Reklama

Był Machado, teraz będzie Polak. Giełda nazwisk ruszyła

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

22 września 2014, 09:12 • 14 min czytania 0 komentarzy

Trwają poszukiwania następcy Quima Machado, który wczoraj został zwolniony z funkcji trenera Lechii. – Wygląda na to, że będzie nim Polak. Działacze mają na liście kilka kandydatur. Między innymi Tomasza Hajtę i Waldemara Fornalika. Swoich zwolenników ma także Dariusz Kubicki, pracujący w pierwszoligowej Olimpii Grudziądz. – Nie chcemy działać “na wariata” i pragniemy wybrać dobrego kandydata. Potrzebujemy paru dni na przemyślenia – mówi Adam Mandziara, pełniący w gdańskim klubie rolę prokurenta. – Dlatego uznaliśmy, że na razie zespół poprowadzą Maciej Kalkowski z Tomaszem Untonem – czytamy dzisiaj w Fakcie i Przeglądzie Sportowym. Zapraszamy na poniedziałkowy przegląd prasy. Fani siatkówki mogą nastawić się na ucztę. Zwolennicy piłki dostaną dziś niewiele treści. A zwłaszcza niewiele odnośnie tego, czego sami nie mogli zaobserwować w weekend.

Był Machado, teraz będzie Polak. Giełda nazwisk ruszyła

FAKT

Od razu uprzedzamy – Fakt jest dziś jedną z lepszych propozycji, bo mamy w nim aż trzy strony ligowych tematów. Choć nie ma co ukrywać – są to głównie reakcje na weekendowe wydarzenia. Mistrzowie liderem ligi – Legia po rozbiciu Wisły wraca na pozycję numer jeden w ekstraklasie.

Piłkarze Legii Warszawa wygrali mecz na szczycie ekstraklasy. Mistrz Polski pokonał w Krakowie Wisłę 3:0 i został liderem tabeli. Prestiżowy mecz cieszył się ogromnym zainteresowaniem kibiców. Na stadionie pojawiło się ponad 31 tysięcy widzów, w tym dwa tysiące fanów Legii. W pierwszej połowie nie mieli na co patrzeć. Piłkarze stworzyli widowisko miernej jakości. Żadna z drużyn nie potrafiła narzucić swojego stylu gry, dlatego do przerwy był bezbramkowy remis. Po zmianie stron na boisku istnieli tylko legioniści. Strzelanie rozpoczął Orlando Sa, który wykorzystał świetne podanie od Helio Pinto. Okazało się jednak, że portugalski napastnik był na pozycji spalonej. Dwa kolejne ciosy zespół z Warszawy wyprowadził w doliczonym czasie gry. Drugą bramkę zdobył Duda, a trzecią Radović.

Reklama

Rwa usadziła Leszka Ojrzyńskiego. Rwa kulszowa, konkretnie.

W meczu Podbeskidzia z Górnikiem szkoleniowiec bielszczan Leszek Ojrzyński całe spotkanie przesiedział w wygodnym fotelu ustawionym tuż obok ławki rezerwowych. Dla obserwatorów meczu było to dziwne, bo przecież szkoleniowiec przyzwyczaił wszystkich do tego, że bardzo emocjonalnie przeżywa wszystkie występy drużyny. Zawsze na stojąco, zawsze przy linii bocznej, pokrzykując czy gestykulując, co powoduje, że sędziowie techniczni często zwracają mu uwagę. Tymczasem w meczu z zabrzanami Ojrzyński spokojnie siedział w fotelu, a zespołem dyrygowali asystenci. – Dostałem ataku rwy kulszowej, ot wszystko – tłumaczył szkoleniowiec na konferencji prasowej.

W ramkach:
– Wygwizdali Rumaka w Poznaniu
– Angel odmienił grę gliwiczan
– Pierwszy gol Basty za trzy punkty.

Machado nie jest już trenerem Lechii. Zastąpić ma go Polak.

Trwają poszukiwania jego następcy. Wygląda na to, że będzie nim Polak. Działacze mają na liście kilka kandydatur. Między innymi Tomasza Hajtę (42 l.) i Waldemara Fornalika (51 l.). Swoich zwolenników ma także Dariusz Kubicki (53 l.), pracujący w pierwszoligowej Olimpii Grudziądz. – Nie chcemy działać “na wariata” i pragniemy wybrać dobrego kandydata. Potrzebujemy paru dni na przemyślenia – mówi Adam Mandziara, pełniący w gdańskim klubie rolę prokurenta. – Dlatego uznaliśmy, że na razie zespół poprowadzą Maciej Kalkowski z Tomaszem Untonem – dodał. Pod ich wodzą Lechia zagra w środę w Stalowej Woli ze Stalą w Pucharze Polski. – Po tym meczu powinniśmy już znać nazwisko nowego trenera. Machado? Nie może powiedzieć, że nie dostał szansy. Meczem z Pogonią pogrążył się ostatecznie. Choć rozczarowująca postawa Lechii to nie tylko jego wina. Głowy popiołem powinni sobie też posypać piłkarze – zakończył Mandziara.

Reklama

Bartłomiej Drągowski wywołuje coraz więcej zamieszania w białostockiej komunikacji miejskiej. W autobusach kibice zaczepiają siedemnastolatka, proszą o wspólne zdjęcia. Jego ojca telefonami nękają z kolei menedżerowi. – Było ich tyle, że musiał zmienić numer – mówi. – Powtarzam mu, że ma słuchać trenerów i ojca. Nikogo więcej. Pompowanie jest ogromne, a zagrał dopiero kilka meczów.

Na ostatniej stronie „Lewy wchodzi z ławki”. Tego już nie cytujemy.

GAZETA WYBORCZA

Świetnie na sukces siatkarzy przygotowała się Wyborcza i zaatakowała dziś całą serią artykułów. Dla piłki nożnej zostały dwie strony. W „Poligonie”: Lechia, czyli przytułek dla piłkarzy.

W piątek sześciu nowych zawodników zagrało w podstawowym składzie, pięciu usiadło na ławce rezerwowych, dla reszty miejsca starcza na trybunach. Ustalenie hierarchii w drużynie w przypadku tak drastycznych zmian może potrwać miesiącami. A zgranie – przy założeniu, że są to zawodnicy o odpowiednim potencjale – zabierze przynajmniej rok. Zamiast walczyć o podium, czego już wiosną bliska była ekipa wzmocniona zimą kilkoma transferami, zdecydowano się zamienić drużynę w cyrk. Jeszcze w kwietniu dyrektor sportowy Andrzej Juskowiak – w teorii to funkcja decyzyjna – mówił „Latem planujemy trzy lub cztery transfery”. Dodawał: „Budowa drużyny musi następować powoli, być ewolucją w ciągu kilku lat. Teraz swoim nazwiskiem firmuje ruchy portugalskich i niemieckich właścicieli i tłumaczy kibicom w mediach: „W tym sezonie będzie trwała rywalizacja między ściągniętymi zawodnikami i tylko najlepsi zostaną”. Warto przy tym wspomnieć, że aż dziewięciu z nich zostało czasowo wypożyczonych, w tym piłkarze z agencji Rogon należącej do Rogera Wittmana, jednego z udziałowców klubu. 

Szlagier dla Legii.

W niedzielę w głównej roli wystąpił asystent arbitra głównego Szymona Marciniaka. Nie zobaczył, że na spalonym jest Orlando Sa, i Legia objęła prowadzenie. Sędziowie wypaczyli więc wynik szlagieru polskiej ekstraklasy, a to miał być najpoważniejszy test, czy rzeczywiście pierwsza pozycja w tabeli to zasługa znakomitej formy i umiejętności wiślaków. A może to „efekt pucharów”, czyli rzucenia przez Legię wszystkich sił na walkę o Ligę Mistrzów, która zakończyła się niepowodzeniem, a teraz występy w Lidze Europy. Tyle że sprawdzian nie do końca był miarodajny. Trener Franciszek Smuda nie kombinował, bo i tak ma małe pole manewru, i wystawił najsilniejszy skład z możliwych. Za to Henning Berg, szkoleniowiec Legii, po raz kolejny mógł skorzystać z szerokiej kadry i ligę potraktował nie tak poważnie jak puchary. Ewentualne straty w ekstraklasie będzie przecież można odrobić w drugiej części sezonu. Norweg więc na ławce posadził lidera zespołu Miroslava Radovicia. Z czwartkowego składu legionistów, którzy pokonali Lokeren w LE, nie było też Michała Żyry (kontuzja), Michała Kucharczyka i Ondreja Dudy (rezerwowi). Pierwsza połowa potwierdziła, że ofensywa gospodarzy to ich największa siła. Tyle że nie przychodziło im tak łatwo stwarzanie sytuacji jak choćby w meczach z Pogonią Szczecin, GKS Bełchatów czy Lechią Gdańsk. Goście próbowali przede wszystkim uważać na Semira Stilicia i zapewne doskonale wiedzieli, że jego największą wadą jest brak szybkości. Jednak i tak mieli problemy z powstrzymaniem Bośniaka inaczej niż przez faul. Rozgrywający Wisły raz ośmieszył Jakuba Rzeźniczaka, ale kopnął za wysoko, za drugim razem strzelił przewrotką, ale za lekko. Nie błyszczał jednak jak zwykle i o dziwo, tuż przed przerwą oddał nawet Maciejowi Sadlokowi strzał z rzutu wolnego, ale reprezentant Polski kopnął fatalnie. Wcześniej krakowianie mieli sporo okazji – głównie za sprawą Rafała Boguskiego. Po 30-letnim pomocniku nie wiadomo jednak, czego się spodziewać. Momentami potrafi zagrać znakomicie, by po chwili stracić łatwo piłkę lub przestrzelić w dogodnej sytuacji.

No i to już wszystko. W rubryce „Nauka w służbie sportu” możecie poczytać dlaczego bawełniane koszulki mniej śmierdzą. Ale tak naprawdę – to żadna górnolotna przenośnia.

SPORT

Okładka Sportu jakaś taka… Smutna, jak na świętowanie złota.

Piłkarsko katowicki dziennik nie jest słaby, jest po prostu bardzo słaby. Strona za stroną, zdanie za zdaniem – same relacje z meczów ekstraklasy, pierwszej ligi i tych zagranicznych. No dramat. Tylko raz na jakiś czas jest to przerywane krótkimi rozmówkami jak ta z Mariuszem Magierą.

Dobrze było po półtorarocznej przerwie znów zagrać w lidze?
– Na pewno tak. Ostatnie półtora roku było dla mnie bardzo ciężkie, miałem dwie poważne kontuzje i operacje, które spędzały mi sen z powiek, ale cieszę się, że mam to już za sobą. Od trzech miesięcy trenuję z zespołem na pełnych obrotach i zwyczajnie cieszę się z faktu, że mogę w końcu grać w piłkę. Osobiście cały czas wierzyłem, że ten moment w końcu nadejdzie, ale widziałem niekiedy u ludzi, z którymi rozmawiałem, taką wątpliwość, czy ja jeszcze w ogóle zagram. Na pewno strasznie się to wszystko ciągnęło i niektórzy mieli prawo w pewnym momencie stwierdzić, że ze mną już będzie… „kaplica”. W takich momentach człowiek niekiedy zostaje sam, a życie się toczy dalej. Trzeba sobie radzić z pomocą rodziny i przyjaciół. Cieszę się, że byli przy mnie ludzie, którzy mnie wspierali. Mam nadzieję, że ciężkie kontuzje już za mną.

Przed kontuzją był pan podstawowym zawodnikiem, jednak w półtora roku sporo się zmieniło. 
– Półtora roku to w piłce nożnej szmat czasu. W drużynie bardzo wielu zawodników się zmieniło, przyszedł nowy trener, który wymyślił nam nowy system. Widzimy, że granie trójką obrońców nam wychodzi, choć cały czas musimy to ćwiczyć. Trenujemy to ustawienie od początku okresu przygotowawczego. Trzy miesiące za nami, ale przed nami jeszcze sporo pracy. Ale tak jak wyniki pokazują, w miarę nam to wychodzi.

Na mecz Ruchu Chorzów przyjechali skauci Lecha Poznań. Nieoficjalnie: między innymi po to aby przyjrzeć się Krzysztofowi Kamińskiemu, który w tym sezonie broni bardzo pewnie.

Jan Kocian tym razem krytykował swoich zawodników.

– Wyglądaliśmy w tym meczu źle. Tak naprawdę nie mogę powiedzieć niczego pozytywnego o moim zespole – mówił na konferencji prasowej trener „Niebieskich”. – Nie wiem, dlaczego wyglądało to tak kiepsko. Ta porażka boli, bo nadal jesteśmy na dole tabeli, a dzięki wygranej mieliśmy awansować wyżej. Największy problem był w tym, że byliśmy wolni. Zbyt długo rozgrywaliśmy piłkę, podania były niecelne. Nie tak miał ten mecz wyglądać – dodał Jan Kocian. – Jak oceniam debiutanta? Wołodomyr Tanczyk, podobnie jak Jan Chovanec, rozruszali grę, ale muszą jeszcze z nami popracować, by wnieść do drużyny więcej jakości. Wiemy jakie mają atuty – odpowiadał.

Nietypowy problem w czasie meczu z Górnikiem miał z kolei Leszek Ojrzyński. Całe 90 minut przesiedział w przygotowanym specjalnie dla niego fotelu przy ławce rezerwowych. Czemu? Bo „z samego rana chwyciła go rwa kulszowa”. Widać było, że nawet poruszanie sprawia mu ból.

SUPER EXPRESS

Jedna, ligowa strona na łamach Superaka.

Mecz Wisły Kraków z Legią Warszawa był hitem 9. kolejki Ekstraklasy. Na stadionie „Białej Gwiazdy” długo utrzymywał się bezbramkowym remis, a pierwszy gol padł ze spalonego. W końcówce goście okazali się jednak dużo lepsi i znokautowali rywala. Po pierwszej połowie mecz pozostawiał nieco niedosytu. Na początku wiślacy mieli przewagę, jednak nie potrafili strzelić gola. Potem do głosu doszła Legia Warszawa. Pierwszy gol padł tuż po przerwie. Helio Pinto zagrał do będącego na wyraźnym spalonym Orlando Sa, a ten wpakował piłkę do bramki. Gdy wydawało się, że Legia wygra po wątpliwej bramce ze spalonego, mistrz Polski przycisnął. W końcówce pięknego gola zdobył rezerwowy Ondrej Duda, a Wisłę dobił Miroslav Radović, który na boisku zameldował się również w końcowych minutach meczu. – To, że Legia zdobyła gola ze spalonego jest marnym pocieszeniem. Po stracie bramki przestaliśmy grać – podsumował kapitan Wisły, Arkadiusz Głowacki.

Same relacje, zwięzłe, na parę zdań:

– Górnicy dokopali Góralom
– Lech stratował Rumaka
– Nieporadne ruchy Ruchu.

Wszystkie siły rzucone na siatkówkę. Nie ma czego czytać.

PRZEGLĄD SPORTOWY

Złota okładka PS wygląda tak:

Na wstępie Przemysław Rudzki w swoim felietonie, zdziwiony, że agent Artura Boruca nie potrafił załatwić mu roboty w Premier League, bo Polak z powodzeniem mógłby bronić w połowie klubów angielskiej elity. Skończyło się wypożyczeniem do Bournemouth i szczerze mówiąc nie wiem, co lepsze – grać w Bournemouth czy po prostu skończyć karierę? Rozumiem jednak, że Artur w tej sytuacji zbyt wiele do powiedzenia nie miał, to raz. No, bo przecież ma kontrakt z Southampton, a na St. Mary’s go nie chcą, więc zaproponowali mu taką opcję. Dwa, chciałbym wierzyć, że w Borucu tkwi jeszcze takie pragnienie pokazania się z dobrej strony w reprezentacji Polski, a wiadomo, że dziś konkurencja jest gigantyczna. Broniąc w Bournemouth, trudno przeskoczyć w hierarchii Szczęsnego i Fabiańskiego, ale nie broniąc nigdzie, byłoby jeszcze trudniej – pisze dzisiaj Rudzki.

Mistrz Polski pokazał swoją moc.

Generalnie mecz zapowiadany jako hit, nim nie był. Może nie zawiódł, ale spodziewaliśmy się lepszego spotkania. Dopóki Legia nie złapała właściwego rytmu, Biała Gwiazda potrafiła jej zagrozić. Potem, a już szczególnie w drugiej połowie, widać było, która drużyna jest lepsza. W Wiśle zawiedli liderzy. Paweł Brożek nie miał żadnej okazji do strzelenia gola. Semir Stilić kilka razy błysnął, ale zdecydowanie za rzadko. Znikał z pola widzenia, a bez Bośniaka wiślacy są bezradni. Jak w doliczonym czasie, kiedy Wisła rzuciła ręcznik. Szymon Marciniak dołożył kilka minut, bo musiał przerwać mecz przez dym z rac. To, jak Wisła rozegrała ten fragment spotkania, można nazwać tylko piłkarskim kryminałem. Rezerwowi Ondrej Duda i Miroslav Radović biegali pomiędzy przeciwnikami, robili z nimi co chcieli. W efekcie ze skromnego 0:1, zrobiło się 0:3. Wynik za wysoki, ale skoro rywal się poddał, to dlaczego mieli z tego nie skorzystać. Smuda ma teraz problem. Dostał prawym sierpowym i to mocno. Kiedy nie było presji wyników, a zachwyty nad biedną, ale pięknie grającą Wisłą, wszystko szło zgodnie z planem. Teraz pierwszy raz w sezonie Biała Gwiazda była faworytem. Grała u siebie, była liderem, a mistrzowie Polski nie wystawili najsilniejszego składu. I wiślacy nie udźwignęli ciężaru. Teraz przed nimi mecz Pucharu Polski z Lechem.

Prawdziwe oblicze Wisła ma zaprezentować w derbach – mówi Semir Stilić.

Chyba nie spodziewaliście się, że poniesiecie z Legią tak dotkliwą porażkę?
– Rzeczywiście przegraliśmy wysoko, dotkliwie. W pierwszej połowie mieliśmy swoje sytuacje. Trzeba było coś strzelić. To był taki mecz, że kto pierwszy zdobędzie bramkę, to będzie miał łatwiej. Zrobiła to Legia na początku drugiej połowy i potem było już bardzo trudno coś trafić. W końcówce musieliśmy się otworzyć, bo chcieliśmy doprowadzić do wyrównania i straciliśmy kolejne gole.

Wisła nie grała w tym meczu w swoim stylu. Dlaczego?
– W porównaniu w poprzednimi meczami graliśmy gorzej. Nie wychodziły nam nasze akcje. To jest piłka, raz się zwycięża a raz się przegrywa. Na pewno się nie załamiemy po tej porażce. Dopiero teraz musimy pokazać charakter i podnieść się. Przed nami derby z Cracovią!

Dalej niemal same relacje:

– Czeczeńskie wejście smoka w Poznaniu
– Koszmar Kociana trwa
– Bielska maszynka się zacięła.

No to może jeszcze fragment o zwolnieniu Machado.

Do czasu ogłoszenia nazwiska następcy, zajęcia prowadził będzie trener rezerw Maciej Kalkowski wraz z Tomaszem Untonem, który był asystentem Machado. Portugalczyk został sprowadzony do Lechii latem. Liczono, że pod jego wodzą biało-zieloni będą grali co najmniej tak samo dobrze jak w poprzednim sezonie, kiedy zajęli czwarte miejsce w ekstraklasie. Zwłaszcza, że gdańszczanie przeprowadzili ogromną liczbę transferów, zasilając kadrę aż 20 nowymi zawodnikami. Było to jednocześnie swego rodzaju przekleństwo dla trenera, który dopiero od niedawna mógł liczyć na stabilizację w kadrze zespołu. Ale z drugiej strony drużyna nie czyniła pod jego wodzą żadnych postępów. Przeciwnie. Z meczu na mecz grała coraz gorzej. Posada Machado zawisła na włosku już po spotkaniu z chorzowskim Ruchem (3:3) w 7. kolejce. Wówczas jednak władze klubu postanowiły go zostawić, przekazując pewne instrukcje, które powinny zajść w codziennej pracy. Jednak na styl gry biało-zielonych w ogóle się to nie przełożyło. Czara goryczy przelała się w piątek, po porażce 0:1 u siebie ze szczecińską Pogonią. Machado swój ostatni trening poprowadził w niedzielę rano. Po południu dowiedział się o swoim zwolnieniu…

Jagiellonia Białystok rusza w Polskę – to w sumie nic ciekawego. – Mamy 250 kilometrów do Łęcznej. Po meczu śpimy w Lublinie i robimy 600 kilometrów do Głogowa na spotkanie Pucharu Polski z Chrobrym i kolejne ponad pół tysiąca drogi powrotnej – wylicza trener jagiellończyków Michał Probierz. W autokarze białostoczan zabrakło Daniego Quintany. Hiszpan jest kontuzjowany.

Trochę ożywienia na sam koniec wprowadza wywiad z Angelem Perezem Garcią, trenerem Piasta. Zaskoczonym, że jego posada wisiała na włosku. Opowiada też o luźnym podejściu do imprez.

– Powiedziałem kiedyś prezesowi Piasta, że chciałbym, aby mnie wspierał tak, jak robili to w stosunku trenera działacze Rayo Vallecano. Po trzynastu kolejkach zeszłego sezonu byli na ostatni miejscu. Media od razu: Tak być nie może. Zwolnić trenera! Pogonić nieudacznika! Wiecie co wtedy zrobił prezes? Zwołał konferencję prasową i powiedział: „To jest najlepszy trener, na jakiego nas stać. Pracuje tutaj bardzo dobrze i jesteśmy przekonani, że wyniki przyjdą”. I ta cierpliwość się opłaciła. Na koniec sezonu zajęli bardzo dobre, jak na Rayo, dwunaste miejsce.

W wywiadzie dla Weszło.com powiedział pan, że na Malediwach brakowało panu imprez i piwa.
– Tak powiedziałem, bo nie potrafię zrozumieć, dlaczego w dzisiejszym świecie piłki nożnej zawodników i trenerów często kreuje się na świętych, którzy w ogóle nie powinni dotykać alkoholu. Nawet w Polsce niektórzy myślą, że wypicie piwa po meczu to niemal zbrodnia, a przecież ono jest wtedy zdrowe, bo ma odpowiednie wartości odżywcze. Tak samo jak imprezy, które pomagają się odstresować (…) Pamiętam jak podszedł do mnie Ruben Jurado i mówi: „Mister, chcielibyśmy, żebyś poszedł z nami na dyskotekę. Będziemy świętować”.

Poszedł pan?
– Poszedłem. Jestem człowiekiem, który lubi się bawić. Nawet w tym sezonie, kiedy wracamy z meczu wyjazdowego, zawsze podchodzi do mnie któryś z piłkarzy i pyta, czy drużyna może się napić piwa. Za każdym razem wyrażam zgodę, bo mam do nich zaufanie i wiem, że nie przesadzą.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...