Reklama

Guus Hiddink kontra Leo Beenhakker, czyli co tu w ogóle porównywać…

redakcja

Autor:redakcja

19 czerwca 2008, 02:08 • 5 min czytania 0 komentarzy

Rosjanie po cudownej grze sprawili największą sensację Euro 2008 – pokonali faworyzowaną Holandię, po dogrywce 3:1. Są już w półfinale i… kto odważy się ich skreślić? Nam nasuwa się pytanie – czy to przypadek, że Guus Hiddink pięć razy startował w wielkich turniejach i za każdym razem jego drużyna wychodziła z grupy? Każdy odpowie – oczywiście, że nie. W takim razie odwróćmy pytanie – czy to przypadek, że Leo Beenhakker trzy razy startował w wielkich turniejach i jego drużyny nigdy nie wygrały ani jednego meczu? I tu się zacznie wielka kłótnia. Sprawdziliśmy i niestety, ale… w kwestii poważnych imprez Leo Beenhakker jest najgorszym trenerem w dziejach futbolu. Jakkolwiek to brzmi. Leo, jedź do Guusa na korepetycje! Na naukę nigdy nie jest za późno! Z ciekawostek przypomnijmy też, że… w 1988 roku PSV prowadzone przez Hiddinka zdobyło Puchar Europy, eliminując prowadzony przez Leo słynny Real Madryt…
Nie ma drugiego trenera, który rozegrałby tak wiele meczów (dziesięć) w mistrzostwach świata lub Europy i nigdy nie wygrał. Oczywiście, samo prowadzenie drużyny dziesięć razy w takich spotkaniach to wielka sprawa, ale… w tym tekście nie rozliczamy trenerów za eliminacje, tylko za finały. I tu mamy prawdziwy dramat Leo. Ktoś może powiedzieć – no tak, ale prowadził tylko kiepskie drużyny. Po pierwsze – to nieprawda. A po drugie – jakoś innym nawet z kiepskimi drużynami szło lepiej.

Guus Hiddink kontra Leo Beenhakker, czyli co tu w ogóle porównywać…

Serią upokorzeń Beenhakkera zaczęła się w 1990 roku, kiedy jako trener Holandii – ówczesnego mistrza Europy – nie wygrał na mistrzostwach świata żadnego z czterech meczów. Zanotował remisy z Anglią (to jeszcze zrozumiałe), Irlandią (to już mniej) i Egiptem (kompromitacja). Później przegrał z Niemcami. Biorąc pod uwagę, że w składzie miał Van Bastena, Rijkaarda, Gullita czy Koemana – bilans rozpaczy. Miał iść po złoto, ale musiał się wrócić do domu. Czegoś zapomniał?

W dodatku te wyniki Holendrów nie były pechowe, tylko raczej szczęśliwe. Wystarczy sobie zobaczyć skrót meczu z Egiptem (trochę przypomina spotkanie Austrii z Polską)

W finałach mistrzostw świata w 2006 roku prowadzony przez Beenhakkera Trynidad i Tobago wzbudzał sympatię, grał nieźle, ale fakty są takie, że… nie strzelił nawet gola. Ktoś powie – ale Leo dokonał rzeczy niemożliwej, wprowadzając ten zespół do mundialu! Czy rzeczywiście?
Spójrzmy – najpierw w grupie Trynidad i Tobago (mający w składzie Dwighta Yorke’a, Shakę Hislopa i kilku innych piłkarzy grających w Anglii, choć oczywiście w gorszych klubach) pokonał Dominikanę, Saint Kitts i Navis (słyszeliście kiedyś o tym?) oraz Saint Vincent. To nie było mission impossible. Potem w sześcioosobowej grupie, Trynidad i Tobago zajął czwarte miejsce (za USA, Meksykiem i Kostaryką, a przed Gwatemalą i Panamą), co dało mu prawo do gry w barażach o mundial – przeciwnikiem był Bahrajn. I choć docenić trzeba, że Beenhakker szczęśliwie przebył tę całą drogę, umówmy się, że nie była to ścieżka śmierci…

Reklama

Jak to było z Polską – przypominać nie ma sensu, każdy wie. Przyszło nam do głowy, aby skonfrontować Beenhakkera z innym słynnym obieżyświatem Borą Milutinoviciem, który aż pięć razy startował w wielkich imprezach. Niestety, nasz siwy orzeł nie wytrzymuje tego porównania zbyt długo. Milutinović w 1986 roku jako trener Meksyku poległ dopiero w ćwierćfinale i to na rzuty karne z Niemcami (czyli w turnieju zanotował 3 zwycięstwa i 2 remisy). Cztery lata później wyszedł z grupy prowadząc Kostarykę (!) i eliminując z turnieju Szwecję i Szkocję (w grupie była jeszcze Brazylia). W 1994 roku Bora prowadzi USA – notuje zwycięstwo, remis i porażkę i pechowo odpada, dalej przechodzi z tą samą liczbą punktów Szwajcaria. W 1998 Nigerią zajmuje pierwsze miejsce w grupie (przed Paragwajem, Hiszpanią i Bułgarią). Jedyny turniej bez zwycięstwa notuje w 2002 roku, prowadząc Chiny… Widać więc, że Milutinović nie zasłaniał się słabymi fundamentami, tylko robił swoje. Skutecznie!

Hiddink to inna bajka – on zawsze wychodzi z grupy. Gdy prowadził Holandię w 1998 roku, w niesamowitych okolicznościach odpadł w półfinale z Brazylią, po serii rzutów karnych. Furorę robił jako szkoleniowiec Korei (też półfinał), Australii i teraz Rosji. Pytanie czy jako selekcjoner Polski też by sobie poradził? I czy na pewno zawsze miał do dyspozycji drużyny gorsze niż Beenhakker, który chętnie zasłania się poziomem polskich piłkarzy?

Jeszcze niedawno mecz Rosja – Polska wyglądał tak…

Gdzie jesteśmy teraz my, a gdzie oni?

Pojawia się więc pytanie – może Beenhakker, tak zwyczajnie, po ludzku, co nie jest żadnym przestępstwem, nie potrafi przygotować drużyny do wielkiego turnieju? Może nadaje się do pracy w klubie, ale na poziomie finałów jego metody okazują się złe? Bo w przypadku Hiddinka o farcie nie ma mowy. A w przypadku Beenhakkera o pechu już tak? Kiedy kończy się przypadek, a zaczyna się reguła? Przypomnijmy, że w Euro 2008 zajęliśmy ostatnie miejsce w grupie, za nie mającą pół-piłkarza Austrią i po porażce z rezerwami Chorwacji.

Reklama


No i jeszcze łyk statystyki, na który trafiliśmy gdzieś w internecie:

Leo Beenhakker jako trener Polski:
31 meczów – 15 zwycięstw, 9 remisów, 7 porażek
Zwycięstwa: 48,3 procent.
Porażki: 22,5 procent.
Bramki: 1,51 gola na mecz.
Mecze o stawkę: 47 procent zwycięstw.
Najtrudniejsi rywale Leo Beenhakkera: : 2x Dania, 2x Portugalia, Czechy, Rosja, Niemcy, Chorwacja.
Liczba współpracowników: 9.

Paweł Janas jako trener Polski:
51 meczów – 31 zwycięstw, 6 remisów, 14 porażek.
Zwycięstwa: 60,7 procent.
Porażki: 27,4 procent.
Bramki: 1,94 gola na mecz.
Mecze o stawkę: 63 procent zwycięstw
Najtrudniejsi rywale Janasa: 3x Szwecja, 2x Anglia, 2x Chorwacja, Francja, Dania, Niemcy, Włochy, Meksyk.
Liczba współpracowników: 2.


Ciekawostka: w eliminacjach do Euro 2008 zdobywaliśmy średnio 2 punkty na mecz (28 punktów w 14 meczach). Z takim dorobkiem w żadnej innej grupie nie zajęlibyśmy pierwszego miejsca, a tylko w jednej (E) wystarczyłoby to do drugiego miejsca!

Po co to wszystko piszemy? Ł»eby pokazać, że Leo Beenhakker nie jest żadnym geniuszem, tylko normalnym człowiekiem, który czasem podejmuje świetne decyzje, a czasem się myli (i to bardzo). I skoro nasz futbol cierpi nie z powodu złego selekcjonera, tylko z powodu złych struktur, wydaje nam się, że różnice w zarobkach Beenhakkera i Janasa (czy kogokolwiek innego) można byłoby przeznaczyć na szkolenie młodzieży. Przecież sam Leo powiedział, że w obecnych warunkach nic nie zdziała. To po co mu płacić, skoro nic nie zdziała? A poza tym jakoś wolimy otaczać się ludźmi, którzy mają szczęście, a nie wiecznymi pechowcami. Zwłaszcza przemądrzałymi pechowcami.

Najnowsze

Polecane

Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Szymon Szczepanik
0
Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Komentarze

0 komentarzy

Loading...