Reklama

Wasyl, 8200 dni, prawie 23 lata. Historia napisała się na naszych oczach

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

02 lutego 2015, 09:23 • 10 min czytania 0 komentarzy

„Prawie 23 lata, a dokładnie 8200 dni – aż tyle trzeba było czekać na kolejne trafienie polskiego piłkarza w angielskiej Premier League. W wyjazdowym meczu z Manchesterem United (1:3) Marcin Wasilewski (35 l.) pokonał Davida de Geę, nawiązując do wyczynu Roberta Warzychy z 19 sierpnia 1992 r. Polacy strzelają w Premier League niezwykle rzadko, ale jak już to robią, to w wyjątkowym miejscu, mając naprzeciw siebie wielkich bramkarzy”. Tak pisze dziś Super Express, a w podobnym tonie uderzają wszystkie tytuły prasowe. Bo dziś jest Wasyl i długo, długo nic. No, warto jeszcze spojrzeć na rozmowę z Dariuszem Dudką.

Wasyl, 8200 dni, prawie 23 lata. Historia napisała się na naszych oczach

FAKT

Mamy brąz! Dla nas jesteście mistrzami świata! – uderza już z okładki Fakt. A to oznacza, że dziś zaglądając do działu sportowego zapewne głównie poczytamy o piłce ręcznej.

Image and video hosting by TinyPic

Pierwszy tekst jest o Wasylu, który przeszedł do historii, ale wybaczcie – odpuszczamy, bo ta informacja jest w każdej gazecie. Nagłówek obok: W Lechu chcą Paixao. Aczkolwiek na pewno nie dziś, nie w tym okienku.

Reklama

Marco Paixao po zakończeniu sezonu prawdopodobnie przeniesie się do Kolejorza. Klub z Bułgarskiej poważnie przymierza się do zakontraktowania go od 1 lipca. (…) O przeprowadzce piłkarza do Poznania już w zimowym okienku transferowym poinformowała w sobotę „Gazeta Wrocławska”, wywołując w obu klubach kolosalne zamieszanie. Piłkarz zabrał się za dementowanie na Facebooku, zapewniając, że niczego nie podpisał. Odbył też na zgrupowaniu w Turcji rozmowę z trenerem Tadeuszem Pawłowskim. Śląsk i Lech opublikowały niezależnie od siebie dementi, że o takim transferze nawet nie rozmawiają. Informacja gazety jest jednak w znacznej części prawdziwa. Szefowie Lecha faktycznie przymierzali (i nadal przymierzają) do podpisania kontraktu z Portugalczykiem, lecz od początku sezonu 2015/16. Chcieli jednak trzymać to w tajemnicy tak długo, jak się da. Śląsk i Lech to rywale w walce o puchary, a może nawet o mistrzostwo Polski. W razie ujawnienia podpisania umowy, mógłby ucierpieć sam piłkarz. Obie drużyny prawie na sto procent zagrają ze sobą jeszcze dwa razy w ekstraklasie, a teoretycznie możliwe jest ich bezpośrednie starcie w finale Pucharu Polski.

Image and video hosting by TinyPic

Zostajemy przy Poznaniu. Lech, zdaniem Kadara, zrobił dobry interes z transferem Kadara. Odrobina autoreklamy.

Reprezentant Węgier przebywa z zespołem w tureckim Belek. W Kolejorzu są zadowoleni z pozyskania trzeciego Madziara i podkreślają, że zainwestowali w niego sporo. Z naszych informacji wynika, że Tamas Kadar (25 l.) kosztował 450 tys. euro. Nie jest to suma powalająca na kolana, ale za obrońców nie płaci się wiele. – Czy to dobra cena? O to trzeba byłoby zapytać osobą, która wyłożyła pieniądze. Uważam jednak, że jestem warty więcej. Działacze Lecha zrobili dobry interes. Wspomniana kwota nie jest wcale tak wysoka (…) – mówił Faktowi Kadar.

Teksty z Faktu znajdziecie też na efakt.pl

RZECZPOSPOLITA

Reklama

Znajdujemy dziś w Rzepie kilka tekstów sportowych, ale piłkarski – tylko jeden. Głowa Wasilewskiego, udo Piszczka, czyli wszystko to, co wydarzyło się w weekend.

Marcin Wasilewski strzelił bramkę Manchesterowi United, Łukasz Piszczek nie dokończył meczu z Bayerem. Chelsea zremisowała 
z Manchesterem City. Była 80. minuta spotkania na Old Trafford, gdy Marcin Wasilewski wyskoczył do dośrodkowania i strzałem głową zdobył gola dla Leicester. Kiedy 19 sierpnia 1992 roku Robert Warzycha pokonał Petera Schmeichela, chyba nikt nie przypuszczał, że na kolejną bramkę polskiego piłkarza w Premier League przyjdzie nam czekać tak długo. Dokładnie 8200 dni. Everton, w którym grał Warzycha, zwyciężył wtedy w Teatrze Marzeń 3:0. Leicester do trafienia Wasilewskiego przegrywał 0:3. Więcej goli kibice już nie zobaczyli, nie przeżyli również takich emocji jak we wrześniu.

Teksty z Rzeczpospolitej znajdziecie też na rp.pl

GAZETA WYBORCZA

(Nie)uleczalny kompleks Polski, czyli Marcin Wasilewski strzelił gola na Wyspach Brytyjskich.

T o była sobota dla naszego futbolu spektakularna i historyczna, mój Twitter rozdygotał się w ekstazie, gdy polski gracz wepchnął piłkę do bramki stojącej w lidze angielskiej, czyli dokonał czynu niewidzianego – jak skrupulatnie porachowali stęsknieni kibice – od 8200 dni. Świętowaliśmy hucznie, w odurzeniu nie pochylając się nad okolicznościami, które porównywać obu epizodów w pewnym sensie nie pozwalają. Oto Robert Warzycha w sierpniu 1992 r. przeżył popołudnie rzeczywiście fantastyczne, jego Everton zdobył stadion aktualnego wicemistrza i przyszłego mistrza Anglii, lejąc Manchester United aż 3:0, a nasz rodak najpierw podarował bardzo ładną asystę Beardsleyowi, potem podwójnym piruetem wkręcił w murawę Pallistera i dopiero wtedy pokonał bramkarza Schmeichela. Marcin Wasilewski znów natomiast przeżył popołudnie smutne – mecz z tym samym MU piłkarze Leicester poddali jeszcze przed przerwą, wciąż leżą na dnie tabeli, bukmacherzy skazują ich na nieuchronną degradację, więc polski gol na 1:3 był statystycznym faktem bez śladowego znaczenia, o czym zresztą świadczyła umiarkowana radość gości. Trwa sezon beznadziejny i nasz obrońca na pewno wolałby wyszarpać w sobotę bezbramkowy remis, niż ozdabiać swoją bramką kolejną klęskę, przecież nawet gdyby ozdabiał w ten sposób każdy mecz, to jego klub i tak zostanie z ligi wykopany. Nawiasem mówiąc, Anglicy też nie zauważyli doniosłości chwili, prasa o końcu 8200-dniowej posuchy się nie zająknęła.

Image and video hosting by TinyPic

A Michał Szadkowski pisze o tym, Bayern zanotował powrót do przeszłości.

Klęska z Wolfsburgiem 1:4 może nie wpłynąć na walkę o mistrzostwo Niemiec. Trudniej jednak po niej typować, że piłkarze z Monachium odzyskają Puchar Europy. Maj 2014, trener Pep Guardiola tłumaczy się z porażki 0:1 w półfinale Ligi Mistrzów: – Kontrolowaliśmy mecz, Real czekał na kontry. A jego kontr nie da się powstrzymać. Rewanż Bayern przegrał 0:4. Styczeń 2015, Guardiola po porażce 1:4 z Wolfsburgiem: – Za często traciliśmy piłkę, zostawialiśmy rywalom za dużo miejsca, nie potrafiliśmy powstrzymać ich kontr. Obie te klęski to sensacje. W piątek Bayern pierwszy raz od kwietnia 2009 r. (1:5 w Wolfsburgu) stracił cztery gole w lidze, Manuel Neuer w 69 minut puścił tyle samo bramek co przez całą jesień, a Guardiola przeżył dopiero czwarty wieczór, w czasie którego jego zespół dał sobie wbić cztery bramki – wcześniej tyle goli strzelało mu Atlético (w Barcelonie) oraz Borussia Dortmund i Real (w Bayernie).

Teksty z Gazety Wyborczej znajdziecie też na sport.pl

SUPER EXPRESS

Czekaliśmy na tego gola 8200 dni. No, wiecie już dobrze, o co chodzi…

Image and video hosting by TinyPic

Prawie 23 lata, a dokładnie 8200 dni – aż tyle trzeba było czekać na kolejne trafienie polskiego piłkarza w angielskiej Premier League. W wyjazdowym meczu z Manchesterem United (1:3) Marcin Wasilewski (35 l.) pokonał Davida de Geę, nawiązując do wyczynu Roberta Warzychy z 19 sierpnia 1992 r. Polacy strzelają w Premier League niezwykle rzadko, ale jak już to robią, to w wyjątkowym miejscu, mając naprzeciw siebie wielkich bramkarzy. Robert Warzycha też trafił na Old Trafford, pokonując legendarnego Petera Schmeichela (co ciekawe, gol padł na tę samą bramkę, co w przypadku Wasilewskiego).

Co poza tym? Dalej mamy już tylko ”Złotą Setkę”, czyli sportowców, którzy zarobili najwięcej w minionym roku. Wyciągamy tylko informacje o piłkarzach:

98. Damian Zbozień, 840 000 zł;
86. Łukasz Szukała, 1 100 000 zł;
85. Szymon Pawłowski, 1 100 000 zł

Teksty z Super Expressu znajdziecie też na se.pl

SPORT

Oto okładka.

Image and video hosting by TinyPic

Spoglądamy na nagłówki:
– „Skromnie, ale zasłużenie”. To o wygranej GKS-u Tychy
– „Oglądanie… złotówki”. Czyli trzy pytania do Hajty
– „Trzy asysty Kowalskiego”. Parę słów o sparingu Ruchu
– „Odbudowywanie drużyny”. Fornalik stawia na piłkarzy, z którym został wicemistrzem
– „Bomba Kołka”. Parę słów o sparingu Podbeskidzia

Niczego nie można być pewnym – odkrywczo wyznaje Kamil Wilczek, piłkarz Piasta.

To były testy tylko medyczne, czy też sztab szkoleniowy obserwował pana w treningu?
– Brałem udział w jednym treningu, później nie było czasu i okazji. Trener Boltonu powiedział, że nie przyjechałem do nich na testy, bo on doskonale wie, jak gram w piłkę. Sytuacja była taka, że nie popisałem kontraktu z innych powodów niż sportowe.

Czyli z jakich?
– W pewnym sensie chodziło o moją kwotę odstępnego, zapisaną w kontrakcie. Problem był też z Koreańczykiem (chodzi o Lee Chung-Wonga – przyp.red), który miał zostać sprzedany, ale do tego na razie nie doszło, więc Bolton nie otrzymał za niego pieniędzy. To spowodowało, że nie doszło do podpisania kontraktu.

Image and video hosting by TinyPic

O wiele bardziej ciekawi nas inny wywiad, z Henrykiem Kasperczakiem. Dalej mnie chcą – mówi.

Mimo odpadnięcia w fazie grupowej jest pan zadowolony z zespołu?
– Naszą grupę nazwano grupa śmierci. Zresztą, remisowe wyniki pokazują, jak wyrównana była to stawka. Myślę, że pokazaliśmy się z dobrej strony i chciałbym pochwalić chłopaków. Widać było, że jesteśmy dobrze przygotowani do turnieju. Pokazał to mecz z Kamerunem czy druga połowa z Gwineą, gdzie zdominowaliśmy rywala. Mentalnie ta grupa była dobrze przygotowana. Widać było, że chcą coś zrobić. Przyszłość jest przed nimi.

Co w takim razie dalej? Henryk Kasperczak będzie selekcjonerem „Orłów” z Bamako?
– Mam propozycję, żeby dalej prowadzić ten zespół. Daliśmy sobie jednak kilka dni do namysłu. Decyzja powinna zapaść w przyszłym tygodniu, ale to młoda grupa i wartość iść dalej razem.

Teksty ze Sportu znajdziecie też na katowickisport.pl

PRZEGLĄD SPORTOWY

Okładka w podobnym, co oczywiste, tonie.

Image and video hosting by TinyPic

Piłkę mamy dopiero na 18. stronie, ale Dudek poświęca się ręcznej, Rudzki pisze o Wasilewskim (mamy już dość, naprawdę), a o Paixao czytaliśmy w Fakcie.

Sytuacja Korony jest trudna, ale i tak Tarasiewicz jest zadowolony z transferów.

– Będziemy zatrudniać tylko piłkarzy wolnych, z kartą na ręku – zapowiadał tuż po rozpoczęciu okna transferowego. Rozpoczęło się od przeglądu zawodników grupy świętokrzysko-małopolskiej III ligi. Kilku młodych zawodników prezentowało umiejętności podczas gry wewnętrznej. Po jej zakończeniu trener Ryszard Tarasiewicz był wyraźnie zawiedziony. – Spodziewałem się czegoś innego, wyższych umiejętności testowanych graczy – stwierdził opiekun kieleckiej drużyny. Z młodych trzecioligowców na zgrupowanie do Turcji sztab szkoleniowy zdecydował powołać jedynie Kamila Matulkę z Pilicy Białobrzegi. (…) Fertovs w Kielcach będzie zarabiał około pięć tysięcy euro. Na podobne uposażenie zgodzili się dwaj kolejni zawodnicy – Łukasz Klemenz oraz Brazylijczyk Luis Carlos. Klemenz został wypożyczony z drugiej drużyny francuskiego Valenciennes. Carlos kilka dni temu za porozumieniem stron rozwiązał kontrakt z bydgoskim Zawiszą. Obaj trenują z całą drużyną z Antalyi. Podpisali półroczne kontrakty. Prezes Paprocki nie krył zadowolenia z pozyskania tych graczy. – Z rozmów, które prowadzę ze szkoleniowcami, wynika jasno: cała trójka prezentuje bardzo dobrą dyspozycję. Pokazali się z dobrej strony w meczach sparingowych. Mam nadzieję, że w lidze będzie podobnie – powiedział prezes.

Image and video hosting by TinyPic

dyskusja nad Świerczokiem. Rumak próbuje go w roli „dziesiątki”.

Trener Mariusz Rumak sprawdzał w piątkowym sparingu ze Spartakiem Moskwa (0:0) swoje pomysły na zastąpienie sprzedanego do Legii Michała Masłowskiego. Bydgoski zespół grał dwoma defensywnymi pomocnikami, przed którymi w pierwszej połowie ustawiony był nominalny napastnik Jakub Świerczok. – Raczej nie jest on typową dziesiątką, bo nie wraca po piłkę, nie rozgrywa jej – mówi Artur Płatek, który pracował z polskim napastnikiem w Kaiserslautern (pół roku był członkiem sztabu szkoleniowego niemieckiego klubu). – Kuba jest bardzo mocny pomiędzy linią obrony i ataku, wtedy umie przyjąć piłkę, odwrócić się z nią, odegrać do boku. Bardzo dobrze gra tyłem do bramki, umie wykorzystać podania z bocznych sektorów boiska – komplementuje 22-latka i wspomina, jak za jego czasów Polak był ustawiany w Kaiserslautern. – Graliśmy dwójką defensywnych pomocników i jednym zawodnikiem podwieszonym pod napastnika, którym był właśnie Kuba – tłumaczy.

Image and video hosting by TinyPic

Głupoty mnie omijają – mówi w wywiadzie Dariusz Dudka. Warto choćby dla angedotki o Stefanie Majewskim.

Ma pan taki charakter, że zawsze pakuje się w kłopoty.
– Rzeczywiście, tak się układało, że kiedy były jakieś afery, Bralem w nich udział. Ale czas leci, człowiek jest starszy, inaczej patrzy na pewne sprawy, inaczej się zachowuje i od pewnego czasu omijają mnie tego typu zdarzenia.

W Wiśle, z jednej strony pan gra, ale z drugiej – klub jest w tarapatach finansowych i nie dostajecie wypłat.
– Trzeba dograć sezon do końca, licząc na to, że klub znajdzie sponsorów, by wszystko uregulować i przed kolejnymi rozgrywkami wyjść z nami na zero.

(…)

Kiedy prezes po raz pierwszy wszedł do szatni, by z wami porozmawiać, na tablicy widniał napis „Kasa, misiu, kasa”. Mógł poczuć się zakłopotany, bo to wyglądało jak żądanie skierowane do kierownictwa klubu.
– Chodziło o naszych kolegów z Haiti. Zbieraliśmy pieniądze za spóźnienie, a przodownikami w tym są Guerrier i Sarki, nasi koledzy z Haiti. I do nich ten napis był skierowany. Prezes o tym nie wiedział, więc mógł pomyśleć, że to pod jego adresem, bo nikt mu tego nie wytłumaczył.

(…)

Trener Majewski często lubił się przechwalać. Zapamiętał pan jakąś ciekawą historyjkę?
– Kiedyś opowiadał, że jak tunelem jechał bmw ponad 300 kilometrów na godzinę, to kafelki ze ścian odpadały. Byłem wtedy młodym chłopakiem i nie wypadało się z tego śmiać, ale starsi koledzy mieli dużo dobrej zabawy.

Jeszcze jeden materiał, na który warto spojrzeć: Bramkarze z wirusem.

Często słyszymy dumne określenie „polska szkoła bramkarzy”, mając na myśli naszych golkiperów występujących w dobrych europejskich klubach. Nasza ligowa rzeczywistość tego efektownego hasła nie potwierdza. Miśkiewicz, Gostomski, Trela, Pawłowski, Sandomierski, Szumski – zdolni bramkarze przymierzani kiedyś do reprezentacji Polski – mają dziś problemy z miejscem w składzie ekstraklasowych drużyn. Jedni już dawno są przyspawani do ławki, drudzy bezrobotni albo walczą z kontuzjami, a jeszcze inni, jeśli nawet czasem bronią, robią błędy, a ich drużyny przegrywają.

Teksty z Przeglądu Sportowego znajdziecie też na przegladsportowy.pl

Najnowsze

Piłka nożna

Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Szymon Piórek
2
Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Komentarze

0 komentarzy

Loading...