Reklama

Nie ma Rumaka, Lech na wiosnę pogra nie tylko w lidze

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

30 października 2014, 22:49 • 3 min czytania 0 komentarzy

Chyba możemy już oficjalnie to ogłosić: kibice Lecha mogą powoli puścić w niepamięć pucharową traumę, jaką zapewniał im Mariusz Rumak i jego podopieczni. Przypomnijmy: dwa lata temu „Kolejorz” z Pucharem Polski żegnał się już w sierpniu po wtopie z Olimpią Grudziądz, w zeszłym sezonie udało się co prawda przeskoczyć jedną przeszkodę (Termalikę), ale przy drugiej (Miedź Legnica) znów nastąpił bolesny kontakt z glebą. Dziś w Poznaniu rządzi specjalista od Pucharu (Skorża ma w CV trzy takie trofea) i na efekty nie trzeba było długo czekać.

Nie ma Rumaka, Lech na wiosnę pogra nie tylko w lidze

O ile pokonanie grającej w juniorskim zestawieniu Wisły Kraków było tylko formalnością, o tyle dzisiejszą wygraną z rozpędzoną Jagiellonią, niewątpliwie można zapisać po stronie sukcesów. Zanim jednak przejdziemy do meczu, jedna rzecz absolutnie warta podkreślenia: w końcu obejrzeliśmy spotkanie godne rozgrywek Pucharu Polski. Obaj trenerzy nie kombinowali zbytnio ze składami i posłali w bój wszystko, co akurat mieli najlepszego. Miła odmiana.

A na murawie cuda-wianki. Mecz zaczął się dość nietypowo, bo piłkarze Jagiellonii – ni stąd, ni zowąd – postanowili zrobić szpaler dla swoich przeciwników. Zwykle jednak jesteśmy świadkami takich scen jeszcze przed rozpoczęciem spotkania, a nie tuż po pierwszym gwizdku. Efekt? Gol Sadajewa już w 8. sekundzie! Puchar rządzi się swoimi prawami. Niby to tylko wyświechtana formułka, mająca służyć jako łatwe usprawiedliwienie dla faworytów, zaliczających ciężkie przeprawy z drużynami z innej ligi. Jednak coś w tym jest. Bartłomiej Drągowski, który w lidze bramki puszcza od wielkiego dzwonu (nie wyciągał piłki z siatki od 290 minut), w Pucharze potrzebował zaledwie siedmiu minut, by skapitulować dwukrotnie.

Nad Bułgarską przez moment unosił się zapach pogromu (prócz dwóch bramek była jeszcze poprzeczka i nieodgwizdany przez sędziego karny), ale o zmianę nieprzyjemnego klimatu postarali się obrońcy Lecha. Zastanawiamy się, czy jest taka przewaga, której duet stoperów Wołąkiewicz-Arajuuri (aktywnie wspomagany przez słabego w tyłach Douglasa) nie byłby w stanie roztrwonić? Prawdopodobnie nie. Jagiellonia nie musiała się nawet zbytnio wysilać, by wrócić do gry. Najpierw akcja Gajosa – coś w stylu: zawodowy piłkarz wyszedł pod blok, by pograć z kolegami z dzieciństwa, którzy dziś z piłką mają mniej więcej tyle samo wspólnego co Sarki z transferem Galatasaray. Drugą bramkę obrońcy Lecha strzelili sobie już sami.

Reklama

Kibice zgromadzeni na stadionie mieli prawo – po piorunującym początku – oczekiwać oklepu gości, a niewiele brakowało, by skończyło się… oklepem w drugą stronę. Skoro wszyscy – nawet ochroniarze stojący tyłem do murawy – widzieli, że w jakiej dyspozycji jest defensywa Lecha, to i ofensywni piłkarze Jagiellonii dostrzegli, że mogą sobie pozwolić na dużo. W efekcie nawet Tuszyński decydował się na akcje, które do tej pory wychodziły mu tylko na konsoli. Komentatorzy – prawdopodobnie zszokowani tym, jak łatwo minąć zawodnika w niebieskiej koszulce – porównali go nawet do Zinedine’a Zidane’a…

Na posterunku był jednak Gostomski. Lech również miał swoje okazje, jednak Zaur Sadajew swoje zrobił już w 8. sekundzie i potem skupiał się już tylko na marnotrawieniu wysiłku kolegów. Koniec końców, doszło więc do dogrywki, co było całkiem sprawiedliwym rozstrzygnięciem. W niej grzeszki z obrony odkupił Barry Douglas (piękna bramka z wolnego), a gości dobił Linetty. Jagiellonia żegna się z Pucharem, ale po takim meczu, Probierz i jego piłkarze nie mają się zbytnio czego wstydzić.

Teraz przed Lechem leży czerwony dywan, który prowadzi aż do finału na Stadionie Narodowy. W ćwierćfinale czeka Znicz Pruszków, a w kolejnej rundzie lepszy z pary Błękitni-Cracovia. Wystarczy włożyć trochę wysiłku i się przespacerować, by trafić na salony.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Ekstraklasa

Pomocnik Warty otwarcie krytykuje klub: zastanawiam się, co ja do cholery tutaj robię…

Maciej Szełęga
1
Pomocnik Warty otwarcie krytykuje klub: zastanawiam się, co ja do cholery tutaj robię…
1 liga

Lechia Gdańsk odpowiada byłemu prezesowi: Próba destabilizacji klubu

Damian Popilowski
0
Lechia Gdańsk odpowiada byłemu prezesowi: Próba destabilizacji klubu
Anglia

Media: Gwiazdor West Hamu może zostać następcą Mohameda Salaha

Maciej Szełęga
1
Media: Gwiazdor West Hamu może zostać następcą Mohameda Salaha

Komentarze

0 komentarzy

Loading...