Reklama

Hajto leci do Niemiec po pracę. Lechia myślała o… Monizie

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

24 września 2014, 08:45 • 14 min czytania 0 komentarzy

Tomasz Hajto dzisiaj ma spotkać się w Niemczech z właścicielami Lechii w sprawie swojej ewentualnej pracy w tym klubie w roli trenera. To stanowisko zwolnił w niedzielę Joaquim Machado, który stracił tego dnia posadę. Z wyścigu o posadę w Lechii odpadł Dariusz Kubicki, którego wiąże umowa z pierwszoligową Olimpią Grudziądz. A ponieważ nie ma w niej klauzuli, umożliwiającej wcześniejsze odejście, gdańszczanie musieliby wykupić kontrakt trenera, co wiązałoby się z dodatkowymi kosztami. Tego nie zrobią, a Kubicki zadeklarował we wtorek, że chce skupić się na pracy w Grudziądzu – czytamy dziś w Przeglądzie Sportowym oraz Fakcie. Jeśli interesuje was, co można znaleźć w pozostałych tytułach prasowych i na kolejnych stronach PS oraz Faktu, oto nasz codzienny przegląd.

Hajto leci do Niemiec po pracę. Lechia myślała o… Monizie

FAKT

Mamy kilka tekstów do zacytowania z Faktu. Na początek dość przejrzyste ujęcie: „siatkarze wygrywają, piłkarze zarabiają”. Tabloid porównuje zarobki czołowych reprezentantów Polski w obu dyscyplinach, a także trenerów. Antiga – 20 tysięcy miesięcznie, Smuda do niedawna – 150 tysięcy. Zagumny – 100 tysięcy miesięcznie, Szczęsny i Lewandowski w milionach. Wiecie o co chodzi.

Reklama

Na kolejnej stronie rozmowa z Mariuszem Lewandowskim. Wygląda na to, że nie będzie już grał w piłkę. Opowiada też o dramacie na Ukrainie, który dosięgnął i doświadczył wielu jego znajomych.

W październiku ubiegłego roku zagrał pan w eliminacjach MŚ przeciwko Ukrainie oraz Anglii. Później słuch o panu zaginął. Skończył pan z kopaniem piłki?
– Z kopaniem jeszcze nie, od czasu do czasu ruszam się po boisku. Ale z poważnym graniem już tak. Wszystko wskazuje na to, że wkrótce ogłoszę koniec kariery.

Czemu tak nagle?
– Decyzja dojrzewała. Są w życiu rzeczy ważniejsze od futbolu. Już się w piłkę nagrałem. Owszem, mogłem jeszcze kopać sezon czy dwa, ale wtedy trudniej byłoby mi dopilnować innych spraw. Roczna przerwa świetnie mi zrobiła, poukładałem wszystkie kwestie, a że sportowo jestem do tyłu? Takie życie. Przez całą karierę angażowałem się w futbol bez reszty, poświęcałem każdą wolną chwilę. Z różnym skutkiem, ale nigdy nie robiłem czegoś na pół gwizdka. Czuję się spełniony i zadowolony z tego co osiągnąłem na boisku.

Pięć tytułów mistrza Ukrainy, trzy Puchary i dwa Superpuchary. Do tego Puchar UEFA i 66 meczów w reprezentacji Polski, udział EURO i mundialu.
– Kiedy zaczynałem, nawet nie śmiałem marzyć o czymś takim. Grając w mocnym klubie, a takim na pewno był Szachtar, mogłem się spodziewać zwycięstw w lidze ukraińskiej. Ale już na arenie międzynarodowej sukcesy przychodzą dużo trudniej. Żaden polski piłkarz, który zdobył jakikolwiek europejski puchar, nie zapomni finału ani drogi po trofeum. Nie zamieniłbym w karierze absolutnie niczego. Nawet rok przerwy spowodowany kontuzją dobrze mi zrobił. Zobaczyłem cierpienie innych, przekonałem się na własnej skórze jak ciężko wraca się na boisko. Co cię nie zabije, to wzmocni.

Tomasz Hajto tymczasem leci do Niemiec, żeby… Dostać pracę w Lechii. Dziś za zachodnią granicą ma spotkać się z właścicielami klubu. Wygląda na to, że to właśnie on ma największe szanse na posadę. Z wyścigu odpadł Dariusz Kubicki, którego wiąże umowa z pierwszoligową Olimpią Grudziądz i nie ma w niej żadnej klauzuli przedwczesnego odejścia, trzeba byłoby go wykupić. Trudno jednak wykluczać, że Lechia sięgnie po trenera z zagranicy. Sondowano nawet temat powrotu Ricardo Moniza.

Reklama

Co dalej? Paweł Cibicki się niecierpliwi i grozi, że jeśli Polska się nie odezwie, zagra dla Szwedów.

W sierpniu dzwonił do pana selekcjoner polskiej kadry U-21, rozmawiał pan też z szefem skautingu PZPN Maciejem Chorążykiem.
– Pan Chorążyk pytał, co u mnie słychać i dla kogo chcę grać.

I co pan odpowiedział?
– Że chcę grać dla Polski i zawsze tak było. Ale później nie miałem z nimi kontaktu.

Sądząc z tego, co ustaliliście z Dorną, lada dzień powinien pan dostać powołanie do reprezentacji Polski U-20 na październikowe mecze.
– Tak mi powiedzieli Jeśli się nie odezwą, nie wybiorę Polski. Sto procent. Przestanę czekać i będę grał dla Szwecji, bo mam też paszport tego kraju.

Ale przez całe życie marzył pan o biało-czerwonej koszulce, a nie żółtej.
– Ale jeśli ktoś nie dotrzymuje słowa. To nie mój problem. Naprawdę wybiorę Szwecję.

Wybierz, chłopie, i nie zawracaj głowy z takim podejściem.

Później już drobiazgi. Legia zaczyna grę o Puchar Polski w Legnicy. Henning Berg nie zamierza odpuścić trzeciego – po lidze i Lidze Europy – frontu rozgrywek. Skorża natomiast postawił sobie za cel oddać Lechowi to, co zabrał. O co chodzi? Kiedyś już wygrał przecież Puchar Polski z Legią, odbierając go w finale drużynie Lecha. Teraz przekonuje, że traktuje te rozgrywki priorytetowo.

GAZETA WYBORCZA

Zaczyna robić się nieciekawie. Po Rzeczpospolitej, w której nie znaleźliśmy niczego, otwieramy Gazetę Wyborczą, w której mamy tylko jeden tekścik pt. „Zero Barcelony”. W pięciu meczach otwierających sezon Barcelona nie straciła gola. Jest wyjątkiem w wielkich ligach Europy.

„Wraca maszyna do zdobywania bramek” – napisał dziennik „Marca”, oceniając trzy gole i pięć asyst Leo Messiego na starcie Primera Division. Wiele wskazuje na to, że piłkarz jest na dobrej drodze do odzyskania wielkości utraconej przez czterokrotnego laureata Złotej Piłki. Messi znów czuje radość z gry, zachowując oczywiście specjalną pozycję w zespole u kolejnego trenera. – U jego boku każdy, także ja, staje się lepszym graczem – mówi Neymar, który też trafił do siatki trzy razy w tym sezonie, mimo że tylko raz (w niedzielę przeciw Levante) był w wyjściowej jedenastce. Wszystkie bramki zdobywał po podaniach Argentyńczyka. Co będzie, gdy za miesiąc skończy się dyskwalifikacja Luisa Suáreza, sprowadzonego na Camp Nou za 81 mln euro? Urugwajczyk będzie miał kłopot z wejściem do zespołu, bo oprócz Pedro w ataku Katalończyków pojawili się dwaj inni wychowankowie Munir i Sandro. Pierwszy stał się rewelacją i trafił nawet do kadry Hiszpanii. Ale to nie gra ofensywna i 11 goli zdobytych w czterech meczach ligowych stają się znakiem firmowym nowego trenera Barçy Luisa Enrique. Zespół z Katalonii zaczął sezon od czterech zwycięstw po raz dziesiąty w swojej historii, ale dopiero po raz pierwszy nie stracił w nich bramki. Trudno uznać za bohatera chilijskiego bramkarza Claudio Bravo, bo rywale oddali na jego bramkę tylko pięć celnych strzałów. Oznacza to, że obrona gra znacznie skuteczniej niż w ubiegłym sezonie. Także w Lidze Mistrzów Barça nie straciła gola, gdy strzegł jej Niemiec ter Stegen. Aby znaleźć poprzednią serię pięciu meczów zespołu z Katalonii z zerowym bilansem strat, trzeba cofnąć się do jesieni 2011 roku, a więc największego wzlotu Barçy w całej historii, gdy na jej czele stał Pep Guardiola. Wtedy kataloński bramkarz był niepokonany w kolejnych dziewięciu spotkaniach. 

Trzeba poratować się Gazetą Stołeczną. Ta rozmawia krótko z Maciejem Wandzelem, który został ogłoszony trzecim współwłaścicielem stołecznego klubu, będąc związanym wcześniej z Lechem.

Kiedy podjął pan decyzję, że chce zostać trzecim udziałowcem Legii Warszawa?
– Ostatecznie po drugim meczu z Celtikiem. A dokładnie po wyjściu z samolotu, którym wracaliśmy z Edynburga. Każdy pamięta, jaki to był czas. Trzeba było szybko działać i to był dla mnie impuls, żeby w końcu tu dołączyć. Byłem pod wrażeniem mobilizacji ludzi i ich demonstracji związku z klubem.

Wcześniej długo ktoś pana musiał do tego przekonywać?
– Rozmowy toczyły się od jakiegoś czasu. Długo się nie wahałem, ale takich projektów nie realizuje się z dnia na dzień. Przez ostatnie lata związany byłem z Lechem – reprezentowałem go w radzie nadzorczej Ekstraklasy. Chciałem zachować się w porządku i z ogłoszeniem decyzji o kupnie udziałów w Legii poczekać praktycznie do końca kadencji [upływa 26 września – przyp. red.].

Ale chyba nie muszę ukrywać, że Legia jest mi bliska. Obu dotychczasowych właścicieli znam od dawna. Darek Mioduski jest moim bardzo dobrym kolegą, a Boguś – bliskim przyjacielem. Już kiedy zastanawiał się nad kierowaniem klubem [grudzień 2012 – przyp. red.], byłem przy nim. W trudnych momentach zawsze mógł na mnie liczyć. Po tej całej sprawie z Celtikiem postanowiłem, że chcę pomagać nie tylko z doskoku, ale być w tym klubie na co dzień. Łazienkowska 3 to świetne miejsce. Bywałem już tu na wielu meczach. I choć to dopiero początek budowy wielkiej Legii, to wierzę, że niebawem będzie to klub osiągający duże sukcesy w Europie.

Na jakich zasadach wchodzi pan do Legii?
– Zostaję właścicielem 20 proc. udziałów. Będę członkiem rady nadzorczej i będę reprezentował klub w strukturach Ekstraklasy i PZPN.

SPORT

Łuczak huknął. Wydarzeniem dnia w Sporcie jest… wygrana Górnika w PP.

I faktycznie w środku Puchar Polski jest tematem wiodącym. Górnik zrobił swoje.

To jest frustrujące i wkurzające! – zaczął swe pomeczowe wystąpienie Ryszard Tarasiewicz. – Błędy indywidualne powodują, że tracimy gole. A można było ich uniknąć – irytował się kielecki szkoleniowiec. – Szkoda, bo zasłużyliśmy na to, żeby z Górnikiem zagrać przynajmniej dogrywkę. Może odcierpimy to w meczu z Piastem w lidze (obie drużyny zagrają już w piątek w Kielcach – dop. aut.), ale chcieliśmy awansować do kolejnej rundy. Oczywiście, że liga jest dla nas priorytetem, ale jest niedosyt… Boli, że kiedy po 30 minutach w końcu się obudziliśmy, zespół po prostym błędzie stracił gola. Na tle swego vis a vis zadowolony Józef Dankowski był uosobieniem spokoju. – Zespół zagrał tak, jak tego oczekiwaliśmy – mówił. – Piłkarze, którzy wyszli na boisko, mieli wykonać zadanie, czyli awansować do kolejnej rundy. I zrobili to. Podkreślam, że nie była to druga drużyna. Każdy z nich może wyjść w pierwszej jedenastce…

Bohaterem Piasta był z kolei Jakub Szmatuła.

Z Wisłą szanse dostaną ci, którzy mniej grali – zapowiadał przed meczem trener gości. Angel Perez Garcia przywiózł do Puław tylko czternastu zawodników, w tym dwóch bramkarzy. Podstawowi zawodnicy zostali w Gliwicach. Miało to i tak wystarczyć do awansu. Hiszpan szybko przekonał się, jak bardzo się pomylił. Jedna z pierwszych sytuacji dała gospodarzom prowadzenie. Jakub Szmatuła odbił przed siebie piłkę po strzale Macieja Machalskiego, a skuteczna dobitką popisał się Konrad Nowak. Kibice w Puławach oszaleli z radości. Nie trudno im się dziwić skoro w drugiej lidze Wisła jeszcze nie wygrała meczu i może się „poszczycić” bilansem bramkowym 2:16! Piast starał się wyrównać, lecz nie potrafił przechytrzyć dobrze broniących się gospodarzy. Tuż przed końcem meczu w końcu do bramki trafił Wojciech Kędziora, który wykorzystał rzut karny. Remis oznaczał dogrywkę, a po niej nastąpiły rzuty karne. Co prawda Matej Izvolt nie wykorzystał „jedenastki”, lecz piłkarze drugoligowca zmarnowali dwa rzuty karne…

Mamy też niedługą rozmówkę z Pavelsem Steinborsem. Są dwa ciekawe wątki.

Zobaczymy pana jeszcze kiedyś na boisku bez maski?
– Raczej nie. Lekarze powiedzieli, że gdybym został trafiony jeszcze raz w to samo miejsce, groziłoby bardzo poważnym urazem, może nawet kalectwem. Mówimy o twarzy, więc naprawdę nie ma żartów, a mam wstawioną specjalną śrubę, która wszystko trzyma. Drugi raz mogliby tej kości nie poskładać. Zresztą… Gdybym nawet chciał zaryzykować to w życiu nie zgodzi się na to moja żona.

Z tego co wiemy, tak do końca trudno zaliczać pana do obcokrajowców.
– Coś w tym jest, bo polskiej krwi mam w sobie sporo. Mój biologiczny ojciec to Polak. Kiedy się urodziłem, na nazwisko miałem Czernucha, ale tata odszedł od nas, kiedy miałem 2,5 roku. Nie pamiętam go, z tego powodu nie nauczyłem się też mówić po polsku. Urodziłem się w 1985 roku, w paszporcie mogłem mieć wpisane obywatelstwo polskie lub radzieckie. Obecne nazwisko pochodzi po drugim mężu mojej mamy. On z kolei ma szwedzkie korzenie. Jakby tego było mało, to Polką jest też babcia mojej żony. Może dlatego czujemy się tutaj tak dobrze i polskiego uczymy w miarę szybko. Nigdzie w karierze nie widziałem piłkarzy, którzy tak profesjonalnie podchodzą do treningów, jak tutaj. Ale nie może być inaczej, skoro w szatni są Sobolewski czy Gancarczyk.

W meczu pucharowym z Zawiszą, Podbeskidzie zagra… bez trenera.

Problemy z rwą kulszową sprawiły, że trener Leszek Ojrzyński nie pojechał z drużyną do Bydgoszczy. Zespół będzie więc prowadzić jego asystent, Piotr Tworek. To nie jedyne osłabienie „górali”; skład też zostanie mocno zmieniony. – Nie odpuszczamy tych rozgrywek, ale nasi zawodnicy mocno odczuli poprzednie spotkania i niektórym trzeba dać odpocząć. Zagra kilku piłkarzy dotychczas rezerwowych, którzy – wobec ostatnich wyników ligowych – będą mieli wielką szansę wskoczenia do podstawowego składu. To powinna być dla nich dodatkowa motywacja – mówi trener, który cieszy się, że jego zespół zagra z rywalem ekstraklasowym, a do tego obrońcą trofeum.

Dalej: w Chorzowie martwią się, że Ruch ma duże problemy z wygrywaniem, z kolei Artur Skowronek, podsumowując ostatnią kolejkę ligową, krytykuję Lechię, w której poleciała na razie głowa trenera, ale zimą powinno polecieć kilka innych – bo w Gdańsku nie ma niczego: gry, stylu i wyniku.

SUPER EXPRESS

Na łamach Superaka w sumie pięć stron sportu, ale o piłce tylko to, co widzicie być może w dwóch ramkach na powyższym screenie. Lewy uciszył krytyków, strzelając gola w spotkaniu Paderborn. Smuda z kolei jedzie do Poznania na puchar, stawiając na dublerów. To wszystko, bez cytowania.

PRZEGLĄD SPORTOWY

Na koniec PS. Jego okładka prezentuje się następująco:

Na pierwszy rzut idzie Puchar Polski. Maciej Skorża zdobył już trzy trofea, więc w Lechu liczą na jego pucharowy patent. Może być tym łatwiej, że Smuda wystawi przy Bułgarskiej rezerwistów.

– Do Poznania pojechało 17 piłkarzy, którzy trenują z pierwszym zespołem. Zmiany muszą nastąpić, bo tak już wcześniej sobie postanowiliśmy. Klub płaci tym zawodnikom, więc w końcu muszą coś dla tego klubu zrobić – zapowiada trener Franciszek Smuda. Niektóre absencje są uzasadnione. – Štilić grał z Legią z grypą i widać to było po jego postawie, Jankowski ma naciągnięty mięsień przywodziciela, a Głowacki jeszcze nie do końca wyleczył uraz mięśnia dwugłowego – wylicza szkoleniowiec. Najbardziej oczekiwanym występem będzie debiut węgierskiego stopera Richarda Guzmicsa. – Musimy wiedzieć, czy może stanowić wzmocnienie drużyny – zaznacza Smuda, który zamierza postawić także na Przemysława Lecha. To kapitan zespołu, który wywalczył mistrzostwo Polski juniorów. – Jest to bardzo solidny, typowo defensywny pomocnik, ale jest też dobrze wyszkolony technicznie. On i Potr Żemło mają obecnie największe szanse, aby się przebić…

Legia też chce zagrać na Stadionie Narodowym, ale co istotniejsze – ma trzeciego współwłaściciela. Wspominaliśmy już o tym przeglądając Wyborczą, ale zacytujmy fragment z PS:

Wandzel ma odpowiadać za relacje w Polsce, Mioduski na arenie międzynarodowej i budowanie akademii. – Chcę też normalizować współpracę z szeroko pojętą administracją państwową. Warszawa jako miasto nie wykorzystuje ogromnej siły marketingowej klubu i bagatelizuje jego ważną rolę w sferze publicznej. Poza tym chciałbym pochylić się nad warunkami dzierżawy stadionu, bo jest ona z naszej perspektywy bardzo niekorzystna. Legia pokrywa w zasadzie wszystkie koszty działalności obiektu oraz płaci czynsz i podatki, co w skali kraju jest niezwykle rzadkie. Dodatkowo liczę na uruchomienie swoich kontaktów w biznesie, aby tak samo nasi partnerzy w samorządzie jak i moi koledzy polubili ten projekt i zobaczyli w nim ogromy potencjał do promocji – zaznaczył Wandzel. Znaczenie nowego akcjonariusza jest o tyle duże, że wkrótce szefowie szesnastu drużyn ekstraklasy będą dyskutowali nad podziałem finansowego tortu „upieczonego” na sprzedaży ligowych praw medialnych. Legia i inne czołowe kluby walczą o większy kawałek dla siebie argumentując to większą medialnością lub występami w europejskich pucharach, co wiąże się z popularyzacją rozgrywek wewnątrz i na zewnątrz kraju.

Hajto leci po posadę – w tekście w PS nie ma niczego więcej niż było w Fakcie, więc od razu rzućmy okiem na obszerniejszą wersję rozmowy z Mariuszem Lewandowskim. Fragment o Ukrainie.

Kiedy był pan po raz ostatni na Ukrainie?
– Trzy tygodnie temu. Odwiedziłem chłopaków z Szachtara w Kijowie. Z powodu działań wojennych nie mogą grać w Doniecku. Trenują w Kijowie, mecze grają we Lwowie. Dramat. Wszyscy dużo potracili. Niektórzy uciekali do Kijowa tak jak stali, nie zdążyli się nawet spakować. Dobytek zostawili na polu walki i nie mają tam po co wracać.

Donbas Arena, którą nazywał pan najpiękniejszym stadionem świata, też ucierpiał.
– Trafiły w nią dwa pociski. Ale to da się odbudować. Oby tylko w Doniecku nastał wreszcie spokój. W mieście wciąż mam wielu przyjaciół. Bardzo przeżywam to, co tam się dzieje. Mimo nienormalnej sytuacji, klub funkcjonuje sprawnie. Rumuński trener Mircea Lucescu i chorwacki kapitan Dario Srna mają bardzo trudny moment. Trudno w takiej sytuacji utrzymać drużynę w ryzach. Po jednych taka sytuacja spływa, ale inni się boją albo żona namawia do powrotu. Donieck nie jest bezpieczny, cały czas strzelają – w każdej chwili może coś się wydarzyć. Jestem przekonany, że w tym sezonie Szachtar tam nie wróci. Każdy mecz będą rozgrywać na wyjeździe. Sytuacja jest skomplikowana, nie wiem jak to się wszystko skończy. Żal mi tych ludzi i miasta, bo w kilkanaście lat zmieniło się na lepsze, wypiękniało, a teraz jest zniszczone.

Warto poczytać tekst o 17-letnim Bartłomieju Drągowskim, który ma świetne wejście do ekstraklasy, ale my na koniec wrzucimy jeszcze parę zdań od Pawła Cibickiego. O Malmo i Lidze Mistrzów.

Jakie ma pan wrażenia z pobytu w Turynie? Czuć było tę wyjątkową atmosferę, otoczkę Ligi Mistrzów? Dla Malmö to był przecież pierwszy mecz w historii w fazie grupowej Champions League.
– Szkoda, że nie zagrałem, ale wiem na sto procent, że będę dostawał szansę w kolejnych meczach, więc nie byłem zły. A co do samej gry, spodziewałem się, że Juventus będzie lepszy. Może grał tylko na 50 procent możliwości?

Przez długi okres meczu wydawało się, że możecie dowieźć bezbramkowy remis do końca. Tevez pierwszego gola strzelił po godzinie gry, drugiego w ostatniej minucie.
– Tak naprawdę w pierwszej połowie Juventus nam nie zagroził. To my mieliśmy doskonałą okazję, kiedy Magnus Eriksson strzelał z bliska. Ale im dłużej trwał mecz, tym Juve bardziej rządziło. Dobrze jest w meczu z taką drużyną nie dać sobie strzelić gola do 70. minuty. Potem rywale grają coraz bardziej nerwowo. Niestety nam się to nie udało.

Porozmawiał pan z polskim sędzią? Mecz prowadził Szymon Marciniak.
– Tak, przy sprawdzaniu butów odezwałem się po polsku. Zdziwiony zapytał: Ty mówisz po polsku?”. Odpowiedziałem, że jestem Polakiem. Nie wiedział tego.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...