Reklama

Jak co poniedziałek… PAWEŁ ZARZECZNY!

redakcja

Autor:redakcja

23 lipca 2012, 11:24 • 8 min czytania 0 komentarzy

„W Czarnogórze jeszcze nie wszyscy zeszli z gór” – coś takiego przeczytałem na Weszło. Chodziło o to, że skoro ktoś z naszych dostał tam w zęby, a rzecznikowi Śląska podbito oko – no to mieszka tam same bydło. Przykro mi to pisać, ale walenie po ryju akurat tam się nam należy. Bo jeszcze niedawno, o czym raczymy nie wiedzieć lub nie pamiętać, samoloty NATO (nie nasze niby, ale tylko dlatego, że my nie mamy bombowców, za to sojusznicy mają i używają chętnie) bombardowaliśmy Belgrad, wtedy stolicę Serbii i Czarnogóry (i odbyłoby się to po cichu, tylko przez pomyłkę, jak zwykle, Amerykanie zbombardowali i jedną ambasadę).
No i też my, Polacy, zaakceptowaliśmy oderwanie od Serbii (a Buducnost Podgorica jest serbska!) Kosowa, kolebki ich państwowości (to tak jakby oni zagłosowali za przyłączeniem do Niemiec Gniezna i Krakowa, nie żartuję). Zagłosowaliśmy za muzułmańskimi Albańczykami przeciwko chrześcijańskim Serbom. I stąd nie liczmy tam na poklask. A jak zamawiamy wino – miejmy na uwadze, że ktoś może nam do niego napluć. I słusznie.

Jak co poniedziałek… PAWEŁ ZARZECZNY!

*

Aha, a że Czarnogórcy nie zwierzęta świadczy najpopularniejszy polski Czarnogórzec (ma nawet tak „ksywkę”), mianowicie Włodek Szaranowicz. Najwybitniejszy polski komentator sportów dziwnych, to syn jugosłowiańskiego ambasadora Jugosławii w Warszawie, który postanowił pozostać w Polsce i u nas wychował dzieci – wspaniale. Zachwalać Włodka nie trzeba, to już żywy pomnik. Teraz lekko usuwa się w cień (choć jest szefem TVP) i foruje na następcę fajnego gościa o nazwisku Babiarz. On też ma u mnie ksywkę: „Znany Kobieciarz”.

*

W Tour de France wygrali pierwszy raz Anglicy. Wiadomość dla Janka T. – to farbowane lisy! Pierwszy z tych niby Anglików urodził się w Belgii, a drugi w RPA.

Reklama

*

Klient w krawacie jest mniej awanturujący się – to wiemy z „Misia”, i okazuje się, że wiedzą to również Szwedzi. Zakazali bowiem chodzenia do pubów w Goeteborgu w klubowych koszulkach. Oto wytłumaczenie tej dyskryminacyjnej praktyki:

„Dla tych, którzy koniecznie chcą się napić piwa w lokalu, przygotowaliśmy koszulki w naszych barwach, w które goście mogą przebrać się w szatni w taki sam sposób, jak można wypożyczyć marynarkę i krawat na imprezę wieczorową. Klient ubrany odpowiednio rzadziej się awanturuje”.

Czyżby Szwedzi też nie wszyscy zeszli z gór?

*

Czego to ludzie nie wymyślą? Informuje mnie kolega z Wisły (chodzi o miejscowość Małysza, a nie dawny klub Małeckiego), że… przeprowadza się tam rodzina… Włodzimierza Małowiejskiego z Płocka, czyli on, jego żona polonistka i syn Hubert, analityk reprezentacji (ten, któremu udało się nie rozpracować na EURO nikogo z rywali – i dlatego w podzięce od narodu zostać ma na posadzie również u Fornalika). Otóż młody Małowiejski słynie z pomocy w pisaniu wypracowań Smudzie, a teraz ponoć Piechniczkowi (mama klaruje styl?). I jest pilnie potrzebny, bo pan Antoni idąc śladami Górskiego najprawdopodobniej też zamarzył o prezesurze w PZPN. Nieco się obawia zapewne, zastanawia przy kominku, ale pensja prezesa przeciwdziała wszelkim stresom. Zatem Fornalik i Engel, startując w wyborach dostać mieli w PZPN tylko jedno pytanie – czy… młody Małowiejski będzie w ich sztabie. No i na razie jest. Tyle do gadania ma Waldek. Z Cichej na jeszcze cichszą posadę trafił. A centrala w Wiśle.

Reklama

Aha, kiedyś z kadrowiczami wracaliśmy autokarem z Budapesztu. No to Piechnik poprowadził wycieczkę przez… Wisłę, coby do chałupy mieć bliżej. Rekord pobił kiedyś jednak pracujący w kadrze Robert Gadocha. Robercik poprowadził autokar z Okęcia do Victorii przez Sadybę. Ł»eby wysiąść pod blokiem.

*

Rozpacz nad kasacją Polonii trwa (choć sytuacja jest dynamiczna i jak to w Polsce – możliwe że szybciej skasują Legię), a mnie przypomniało się, jak padał mój klub z Piaseczyńszkiej, Warszawianka. Założyciel Ligi w 1927 (w pierwszej kolejce bodaj 4:2 z… Legią!). No i w czasach dzieciństwa pamiętam, jak zarząd zagłosował, że ważniejsza jest piłka ręczna, szermierka, tenis i baseny, a na boisku… Ha, zgadnijcie, kto zaczął grać, ba, kto lubi pogrywać na cudzych grobach?

No właśnie Polonia, ta Polonia z Konwiktorskiej!

Dwa lata mniej więcej pograła, nikt poza emerytami nie chodził, no to zwiała. A futbolowa Warszawianka już nigdy się nie reaktywowała.

*

Ponieważ wszyscy nasi trenerzy są dziwnie „Spięci” (tak, „Spiętym” właśnie zwano w Polonii Zdzisława Podedwornego i radzono jak w „Vabanku” – by się rozpiął), przedstawię wam sylwetkę szkoleniowca, który był najlepszy w swym fachu, a selekcjonerem nie został nigdy. Leszek Jezierski, ten sam, który stworzył Widzew (holując go gdzieś od trzeciej ligi na szczyty –a dziś zdaje się kurs odwrotny), ŁKS, z Ruchem też mistrz, z Pogonią wice… No i poznałem go tak. Posłano mnie, szczawia, do Szczecina. Z prośbą, żebym przed meczem odebrał lekarstwa, bo żona Jeziery, Henia, była (i jest) lekarzem, ginekologiem zresztą. No i rano pukam do hotelu, Leszek (pan Leszek) otwiera, i do stołu zaprasza. Lekarstwa są, pakuję, a on piwo, a dla mnie drugie. Jajecznica, tatary, drugie piwo, lufa. Koło południe przychodzi najlepszy zawodnik, Leśniak, z nogą w gipsie. No to Leszek (już nie pan, już mój kumpel od laaaat!) bierze nóż ze stołu, ten od jajecznicy i Sruuu! Rozcina gips Leśniakowi, zdaje się z okrzykiem: „Co ty, kurwa, symulować mi tu chcesz???”.

No i po dokonaniu dzieła, pyta, równie delikatnie: „No i co, kurwa, boli?”.

Leśniak, przestraszony, cichutko: „Nnno, jak ddotykam, nnno to nie boli…”.

Jeziera, odkrywczo i głośno:

„No to, kurwa, nie dotykaj!”

No i biesiadujemy dalej, w tym hoteliku koło stadionu, aż wybija szesnasta i pojawia się kierownik drużyny:

– Leszek, mecz za godzinę, idziesz już?
– A po diabła mam iść?
– No, chłopaki w szatni, skład podasz?
– A co oni, kurwa, jeszcze nie wiedzą w jakim składzie mają grać??? Wygoń na rozgrzewkę!

No i kwadrans przed meczem Leszek wstał od stołu, założył marynarkę i spacerem poszliśmy wprost na boisko.

W tamtym sezonie Pogoń zdobyła, po efektownej grze, wicemistrzostwo, a Marek Leśniak został królem strzelców ligi. Z 24 golami w 30 meczach.

Aha, i popiłem zdrowo z Leszkiem na zakończenie kariery, w Sokolnikach pod Łodzią. Machnąłem się tam do niego na działkę, a on na powitanie od razu stawia litra na stole… A na to Henia, z krzykiem:

– I znowu Leszek pijesz! Znowu Leszek pijesz!!!

Na to on, z jeszcze większą agresją w głosie?

– No kiedy ja, kurwa, ostatnio piłem? No kiedy ja ostatnio piłem!!!”

A na to Henia, spokojnie, całkiem spokojnie:

– Wczoraj.

Bardzo miła Pani. Kiedyś napisałem reportaż jak umierał w przytułku (tak, w przytułku) selekcjoner Ryszard Kulesza. Ten, który zabrał mistrza Legii i Wójcikowi, który ograł Holandię, zremisował w Brazylii i Argentynie, wygrał w Hiszpanii, wybitny fachowiec w zawsze eleganckich, wypastowanych butach, a na starość opuszczony, w łachmanach niemal, pomiędzy, hm, także i gromadą przygłupów rodem z „Lotu nad kukułczym gniazdem”. No i Henia tak się wzruszyła, że przysłała jego rodzinie pieniądze na pogrzeb. Aha, i jeszcze dla mnie ekstra, od Leszka zza grobu chyba, elegancką flaszkę z piłką utopioną na dnie.

Oj, niejednemu piłka zatonęła tak na dnie butelki… Ł»ycie. Ale na wesoło przynajmniej.

*

Policjanci zaprosili mnie na swój międzypaństwowy mecz z reprezentacją żandarmów z Watykanu. Prześledziłem nieco historię gości – zdziwiło mnie na przykład, że jeden z ich zespołów za patrona ma Hermesa, Boga, opiekuna… złodziei, znanego kleptomana (znaczy chorobliwie uzależnionego od kradzieży). W niemowlęctwie już buchnął Zeusowi stado bydła, potem okradł większość Bogów, ale zawsze go wypuszczano (jak u nas tego pikarzyka Hermesa). Jak wyjaśnił znajomy policjant z CBŚ – widać był świadkiem koronnym, coś jak „Masa”, albo Misio, albo Jasiu, no i śpiewał lepiej niż Pavarotti… Aha, tamci z Watykanu padli kondycyjnie – 0d 0:1 do przerwy aż do 1:7. Szybo zrozumiałem, czemu watykańskie psy takie bez zdrowia – bo jak się chodzi za Benedyktem VI, to nawet ja bym nadążył.

*

Ale najwyraźniej nie nadąża strona internetowa firmy, która ma monopol na sprzedaż biletów na igrzyska w Londynie (start za cztery dni). Mianowicie proponuje bilety w wersji „podążaj za swoją drużyną) – na mecze naszych siatkarek i piłkarzy ręcznych. Dochodzę do wniosku, że większość biur podroży w Polsce to firmy debili utrzymywanych przez debili (wyróżnik – walizeczka na dwóch kółkach, nie mam takiej i mieć nie zamierzam).

Podobieństwo jeśli chodzi o debilizm obustronny, z piłką nożną, dawców i biorców, zastanawiające.

*

Aha, piłkarze w Londynie to niby liga młodzieżowa, ale Neymar najprawdopodobniej wygra wszystko. To znaczy teraz igrzyska, a za dwa lata mundial. Ma zwody, jakich nigdy w życiu nie widziałem. Poza Wolskim może, ale coś on słabosilny, zaczynam o nim zapominać powoli.

*

Aha, jak już wspomniałem o debilach – zaskoczył mnie takim właśnie matołectwem francuski wiceminister finansów. Mianowicie zaprotestował, ze Arabowie będą płacić Ibrze 14 mln euro za rok. Ł»e to niemoralne, i takie tam pierdolenie o Szopenie. Otóż ten pan nie zna podstaw ekonomii. Otóż jeżeli Arabowie dają 14 mln euro netto, a Hollande wprowadzi zapowiadany 75 procentowy podatek dla najbogatszych, no to dopłacą fiskusowi przynajmniej (bo dojdzie i tax od premii) 10,5 mln euro! Czyli na tysiąc bezrobotnych. W zamian francuskie państwo nie musi fundować Ibrze nic – ani opieki zdrowotnej, ani emerytury, ani autostrad nawet – bo już są, ani przytułku jak Kuleszy czy socjalnej kawalerki. Państwo francuskie zarobi więc na miłości Arabów do Bośniaka minimum dychę rocznie na czysto, nie wkładając nic – bo nawet literki PSG są prywatne. I slipki.

No i to właśnie, krojenie kogoś na dychę nie dając niczego w zamian – jest najbardziej niemoralne.

*

Upadku polskiej piłki ciąg dalszy. Mianowicie KS Piaseczno, klubik z mojej obecnej wioski (zamieszkanej przez wieśniaków, dlatego w soboty i niedziele ani żywej duszy – po jajka do rodziców jadą), to miejsce gdzie wyrośli Jankowski (Ruch), Ł»yro (Legia) i Kupisz (Jagiellonia), właśnie zlikwidowało trzecioligowy zespół. W zamian… grać będą dziewczynki, podobno aż w Ekstraklasie. Zamienił stryjek, siekierkę na kijek. Bo piłkarki, jak to wam powiedzieć, dwuznacznie oczywiście, do oglądania nadają się nieszczególnie. Poza Morgan z USA, i Hope Solo, popatrzę sobie na nie na igrzyskach, które chyba wygrają. O ile nie przeszkodzą im znów te kurduplowate Japonki.

*

Aha, jest jakiś tajemniczy przeciek, że Becks jednak podczas igrzysk coś będzie robił. Coś niesamowitego. Znając podniecenie brytyjskich mediów tym gogusiem, któremu nie wychodzi nawet strzelanie karnych, Becks może zrobić tylko to, co potrafi najlepiej. Mianowicie może zrobić albo kupę, albo piąte dziecko.

PAWEŁ ZARZECZNY

Najnowsze

Polecane

Majchrzak: Udowodniłem, że jestem niewinny. Nie należy mi się łatka dopingowicza

Sebastian Warzecha
1
Majchrzak: Udowodniłem, że jestem niewinny. Nie należy mi się łatka dopingowicza

Felietony i blogi

EURO 2024

Pracował dwa dni w Niecieczy, teraz pojedzie na Euro. Wielki sukces Probierza

Patryk Fabisiak
0
Pracował dwa dni w Niecieczy, teraz pojedzie na Euro. Wielki sukces Probierza
Felietony i blogi

Futbol w dobie późnego kapitalizmu – czyli jak firma ubezpieczeniowa z Miami szturmuje piłkarskie salony?

redakcja
7
Futbol w dobie późnego kapitalizmu – czyli jak firma ubezpieczeniowa z Miami szturmuje piłkarskie salony?

Komentarze

0 komentarzy

Loading...