Reklama

Pewny siebie Radović, Słowacy i rozwiązana zagadka Pawłowskiego

redakcja

Autor:redakcja

06 sierpnia 2014, 13:47 • 4 min czytania 0 komentarzy

Miroslav Radović jest w niesamowitym gazie. Od początku roku – czyli od kiedy Legię przejął Henning Berg – wystąpił w szesnastu meczach, w których wypracował szesnaście bramek (trzynaście goli, trzy asysty). Dzięki świetnej grze znacznie wzrosła jego pewność siebie, zarówno na boisku, jak i poza nim. Radović zdążył nawet powiedzieć, że spokojnie poradziłby sobie w Fiorentinie i, co ciekawe, spotkało się to z dość spokojnym odbiorem. Nikt nie pukał się w czoło i nie załamywał rąk. W ogóle większych protestów nie odnotowaliśmy.

Pewny siebie Radović, Słowacy i rozwiązana zagadka Pawłowskiego

Najwidoczniej Radović gra na tyle dobrze, że wszelkie racjonalne przesłanki przestały mieć znaczenie. Nikt się nie zastanawia, czy Miro we Florencji miałby zluzować na szpicy Mario Gomeza, grać cofniętego napastnika kosztem Giuseppe Rossiego, wygryźć operującego bliżej środka pola Borję Valero, czy zająć miejsce na prawym skrzydle i posadzić na ławie Cuardado. Na drugi plan zeszła historia Serba w Ekstraklasie oraz fakt, że właśnie rozgrywa dziewiąty sezon w naszej słabiutkiej lidze. Wydaje się też, że nikt nie rozpamiętuje, iż Radović swego czasu miał problemy z nadwagą, a zdarzało mu się na dłużej wypaść z pierwszego składu Legii. Znaczenie straciło też „0A” przy jego nazwisku, przez które Radović na papierze wygląda blado nawet przy Danijelu Aleksiciu, który – nomen omen – właśnie został przesunięty do rezerw Lechii.

Dziś lider Legii jest w takiej formie, że łatwo można dać się ponieść fantazji i zgodzić się z jego odważnymi deklaracjami. Z pewnością takie słowa nie trafiłyby na podatny grunt przed dwoma laty, kiedy Legia w żenujący sposób przegrała mistrzostwo i przed rokiem, tuż po nocnym wypadzie do Enklawy. Wypada tylko mieć nadzieję, że czas brutalnie nie zweryfikuje słów Radovicia, a po kolejnych meczach w Europie jego opinia będzie dziwić jeszcze mniej.

***

Dzięki dwumeczowi Legia-Celtic polskim kibicom przypomniał się Łukasz Załuska, drugi bramkarz mistrza Szkocji, który właśnie startuje z szóstym rokiem grzania ławy w Glasgow. W rozmowie z Gazetą Wyborczą Załuska zapowiedział, że daje sobie jeszcze jedną szansę i – jeśli się nie uda – przyzna, że pewnego poziomu nie przeskoczył. Właściwie to dziwimy się, że Łukasz potrzebuje kolejnego potwierdzenia, bo sprawa wydaje się dość oczywista. Ten 32-letni bramkarz w całej swojej karierze rozegrał tylko jeden przyzwoity sezon, w którym udało mu się regularnie pojawiać między słupkami – w Dundee w rozgrywkach 2008/09. W całej swojej przygodzie z piłką Załuska nie wystąpił nawet w 100 meczach na poziomie najwyższej klasy rozgrywkowej.

Reklama

Czy naprawdę potrzebny jest jeszcze jeden sezon, by Załuska spojrzał prawdzie w oczy?

***

Wczoraj przedstawiliśmy listę krajów, które są najliczniej reprezentowane w polskiej Ekstraklasie – więcej TUTAJ. Okazało się, że zdecydowanym liderem jest Słowacja, w której urodziło się aż piętnastu naszych ligowców. Co więcej, nasi południowi sąsiedzi nie zadowalają się rolą statystów, ale na polskich boiskach odgrywają pierwszoplanowe role.

W Legii do najlepszych zaliczają się Kuciak i Duda, co widać przede wszystkim w europejskich pucharach. Słowacki bramkarz wielokrotnie ratował skórę swoim kolegom z pola, a wpływ na grę młodziutkiego ofensywnego pomocnika najlepiej widać po dwumeczu z Saint Patrick’s. W Śląsku Wrocław prawdziwych cudów dokonuje Robert Pich, który w trzech pierwszych kolejkach Ekstraklasy miał udział już przy pięciu golach. Zaskakująco dobrze sezon rozpoczął Górnik Łęczna, w którym ważne role odgrywają Bielák, Božok i Mráz. Ten ostatni w trzech meczach wykręcił średnią not 5,67, co jest drugim wynikiem wśród obrońców w całej lidze. Do Górnika Zabrze świetnie wprowadził się Gergel, a w Podbeskidziu wciąż wszyscy liczą na Demjana, który wyjeżdżał z ligi z wszystkimi możliwymi nagrodami indywidualnymi.

Słowacy wyróżniają się w naszej lidze i często zaliczają się do najlepszych zawodników swoich drużyn. Z całej kopiącej w Ekstraklasie piętnastki na poziomie reprezentacyjnym udało się zaistnieć jedynie Kuciakowi (7A) i Jeżowi (9A), którzy jednak od wielu miesięcy w barwach narodowych nie rozegrali nawet minuty. Przyznacie, że nie świadczy to najlepiej o poziomie naszej ligi.

***

Reklama

Bartłomiej Pawłowski w dość kiepskim stylu powrócił do Ekstraklasy. Początek sezonu jest w jego wykonaniu słabiutki, co oczywiście nie zmienia faktu, że w nowym skrzydłowym Lechii drzemie duży potencjał. Widać jednak jak na dłoni, dlaczego Pawłowski nie grał w Maladze. Z taką formą ciężko byłoby mu grać gdziekolwiek.

Pamiętacie te wszystkie narzekania, że Schuster nie daje mu szansy? Dziennikarze analizowali, że Bartek miał poparcie kibiców i mediów, że szybko się zaaklimatyzował i nauczył języka, wreszcie że jest uniwersalny i może grać na trzech pozycjach. Z kolei sam Pawłowski podkreślał, że dojrzał piłkarsko i na treningach robił dobre wrażenie. Natomiast po rozstaniu z Malagą uderzył w samego Schustera, który rzekomo nie dał mu szansy na pokazanie czegoś więcej i udowodnienie, że zasługuje na grę.

Okazało się jednak, że tak jak w 90 procentach innych przypadków, sprawa była prostsza niż mogłoby się wydawać. Pawłowskiemu zabrakło argumentów czysto piłkarskich.

MICHAŁ SADOMSKI

Najnowsze

1 liga

Jeśli oglądaliście mecz tylko w ostatnich minutach, to nic nie straciliście

Piotr Rzepecki
0
Jeśli oglądaliście mecz tylko w ostatnich minutach, to nic nie straciliście

Komentarze

0 komentarzy

Loading...