Reklama

Jak na pedagoga, Stefan Majewski za często kłamie

redakcja

Autor:redakcja

18 września 2008, 13:32 • 5 min czytania 0 komentarzy

To zawsze miło, jeśli ktoś potwierdza nasze spostrzeżenia. Od dawna uważamy, że Stefanowi Majewskiemu brakuje piątej klepki i szkoda, że kariery trenerskiej nie zakończył po tym, jak posadził na ławce w rezerwach Kaiserslautern Michaela Ballacka (po czym przyszedł Rehhagel, wziął go do pierwszej drużyny i zdobył mistrzostwo). Normalnej osobie dałoby to do myślenia, ale Majewski uznał to za sukces wychowawczy – dziś święcie wierzy w to, że bez niego Ballack nie zrobiłby kariery. Dziś znaleźliśmy w „Przeglądzie Sportowym” bardzo ciekawy wywiad z trenerem Cracovii.
Majewski pokazuje w tym wywiadzie swoją prawdziwą twarz, czyli osobę szukającą spisków, osadzoną przez urojonych wrogów, lekko niezrównoważoną. Poza tym… kłamie, o czym napisaliśmy pod wywiadem. Najpierw jednak przeczytajcie tę rozmowę…

Jak na pedagoga, Stefan Majewski za często kłamie


Ponoć chciał pan wstrząsnąć drużyną, która zajmuje dopiero 14. Miejsce w tabeli i przesunąć do rezerw m.in. Arkdiusza Barana, Dariusza Pawlusińskiego i Krzysztofa Radwańskiego.

Opowiada pan jakieś bezsensowne bajki. Absolutnie nie miałem zamiaru wyrzucać tych piłkarzy. Drużynie nie idzie, a ja miałbym ją jeszcze osłabiać? Nie wstyd panu pytać o takie bzdury? Dziennikarze powinni relacjonować rzeczywistość, a nie ją kreować. Niestety, większość z was kłamie.

Prosiłem tylko o potwierdzenie informacji, którą usłyszałem z wiarygodnego źródła.

OK., niech panu będzie. Ale zdania nie zmieniam – prawie każdy dziennikarz przekręca wypowiedzi i robi wszystko, by podciągnąć wywiad pod z góry ustaloną tezę. Ciężko traktować was poważnie. Szczególnie, że nie znacie się na piłce.

Przesadza pan. Są dziennikarze, którzy naprawdę mają pojęcie o futbolu.

Może i tak, ale ja spotykam bardzo mało takich osób. Ostatnio rozmawiałem z facetem, który nas krytykował w mediach, i wie pan co? Gość nie wiedział, co to kontratak! Jak mam poważnie traktować kogoś takiego i przyjmować jego krytykę?

Moim zdaniem jest pan nieco przewraźliwiony, pewnie przez słabe wyniki Cracovii.

Przewrażliwiony? O nie, drgi panie, jeśli już, to jestem wkurzony! Choćby bezczelnością pana kolegów po fachy. Wie pan, że kilku z nich wysłało mi SMS-y o mniej więcej takiej treści: jeśli trener będzie wystawiał zawodnika X, to będziemy o trenerze dobrze pisać. To skandal!

Czyli wszyscy dziennikarze są źli i wyżywają się na biednym trenerze Majewskim?

Proszę nie kpić. I proszę napisać jedno: „Przegląd Sportowy” również nie zawsze pisze prawdę. Już kiedyś mnie skrzywdziliście.

W jaki sposób?

Gdy trenowałem Amikę, to jeden z dziennikarzy napisał, że Majewski to wariat, bo każe piłkarzom przychodzić na zajęcia w Wielki Poniedziałek. Potem ludzie i znajomi patrzyli na mnie jak na kata bez serca. A to nieprawda była! Piłkarze mieli wolne do wtorku, proszę to wreszcie naprostować! Aha, przy okazji chciałem wyjaśnić coś jeszcze – media przedstawiają mnie jako aroganta, a to nieprawda. Dowód? Podczas naszej rozmowy rozładowała mi się komórka, a mimo to do pana oddzwoniłem. Gdybym był gburem, to już bym się nie odezwał.

Chyba już wiem, dlaczego trener chodzi taki podenerwowany.

Tak? To zamieniam się w słuch.

To efekt wielu błędów Marcina Cabaja. Taki bramkarz, który co chwila wpuszcza szmatę i dostaje czerwoną kartkę, może załamać każdego szkoleniowca.

Proszę dać chłopakowi spokój, to dobry fachowiec. Nadal mam zamiar na niego stawiać.

Chyba pan żartuje.

Nie, poważnie. Z bramkarzami jest tak – jak wpuści w jednym meczu szmatę, to w kolejnych gra nieźle. Z Cabajem będzie podobnie.

Myśli pan, że po tyle słabych meczach ma jeszcze autorytet w drużynie? Bo mnie się wydaje, że piłkarze Cracovii przestają już wierzyć w Majewskiego.

Bzdura. Ja uważam siebie nie za trenera, lecz za nauczyciela. Jeśli pedagog zwątpi, że potrafi coś przekazać, to jego uczniowie to wyczują i nie będą go słuchać. Ja nie zwątpiłem, dlatego sądzę, że piłkarze nadal są ze mną.

Tak szczerze – jest pan w stanie jeszcze coś wykrzesać z tej drużyny?

Gdybym nie był o tym przekonany, złożyłbym dymisję. Zobaczycie, Cracovia jeszcze się odbuduje. Musimy tylko grać bardziej ofensywnie.

I zacząć wykorzystywać atut wzrostu. Ma pan chyba najwyższą drużynę w polskiej lidze – aż jedenastu piłkarzy mierzy powyżej 185 centymetrów.

No właśnie, dlatego wierzę, że niedługo zaczniemy strzelać sporo goli po stałych fragmentach gry.

Ł»eby się poprawić w danej dziedzinie, trzeba widzieć własne błędy. Tymczasem według mnie pan tylko szuka usprawiedliwień i nie dostrzega swoich niedoskonałości.

Ależ widzę je, słowo! Wiem, że musimy poprawić wiele elementów. Pomocnicy powinni dawać napastnikom więcej dobrych piłek, bo atakujący ostatnio narzekają na brak podać otwierających drogę do bramki rywala.

Może Cracovia grałaby lepiej, gdyby przed sezonem, wzorem Lecha Poznań, kupiła kilku doświadczonych piłkarzy zamiast młodych zdolnych?

Proszę pana, my chcieliśmy pozyskać zawodników ogranych, jak choćby Marcina Robaka z Kolportera Kielce. Płaciliśmy za niego więcej niż Widzew. Niestety, chłopak postanowił przejść do Łodzi. Na pewne sprawy człowiek nie ma wpływu.

Należą do nich decyzje właściciela klubu. Nie boi się pan, że profesor Filipiak straci cierpliwość i da panu wymówienie?

Obraliśmy z profesorem pewien sposób budowania drużyny i sądzę, że pan Filipiak nadal chce go kontynuować.

Nie jesteśmy w stanie zweryfikować, czy któryś z dziennikarzy nie wiedział, co to kontratak, ale szczerze w to wątpimy. Nie mamy pojęcia, czy krakowscy dziennikarze wysyłali mu szantażujące SMS-y, ale w to nie wierzymy. Natomiast tekst o świętach w Amice okazał się wyjątkowo prosty do zweryfikowania. Przypomnijmy, Majewski powiedział tak: – Gdy trenowałem Amikę, to jeden z dziennikarzy napisał, że Majewski to wariat, bo każe piłkarzom przychodzić na zajęcia w Wielki Poniedziałek. Potem ludzie i znajomi patrzyli na mnie jak na kata bez serca. A to nieprawda była! Piłkarze mieli wolne do wtorku, proszę to wreszcie naprostować!

Zadzwoniliśmy do trzech byłych piłkarzy Amiki. I było tak – piłkarze rozjechali się na święta po Polsce, większość miała do domów po kilkaset kilometrów. Wiedzieli, że we wtorek wieczorem (godzinie 18.00) mają trening. Potem okazało się, że mają przyjechać w poniedziałek w południe do klubu na świąteczny obiad z trenerem. A że nie wszystkim uśmiechało się jechać 500 kilometrów, żeby zjeść setny posiłek ze szkoleniowcem, z którym i tak nikt nie rozmawiał, to… zespół się wypiął. I na obiad nie przyjechał nikt, Stefcio musiał go wtrynić w towarzystwie swojego druha Lesława Ćmikiewicza (też niezły koleś, na odprawie kiedyś mówi: „Jak nie wiecie, co zrobić z piłką, to podajcie do rywala, niech on się męczy, za chwilę i tak wam odda”). Oczywiście bez kar się nie obyło. Jeśli więc Majewski mówi, że poniedziałkowe południe piłkarze mieli wolne, to warto, żeby dodał, dlaczego mieli wolne – bo się go nie posłuchali.

A czemu do Cracovii nie przeszedł Marcin Robak, możecie przeczytać tutaj.

Reklama

Najnowsze

Ekstraklasa

Pomocnik Warty otwarcie krytykuje klub: zastanawiam się, co ja do cholery tutaj robię…

Maciej Szełęga
2
Pomocnik Warty otwarcie krytykuje klub: zastanawiam się, co ja do cholery tutaj robię…
1 liga

Lechia Gdańsk odpowiada byłemu prezesowi: Próba destabilizacji klubu

Damian Popilowski
1
Lechia Gdańsk odpowiada byłemu prezesowi: Próba destabilizacji klubu
Anglia

Media: Gwiazdor West Hamu może zostać następcą Mohameda Salaha

Maciej Szełęga
1
Media: Gwiazdor West Hamu może zostać następcą Mohameda Salaha

Komentarze

0 komentarzy

Loading...