Wśród dzisiejszych meczów o Ligę Mistrzów nie było elektryzujących par. A raczej nie byłoby, bo starcie Celtiku z Mariborem, z wiadomy względów, podnosiło wielu ciśnienie. No więc jak wypadł zespół, który wypadł z LM, ale gra dalej?

Jak w tytule: panowie, z czym do ludzi. To był cyrk, a nie mecz. Z takim poziomem gry życzący źle Celtikowi powinni modlić się, by ten awansował do LM. Bo tam wszyscy wytrą nim w podłogę. Dostanie historyczny oklep. Nieprawdopodobnie proste błędy czyniła obrona, a grający na bramce Gordon dwa lata temu zakończył karierę.
Tak jest, takie nadeszły czasy, że Celtic, ten niby taki wielki Celtic, sprowadza sobie gości z emerytury. Równie dobrze Legia mogłaby ogłosić sprowadzenie Jurka Dudka i ogłosić to jako wielki sukces. Rzeczony Gordon i tak nieźle bronił jak na fakt, że tyle czasu był poza grą. Ale nie ukrywajmy, było widać, że przez długi czas kopał głównie ogródek, a bronił ewentualnie dostępu do lodówki.
Tak broni facet, który wygryzł ze składu Załuskę. Mało sobie zębów nie wybił tą interwencją
Nie będziemy kitować: Celtic miał lepsze okazje do strzelenia bramek. Ale marnował je w kuriozalne sposoby. Dwa razy zresztą zrobił to Johanson, raz wybijając piłkę z pustej bramki Słoweńców, a w drugiej połowie zaplątawszy się we własne nogi, co jeszcze spuentował wielce teatralny padem. Rzadkiej klasy parodysta. Skąd Celtic ich sprowadza? Obok niego ten Gordon, Berget z rezerw Cardiff i dziewiętnastoletni junior City. Jakoś tak nieekskluzywnie.
Kto od razu skreśla Maribor przed drugim meczem, temu należy przypomnieć, że w zeszłym sezonie Słoweńcy wyszli z grupy w LE, pozostawiając w pokonanym polu Zulte i Wigan. W następnej rundzie grali z Sevillą i odpadli przegrywając 3:4 w dwumeczu. Nie ma wstydu. Właściwie, pamiętając o tych faktach, spodziewaliśmy się po gospodarzach więcej. Widać było, że obrona Celtiku popełnia katastrofalne błędy, a bramkarz nie jest w formie, tymczasem oni się cofnęli. Przycisnęli w drugiej połowie, wyglądali lepiej technicznie, ale niewiele z tego wynikało.
Szkoci są faworytem przed drugim meczem, ale w dużej mierze dlatego, że grają na Celtic Park. To jednak w ich wypadku potrafi mić spore znaczenie.
All Goals – Maribor (Slo) 1-1 Celtic (Sco) 20… przez Vizyeo
***
Obejrzeliśmy też najważniejszy mecz w historii islandzkiej piłki klubowej, w dodatku z polskim smaczkiem w tle. Ci sami kelnerzy, lekarze i nauczyciele, którzy dali lekcję Lechowi, teraz mierzyli się w LE z Interem. No, ładna nagroda. Dla Stjarnan to był mecz jak finał ligi mistrzów. Otarcie się o wielki futbol, pogranie na jednym z boisku z Vidiciem. Jak wypadło?
Nie powiemy, pierwsza połowa była naprawdę emocjonująca. Mijały kolejne minuty, a Inter nie potrafił nic wkulić. Heroiczna walka drużyn z absolutnie dwóch piłkarskich światów, półamatorów z milionerami, to właśnie tworzyło nam widowisko. A Stjarnan jeździł na, wybaczcie, dupach, walczył o każdą piłkę, czasem wjeżdżał na wyprostowanych nogach. Z przodu? Widać było, że piłkarze mieli wielką adrenalinę gdy tylko przekraczali z piłką linię środkową. Ciekawy fakt: tylko w PIERWSZEJ połówce dwa razy zagrali podanie piętą z pierwszej piłki na stronie Interu. Cóż, ktoś tu ewidentnie chciał się pokazać. Wyszło średnio, bo w obu przypadkach, skończyło się na stracie.
Najgorsze jednak, że Stjarnan spokojnie mógł dowieźć remis do przerwy. Brakło czterech minut, a asystę przy bramce muszą zaliczyć sami. Któryś z defensorów z Islandii wystawił perfekcyjnie piłkę Icardiemu na piąty metr, no po prostu nie do zmarnowania.
Wtedy, w gruncie rzeczy, mecz się skończył. Oglądanie walki, zastanawianie się „jak długo jeszcze wytrzymają?” było niezłe, ale po golu wszystkie emocje oklapły. Wiadomo, że jeśli Inter nie wprowadziłby zaraz Kamińskiego, to Stjarnan nie ma szans na bramkę. Tuż po przerwie Nerazzurri dorzucili gola i zaczęła się plaża, zakończona na 0:3, a Islandczycy nawet od czasu do czasu stwarzali sobie sytuacje. Wstydu nie było. A czeka jeszcze przygoda na Giuseppe Meazza.
Pozostałe mecze środowe LM:
Lille – Porto 0:1
Najciekawsza kwestia z tego meczu: w wyjściowym składzie Porto zagrał tylko jeden Portugalczyk. Rzecz jednak dosyć rzadka, bo jasne, kojarzymy, że klub ten mocno inwestuje w innych rynkach niż rodzimy, ale zawsze dostarczał też sporo talentów z Portugalii. Tutaj tym razem do jedenastki załapał się tylko siedemnastoletni Ruben Neves.
Chłopak bawi się tak:
Standard – Zenit 0:1
Goal Shatov – St. Liege (Bel) 0-1 Zenit… przez Vizyeo
Slovan – Bate 1:1
Slovan Bratislava Bate Borisov 1 1 Full… przez fotballchannell1
Aalborg – APOEL 1:1
All Goals – Aalborg (Den) 1-1 APOEL (Cyp) 20-08… przez Vizyeo