Reklama

Rocky chce zostać w ringu. Doczekał się uznania we Wrocławiu…

redakcja

Autor:redakcja

29 maja 2011, 02:30 • 5 min czytania 0 komentarzy

Zawodnik o wyjątkowo rozbudowanym CV. Mimo młodego wieku zaliczył już sześć krajów. Zaczynał we Francji, potem przez Niemcy, Słowenię, Kuwejt i Norwegię trafił do Polski. Miał być zapchajdziurą, ale wystarczyło, że dwa razy przywalił w „widły” i jego sytuacja diametralnie się zmieniła. Poznajcie nową gwiazdę Śląska – Roka Elsnera.

Rocky chce zostać w ringu. Doczekał się uznania we Wrocławiu…

Tajemniczy problem

Zanim trafił na usta kibiców, znalazł się w centrum konfliktu pomiędzy trenerem i dyrektorem klubu z Oporowskiej. Rosło przekonanie, że Orest Lenczyk sadza Słoweńca na ławie w jednym celu. Zrobić na złość Krzysztofowi Paluszkowi. Doświadczony szkoleniowiec dawał wielokrotnie do zrozumienia, że zimą nie miał wpływu na transfery, więc… Elsnerowi oberwało się rykoszetem. Nawet w meczu z Legią, „Oro” wolał przesunąć do środka pomocy napastnika, Tomasza Szewczuka. Potem szansę dostawał wracający po długiej rehabilitacji Antoni Łukasiewicz. A Elsner siedział na ławce i czekał. Cierpliwie…

Powoli zaczynano podejrzewać, że to kolejny „ogórek”, który podpisze kontrakt, zgarnie niezłą kasę i tyle go widzieli. Zwłaszcza, że pół roku wcześniej był na testach w Wiśle i nie zakończył ich pozytywnie. Działacze „Białej Gwiazdy”, mimo problemów papierkowych, postawili na Osmana Chaveza. – Byłem opcją rezerwową, bo jego dorobek na arenie międzynarodowej wywarł na nich większe wrażenie. Gdyby nie ściągnęli Chaveza, trafiłbym do Wisły. Byłem rozczarowany, ale z perspektywy czasu nie mam czego żałować. Cieszę się, że trafiłem do Wrocławia – przekonuje „Rocky”, który ze Śląskiem podpisał półroczną umowę z opcją przedłużenia o kolejne dwa lata.

– To bardzo uniwersalny piłkarz. Może grać w obronie i na pozycji defensywnego pomocnika. Do tej roli zresztą przymierza go trener – chwalił swój nowy nabytek dyrektor Paluszek. Sam Lenczyk jest dużo oszczędniejszy w komplementach. – Długo przygotowywałem go do gry. Nie będę ukrywał, że jego sytuacja byłaby dużo trudniejsza, gdyby nie kontuzje Kaźmierczaka, Sztylki czy Fojuta. Podziękowałem mu w cztery oczy za cierpliwość. Trener też powinien być cierpliwy w stosunku do zawodnika. Problem w tym, że ci, co są nad trenerem, już tak cierpliwi nie są – twierdzi Lenczyk. – Cały czas znałem jego wartość, ale i ja, i on wiemy o pewnym problemie… Gdyby tego problemu nie było, Elsner pewnie nie trafiłby do Polski – zagadkowo dodaje 68-letni szkoleniowiec.

Reklama

– Pierwsze słyszę. Nie mam pojęcia, o co mogło chodzić trenerowi. Może tego problemu tak naprawdę nie ma? – uśmiecha się zawodnik i pozostawia bez odpowiedzi pytanie, które przewija się dalej w jego życiorysie.

Pokręcone losy

Rok – tak dostał na imię i tyle czasu spędził w Słowenii, zanim wyjechał do Francji. Razem z ojcem, Marko, który w 1987 roku przeniósł się z Crvenej Zvezdy do Nicei. – W wieku czterech lat zacząłem grać w piłkę w klubie. Gdy byłem nastolatkiem, występowałem w młodzieżowej drużynie Nice – przedstawia swoje losy Elsner. Mówi po angielsku z wyraźnym francuskim akcentem. – Nie miałem szans na grę w dorosłej drużynie. Polityka klubu była taka, że trener stawiał tylko na zawodników doświadczonych. Przebił się jedynie mój bliski przyjaciel, Hugo Lloris. Dostałem propozycję kontraktu, ale nie interesowała mnie gra w rezerwach. Poszedłem do Niemiec. Do SV Wehen.

Stamtąd miał niedaleko do Austrii, której reprezentację trenował 36 lat temu jego dziadek, Branko. Ale… – Tam też nie było lekko. Nie grałem regularnie. Wystąpiłem w kilkunastu meczach, ale przynajmniej cieszyłem się profesjonalnym futbolem. Po roku zdecydowałem się na powrót do Słowenii. Związałem się z Interblockiem Lublana, w którym spędziłem trzy wspaniałe sezony. Grałem po trzydzieści meczów rocznie. O to właśnie chodziło. Dlaczego nie trafiłem na Zachód? Każdy chciałby wyjechać do Włoch lub Niemiec, ale wskażcie mi Słoweńców, którzy od razu robią karierę w największych ligach. Wystarczy popatrzeć na Andraża Kirma. Wyjątek to Josip Ilicić z Palermo – mówi pomocnik Śląska, któremu pisana była, przynajmniej na chwilę, totalna egzotyka. Kuwejt, klub – Al-Arabi.

– Kuwejt to otwarty kraj. Powiedziałbym nawet, że w stylu europejskim. Czuliśmy się z żoną, jak w Berlinie – kontynuuje swą opowieść. – Do Al-Arabi zabrał mnie ze sobą trener Dragan Skocić, który prowadził mnie w Interblocku. Miałem wtedy tylko tę jedną ofertę. Nie ukrywam, że chodziło o pieniądze. W Słowenii płaci się 2-3 tysiące euro miesięcznie. A trzeba myśleć o przyszłości. Kariera nie trwa wiecznie. W Kuwejcie rozwinąłem się jako piłkarz, poziom też nie był taki zły. W Europie nie docenia się tamtejszego futbolu, a teraz sam Maradona poszedł do Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Skoro on może, to ja nie? – żartuje Rok, który w Kuwejcie wytrzymał… rok. Skusiła go oferta z Haugesund, z Norwegii.

– Przyszedłem pod koniec okienka transferowego i zostało niewiele meczów. Ale nie było źle. Kibice mnie polubili, trafiłem nawet do jedenastki kolejki – opowiada z dumą w głosie.

Reklama

Rocky jak Zyga i Tadziu

To samo może powiedzieć o wrocławskim etapie kariery. Na sympatię fanów Śląska musiał jednak czekać prawie trzy miesiące. A zdobył ją dzięki dwóm strzałom.

Z Górnikiem: TUTAJ
I z Ruchem: TUTAJ

– No, piękne bramki, piękne – zaciera ręce legenda Śląska, Janusz Sybis. – W przeszłości tak dobre uderzenie, ale ze stałych fragmentów miał u nas Rysiek Tarasiewicz. A za moich czasów – Jan Erlich, Zyga Garłowski i Tadziu Pawłowski. Elsner nie tylko potrafi skonsumować akcję, ale też walczy w obronie. Poza boiskiem to spokojny i poukładany chłopak, jak Marian Kelemen. Czy przedłużyłbym z nim kontrakt? Pewnie! Co to za pytanie?!

W poniedziałek w tej sprawie prezes Piotr Waśniewski spotkał się z Orestem Lenczykiem. Kilka dni później zaczęto rozmawiać z zawodnikiem o warunkach jego pozostania. Nie jest to jednak takie proste. Wysokość jego zarobków uzależniona była od liczby występów. Ta nie była oszałamiająca, ale bramki, które strzelił, już tak. Dlatego w Śląsku nie chcą, żeby poczuł się pokrzywdzony i zapewne nie potraktują zapisu w kontrakcie dosłownie. A stąd droga do przedłużenia umowy znacznie krótsza.

A my, podobnie jak w przypadku Chaveza, przypominamy panom Waśniewskiemu i Paluszkowi: chytry traci dwa razy.

TOMASZ ĆWIÄ„KAŁA
TOMASZ KWAŚNIAK

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...