Reklama

Lechia w 2. połowie z nami nie dotknęła piłki, więc czemu szuka wymówek?

redakcja

Autor:redakcja

04 maja 2019, 08:47 • 13 min czytania 0 komentarzy

– Gdyby Lechia strzeliła z karnego, nie byłoby kolejnej akcji bramkowej, bo wszystko byłoby inne. Czyli cofnęliby się do obrony jeszcze wcześniej. Przecież prowadzili, w porządku, ale pokazali, że nie poradzili sobie z tą sytuacją. Nie rozumiem tych oskarżeń i wymówek. Przegrali mecz, bo byli gorsi. Jakie mają wyjaśnienie na to, co działo się po przerwie, skoro stracili trzy gole, a mogli znacznie więcej? Wygralibyśmy ten mecz bez względu na wszystko, bo czuliśmy się świetnie i to było widać. Po przerwie nie powąchali piłki – mówi w rozmowie z „Przeglądem Sportowym” Carlitos, odnosząc się do sytuacji z ręką Artura Jędrzejczyka w Gdańsku. Zapraszamy na sobotnią prasówkę, nudno nie jest. 

Lechia w 2. połowie z nami nie dotknęła piłki, więc czemu szuka wymówek?

PRZEGLĄD SPORTOWY

Sobiech czuł, że strzeli. Nunes tłumaczył, że nie będzie dogrywki. Mieli rację.

Piłkarze Lechii cieszyli się z pierwszego Pucharu Polski od 36 lat, ale mają świadomość, że na prawdziwą radość przyjdzie czas dopiero po zakończeniu sezonu. Łukasik, spytany, czy nie myśleli o tym, by wpaść na konferencję prasową swojego trenera i oblać go szampanem, odpowiedział: – Szampany szykujemy na ostatnią kolejkę. Zdobyliśmy puchar, ale to nam nie wystarcza. Chcemy powalczyć o mistrzostwo Polski.

Po chwili pokazał butelkę z izotonikiem, którą trzymał w ręku. – Jeżeli chodzi o napoje, na razie to nam wystarcza – dodał z uśmiechem. Roześmiany od ucha do ucha przez strefę mieszaną przeszedł szybkim krokiem Błażej Augustyn. Obrońca Lechii trzymał na głowie puchar, a dziennikarzom, proszącym o wywiad powiedział: – Koledzy z wami porozmawiają.

Reklama

Zrzut ekranu 2019-05-4 o 07.28.55

Trener Aleksandar Vuković chwali Piasta Gliwice, ale jest przekonany o sile Legii. Wrócił też do kontrowersji z poprzedniej kolejki.

Vuković odniósł się do kontrowersji z poprzedniej kolejki i wygranego 3:1 meczu z Lechią w Gdańsku. – Dla mnie szczytem jest to, że histeria rozpętała się po prawidłowych decyzjach sędziego. Artur Jędrzejczyk trafił piłkę biodrem i później nie zmierzała ani do bramki, ani do zawodnika Lechii. Dotknęła ręki. W drugiej połowie Remy zrobił podobnie i nikt nie wątpił, że arbiter miał rację nie dyktując karnego. Od 15. minuty rządził jeden zespół. Oglądałem mecz z trybun i jedyne, co mnie raziło, to różnica klas między drużynami. Szczególnie po przerwie była miażdżąca. Mieliśmy przewagę w każdym aspekcie, nad żadnym rywalem nie dominowaliśmy w tych rozgrywkach tak bardzo jak nad Lechią. Jako piłkarz, po porażce, też kilka razy uciekłem w alibi. W przerwie meczu, kiedy Lechia prowadziła 1:0, nie było takich reakcji na decyzję arbitra – przypomniał trener Legii.

– To trochę tak jak w świecie zwierząt: jest lew, król sawanny, którego inne zwierzęta darzą wielkim szacunkiem, w tym samym ekosystemie żyje też stado baranów o innych uwarunkowaniach, z których pewnie każdy chciałby poczuć się jak lew – mówi przed meczem z Piastem napastnik Legii Warszawa Carlitos.

Wróćmy do meczu w Gdańsku, bo wywołał mnóstwo polemiki.

Ale dlaczego? Z powodu karnego na początku? Nawet jeśli by go dostali i wykorzystali, byłoby 0:1. Ale później to my rządziliśmy. Było 3:1, ale prawdę mówiąc, równie dobrze mogliśmy wygrać 8:1. Śmiało mogliśmy strzelić tyle goli, może pięć, może sześć. Skończyło się na trzech. Ale oni w drugiej połowie nawet nie dotknęli piłki, zostali w szatni, więc dlaczego szukają wymówek? Czy ludzie nie widzieli meczu? Nie skupili się albo wyłączyli drugą połowę? To wszystko jest szukaniem usprawiedliwień.

Reklama

Mecz mógłby się ułożyć inaczej w takiej sytuacji.

Gdyby strzelili z karnego, nie byłoby kolejnej akcji bramkowej, bo wszystko byłoby inne. Czyli cofnęliby się do obrony jeszcze wcześniej. Przecież prowadzili, w porządku, ale pokazali, że nie poradzili sobie z tą sytuacją. Nie rozumiem tych oskarżeń i wymówek. Przegrali mecz, bo byli gorsi. Jakie mają wyjaśnienie na to, co działo się po przerwie, skoro stracili trzy gole, a mogli znacznie więcej? Wygralibyśmy ten mecz bez względu na wszystko, bo czuliśmy się świetnie i to było widać. Po przerwie nie powąchali piłki. Ale trzeba być szczerym względem świata, mieć jaja, żeby wyjść i coś takiego powiedzieć. Kiedy jestem wyraźnie gorszy, nie mam problemu z przyznaniem się. Tu brakuje zdrowego spojrzenia. Ludzie całe życie żyją wymówkami. Nigdy nie rozliczają siebie, nie myślą, czego im zabrakło, tylko zawsze wina będzie po stronie innych. To łatwe wyjście. Ja słowo „usprawiedliwienia” wolę zamieniać na „rozwiązania”. Weźmy nasz mecz z Wisłą Kraków przegrany 0:4. Rozwalili nas, więc wyszedłem i powiedziałem, że byli lepsi. Mimo wkurzenia. Pogratulowałem rywalom zaraz po meczu. Dlaczego świat nie może tak wyglądać? Nie można spojrzeć, kto lepiej gra w piłkę, zamiast szukać wszędzie winnych?

Zrzut ekranu 2019-05-4 o 07.31.24

Mateusz Borek broni Ireneusza Mamrota i sugeruje Lechii konieczność transferów.

Niektórzy już spekulują, że brak trofeum zakończy, po sezonie, trenerską przygodę Ireneusz Mamrota z Jagą. Trochę mnie to dziwi, bo samą tylko koncepcją, etosem pracy i przygotowaniem do treningu meczów się nie wygrywa. Trener do osiągnięcia celu potrzebuje piłkarzy. Nie da się zjeść ciastka i wciąż je mieć. Albo wynik, albo transfery Przemysława Frankowskiego, Karola Świderskiego czy nawet Romana Bezjaka. Lechia była dobrze zorganizowana, analityczna i świetnie rozegrała końcówkę. A Arturowi Sobiechowi wystarczyło 20 minut, by zostać bohaterem finału i odebrać nagrodę dla najlepszego piłkarza meczu. Ale by jesienna przygoda pucharowa nie zakończyła się już latem, prezes Adam Mandziara musi sięgnąć głęboko do kieszeni i kupić kilku nowych graczy.

ps3

Czas na Magazyn Lig Zagranicznych, w którym głównym daniem jest wywiad z Krystianem Bielikiem, świetnie radzącym sobie w Charltonie.

Jest pan obrońcą, który może być defensywnym pomocnikiem, czy defensywnym pomocnikiem, który może grać jako obrońca?

Aktualnie występuję w pomocy, ale szczerze mówiąc, gdybym miał dziś wybiec na boisko w meczu Premier League przeciwko Salahowi, Firmino i Mane, wolałbym grać na środku obrony. Czułbym się trochę pewniej, bo jednak zliczając moje wszystkie mecze, częściej była to defensywa. Teraz jednak gram jako „szóstka” i też jest dobrze, ale jestem ciekaw, jakby to wyglądało, gdybym był w wyższej lidze. Niedawno miałem asystę w meczu z Luton i to są takie chwile, kiedy myślę, że aż chce się grać jako pomocnik. Bo uczucie, gdy podajesz do kolegi, który strzela na 2:1, jest niesamowite.

Idąc do League One, czuł pan, że to nie jest jego poziom?

Szczerze? Na początku nie chciałem tu przychodzić, zależało mi, by znaleźć klub w Championship. Ten krótki epizod w Birmingham mocno mnie zbudował i czułem, że poradzę sobie w tej lidze. Wierzyłem, że znajdę odpowiednią drużynę, ale mimo że prezesi klubów mówili: „Tak, tak, znamy Krystiana, wiemy, że to dobry zawodnik”, jednocześnie rezygnowali, argumentując, że po roku rozbratu z piłką muszę udowodnić, że jestem w pełni zdrowy i mogę grać na odpowiednio wysokim poziomie. Zaufano mi w Turcji, już byłem spakowany, by polecieć do Kasimpasy, ale w ostatnim momencie dostałem telefon z Arsenalu, że oba kluby nie dogadały się. W końcu pojawił się Charlton. Zdecydowałem się na tę opcję, ale nawet po podpisaniu kontraktu nie byłem w stu procentach pewny, czy tego chcę. Kiedy jednak wszedłem do szatni, koledzy przyjęli mnie tak dobrze, że uznałem, iż to będzie dobre miejsce na odbudowanie się po zmarnowanym poprzednim sezonie. Zżyłem się tutaj ze wszystkimi. To nie jest drużyna, tylko rodzina. Codziennie budzę się z uśmiechem na twarzy, bo wiem, że to będzie kolejny dobry dzień.

Zrzut ekranu 2019-05-4 o 07.41.38

Pepe Bordalas, czyli Diego Simeone dla ubogich. Hiszpan robi z Getafe wynik bardzo ponad stan.

Nie ma w Europie drugiej drużyny, która z meczów „kradnie” tyle czasu co Getafe. Wybijanie piłki na auty, wstrzymywanie się z rozpoczęciem gry i symulowanie – to chleb powszedni klubu z „sypialni” Madrytu. Byle tylko obrzydzić rywalowi mecz, zaproponować swoje warunki, a finalnie osiągnąć dobry wynik. Od miesięcy kibice pytali, kiedy skończy się wspaniała seria ekipy Pepe Bordalasa, a trzy kolejki przed końcem ligi to ona jest od krok od gry w Champions League w przyszłym sezonie. Wątpliwe jedynie, czy z tym samym szkoleniowcem.

Otoczenie Bordalasa podaje, że poczuł limity. Jakby z Getafe nie mógł już więcej osiągnąć, doszedł do ściany. Bariery, której nie przekroczy. Niezależnie, czy na Coliseum Alfonso Perez w przyszłym sezonie będą wysłuchiwać hymnu Ligi Mistrzów, 55-letni trener zamierza zmienić pracę. Zabiegać ma o niego przede wszystkim Betis mający zupełnie inne możliwości finansowe. Dla kibiców to popadanie ze skrajności w skrajność – pracę proponuje mu klub, w którym posiadanie piłki jest ważniejsze od wyników. A adresatem tej oferty jest człowiek, dla którego cel uświęca środki.

Zrzut ekranu 2019-05-4 o 07.41.51

Red Bull – doskonała stajnia trenerów. W przyszłym sezonie 1/3 klubów Bundesligi może mieć szkoleniowca związanego w jakiś sposób ze stajnią koncernu produkującego energetyki – z RB Lipsk związał się już Julian Nagelsmann, w Eintrachcie jest Adolf Huetter, w Gladbach będzie Marco Rose, w Wolfsburgu Oliver Glasner, w Stuttgarcie bardzo chcą Zsolta Loewa, a w Bayernie może nadal pracować Niko Kovac.

Jedną z największych trenerskich rewelacji tego sezonu w Niemczech jest Austriak Adolf Hütter, który doprowadził Eintracht Frankfurt do półfinału Ligi Europy i walczy o pierwszą czwórkę w Bundeslidze. Rangnick powierzył mu kiedyś prowadzenie pierwszej drużyny Salzburga, po tym jak świetnie radził sobie z prowincjonalnym SV Grödig w lidze austriackiej (…).

Najbardziej rozchwytywanym trenerem w Niemczech był w ostatnich miesiącach Marco Rose z Salzburga. Rangnick dostrzegł jego dobrą pracę w IV-ligowym Lokomotivie Lipsk, który wówczas rywalizował na tym szczeblu z RB, i zaproponował młodemu trenerowi przenosiny do Austrii. Rose przebił się przez różne szczeble akademii, by przez ostatnie dwa lata z powodzeniem prowadzić pierwszy zespół. Już rok temu zatrudnienie go rozważały Eintracht i Borussia Dortmund, a w tym sezonie przymierzano go do Schalke 04, Wolfsburga i Hoffenheim. Wyścig wygrała jednak Borussia Mönchengladbach, która by go mieć, pozbyła się trenera, z którym chwilę wcześniej przedłużyła kontrakt i który wciąż ma szansę wprowadzić ją do Ligi Mistrzów.

Za fachowca podobnie utalentowanego do Rosego uchodzi Oliver Glasner, który od nowego sezonu poprowadzi VfL Wolfsburg. Austriak podniósł z II ligi na drugą pozycję w elicie Linzer ASK. 44-latek na początku kariery przez dwa lata był asystentem trenera Red Bulla Salzburg.

Zrzut ekranu 2019-05-4 o 07.41.58

Brescia Calcio wraca do Serie A po ośmiu latach nieobecności. Klub z Lombardii zapewnił sobie awans w sezonie, który zaczął fatalnie i po trzech kolejkach zmieniał trenera.

– Każdy, kto doświadczył awansu jako zawodnik, wie, że to fantastyczne uczucie. Dokonać tego jako trener to jednak coś jeszcze bardziej emocjonalnego, bo czuje się większą odpowiedzialność – mówi Eugenio Corini, trener ekipy nazywanej Le Rondinelle, czyli „Jaskółeczki”. Ostatnie gniazdowanie w Serie A jaskółki z Lombardii zaliczyły w sezonie 2010/11, kiedy po rocznym pobycie znowu spadły na zaplecze. I niewiele brakowało, a zniknęłyby z mapy calcio. Cztery lata temu klub był o krok od bankructwa i utrzymał się w Serie B cudem, dzięki karnej degradacji Catanii i jeszcze gorszej kondycji finansowej Parmy. W poprzednich pięciu sezonach przed tym trwającym najwyższe miejsce Brescii na koniec to… jedenaste. Nic nie wskazywało, by w tym roku miało być inaczej. Zwłaszcza że rozgrywki zaczęły się dla niej fatalnie.

ps7

SPORT

Piłkarze Piasta Gliwice, mimo że w Warszawie jeszcze nigdy nie wygrali, są pewni swych umiejętności i formy.

Gerard Badia w klubie z Okrzei jest od prawie 5 lat i doskonale wie, jak ważne i trudne zarazem są mecze z Legią przy Łazienkowskiej. Katalończyk na myśl o tym, że sobotnie spotkanie będzie miało ogromne znaczenie, czuje ekscytację i autentyczną radość. – Wolę grać mecze o taką stawkę z taką presją, a nie walczyć o utrzymanie. Jest zdecydowanie przyjemniej. Do Warszawy jedziemy ze spokojem, by walczyć o mistrzostwo Polski. Jak wygramy, to zabawa będzie do końca. Jak przegramy, to Legia będzie już prawie mistrzem. Wakacje już zaplanowałem, ale na razie o nich nie myślę – mówi w swoim stylu Gerard Badia.

sport1

Jeśli dwie ostatnie ekipy tabeli wciąż mają szansę na uniknięcie degradacji i w dodatku stają naprzeciw siebie, to znaczy, że czeka nas wojna. Jutro dojdzie do niej na Stadionie Ludowym w Sosnowcu.

Jaka flaga wywieszona jest na klubowym budynku? Z pozoru nieistotne, w perspektywie niedzielnego meczu ze Śląskiem Wrocław, pytanie zadaliśmy prezesowi Zagłębia Sosnowiec, Marcinowi Jaroszewskiemu. – Są dwie – odpowiada sternik beniaminka. – Jedna w barwach narodowych, druga w kolorach klubowych. Jednolicie białej nie ma.

To oznacza, że przy Kresowej nikt jeszcze kapitulacji nie ogłasza. Wyjazdowa porażka z Górnikiem Zabrze (0:4) była jednak dla sosnowiczan wyjątkowo bolesnym ciosem. Nie tylko dlatego, że ograniczyła szanse na uratowanie miejsca w krajowej elicie do wielkości matematycznych. Chodziło również o prestiż… – Najprościej byłoby teraz wyrazić nadzieję, że nasi zawodnicy drugiego takiego meczu w tym sezonie już nie rozegrają i pozwolą drużynie „zdechnąć” na tym szczeblu rywalizacji z honorem – zaczyna wisielczo prezes Jaroszewski. – Ale to jest futbol. Piłka pozostaje w grze. Dlatego w cud nad Brynicą nadal wierzymy. Pytanie tylko, czy na pewno wszyscy. Paru zawodników swą postawą w Zabrzu pokazało, że myślami są już gdzie indziej. I to jest dla nas powód do zmartwienia…

sport2

Dziesiąty z rzędu remis ze Skrą Częstochowa miał konsekwencje finansowe i kadrowe. Przed sobotnim meczem z Ruchem Chorzów w obozie Widzewa obowiązuje hasło „teraz albo nigdy”.

Trzeba było przewertować kilkanaście tomów „Encyklopedii Fuji”, by znaleźć precedens obecnej serii dziesięciu kolejnych remisów Widzewa. Wiosną 1973 roku Gwardia Warszawa zremisowała 9 meczów z rzędu, co nie przeszkodziło jej w zajęciu 3. miejsca w tabeli ekstraklasy i awansie do rozgrywek o Puchar UEFA.

By uznać to za korzystną prognozę dla Widzewa, trzeba jednak zapomnieć, że seria Gwardii przerwana została porażką, co dla Widzewa byłoby katastrofą, czyli brakiem awansu do I ligi. Takiej serii remisów nie odnotowują też zagraniczne portale statystyczne – cenniejsze są rekordy pozytywne. Na przykład Manchester City ma ostatnio serię 28 meczów ligowych bez remisu! – Przed nami nie jeden, ale aż trzy finały – powiedział przed sobotnim spotkaniem z Ruchem Chorzów trener łodzian, Jacek Paszulewicz. – Każdy z tych meczów jest decydujący i każdy trzeba wygrać, bo dodatkowej szansy nie będzie. Fakt, że Ruch przyjedzie do nas po 3 punkty, to nasz atut, bo przecież lepiej gra się z zespołem prowadzącym otwartą grę niż z takim, który się tylko broni.

sport3

SUPER EXPRESS

Andre Martins rozmawia z „Super Expressem” o odejściu Sa Pinto i o tym, dlaczego to, że częściej wychodzi na obiad z Cafu niż Antoliciem, nie wpływa na to, za kogo bardziej chce umierać.

– Zabolało cię odejście Sa Pinto? Przy nim debiutowałeś w Sportingu, sprowadził cię do Legii…
– Nie będę kłamał, że nie zabolało. To był dla mnie trudny moment, choć dla niego na pewno jeszcze trudniejszy, bo wiem, jak bardzo chciał zdobyć mistrzostwo. Tak to jednak w życiu bywa, nie zawsze wszystko człowiekowi wychodzi. Nastąpiła zmiana trenera, ale ja dla Legii staram się tak samo jak wcześniej.

– Wiele osób narzeka, że w Legii jest za dużo cudzoziemców, za mało Polaków, Legia powinna być bardziej polska. Narodowość ma znaczenie?
– Moim zdaniem nie. Znaczenie ma, czy ci zależy. Poza boiskiem częściej idę na lunch z Cafu niż z Antoliciem, ale nie dlatego, że nie lubię Antolicia, bo tak nie jest. Oczywiste jest, że mówiąc w tym samym języku co Cafu, spędzam z nim więcej czasu. Ale posłużę się słowami Cristiano Ronaldo: nie muszę być najlepszym przyjacielem kolegi z klubu poza boiskiem, ale na boisku umarłbym za każdego z nich. To mądre słowa, wyznaję taką samą zasadę: ja na boisku umarłbym za każdego kolegę z Legii.

se1

GAZETA WYBORCZA

Iker Casillas miał zawał. Czy wróci do gry? W Porto znają jeden taki przypadek, gdy problemy z sercem nie zakończyły wielkiej kariery.

Luis Serratosa, lekarz sportowy, który pracował z Casillasem w Realu, mówi, że w tamtych czasach bramkarz nie miał żadnych kłopotów z sercem. – Zawał nie wyklucza powrotu do sportu zawodowego. Ale przez sześć miesięcy Iker nie ma szans na grę. Potem wszystko będzie zależało od tego, jakie będą wyniki badań – tłumaczy. Czy 38-letni sportowiec będzie chciał jeszcze podjąć ryzyko?

Idolem z dzieciństwa Casillasa był portugalski bramkarz Vítor Baía, który w 2004 roku z powodu kłopotów z sercem opuścił mecz FC Porto o Puchar Interkontynentalny. Ale wrócił do sportu, bronił jeszcze trzy lata. W mediach społecznościowych Baía opublikował swoje zdjęcie z Ikerem i podpis, że wielcy mistrzowie potrafią przezwyciężyć wszelkie przeciwności losu.

Problem polega na tym, że na temat zdrowia i przyszłości Ikera wypowiadają się lekarze postronni. Tych, którzy go operowali, obowiązuje tajemnica lekarska. A poza tym dziś nikt nie jest w stanie przewidzieć, czy Casillasa zobaczymy jeszcze między słupkami.

Zrzut ekranu 2019-05-4 o 07.23.58

Fot. FotoPyk

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...