Reklama

Skrzydłowy Sarki strzela po 55 meczach posuchy. Smuda do Kobierzyna… 

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

22 listopada 2014, 18:01 • 3 min czytania 0 komentarzy

Miesiąc miodowy Górnika Łęczna w ekstraklasie dawno już za nami i wygląda na to, że w kolejnych może być nerwowo. Był taki moment, kiedy gra podopiecznych Jurija Szatałowa wyglądała całkiem nieźle, dosyć sensacyjnie chwaliliśmy nawet Nowaka i Bonina, jednak gdybyśmy ułożyli tabelę licząc wyniki od początku września, Łęcznej trzeba byłoby szukać na jej końcu. Z ostatnich dziewięciu spotkań wygrała tylko jedno, na wyjazdach zdobyła marny punkcik i dziś też nie zaprezentowała żadnych argumentów, które pozwoliłyby jej nawiązać walkę z Wisłą. 

Skrzydłowy Sarki strzela po 55 meczach posuchy. Smuda do Kobierzyna… 

Jeśli mielibyśmy podsumować to spotkanie jednym zdaniem, chyba należałoby napisać, że przeciętność Wisły wystarczyła na słabą Łęczną. Przeciętność, bo gdy spojrzycie na nasze noty, to bynajmniej nie znajdziecie wśród nich wielkiej pochwały zespołu Franka Smudy. Stilić spędził dziś na boisku 45 minut i nie odnotowaliśmy w tym czasie w jego wykonaniu ani jednego nieszablonowego zagrania. To samo w przypadku Garguły, który zresztą podobnie jak Bośniak musiał opuścić boisko z urazem.

Wisła szybko objęła prowadzenie – bo do akcji ofensywnej ładnie podłączył się Sadlok, a przede wszystkim idealnie wykończył ją Boguski. Trudno stwierdzić czy Stępiński zagrywał akurat z myślą o nim, ale jak to mawia Smuda – muzyka przez chwilę zagrała  i Łęczna musiała odrabiać straty.

Rzecz w tym, że z grą, jaką prezentowała, nie miała na to wielkiej szansy. Przez kilkadziesiąt kolejnych minut oglądaliśmy bardzo przeciętne jakościowo próby tak jednych, jak i drugich.

Nieco na siłę szukając plusów – podobała nam się gra Boguskiego, który oprócz tego, że strzelił gola, to po raz kolejny po prostu zostawił sporo zdrowia, ciężko harując na boisku. Podobał nam się też duet Głowacki – Guzmics, przy czym chyba po raz pierwszy wyżej oceniliśmy grę Węgra, który do tej pory zwykle próbował tylko dotrzymać kroku „Głowie”. Generalnie jednak – wprowadził się bardzo dobrze,  regularnie gra w wyjściowym składzie, nie popełnia błędów, umie nawet świetnie wyprowadzić piłkę, tak więc sprowadzenie go za darmo trzeba rozpatrywać jednoznacznie w kategoriach sukcesu.

Reklama

O Łęcznej – wybaczcie, choćbyśmy chcieli, nie potrafimy dziś napisać ani jednego pozytywnego zdania. Zbyt dużo miała słabych albo bardzo słabych punktów, żeby w Krakowie w ogóle nawiązać walkę. Jeszcze dziś, jeśli swój mecz wygra Korona, Górnik ma szansę spaść na 14. miejsce w lidze, a już za tydzień – jeśli przegra z kolei z Ruchem – może nawet znaleźć się w strefie spadkowej.

Ale wracając na moment do tego, co dziś działo się w Krakowie – generalnie, nic nie wskazywało na to, że mecz może zakończyć się jakimś innym wynikiem niż to wywalczone w pierwszej połowie 1:0. Już w doliczonym czasie przed świetną szansą mógł stanąć Brożek, ale Sarki zagrał mu tak fatalnie, tak niecelnie i nie w tempo, że ten mało nie wyszedł z siebie. Ale że los to figlarz – minęło dosłownie kilkadziesiąt sekund i tym razem „Brozio” miał okazję dobrze obsłużyć Nigeryjczyka. Ten, co wypada uznać za sensację, uderzył bardzo pewnie i precyzyjnie, ustalając tym samym wynik na 2:0.

Po golu nawet się nie cieszył – nie wiemy czy był tak zawstydzony tym, jak chwilę wcześniej próbował podawać do kolegi, czy może jednak faktem, że jako skrzydłowy czekał na tego gola 55 meczów. – Razem z Guerrierem czasem doprowadzają mnie do szału, że wydaje mi się, że wyląduję w Kobierzynie – Smuda skwitował w swoim stylu.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...