Reklama

Jak co poniedziałek… PAWEŁ ZARZECZNY!

redakcja

Autor:redakcja

13 sierpnia 2012, 10:50 • 5 min czytania 0 komentarzy

„Krajowe mistrzostwa lekkoatletyczne w roku 195… zakończyły się całkowitą klęską lekkoatletów Ferencvaros. Dla przykładu wystarczy tylko wspomnieć, że Nadler w biegu na 1500 metrów został w tyle tak bardzo, że dotarł do mety dopiero razem z maratończykami, którzy rozpoczęli bieg półtorej godziny później. Nasz skoczek w dal, Dubovszky, przy odbiciu przewrócił się na plecy i w ten sposób zajął ostatnie miejsce, uzyskując pierwszy na świecie wynik ujemny, skoczył bowiem minus dwadzieścia trzy centymetry…”. To mój ukochany nowelista Moldova z „Niezwyciężonej jedenastki i innych opowiadań”.
Właściwie to samo można by napisać o naszych wszechstronnie nieutalentowanych reprezentantach. Ale były plusy – na przykład Otylka nie utonęła, Isi nie przyłapano u bukmachera, a kolarka górska nie zgubiła się na trasie. Inna sprawa – kolarstwo górskie w mieście bez jednej góry, to jakaś paranoja.

Jak co poniedziałek… PAWEŁ ZARZECZNY!

*

Cytat, który zapadł mi w pamięć. Jakiś siatkarz, pewnie Możdżonek, bo reszta się chowała po krzakach i pod siatką, raz tu raz tam: „Brakuje nam sprytu, tego, o co prosił trener Anastasi”. No więc spryt albo się ma, albo nie, i nie ma co prosić. Poza tym – dwumetrowi faceci jedyne z czego słyną to nie spryt raczej, tylko gęsie głowy osadzone na butach o numeracji powyżej 48.

W „Pulp Fiction” każdy taki gość nazywałby się Pokrak. Ja nazywam ich lamusami.

*

Reklama

Ale nie tylko nasi dawali ciała, jak Gruchała, i nie tylko na igrzyskach przecież (zresztą jak tam nie dawać ciała, skoro rozdają coraz więcej prezerwatyw i wciąż brakuje, a nasi sprinterzy dusili się w kolejce do łazienki ponoć – ciekawe kto pluskał się w wannie…

Otóż – będąc przy terminologii erotycznej, najmilszej uchu i oku czytelnika płci wszelakiej – najbardziej poświęcił się Ruch Chorzów z Pilznem (gdy dawniej co najwyżej przegrywali z pilznerem, pychota, pierwsze w świecie klarowane piwo, wcześniej były to chyba mętne siki zwane mydlinami). Otóż kumpel akurat zaczął kooperację z Czeszką i opowiada mi co zabawniejsze językowo konwersacje. Na przykład pierwsza noc w łózeczku, światełko przyciemnione, a ona, o tym co lubi: „Od zadu!”.

No więc zgadujcie czemu skojarzyło mi się to z meczem Ruchu z Pilznem, tym 0:7 zgłoś się, i kto dostał, został, od zadu…

*

Co do pomyłek olimpijskich – Brasil! No więc zasnąłem w połowie finału patrząc na Hulka, Boże, jak można stać się taką karykaturą? Ale Meksyk, pamiętajcie, korzysta ze specyficznej pomocy od losu – sporo gości rośnie tam na płaskowyżach, na prawdziwych obozach tlenowych, w związku z czym są w piłce powoli tym, czym w biegach średnich i długich Kenijczycy, Etiopczycy, Somalijczycy (jeden od nich zdobył nawet dwa złote medale dla Great Britain, miał zresztą bardzo brytyjskie imię Mohamed). Opowiadał mi kolo, spec od badania życia meksykańskich plemion (bo to Indianie), że przetrwały tam i takie ekipy, w dobie lotów na Księżyc, które mają interesujący sposób polowania – gdyż nie znają łuków, włóczni etc., o spluwach nawet nie mówiąc. Mianowicie dotąd biegają za zwierzyną, aż ta padnie na zawał serca, jak żyrafy w łodzkim zoo mniej więcej, ze strachu. Najszybsze jelenie tak właśnie umierają, są szybsze, ale biegać całą dobę nie potrafią, a ci niezmordowani tlenowo Indianie – tak! No więc Brazylijczyków zabiegali fizycznie, nie ustepowali technicznie, i nie przeszkadza im fakt, że zwyczajowo Meksykanin nie ma więcej niż metr siedemdziesiąt. Bo po co w piłce więcej? I tak walnęli jedną z główki!

Aha, i jest tam jedno plemię, które żyje z wycinki kaktusów, które ładuje w wiadra, następnie czeka kilkanaście godzin na fermentację, i z lubością spożywa. Wielu z nas by się tam spodobało.

Reklama

*

No i minęło nam równiutko 20 lat od czasu, jak Janusz Wójcik zdobył olimpijski medal w grach zespołowych dla Polski. Jak widać nic w naszym kraju nie idzie ku lepszemu, wbrew propagandzie sukcesu, lekko nawet karlejemy. I powiem wam, dlaczego. na szczęście młodzi Polacy mają tysiące innych pól awansu, w dwustu krajach, i nie muszą już ćwiczyć pompek.

To znaczy ćwiczą nawet, ale w parach. Jak napisałby Hulka-Laskowski – osobliwie ku wieczorowi…

*

Superpuchar zmienia nazwę najwyraźniej na Superkupa. No, ale Śląsk coś wreszcie wygrał, szkoda byłoby patrzeć, jak marnieje. Jakiś czas temu powstał pomysł (nie wiem, pewnie w mojej głowie), żeby aspirował Breslau do Bundesligi. Tak jak nasi koszykarze grali niedawno w rosyjskiej, bez obciachu. Dobre połączenia autostrad, bliżej jak do Białegostoku, może jeszcze Peter Keller na trenera (pamiętacie takiego gościa z Drezna?). No i pytam Rysia Czarneckiego, europosła z Wrocławia, fana wielkiego i lekko zabawnego kandydata na prezesa PZPN, jak mu się widzi ta Bundesliga?

On odpowiada: – Zweite Bundesliga?

Przebiłem go: – Dritte…

*

Fajne spotkanie miałem z Zosią Klepacką, jak sama się przedstawiła: „Śródmieście południe” (okolice Marszałkowskiej). Otóż ta sprytna (sprytna) dziewczyna grała kiedyś w nogę. Pytam ją o idola, a Zosia: „Kazimierz Deyna”. I dodaje zaraz: „Szkoda, że nie widziałam na żywo jak gra”. No więc ja widziałem i kiedyś jej opowiem.

Aha, a że to sprytna warszawianka, pojechała na igrzyska z dzieckiem i zdobyła medal. Pytam czy nie przeszkodziło jej to w fecie? A ona, normalnie: „Świętowaliśmy do czwartej rano, a synek budzi się zawsze o szóstej, więc problemu żadnego!”. I to mi się podoba, wszystko rozsądnie poukładane. Tak właśnie było za Wuja. I za Kazika też. Bez zabawy nie ma dobrych wyników w niczym. Chyba że w analizie moczu.

*

Czeka nas za chwilę pierwszy mecz eliminacji mundialu z Czarnogórą, wyjazdowy, pod wodzą guru z Chorzowa, jak go nazywam od pierwszych liter imienia i nazwiska – wuefisty. Otóż lekko zaczynam się bać, bo Czarnogórcy, a ich góra milion, właśnie trzepnęli medale igrzysk w piłce ręcznej i wodnej chyba, no niedawno ograli też Śląsk, tak bez mydełka. Czyli jak mowił Wieniawa wjeżdżając konno do restauracji, na piętro: „Panowie! Skończyły się żarty. Zaczęły się schody!”.

Ale futbol jest dziś popaprany, że możemy przegrać z Czarnogórą i Mołdawią, a wygrać z Anglią, nieprawdaż?

Zresztą to by mi do szczęścia w zupełności wystarczyło.

PAWEŁ ZARZECZNY

Najnowsze

Felietony i blogi

Ekstraklasa

Trela: Przewagi i osłabienia. Jak czerwone kartki wpływają na losy drużyn Ekstraklasy?

Michał Trela
4
Trela: Przewagi i osłabienia. Jak czerwone kartki wpływają na losy drużyn Ekstraklasy?
1 liga

Czy zmiany trenerów miały sens? Ranking i ocena roszad na pierwszoligowych ławkach

Szymon Janczyk
16
Czy zmiany trenerów miały sens? Ranking i ocena roszad na pierwszoligowych ławkach

Komentarze

0 komentarzy

Loading...