Reklama

Punkcik z Cracovią, czyli Lech osiąga swój cel

redakcja

Autor:redakcja

31 sierpnia 2014, 20:10 • 3 min czytania 0 komentarzy

Miał być mecz kolejki, a koniec końców wyszła taka nędza, że kreatywniej by człowiek spędził ten czas, patrząc w ścianę. Poziom nudy, jaki zagwarantował dziś Lech, przekroczył granicę przyzwoitości. „Kolejorz” wyszedł na dzisiejszy mecz z dość dziwnym założeniem – odrobić stratę do Legii, ale tylko o jeden punkt. Nie o trzy, właśnie o jeden. Dlaczego? Trudno odpowiedzieć. Lech grał dziś jednak w piłkę przez jakieś 20 minut. Najpierw przez pierwszy kwadrans, a później przez kilka sekund na początku drugiej połowy. Poza tym mieliśmy pełne Zagłębie. Bo żadne inne słowo nie potrafi połączyć nudy, apatii i braku jakichkolwiek chęci.

Punkcik z Cracovią, czyli Lech osiąga swój cel

Dzisiejszy występ Lecha jest dla nas wyjątkowo ciężki do wytłumaczenia. Przez długi czas szukali wrzutek, z których nikt nie potrafił skorzystać, sporo dawał też Jevtić, ale w końcu odpuścili wszyscy, co najlepiej skomentował w przerwie Dawid Kownacki. Masakryczna – taka była pierwsza połowa w wykonaniu Kolejorza. Druga? W zasadzie to samo. Jeden zryw Hamalainena po doskonałym podaniu Ubiparipa i tyle. Lechowi brakowało w zasadzie wszystkiego, ale najbardziej takiego typowego sportowego chciejstwa. Im – może z wyjątkiem Hamalainena i Linetty’ego – po prostu nie chciało się grać. Czekali na nowego trenera i tyle.

Dlaczego jednak wyróżniamy w tym miejscu Linetty’ego? Bo mamy z tym chłopakiem dość nietypowy problem – nie wiemy bowiem, jak go oceniać. Nie wiemy też, w jakim kierunku ma iść jego rozwój. Jeśli Lech hoduje sobie nowego Sobolewskiego – wtedy wszystko OK. Karol haruje na boisku jak wół, nie odpuszcza żadnej piłki, ewidentnie wzmocnił się fizycznie i zrobił się z niego kawał bydlaka w pozytywnym tego słowa znaczeniu, ale… czy na pewno o to chodziło? Po raz kolejny nie możemy się oprzeć wrażeniu, że ktoś zarżnął u tego chłopaka resztki kreatywności. Że zamiast oczekiwać od niego prostopadłych podań, strzałów, przyspieszania gry – nakazał mu granie wszerz. Słyszeliśmy niedawno, że w którymś z europejskich klubów – uciekła nam teraz nazwa – od „ósemek” wręcz wymaga się grania do przodu. Albo szukasz napastnika, albo rezygnujesz z podania, a odgrywanie do tyłu na treningu wiąże się z karą finansową. Nawet kosztem utraty piłki – wszystko po to, by wypracować w sobie pewien automatyzm. Z Linettym jest odwrotnie. Lechowi rośnie pitbull zamiast wszechstronnego, kreatywnego pomocnika.

To, czego brakowało dziś Karolowi, w stu procentach pokazał zaś Marcin Budziński. Polot, fantazja, mijanie przeciwników i przede wszystkim strzał. „Budzik” to zdecydowanie najlepszy piłkarz Cracovii. Reżyser, kreator i egzekutor. A przy tym skromny chłopak. – Nie no, nie no, nie no – stwierdził w przerwie komentując swą piękną bramkę. Tym razem nie mógł stwierdzić, że oddał „strzał dramat”, bo uderzenie było perfekcyjne. „Dramat” to było z kolei zachowanie Marcina Kamińskiego, ale do tego się już przyzwyczailiśmy. Z wielkiej nadziei polskiej piłki wyrósł po prostu kiepściutki stoper. Tak kiepściutki, jak Lech przed Maciejem Skorżą.

Fot. FotoPyK

Reklama

Najnowsze

Anglia

Kolejny cios dla Chelsea. Enzo Fernandez nie zagra do końca sezonu

Bartek Wylęgała
0
Kolejny cios dla Chelsea. Enzo Fernandez nie zagra do końca sezonu

Komentarze

0 komentarzy

Loading...