Reklama

Copa nie do końca „America”. Pierwsi Latynosi wracają do domu

redakcja

Autor:redakcja

25 czerwca 2014, 22:07 • 2 min czytania 0 komentarzy

Powoli dobiega końca faza grupowa mistrzostw, ale już wiemy, że nie będzie to w pełni „Copa America”. Ten mecz miał być dla Ekwadorczyków świętem. Ukoronowaniem pracy kolumbijskiego selekcjonera. W sprawie głos zabrał nawet prezydent Rafael Correa, który zaapelował na Twitterze do Tri o poświęcenie się. Si, se puede – to najbardziej charakterystyczne hasło mające na celu motywowanie drużyny z Ameryki Południowej dziś nie miało jednak racji bytu. Ekwador nie mógł. Okazał się za krótki. Nie potrafił znaleźć sposobu na oszczędzającą się ekipę Deschampsa. To, co wystarczyło na bezpośredni awans do mundialu, nie okazało się wystarczające na Francję i Szwajcarię.

Copa nie do końca „America”. Pierwsi Latynosi wracają do domu

Maracana i Rio czekały na ten mecz od samego rana. Władze miasta już wcześniej ustaliły, że środa będzie dniem wolnym od pracy, ale właściciele pobliskich barów i lanchonetes mieli żniwa już od jedenastej. Mniej więcej od tej godziny na ulice wyruszyły pierwsze grupy kibiców. Tradycyjnie przeważali Latynosi – do tego Rio zdążyło się już przyzwyczaić. Gdy do miasta przyjeżdża drużyna z Ameryki Południowej, ulice momentalnie się wypełniają. W zeszłym tygodniu Argentyńczykami, w tym Ekwadorczykami. – Dla nas taki wyjazd to kilkanaście tygodni pracy, ale taka sytuacja zdarza się raz w życiu – opowiadały kolejne rodziny pozując z flagami do zdjęć.

Bq_VyNdCUAAtGGZ.jpg-large

Dziś jednak Ekwador wyszedł na boisko chyba najbardziej spięty podczas całych mistrzostw i tym razem nie mógł. Nie dał rady. Zabrakło pomysłu. Zabrakło też takiego typowego chciejstwa, które co rusz pokazują nam Kolumbia i Urugwaj. Zabrakło wreszcie jakości piłkarskiej, bo ile można oczekiwać od Ennera Valencii? Sami sobie odpowiedzcie – czy jakikolwiek uczestnik mundialu, tym bardziej aspirujący do 1/8 finału, ma prawo być uzależniony od piłkarza, który niedawno trafił do Pachuki, a wcześniej nie istniał?

Reklama

Tymczasem w ekipie Ruedy za dzisiejszy mecz trudno – nie licząc bramkarza – wyróżnić któregokolwiek zawodnika. Tradycyjnie zawiódł największy gwiazdor drużyny i ten najwyżej noszący głowę w strefie mieszanej, Antonio Valencia, który zaliczył katastrofalny mundial. Pozostali też niespecjalnie wiedzieli, jak pomóc Ennerowi albo po prostu presja związała im nogi. Jedyny moment, gdy Ekwador lekko rozhuśtał Francuzów to początek drugiej połowy, gdy beznadziejny Valencia słusznie wyleciał z boiska za spacer po Digne. Chwilę później ruszyła też Francja, ale i jej brakło paliwa, bo po prostu nie musiała. Pogba i Benzema zniknęli, a Gary Lineker mógł sobie poszydzić, że Deschamps musi naprawdę nienawidzić Nasriego, skoro postawił na Sissokho.

Ekwador… Cóż… Szansa życia uciekła, ale bramkarz i napastnik nie wystarczą. Sami coś o tym wiemy. Trzymajcie się, miło było was poznać!

Image and video hosting by TinyPic

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...