Wbrew pozorom Ekstraklasa i ogólnie polski futbol nie są dla mnie największymi ewenementami sportowymi na świecie. Jasne, niektórzy mogą sądzić, że tylko tu zdarzają się takie historie jak Piast z Kręciną i Garcią na pokładzie, który odprawia z kwitkiem Legię, Lecha i na dokładkę jeszcze Górnika w derbach. Okej, te wszystkie filmiki pokroju Trałki, który okiwał sam siebie czy Wojciecha Małeckiego, który próbuje wybić piłkę przewrotką gdzieś 30 metrów od swojej bramki mogą bawić, ale moim zdaniem prawdziwym cudem jest mimo wszystko Chorwacja. Do poziomu absurdu panującego w tamtych rejonach na razie nawet się nie zbliżamy.

Już w „Weselu” padła trafna diagnoza – „Chorwacja to dziki kraj”. Pochylaliśmy się na Weszło nad różnymi skandalami z tamtych rejonów kilka, albo nawet i kilkanaście razy, za każdym razem zastanawiając się, jak to wszystko jest w stanie się trzymać w ryzach. Gdzie jest logika? Gdzie jest sens?
Pierwszy przykład z brzegu – ligę rok w rok wygrywa Dinamo, które puszcza w świat dziesiątki utalentowanych graczy. Mimo potężnych wpływów z transferów, klub jest… dotowany z publicznej kasy. Z obrotami na poziomie Dinama Zagrzeb, Legia zarządzana przez Leśnodorskiego, czy nawet posiadający nieco minimalistycznych włodarzy Lech, byłyby pewnie w stanie konkretnie zamieszać w europejskich pucharach. Dinamo tymczasem kojarzy się przede wszystkim z klęską 1:7 w meczu z Lyonem, gdy „cała Europa widziała”, jak przewałkowano Ajax Amsterdam.
Pamiętacie jeszcze? Lyon musiał wygrać sześcioma golami i wygrał, chociaż jeszcze do przerwy przegrywał 0:1. Do tego równolegle Holendrom nie uznano dwóch bramek zdobytych ze spalonego. Przekręt był tak oczywisty, tak ohydnie bezczelny, że wydawało się kwestią czasu ujawnienie machlojek dokonanych wokół spotkania. Sam fakt, że leniwe tyłki ruszyli nawet w UEFA dodawał powadze sytuacji. Wyglądało groźnie, dopóki sprawy nie przekazano… Chorwackiemu Związkowi Piłki Nożnej.
Ten zaś już kilka razy wszczynał/przejmował śledztwa, w których oskarżonym był właściciel Dinama Zagrzeb, Zdravko Mamić. Gość raczej nie ograniczał się do piłkarskiej murawy – w CV ma między innymi rasistowskie obelgi w kierunku dziennikarzy i kibiców, pobicia, groźby i szantaże. Oczywiście we wszystkich tych przypadkach był uniewinniany, gdy tylko sędzią w jego sprawach stawał się ChZPN. Zresztą, pełną listę jego wyczynów znajdziecie TUTAJ, a kto w miarę regularnie czyta Weszło z pewnością i tak ją zna.
Dalej: Mamić nie tylko twardą ręką rządzi Dinamem (konflikt z kibicami trwa już dobrych kilka lat), ale i pociąga za sznurki w klubie Lokomotiva. Bez większego wstydu mówi na konferencjach, że derbowi rywale to „bracia” i nieszczególnie kryje się z wpływem na politykę obu podmiotów. Co w tym złego? Cóż, Lokomotiva to zespół, który dość często urywa punkty faworytom, w czym pomagają między innymi transfery i wypożyczenia z Dinama. Problem w tym, że Lokomotiva w ostatnich piętnastu meczach z Dinamem ugrała… jeden punkt. Dinamo klepie ich zawsze, w lato 2014 zresztą, po raz kolejny, w dość zagadkowych okolicznościach. 1:3 do przerwy, 4:3 na koniec meczu. Na myśl od razu przychodzą litery „H”, „T”, „F” i „T”…
Mamić nie widzi żadnego problemu, chorwaccy działacze również. W końcu przecież interes wciąż się kręci – nie trzeba sięgać daleko, do Modricia, Rakiticia, czy Corluki, bo młode talenty wypływają z Zagrzebia każdego roku. Najgłośniejsze nazwiska ostatnich lat, Alen Halilović i Mateo Kovacić to historia najnowsza – pierwszy wyjechał do Barcelony w tym roku, drugi do Mediolanu w 2013. Kibice Dinama pytają – gdzie pieniądze z transferów? Gdzie inwestycje, gdzie rozwój klubu? Czy naprawdę jedyną ambicją jest wygranie ligi po m.in. po czterokrotnym ograniu Lokomotivy?
Tym bardziej, że kolejne miliony wydają się uciekać bokami, jak choćby kasa z transferu Andreja Kramaricia. W tym sezonie gość załadował 27 goli w 24 występach dla… Rijeki. Rijeki, do której trafił z Dinama po spektakularnym konflikcie z braćmi Mamić. Problemy jednego z najbardziej utalentowanych wychowanków stołecznego klubu zaczęły się, gdy odmówił podpisania kontraktu z menedżerską stajnią Mamicia. Tak, tą samą, która kiedyś wpisała 16-letniemu Eduardo Da Silvie w kontrakt zapis, o spadku, który trafi do menedżerów w przypadku śmierci piłkarza. Kramarić nie chciał dać się wydoić, więc w Dinamie już za wiele nie pograł. Trenerem był przecież… brat Zdravko, Zoran Mamić. Poprosił o transfer i za 1,2 miliona dolarów trafił do Rijeki, z której za moment wyfrunie w wielki świat. Za ile mogłoby go sprzedać Dinamo, gdyby nie gierki właściciela klubu? Ile korzyści mógł dać drużynie, gdyby te 27 goli strzelił dla mistrza Chorwacji, a nie Rijeki?
A to przecież wciąż nie koniec chorwackich absurdów. Mamić i Chorwacki Związek Piłki Nożnej ustalają bowiem również skład kibiców na trybunach. To właśnie ta afera ma status „najświeższej” – samowolny zakaz wpuszczenia na „Wieczne Derby”, czyli mecz Dinamo – Hajduk części kibiców gości. Chodziło o grupę, która nie miała ani sądowych, ani klubowych zakazów, „czyste kartoteki” i pełne prawo do wejścia wraz z innymi kibicami Hajduka na trybuny stadionu Maksimir. Dlaczego odbili się od bramy? Figurowali na stworzonej w Zagrzebiu „czarnej liście” Mamicia, która obejmuje większość bojkotujących klub fanów Dinama z grupy Bad Blue Boys oraz – jak się okazało – również część fanatyków Hajduka Split z grupy Torcida.
Efektem takiej decyzji władz Dinama było… odwołanie meczu. Piłkarze Hajduka odmówili bowiem wyjścia na murawę, jeśli w taki sposób potraktowano podróżujących do stolicy kibiców ze Splitu. Aha, kilka tygodni wcześniej na wyjazdowym meczu reprezentacji Chorwacji, zjednoczeni fanatycy chorwackich klubów obrzucili murawę racami. Po to, by narazić swój znienawidzony związek piłkarski na kary od UEFA…
Staram się jakoś przełożyć to wszystko na polski grunt, ale to zwyczajnie zbyt duże absurdy, by w ogóle je w ten sposób przedstawić. Wyobrażacie sobie, że mecz Legii z Lechem nie dochodzi do skutku, bo część kibiców „Kolejorza” odbija się od bram? Wyobrażacie sobie, że Wisła Kraków zdobywa dziewięć tytułów z rzędu, sprzedaje co roku zawodników za potężne pieniądze, a i tak w najlepszym wypadku odpada w fazie grupowej Ligi Europy? Że w całej epoce panowania, podczas której sprzedaje takich gości jak Modrić czy Corluka, tylko raz dostaje się do fazy grupowej Ligi Mistrzów, w której KOMPLETNIE się kompromituje? Wyobrażacie sobie, że krajowym potentatem rządzi facet, który tylko w ostatnich sześciu latach:
2008. Zaatakował dziennikarza Romana Eibla.
2008. Zaatakował dziennikarza Iice Blazicia.
2008. Groził dziennikarzowi Borutowi Sipsowi, cytaty: „rozgniotę cię jak kota!”, „rozbiję krzesło na twojej głowie, nieszczery chuju!”.
2010. Groził profesorowi Ivano Siberowi.
2010. Groźby pod adresem ministra Branko Vukelicia.
2011. Musiał być eskortowany przez policje z szatni dla sędziów.
2011. Noc w wiezieniu za incydenty w meczu Dinamo – Malmo (zamieszanie na trybunach).
2011. Rasistowskie teksty pod adresem Vahid Halilhodzicia.
2012. Rasistowskie teksty pod adresem Zelijko Jovanovicia, ministra sportu i edukacji.
2014. Po wygranym meczu z Hajdukiem, poszedł na miejsca zajmowane przez tamtejszych vipów i zaczął taniec radości. Od razu zamieszanie i bójka.
A trzeba jeszcze dodać, że gość swobodnie robi biznesy choćby z Barceloną, i nie chodzi tu wyłącznie o sprzedaż talentów, z której pobiera niezły procent, ale i ruch w drugą stronę, choćby wypożyczenie Angelo Henriqueza z Manchesteru United, czy zgarnięcie kapitana juniorów Barcelony, Daniela Olmo.
*
Dziki kraj! Tyle talentów, tyle możliwości, takie szkółki młodzieżowe, a przy tym tyle szemranych interesów, tyle znaków zapytania, tyle wątpliwości i taki niesamowity bajzel. Zazdrościć czy współczuć? Śmiać się czy płakać? Podziwiać fabrykę talentów z Dinama czy załamywać ręce nad tak nierówną, nie tylko ze względów sportowych, ligę?
Prześledziłem komentarze kibiców. Szkółka Dinama – okej, każdy by taką chciał. Bez dwóch zdań jednak, na gorąco, największą zazdrość wywołali mimo wszystko zawodnicy, którzy odmówili gry, dopóki na trybunach nie zasiądą ich fanatycy. I… paradoksalnie, w tej krainie absurdu, to zachowanie to niedościgniony w wielu miejscach świata wzór normalności. Zastanawia mnie jeszcze jeden aspekt, który nawet bez chorwackiego tła jest sporą zagwozdką. Mimo całej tej parodystycznej otoczki, mimo skandali i ustawiania meczów, mimo burdelu organizacyjnego i sporego natężenia jakichś absolutnie nierealnych postaci, Polska w latach dziewięćdziesiątych, obecna Chorwacja, swego czasu Serbia potrafią wyrzucać w świat utalentowanych zawodników, czy wręcz całe ekipy? Rodzime kluby w Lidze Mistrzów najczęściej gościły w latach, które dziś młodszym kibicom kojarzą się z totalnym bałaganem.
Może po prostu naturalnym środowiskiem ludzi z tej części świata jest ten trudny do ogarnięcia chaos?
*
Jeśli nadal czujecie niedosyt, zostawiam linki do innych tekstów o Chorwacji, które sporo mówią kraju, w którym polska Ekstraklasa byłaby zapewne postrzegana za najnormalniejszą ligę świata.
Dwie twarze Dinama Zagrzeb. Rajska akademia w piekle Mamicia
Dinamo i Hajduk ramię w ramię – Chorwacja walczy z futbolową mafią
Chorwaci nie przestają zaskakiwać – kolejny dziwny klasyk Hajduka i Dinama
Chorwacki kocioł w stanie wrzenia – odwołane derby!
*
JAKUB OLKIEWICZ
Fot. msobczynska.pl