W Dortmundzie miał odbyć się dzisiaj mecz Borussia – Arsenal. Z nieznanych nam przyczyn starcie nie doszło do skutku. Owszem, goście byli poubierani w stroje „Kanonierów”. Ale przypomniała nam się sytuacja, o której pisał Wilson Raj Perumal, słynny ustawiacz meczów: kiedyś przywiózł na jakiś turniej reprezentację Togo, bez wiedzy tamtejszej federacji, a także bez żadnych reprezentantów Togo. Tak to trochę dziś wyglądało, BVB – Dzieci z Bullerbyn, BVB – pasażerowie nocnego.

Nie pamiętamy kiedy ostatnio Arsenal do tego stopnia nie istniał. Został kompletnie sparaliżowany, a z drugiej strony Borussia sunęła jednym atakiem za drugim. Było po jej stronie wszystko: umiejętności, taktyka, a nawet szczęście. Bo umówmy się, gol Immobile, no fajna akcja. Pół boiska niemal przebiegł z futbolówką. Ale w kluczowym momencie nie kto inny, a fart, zadecydował o wyjściu sam na sam. Ciro skiksował, ale w taki sposób, że przy okazji minął obu obrońców gości. Ale oddajmy mu: świetnie się zabrał z akcją i wykończył.
Tu wykończyć mogło z siedmiu. A to poprzeczka, a to minimalny błąd, a to słupek, a to Szczęsny – tylko dzięki temu skończyło się na zaledwie 0:2. Wojtek dzisiaj miał udany test przed meczem z Niemcami, wcale nie zdziwimy się, jeśli i tam scenariusz (oby wyłącznie fragmentami) będzie wyglądał podobnie. Miał dziś swoje momenty, generalnie na pewno na tle kolegów nie można mieć do niego pretensji (no dobra, przy golu Aubameyanga nie wiadomo co w sumie chciał zrobić). Słusznie żartowano dzisiaj choćby, że Arteta zasłużył na owację od kibiców BVB, z kolei Welbeck dzisiaj zamienił się w Sanogo, bo zmarnował jedyne (ale i naprawdę niezłe) sytuacje Arsenalu. Brawo dla Borussii, przerzedzonej kontuzjami, która potrafiła zagrać tak imponująco. Wielka klasa. Szczypta optymizmu i dla fanów „Kanonierów”: gorzej już pewnie w tym sezonie nie zagrają.
*
Rzuciliśmy też okiem na mecz Realu Madryt, bardziej licząc na ładne gole i efektowne klepki, niż po to by wysnuwać z ich gry jakieś daleko idące wnioski. Ani pierwszych meczów w lidze, w których Real zawodził, ani dzisiejszego pogromu Basel nie traktowalibyśmy jako wiarygodnych zwiastunów formy „Królewskich” w nadchodzącym sezonie. Kryzys? Jeśli jakikolwiek, to raczej w obszarze atmosfery wokół klubu. Wygwizdywanie Ikera Casillasa, legendy klubu, która od lat tworzy jego potęgę to jednak poważny problem, tak samo jak nawoływania części socios (i całej grupy Ultras Sur) do dymisji Florentino Pereza. Można narzekać na wypowiedzi Cristiano Ronaldo dotyczące transferów, można analizować wzmocnienia ich ligowych rywali, ale jeśli chodzi o samą grę – wciąż mamy za mało materiału, by wydawać jakiekolwiek kategoryczne sądy.
Oglądaliśmy więc, bo intuicja podpowiadała nam, że to właśnie tu będzie piłkarsko najlepiej. Co możemy powiedzieć – nie myliliśmy się.
Raz:
Dwa:
Trzy:
Nie mamy więcej do dodania – Real grał dziś taką piłkę, że nawet spokojniejszą grę w drugiej połowie oglądaliśmy wyjątkowo uważnie: czekając, kiedy wreszcie znów zmajstrują jakiś sztych. Duża klasa. Nic do dodania, chcielibyśmy oglądać takie popisy częściej.
*
Co w innych meczach? – zapytacie.
Działo się naprawdę sporo. Blisko pięć cholernie długich lata czekało Anfield Road na prestiż, jakim jest wysłuchanie na żywo hymnu Ligi Mistrzów. Wielki futbol wrócił do domu, choć tak między Bogiem a prawdą, to pierwszy rywal The Reds z prestiżem miał mniej więcej tyle samo wspólnego co – nie przymierzając – Patryk Małecki z pokorą. Łudogorec Razgrad, pierwszy raz surowego kuzyna ze wsi na salonach. Jednak – wierzcie nam na słowo – brak ogłady był prawie niezauważalny. Liverpool męczył się straszliwie. Goście – cóż za niespodzianka! – postawili solidne zasieki, ograniczając się do wyprowadzania kontr i szukania stałych fragmentów gry.
Mówisz Łudogorec, myślisz: Moti. Ten sam gość, który w meczu ze Steuą wskoczył w bramkarskie wdzianko i dziarsko odtańczył „Dudek dance” na linii bramkowej, dziś okazał się obrońcą praktycznie nie do minięcia. W pierwszej połowie zanotował kilka mistrzowskich odbiorów, a „Balo” wyglądał na jego na tle jak uczniak. Człowiek tysiąca talentów. Niestety tylko w pierwszej połowie. Ostatecznie Balotelli strzelił bramkę, ale wszystko, co najlepsze było w tym meczu jeszcze przed nami. Doliczony czas gry, angielski komentator zdołał jedynie wykrztusić, że to nieprawdopodobne. Łudogorec wyrównał. Zapach sensacji unosił się na Anfield jednak tylko przez kilkadziesiąt sekund. Jazda w drugą stronę, rzut karny dla The Reds, Gerrard. 2-1. Liga Mistrzów wróciła na dobre.
Niemniej sensacyjnej było w Pireusie. Finalista ostatniej edycji rozpoczął pojedynek z historią, w którym chce nawiązać do sukcesu sprzed kilku miesięcy. Pierwsza runda, przerżnięta. Atletico Madryt, które w sobotę na boisku wroga puknęło Real, dziś przegrało z Olympiakosem. Rok temu podopieczni Cholo, pozwolili grupowym rywalom strzelić ledwie trzy bramki w sześciu meczach. Dziś – na dzień dobry – wyrównali to osiągnięcie. Takim kozakom po prostu nie wypada. Simeone siedział bezradnie na trybunach, a jego piłkarze dawali się ogrywać Grekom. Strzelili co prawda dwie bramki (oba autorstwa nowych nabytków: Mandżukicia i Griezmanna), ale to było zdecydowanie za mało. Jakby nie patrzeć, szok i niedowierzanie.
Olympiakos 3 – 2 Atletico Madrid – przez IViral
Tak sobie myślimy, że szczęściarz z tego Szymona Marciniaka. Nie dość, że dostał do poprowadzenia mecz Ligi Mistrzów, to jeszcze mógł z perspektywy murawy, popatrzeć na genialną akcję Juventusu. Aż nie chce się wierzyć, ale był to pierwszy gol Carlosa Teveza w Lidze Mistrzów od ponad pięciu lat. W tym czasie 12 spotkań i dupa. Ale jak już wracać do gry, to właśnie w takim stylu. Dwie bramki, obie z cyklu, który zmusza do gwałcenia przycisku „replay”.
Juventus vs Malmo FF 2-0 All Goals & Highlights… przez chrolloxhisoka
Poza tym, ciekawie było w Lizbonie. To znaczy dokładniej rzecz ujmując, było śmiesznie. Benfica wyszła bowiem na Zenit taktyką znaną z Ekstraklasy: Artur-4-2. Kryminał w obronie. Jakby tego było mało, w 18. minucie za faul z boiska wyleciał portugalski bramkarz i już było wiadomo, że Rosjanie rozpoczną tę edycję od zwycięstwa. Nie tak wysokiego jak można było oczekiwać – stanęło na dwóch bramkach – ale jednak zwycięstwa.
Benfica vs Zenit Petersburg 0-2 All Goals… przez chrolloxhisoka
W mniej interesującym nas meczu, Galatasaray dość fartownie zremisowało w samej końcówce z Anderlechtem.
All Goals – Galatasaray 1-1 Anderlecht – 16-09… przez Replay-Video
A Seba Boenisch przyglądał się, jak piłkę do jego bramki pakuje Joao Moutinho. Był to jedyny gol w meczu, w którym gracze Leverkusen stworzyli sobie trzy razy więcej sytuacji niż piłkarze Monaco.