Reklama

Ckliwa historia Terleckiego powraca w nieskończoność

redakcja

Autor:redakcja

29 lipca 2014, 08:47 • 17 min czytania 0 komentarzy

On i jego matka muszą się czym prędzej wyprowadzić, a nie stać ich na nowe lokum. On oskarża syna Macieja o przywłaszczenie 160 tysięcy złotych. Syn na to, że ojciec to mitoman i powinien się leczyć. Historia rodu Terleckich zaczyna nas już lekko razić w oczy, ale Super Express nie przestaje dopisywać do niej kolejnych rozdziałów. Dzisiaj przypomina, że Stanisław Terlecki przecież kiedyś był… w Cosmosie. Był milionerem. – Zacząłem w Pittsburgu, który rocznie płacił mi w sumie 200 tys. dolarów. Kolejny kontrakt podpisałem już z San Jose Earthquakes, gdzie zastąpiłem mojego wielkiego idola, George’a Besta. Właściciel tego klubu, multimilioner, zapłacił mi 100 tys. dolarów kontraktu, a resztę dołożył w nieruchomości. Zamieszkałem z rodziną w cudownym domu w słynnej Dolinie Krzemowej. Mieliśmy nie tylko basen, lecz nawet ogrodnika i człowieka opiekującego się basenem. O tym w prasie.

Ckliwa historia Terleckiego powraca w nieskończoność

FAKT

Jak codziennie, zaczynamy od Faktu. Co my tu dziś w nim mamy? Między innymi bałagan z biletami przed Celtikiem. Serwer nie wytrzymał obciążenia, zainteresowanie wejściówkami było olbrzymie.

Kilka dni temu ruszyła sprzedaż wejściówek na spotkanie mistrza Polski i Szkocji. Większość fanów chciała kupić bilet za pośrednictwem strony internetowej. Nie wszystkim się to udało, ponieważ system się zawiesił. – Zanotowaliśmy jednocześnie 40 tysięcy prób wejścia na serwer. Nastąpiło przeciążenie, ale szybko uporaliśmy się z problemem – mówi Faktowi jeden z pracowników klubu. Niektórzy kibice zapłacili za wejściówkę, ale transakcja została anulowana przez system. Na zwrot pieniędzy trzeba czekać kilka dni, dlatego fani byli wzburzeni bałaganem. W ostatnich dniach sytuacja wróciła do normy. Do wczoraj zajętych zostało ponad 17 tysięcy miejsc na stadionie. Do dyspozycji są jeszcze najdroższe bilety. Ceny normalnych kart wstępu wahają się od 54 do 95 zł. Na ulgi mogą liczyć dzieci, seniorzy i kobiety. Jest duża szansa, że do rozpoczęcia meczu wszystkie bilety zostaną wyprzedane. Rozgrywki europejskie cieszą się w Warszawie sporym zainteresowaniem, choć w dużej mierze jest to uzależnione od klasy rywala. Kiedy w poprzednim sezonie legioniści walczyli o awans do Ligi Mistrzów ze Steauą Bukareszt, na stadionie pojawiło się 21,5 tysiąca widzów. Można to uznać za komplet, ponieważ jedna z trybun była wtedy zamknięta przez UEFA z powodu chuligańskich wybryków.

Reklama

Partizan ciągle chce Dwaliszwilego. Tzn. tak niby chce, a nie chce.

Przedstawiciele serbskiego klubu chcieli ściągnąć Dwaliszwilego już kilka tygodni temu. Wszystkie szczegóły transakcji zostały ustalone, ale do aresztu trafił prezydent Partizana Dragan Djurić, oskarżony o malwersacje finansowe. Z tego powodu transfer upadł. Djurić szybko opuścił miejsce odosobnienia i wrócił do swoich obowiązków. Z naszych informacji wynika, że działacze Partizana cały czas zabiegają o „Lado”. Piłkarz nie jest jednak przekonany do oferty. Największy problem stanowią jego zarobki. W Legii napastnik pobiera miesięcznie ok. 80 tysięcy złotych. Rezerwowemu piłkarzowi w Serbii nie zamierzają wypłacać tak sowitej pensji. Z drugiej strony w Partizanie Dwaliszwili mógłby liczyć na regularne występy.

Na drugiej stronie „Smolarek kończy karierę!”. Informacja wypłynęła wczoraj, nie jest to nic szczególnie pilnego, więc jego wypowiedzi nieco szerzej zacytujemy z Przeglądu Sportowego. Na kolejnej stronie rzecz typowo tabloidowa. Duże zdjęcie z szatni Bayernu i tytuł „Lewy i kumple szpanują klatami„.

Już wiemy, skąd bierze się znakomita forma Roberta Lewandowskiego (26 l.) od początku przygotowań z Bayernem Monachium! To zasługa wspaniale wyrzeźbionej muskulatury, wcale nie gorszej od tej należącej do Cristiano Ronaldo (29 l.)! „Lewy” w trzech ostatnich sparingach strzelił cztery gole, w tym jednego wybitnej urody. Okiwał całą obronę Borussii Moenchengladbach i przelobował bramkarza. Następnego dnia Polak dwa razy trafił do bramki Wolfsburga i dzięki temu jego drużyna wygrała towarzyski Telecom Cup. Po tym sukcesie Bawarczycy pochwalili się muskulaturą, pozując do zdjęcia bez koszulek. Kibice mogli podziwiać wspaniałe ciała, przypominające antycznych herosów. Taka sylwetka oczywiście pomaga też w grze w piłkę, o czym świetnie wie jeden z największych graczy, Portugalczyk Cristiano Ronaldo. Promuje on własną kolekcję majtek „CR7”, pozując tylko w nich. Bielizna jest przeznaczona dla mężczyzn, ale półnagie ciało gwiazdora w równej mierze zainteresuje panie.

Marcin Harasimowicz podesłał z kolei z Los Angeles rozmówkę z Danim Carvajalem, ale szczerze nie wyobrażamy sobie, żeby kogoś takie materiały kręciły, iwęc nawet nie cytujemy Typowa gadka: Real będzie silniejszy niż rok temu, ble, ble, ble.

Reklama

RZECZPOSPOLITA

Zaczyna się medialny szał przed Celtikiem. Artur Boruc – gdy bronił w Legii, był niebieskim ptakiem, w Celticu został bohaterem katolickiej części Glasgow – pisze Piotr Żelazny.

Na trybunach starego stadionu Legii był bohaterem. Jest nim zresztą do dziś. Dwa lata po transferze do Glasgow pojechał razem z warszawskimi kibicami do Płocka na mecz Legii z Wisłą, wspiął się na płot i przez dłuższą chwilę prowadził doping. Warszawa to jednak nie Glasgow – tu futbol pozostaje sportem, natomiast w największym szkockim mieście opowiedzenie się za Celtikiem lub Rangersami jest manifestacją nie tylko sympatii piłkarskich, lecz także – być może nawet bardziej –politycznych i religijnych. Celtic to klub założony przez katolickich imigrantów z Irlandii, Rangersi są drużyną wspieraną przez protestanckich lojalistów – na ich meczach powiewają brytyjskie flagi Union Jack, a bardziej niż ze Szkocją identyfikują się ze Zjednoczonym Królestwem. Wspieranie Celticu nie oznacza jednak absolutnie popierania dążeń Szkocji do niepodległości. Kibice The Bhoys mają się za przedstawicieli irlandzkiej diaspory i to Dublin jest ich ziemią obiecaną. W latach 70. i 80., kiedy konflikt między katolikami a protestantami eskalował, na trybunach Parkhead Stadium wisiały banery sławiące akcje IRA. Artur Boruc ze swoją naturą człowieka szukającego kłopotów odnalazł się w tym tyglu doskonale. Zaczęło się niewinnie. Od znaku krzyża, który wykonał przed pierwszym meczem z Rangersami. W każdym innym mieście świata, na każdym innym stadionie przeszłoby to niezauważone, ale nie w Glasgow, nie na Ibrox. Na stadionie Rangersów niemal w każdym miejscu widoczne są tabliczki z ogłoszeniami, że za śpiewanie religijnych piosenek grozi grzywna i strata całosezonowego karnetu. Manifestowanie uczuć…

Wygrać najwięcej, wydać najmniej – to też o Celtiku.

Paradoksalnie mistrzom Szkocji ten stan rzeczy tylko zaszkodził. Klubowa kasa powoli zaczyna świecić pustkami. Ludzie nie stoją już w kolejkach po karnety, które gwarantowały obejrzenie meczu derbowego. Teraz, gdy Rangersi walczą o byt w niższych ligach, kibice już tak chętnie nie zasiadają na trybunach stadionu Celtic Park. Pieniędzy na koncie coraz mniej, więc władze klubu oszczędzają. Nie wydają milionów funtów na transfery. Chcą tanio kupić, a drogo sprzedać. Albo w ogóle nie kupować i radzić sobie z tym, co jest pod ręką. Temu niełatwemu zadaniu ma podołać nowy menedżer – Ronny Deila. Norweg w czerwcu tego roku zastąpił Neila Lennona, który po czterech latach opuścił Glasgow, ponieważ irytowały go ciągłe cięcia finansowe. Deila, który w ostatnim sezonie zdobył mistrzostwo Norwegii z Stromsgodset, nie najgorzej zaczął pracę w nowym klubie. Zadebiutował w wygranym 1:0 spotkaniu drugiej rundy kwalifikacji Ligi Mistrzów z KR Reykjavik. W rewanżu jego zespół zwyciężył 4:0. Menedżer jednak ma świadomość, że i tak musi szukać nowych piłkarzy, ponieważ w drużynie brakuje gwiazd. Grek Georgios Samaras odszedł z Celticu, ponieważ skończyła mu się umowa, a nikt nie przedstawił mu propozycji nowego kontraktu. Kapitan zespołu Scott Brown (w marcu strzelił Polsce bramkę na Stadionie Narodowym) przez kilka miesięcy nie zagra przez kontuzję. Niewykluczone, że niebawem odejdą bramkarz reprezentacji Anglii Fraser Forster i holenderski obrońca Virgil Van Dijk. Ronny Deila nie musi się martwić tylko o atak. Fin Teemu Pukki, Portugalczyk Amido Balde i Leigh Griffiths grają efektownie, regularnie zdobywają bramki i co najważniejsze nie mają zamiaru zmieniać pracodawcy.

GAZETA WYBORCZA

W GW o tym samym. Oszukać przeznaczenie. – Najgroźniejszych rywali w eliminacjach Ligi Mistrzów można ograć lub ominąć za pomocą rozstawienia. Legia w tym roku musi ich ograć, ale w przyszłości powinna skupić się na omijaniu – czytamy w materiale Przemysława Zycha.

Legia musiałaby oszukać przeznaczenie, aby teraz wedrzeć się do Ligi Mistrzów. Od 2009 roku, kiedy reforma Michela Platiniego sprawiła, że mistrz Polski rywalizuje tylko z mistrzami rozgrywek sklasyfikowanych w Europie na miejscach 13.-54., ani razu nie udało się przedstawicielowi ekstraklasy wyeliminować rozstawionego przeciwnika. A takim jest Celtic ze względu na znacznie bogatsze doświadczenie w pucharach. Wyobrazić sobie przełom w polskim futbolu klubowym jest tym trudniej, że po ewentualnym wyrzuceniu z rozgrywek mistrza Szkocji – najpierw w środę przy Łazienkowskiej, a potem po tygodniu w Edynburgu – czekałby go jeszcze jeden rozstawiony zespół: w czwartej, czyli ostatniej rundzie kwalifikacji. To trzeci raz, gdy mistrz Polski mierzy się z ekipą z trudniejszej puli już w trzeciej rundzie – Lech wylosował czeską Spartę Praga w 2010 roku, a dwa lata później Śląsk – szwedzki Helsingborg. I mistrz Polski dwukrotnie nie dał rady rywalowi. W 2013 i 2011 roku najlepszy zespół ekstraklasy odpadał – oczywiście z rozstawionym przeciwnikiem – dopiero w czwartej rundzie. Już w drugiej, w 2009 roku, Wisła skompromitowała się z teoretycznie słabszym przeciwnikiem. Dwumecz z Celtikiem bardziej niż walką o awans powinien być nazywany starciem, które pokaże, w jakim kierunku zmierza drużyna Legii i jak wiele brakuje jej jeszcze do Europy. Miroslav Radović po zdobytym tytule mówił, że w formie z maja jego drużyna pokonałaby Steauę – zeszłorocznego przeciwnika w ostatniej rundzie eliminacji do LM – a także zapowiadał, że „Legia w ciągu trzech lat na 100 proc. awansuje do Champions League”. W tym roku wymierzy w Szkotów działko nieostrzelane z silnymi przeciwnikami. Kilka dni przed meczem piłkarze Celticu pytali polskiego bramkarza Łukasza Załuskę najpierw o atmosferę na stadionie przy Łazienkowskiej, a dopiero później o siłę boiskową rywala. Na nikim duet Miroslav Radović – Ondrej Duda w Europie wrażenia dotąd nie zdołał zrobić. A jest on jedyną szansą na awans Legii, bo w ciągu ostatnich miesięcy drużyna opracowała tylko plan A. W przypadku wyeliminowania tych dwóch piłkarzy z gry ataki mistrza Polski praktycznie zamierają. Planu B i C nie ma, co pokazały nawet mecze w słabej lidze polskiej. A przecież Legia zmierzy się z ekipą… 

Zachwycony nieziemskiej urody golem w sparingu trener Bayernu nazwał Roberta Lewandowskiego „napastnikiem kompletnym”. Lepiej, żeby to nie stępiło czujności reprezentanta Polski – pisze Dariusz Wołowski, uznając Pepa Guardiolę za koszmar napastników.

Elegancko ubrany, kulturalny poliglota, perfekcjonista, a nawet filozof – takiego wizerunku dorobił się Pep w światowych mediach. Także dzięki Zlatanowi Ibrahimoviciowi, który gdy odchodził z Barcelony, wyzwał trenera właśnie od „filozofów”, zawierając w tym określeniu całą ironię i jad, na jakie było go stać. Guardiola sprowadził go na Camp Nou gigantycznym kosztem 75 mln euro. – Ibrahimović może zagrać tyle złych meczów, ile zechce – powtarzał latem i jesienią 2009 roku. Kwestia wydawała się bezdyskusyjna, wymiana Szweda na Eto’o z dopłatą 50 mln euro była wymysłem Pepa. Zaledwie kilka miesięcy później, gdy Barcelona grała rewanż z Interem w półfinale Champions League, Zlatan został zesłany na ławkę, a niedługo potem oddano go do Milanu. Oczywiście konflikt Guardioli z Ibrahimoviciem miał także podłoże dyscyplinarne. Szwed ma wielkie ego i nie umiał się pogodzić z rolą drugoplanową wobec Leo Messiego. Ale na bezwzględność i chłód Pepa narzekał także gracz tak zdyscyplinowany i niekonfliktowy jak Thierry Henry, który opowiadał, że gdy przestał być potrzebny Guardioli, ten w ogóle przestał go zauważać, nawet na treningach. – Miałem wrażenie, że cokolwiek bym zrobił, Pep i tak to zignoruje – wyznał po transferze do Romy Bojan Krkić. Uważany za jeden z największych diamentów z La Masia przy Guardioli zgasł zupełnie i ruszył w podróż po Europie na serię wypożyczeń (Roma, Milan i Ajax Amsterdam aż po niedawny transfer do Stoke City). Nie trzeba było być graczem konfliktowym, by popaść w niełaskę Guardioli. Sprowadzony do Barcelony za 40 mln euro najskuteczniejszy napastnik w historii reprezentacji Hiszpanii David Villa nawet nie próbował protestować, gdy został ustawiony na skrzydle, by w środku zrobić miejsce dla Messiego. W 2011 roku Villa zdobył gola w finale Champions League na Wembley (Barca pokonała MU 3:1), mimo to Pep sprowadził na Camp Nou Chilijczyka Alexisa Sáncheza, który po kilku miesiącach odebrał Villi miejsce w podstawowej jedenastce.

SPORT

Sport robi okładkę z wczorajszego beznadziejnego meczu.

Katowicki dziennik konkluduje, że minimalizm w sumie popłaca, bo Piast przyjechał do Krakowa ewidentnie po punkt i ten jeden punkt wywalczył. Suchej relacji nie będziemy jednak cytować. Czy z kolei w Chorzowie Filip Starzyński popadł w niełaskę trenera Kociana?

Znów w środowisku kibiców i ludzi związanych z Ruchem nazwisko Filip Starzyński jest odmieniane przez wiele przypadków. W przeciwieństwie do jego jesiennych popisów, tym razem głównym tematem jest jego wczesne ściągnięcie z boiska w meczu z Górnikiem Łęczna. Przed laty ściągnięcie zawodnika z boiska z powodu słabej dyspozycji przed końcem meczu było plamą na honorze, a już nie było większego afrontu dla piłkarza, niż ściągnięcie go z boiska przed upływem pierwszej połowy. W niedzielę takie upokorzenie spotkało kandydata do miana Odkrycia roku 2013, kadrowicza selekcjonera Adama Nawałki. Jeden z największych talentów Ruchu w ostatnim czasie, Filip Starzyński, został zmieniony przez Jana Kociana w 37 minucie niedzielnego meczu z Górnikiem Łęczna. Na nic zdały się pocieszenia kolegów z drużyny – głowa do góry, w następnym meczu będzie lepiej. Sportowe poniżenie mocno paliło nie tylko 23-letniego pomocnik lecz również piłkarzy Niebieskich, którzy uważali za zupełnie niepotrzebnie takie poniżenie jednego z nich. – Nie mogli doczekać siedmiu minut do przerwy? Co chcieli „światu” tą zmianą przekazać? – dziwili się, podobnie jak dziennikarze.

A dalej: Golas, czyli jaja w polskiej lidze. Jajka raczej.

Klub, a raczej agencja ochraniająca mecze w Zabrzu nie poczuwa się do winy, że do incydentu dopuszczono. – Cała akcja była doskonale zorganizowana. Facet miał odpowiedni ubiór: spodnie na rzepy, które można ściągnąć jednym ruchem. A rozstawienie naszych pracowników było standardowe, jak przy okazji każdego meczu ligowego – tłumaczy Mariusz Szparaga z agencji Scorpion. (…) Ze względów marketingowych nie unikamy oczywiście w naszej ofercie wydarzeń zabawnych, cieszą się sporym zainteresowaniem. Ale dotyczą one zazwyczaj imprez innej rangi, niż krajowe rozgrywki ligowe – wyjaśnia Paweł Rabantek, specjalista ds. komunikacji w STS. – Nie wyobrażam sobie natomiast, by przez Dział Analiz Sportowych zaakceptowane zostało wydarzenie mogące mieć wpływ na przebieg, a nawet przerwanie widowiska sportowego – przekonuje Rabantek. 

Na kolejnej stronie typowe zabrzańskie klimaty. Wiceprezydent miasta bezwstydnie oświadcza, że NIC DRAMATYCZNEGO SIĘ NIE DZIEJE, a magistrat nie pozwoli upaść klubowi.

– Sytuacja jest trudna, szukamy rozwiązania. Nic dramatycznego jednak się nie dzieje. Przed otrzymaniem licencji było bardziej nerwowo. Teraz mamy czas na to, żeby wszystko usprawniać i robimy to. Koszty działania klubu są ograniczane.

Piłkarze od początku roku nie dostali pensji.
– Z pieniędzmi zawodników rzeczywiście jest taka sytuacja, że nie są regulowane bieżące płatności, ale przed otrzymaniem licencji na konta piłkarzy wpłynęły znaczące sumy. W niektórych wypadkach było to nawet 200 tysięcy złotych. A co do dramatycznej wypowiedzi prezesa to powiem, że zarząd jest od tego, żeby pewne rzeczy łagodzić, a nie dramatyzować i mówić całemu światu o katastrofie.

(…)

W naszym przypadku wszystko zmieni oddanie stadionu. Zobaczymy, jak wtedy zareagują kibice. Jeżeli będą tłumnie przychodzili na mecze to uratują Górnika. Średnia frekwencja będzie wynosiła 15 tysięcy. To umożliwi wyjście z obecnej trudnej sytuacji.

Na koniec jeszcze tekst o Korzymie i jego 40 tysiącach złotych w kontrakcie z Bielskiem. Artykuł kończy się konkluzją „kto bogatemu zabroni?„. W sensie – Murapolowi, bo przecież nie Podbeskidziu.

SUPER EXPRESS

Robert jest niesamowity – tak Lewego zachwala Ribery. Wartość tekstu: wątpliwa.

Robert Lewandowski i Franck Ribery to duet, który będzie budził postrach w całej Europie. Niemieckie media rozpływają się nad tym, co pokazali w trakcie Telekom Cup, gdzie poprowadzili Bayern Monachium do zwycięstwa. Już teraz ochrzcili ich „Riberowskim”. Lewandowski i Ribery należeli do najlepszych piłkarzy mistrza Niemiec. To oni robili różnicę na boisku w meczach z Borussią Moenchengladbach i VfL Wolfsburg. „Czy już jesteśmy świadkami narodzin nowego duetu marzeń „Riberowski”? – pytał retorycznie „Bild”. „Bayern z nowym duetem marzeń „Riberowski” na cztery tygodnie przed startem rozgrywek zaczyna prężyć muskuły” – zauważył serwis goal.com. Sami piłkarze oczywiście wzajemnie się komplementują. – Rozumiemy się dobrze już na początku wspólnej gry. A będzie jeszcze lepiej! Z pewnością obecnie nie jesteśmy teraz w najlepszej formie – przyznał „Lewy”. – Robert jest wyjątkowym piłkarzem i stać go na bardzo wiele. Każdego dnia nasza współpraca wygląda coraz lepiej i już teraz czerpiemy radość z gry. Lewandowski szybko się integruje, a jego przybycie to dla nas świetna rzecz.

W ramce: Jankes uratował Wisłę. A na ostatniej stronie kolejny dzień serialu, na który aż przykro już patrzeć. Wspominaliśmy na wstępie: Stanisław Terlecki może zostać bezdomnym. Czytaliśmy to już na łamach „Superaka” co najmniej dwa razy w zeszłym tygodniu.

Choć sportowo Terlecki do końca się nie spełnił, bo uciekły mu najważniejsze piłkarskie imprezy, to wyjazd do USA w 1981 r. ustawił go finansowo – jak się wtedy wydawało – do końca życia. Przez sześć lat gry w amerykańskich klubach zarobił kilkaset tysięcy dolarów, co w latach 80. było w Polsce niewyobrażalną fortuną. – To była piękna bajka – wspomina dziś w rozmowie z „Super Expressem”. – Zacząłem w Pittsburgu, który rocznie płacił mi w sumie 200 tys. dolarów. Kolejny kontrakt podpisałem już z San Jose Earthquakes, gdzie zastąpiłem mojego wielkiego idola, George’a Besta. Właściciel tego klubu, multimilioner, zapłacił mi 100 tys. dolarów kontraktu, a resztę dołożył w nieruchomości. Zamieszkałem z rodziną w cudownym domu w słynnej Dolinie Krzemowej. Mieliśmy nie tylko basen, lecz nawet ogrodnika i człowieka opiekującego się basenem. Kiedy z żoną piliśmy kawę na tarasie, myślałem, że krążą wokół nas motyle. A to kolibry były. Dom był wart 700 tys. dolarów, ale właściciel klubu sprzedał mi go za 313 tys. dolarów – Terlecki chętnie wraca do tamtych chwil. – Po jednym z sezonów wybrano mnie do jedenastki ligi z Beckenbauerem, Cruyffem, Neeskensem, Gerdem Muellerem. A moje przejście do Cosmosu Nowy Jork też odbyło się z wielką pompą. Kontrakt podpisywałem w siedzibie Warner Bros, która zainwestowała w Cosmos. Najpierw podpisałem umowę, a potem miałem konferencję razem z Pelem, bo właściciele klubu wpadli na pomysł, żeby 43-letni wtedy król futbolu znów w Cosmosie pograł. Ostatecznie do tego nie doszło, ale podróżował z nami po Stanach, był atrakcją. Niesamowity człowiek, choć od Franza Beckenbauera i Johana Neeskensa też się dużo nauczyłem.

W gruncie rzeczy: kolejny słaby numer.

PRZEGLĄD SPORTOWY

Ebi na okładce PS.

Kochała go cała Polska. Był gwiazdą eliminacji Euro 2008, efektownymi golami i akcjami zachwycał kibiców. Potem zaczął się niezrozumiały upadek. Bohater z Chorzowa przechodzi do oldbojów. A dla nas i tak najciekawiej prezentuje się króciutka rozmowa ze Smolarkiem.

Ebi Smolarek w końcu kończy karierę?
– Tak, to już pewne. Rok zastanawiałem się nad tą decyzją i wreszcie jestem zdecydowany ostatecznie powiedzieć stop. W ostatnim czasie już nawet nie szukałem klubu. Myslałem, że jakiś może znajdzie mnie, ale tak się nie stało. Zresztą nie było tak, że jakoś specjalnie czekałem, aby ktoś do mnie zadzwonił z ofertą. Ostatnie miesiące pozwoliły oswoić się z myślą, że przechodzę na piłkarską emeryturę. Teraz to co najwyżej będę mógł pograć w oldbojach Feyenoordu, gdzie mają mocną paczkę lub z dzieciakami, których zamierzam trenować.

Zostanie pan trenerem grup młodzieżowych Feyenoordu?
– Jest taka opcja, ale jeszcze nie na sto procent pewna. Byłem w klubie na wstępnych rozmowach i spotkałem w siedzibie klubu holenderskiego dziennikarza. Zapytał mnie o moją przyszłość, więc powiedziałem mu, że może będę pracował tu z dzieciakami. Feyenoord na pewno ma pierwszeństwo. Albo wyląduję w Rotterdamie albo lokalnym klubie Ouderkerk, w którym pracował też mój śp. tata. Wychowywanie przyszłych piłkarzy sprawiało mu frajdę. Mam nadzieję, że ze mną będzie podobnie.

W dzisiejszym wydaniu PS generalnie dzieje się niewiele. Z Faktu i Sportu cytowaliśmy już:

– Bałagan z biletami na Legię
– W Zabrzu nie ma jeszcze katastrofy
– Trudno pozbyć się Dwaliszwilego.

Przedstawiciele serbskiego klubu chcieli ściągnąć Dwaliszwiliego już kilka tygodni temu. Wszystkie szczegóły transakcji zostały ustalone, ale do aresztu trafił prezydent Partizana Dragan Djurić, którego podejrzewano o malwersacje finansowe. Z tego powodu transfer upadł, ale tylko na chwilę. Djurić szybko opuścił miejsce odosobnienia i wrócił do swoich obowiązków. Z naszych informacji wynika, że działacze Partizana cały czas zabiegają o legionistę. Piłkarz nie jest jednak przekonany do oferty. Największy problem stanowią jego zarobki. W Legii napastnik pobiera miesięcznie ok. 80 tysięcy złotych. W Serbii nie zamierzają mu wypłacać tak sowitej pensji. Z drugiej strony w Partizanie Dwaliszwili mógłby liczyć na regularne występy, a przy Łazienkowskiej nie ma na to szans. W hierarchii trenera Henninga Berga wyżej stoją akcje aż czterech napastników: Miroslava Radovicia, Marka Saganowskiego, Arkadiusza Piecha i Orlando Sa. Drugim z piłkarzy Legii, którego właściciele klubu chętnie by się pozbyli, jest Henrik Ojamaa. Estończyk miał oferty z Izraela i Danii, ale nie chciał odejść. Ostatnio pojawiła się opcja jego transferu do Motherwell. Szkoci byli zainteresowani tylko wypożyczeniem, ponieważ nie stać ich na zakup definitywny Ojamy. Przedstawiciele obydwu klubów ostatecznie nie doszli do porozumienia i skrzydłowy cały czas trenuje z Legią. Szans na grę nie ma jednak żadnych. Prezes Legii Bogusław Leśnodorski liczy, że przed zamknięciem okna transferowego zarówno Dwaliszwili jak i Ojamaa opuszczą zespół.

Tomasz Wieszczycki założył się z trenerem Korony Ryszardem Tarasiewiczem o to, że kielczanom nie uda się awansować do czołowej ósemki ligi. O dobre francuskie wino.

Inicjatorem zakładu był Tarasiewicz. W dwóch kolejkach jego zespół nie zdobył punktu i nie strzelił gola. Wieszczycki, były piłkarz a obecnie ekspert nc+, o zakładzie powiedział w programie Liga+. – Rzeczywiście założyliśmy się, bo wierzę w swoją drużynę i dziwię się, że Wieszczycki ma aż takie przekonanie, że nie uda nam się awansować do górnej ósemki – mówi Tarasiewicz, który przyznaje, że nie podobały mu się krytyczne uwagi Wieszcza pod adresem jego drużyny, wypowiedziane podczas meczu GKS Bełchatów – Korona (2:0). – Każdy ma prawo wygłaszać swoje uwagi, ale tym razem były one niesprawiedliwie, nie uwzględniały sytuacji, w jakiej znajduje się z Korona. Zmieniliśmy bardzo dużo: charakter pracy, sposób przygotowań, ustawienie, taktykę. Eliminujemy fazy przestoju, straty piłek w środkowej fazie boiska. Trzeba 3–4 meczów, by zaczęło to lepiej funkcjonować – przekonuje Tarasiewicz, przypominając, że w poprzednim sezonie też miał słaby start z Zawiszą: zespół również przegrał dwa pierwsze mecze, potem trzy zremisował i znowu przegrał. A jednak ostatecznie awansował…

Łukasz Zwoliński czekał trzy lata na to, by wreszcie wywalczyć sobie prawdziwą szansę. Męczą go porównania do Marcina Robaka. No, generalnie rozmowa kompletnie bez historii. Czego nie można powiedzieć o tej z ostatniej strony – Daniel Purzycki, ten sam, który na łamach siedleckiego magazynu Prestiż deklarował, że wrócił, by zwyciężać, dziś zapowiada jak to zrobi. Jak? „Zamierza przenieść do polskiej piłki ligowej elementy typowe dla futbolu brytyjskiego. Jego Pogoń (Siedlce) ma walczyć o każdą piłkę i atakować do skutku. Naprawdę, poprawiliśmy sobie humor z rana.

Najnowsze

Tenis

Iga Świątek awansowała do 1/2 turnieju w Stuttgarcie. Nie było łatwo

Kacper Marciniak
0
Iga Świątek awansowała do 1/2 turnieju w Stuttgarcie. Nie było łatwo

Komentarze

0 komentarzy

Loading...