czemu dziwić, ponieważ każda próba grania po ziemi wyglądała w ich wykonaniu żenująco – niektórych zawodników przerastało celne odegranie piłki do kolegi stojącego kilka metrów dalej, o grze na jeden kontakt i prostopadłych podaniach nie było nawet co marzyć. W oczy rzucały się też beznadziejne próby zdobycia bramki po strzałach z dystansu – w drugiej połowie ten sposób rozwiązywania akcji tak bardzo spodobał się piłkarzom Bari, że do zabawy dołączyli nawet obrońcy, którzy liczyli na to, że uda im się strzelić gola z trzydziestu, czterdziestu metrów. Co prawda stwarzali w ten sposób spore zagrożenie, jednak nie dla bramki rywali, a kibiców siedzących na trybunach za bramką Carpi.

Wolskiego nie oszczędziły po meczu włoskie media, które określiły jego występ jako ‘eteryczny’. – Polak dostał szansę gry od pierwszej minuty, jednak szybko stał się niewidzialny. Faktycznie, wraz z upływem czasu malał wpływ byłego piłkarza Legii na grę Bari – zagubiony lawirował między pomocą a atakiem, szukał gry, ale nie był w stanie znaleźć wspólnego języka z kolegami z drużyny. Jednak jeszcze gorzej oceniony został jego zmiennik, wypożyczony z Chievo Werona Adrian Stoian. – Z boiska zszedł duch, a zastąpiła go ektoplazma.

LEGIA WARSZAWA - ZGRUPOWANIE CYPR - TRENING --- LEGIA WARSAW TRAINING CAMP ON CYPRUS

Podczas prezentacji po przejściu do Bari Wolski zapowiedział, że chce by jego pobyt w Bari umożliwił mu powrót do Serie A i reprezentacji, a sam klub podobno gwarantował Fiorentinie, że Polak może liczyć na regularne występy. Jeśli to prawda, to biancorossi niespecjalnie wywiązują się ze swoich obietnic – Wolski do tej pory grał mało, na co z pewnością wpływ miało to, że nie pasował do taktyki preferowanej przez poprzedniego trenera. Teraz powinno to ulec zmianie, choć nie ma co liczyć na to, że będzie regularnie pojawiał się w pierwszej jedenastce Bari.

Ciężko w tej chwili przewidywać jak dalej potoczy się przygoda Wolskiego z Bari. Na pewno między bajki można włożyć doniesienia o tym, że klub prowadzony przez Davida Nicolę już go skreślił i zamierza go zimą odesłać do Florencji. Nowy trener ewidentnie pokłada w Wolskim mniejsze, lub większe nadzieje, zwłaszcza, że Polak jako jeden z niewielu jego graczy ma odpowiednią charakterystykę, by grać w roli ofensywnego rozgrywającego. Dobrą przesłanką co do przyszłości Rafała w Apulii jest także to, że został wyznaczony jako wykonawca stałych fragmentów gry. Biorąc pod uwagę problemy Bari ze stwarzaniem sobie groźnych sytuacji strzeleckich, rzuty wolne i rożne mogą być dla Nicoli bardzo ważne i chociażby z tego powodu może być skłonny ku temu, by wystawiać Polaka w nadchodzących meczach. Zwłaszcza, że biancorossi potrzebują punktów jak tlenu – jeśli dalej będą grać tak, jak do tej pory, to cóż… zgodnie z planem uda im się opuścić Serie B.

Problem w tym, że wyjdą tylnymi drzwiami. A Wolski – dzięki podpowiedziom swoich doradców – straci kolejny rok w karierze. Kolejny, czyli trzeci. Zegar tyka…

MICHAŁ BORKOWSKI

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...