Reklama

Ci, którzy łączą tę kontuzję z poprzednią, są ignorantami

redakcja

Autor:redakcja

26 września 2017, 07:54 • 8 min czytania 15 komentarzy

Wtedy była kontuzja prawego kolana, a teraz chodzi o lewe. Trzeba powiedzieć, że ci, którzy łączą te dwie sprawy, są ignorantami i zupełnie nie rozumieją istoty rzeczy. Tych dwóch kontuzji w okresie roku nie można ze sobą łączyć. Takie rzeczy niestety w piłce nożnej się zdarzają. W ostatnim czasie w podobnej do Milika sytuacji byli inni piłkarze Serie A, chociażby nasz obrońca Christian Maggio, Mattia Perin (bramkarz Genoi) czy Luca Paganini (obecnie Frosinone). Niestety po kontuzji jednego kolana, może zdarzyć się taki sam uraz drugiego – tłumaczy w rozmowie z „PS” naturę kontuzji Arkadiusza Milika Alfonso De Nicola, szef sztabu medycznego Napoli.

Ci, którzy łączą tę kontuzję z poprzednią, są ignorantami

FAKT

W „Fakcie” przeczytamy dziś o kontuzji Milika. Czy Napoli za szybko postawiło Arka na nogi?

Pojawiły się głosy, że Włosi zbyt szybko postawili snajpera na nogi i to spowodowało, że za mocno obciążał drugie kolano, w konsekwencji zrywając w nim więzadło. Takiej tezie zaprzecza lekarz kadry Jacek Jaroszewski, który miał wgląd w dokumentację leczenia Milika.

– Jeśli zapytalibyśmy stu najlepszych ortopedów na świecie, kiedy piłkarz powinien wrócić po takim urazie, powiedzieliby, że to przedział pomiędzy 5 a 12 miesięcy. Pięć, jeśli wszystko przebiega zgodnie z planem. Tak było w przypadku Arka. Nie miał ani jednego tygodnia opóźnienia w rehabilitacji. Wszystko przebiegało perfekcyjnie – bez mikrourazów, opuchlizn i tym podobnych komplikacji, które mogłyby wydłużyć czas leczenia. Powrót za pięć miesięcy jest realny – ocenia doktor.

Reklama

Zrzut ekranu 2017-09-26 o 07.01.13

Oprócz tematu Milika, w „Fakcie” czytamy także o konflikcie w PSG i obniżce formy Realu i Ronaldo. Lecimy dalej.

Krzysztof Piątek pudłował na oczach Nawałki. Selekcjoner podglądał wczoraj z trybun stadionu Cracovii, jak radzi sobie były snajper młodzieżówki.

Piątek jest w czołówce snajperów, robi szybkie postępy, ale akurat mecz z Nafciarzami mu nie wyszedł. A mogło być zupełnie inaczej, bo zaczął niemal świetnie. Zaraz na początku meczu w świetnym stylu przerzucił piłkę nad Arkadiuszem Recą (22 l.), potem łatwo ograł Bartłomieja Sielewskiego (33 l.), a gdy już miał wykończyć akcję, strzelił tuż obok słupka. Potem już przez cały mecz nie miał tak dobrej okazji.

Zrzut ekranu 2017-09-26 o 07.01.20

GAZETA WYBORCZA

Reklama

W „Wyborczej” mamy rozmowę z Igorem Angulo, który opowiada między innymi o tym, co go skłoniło do przyjazdu do Polski oraz o porównaniach Górnika do Atletico.

Powtarza pan tę samą formułkę co Diego Simeone, trener Atlético. Niedawno Jan Urban porównał Górnika do drużyny z Madrytu. Podoba się panu to porównanie?
Zachowując proporcje, bo przecież zestawiamy Górnika z jedną z pięciu najlepszych drużyn w Europie. Ale podobieństwa są. Nie mamy gwiazd, piłkarzy drogich i znanych. Pod tym względem wiele zespołów ekstraklasy ma nad nami przewagę. Ale my mamy entuzjazm, serce do gry i braki umiemy nadrabiać pracowitością, walecznością i dobrą organizacją. Kiedy gramy na 100 proc., u nas w Zabrzu, to nie czujemy kompleksów wobec nikogo. Każdego możemy pokonać. Chyba że się zdekoncentrujemy. Wtedy możemy przegrać z każdym. Jak dotąd jesteśmy na pierwszym miejscu w tabeli i w ćwierćfinale Pucharu Polski.

Co pana skłoniło do przyjazdu do Polski? Hiszpański obrońca Legii Inaki Astiz mówił, że dzwonił pan do niego, by wypytać o ekstraklasę.
Przed przyjazdem do Zabrza nigdy nie byłem w Polsce. W Hiszpanii uważa się, że panuje u was ziąb nie do wytrzymania. Miałem wątpliwości, czy dam radę grać w tych warunkach, czy odnajdę się w piłce mniej technicznej, a bardziej fizycznej. Jak zniosę zmianę diety, przecież znałem tylko kuchnię śródziemnomorską. Do 31. roku życia nigdy nie jadłem zupy. Astiz mnie uspokoił. Powiedział o Polsce i Polakach same dobre rzeczy, choć sam już wtedy wyjechał z Warszawy na Cypr. Przekonywał, żebym jechał do ekstraklasy bez wahania. No i pojechałem. A kiedy pierwszy raz wyszedłem na stadion Górnika, posłuchałem jego kibiców, wiedziałem, że chcę tu zostać na lata.

Zrzut ekranu 2017-09-26 o 07.09.17

Jedyny traumatyczny moment Borussii może ją kosztować odpadnięcie z Ligi Mistrzów? Niewykluczone, na pewno mocno komplikuje sytuację Niemców.

Wyprawa na Wembley dwa tygodnie temu była dla zespołu z Dortmundu jedynym traumatycznym momentem tego sezonu. Borussia prowadziła grę w starciu z Tottenhamem, ale przegrała 1:3. Limit błędów został szybko zredukowany do minimum – porażka z Realem na Signal Iduna Park oznaczałaby początek nieszczęścia. Klub z Dortmundu nie ma zwyczaju żegnać najważniejszych klubowych rozgrywek w fazie grupowej. A musiałby odrabiać aż sześć punktów, jeśli Tottenham przywiezie z Cypru zwycięstwo. Forma zespołu Petera Bosza zwiastuje jednak wielkie emocje. Po sześciu kolejkach Borussia jest liderem Bundesligi z bilansem bramkowym 19-1. Aubameyang strzelił już osiem goli.

Zrzut ekranu 2017-09-26 o 07.09.21

SUPER EXPRESS

Sport zaczynamy od typowo tabloidowego tematu, jednak cytować nie będziemy. „Tak buduje się Lewandowski”. Obok gazeta przekonuje, że Piszczek znów zatrzyma Ronaldo.

Mecz Borussii Dortmund z Realem Madryt to największy hit dzisiejszej serii spotkań Ligi Mistrzów. Łukasz Piszczek (32 l.) po raz kolejny będzie chciał zatrzymać Cristiano Ronaldo (32 l.), a że Polak jest w dobrej formie, to kibice BVB liczą na to, iż ta sztuka się powiedzie.

Królewscy nie mogą znaleźć recepty na Borussię w Dortmundzie. Hiszpanie już sześć razy próbowali zdobyć jej stadion, ale nie udało się ani razu. Trzy mecze wygrała Borussia, w trzech kolejnych padł remis. Dziś Real też nie będzie faworytem, bo podopieczni Zidane’a spisują się średnio, a BVB jest w znakomitej formie. 

Zrzut ekranu 2017-09-26 o 07.16.29

Milikowi zawalił się świat. Wymowny tytuł.

To prawdziwy koszmar napastnika reprezentacji Polski, bo więzadła zerwał po raz drugi w ciągu 11 miesięcy! W październiku 2016 r. nie wytrzymało lewe kolano, a teraz prawe. – Tym razem kontuzja jest nawet bardziej skomplikowana niż poprzednia – przyznał po wczorajszej operacji profesor Mariani, najlepszy we Włoszech specjalista od „naprawiania kolan” piłkarzy. Zabieg, który trwał nieco ponad godzinę, zakończył się powodzeniem, ale czasu się nie oszuka – Milik wróci do gry dopiero w okolicach lutego. W klubie wspierają Polaka, a trener Maurizio Sarri jest wściekły na. murawę na stadionie SPAL 2013, czyli zespołu, na którego boisku rozegrał się dramat Milika. Zdaniem szkoleniowca Napoli nawierzchnia była w złym stanie i stąd nieszczęście Polaka.

Zrzut ekranu 2017-09-26 o 07.24.55

PRZEGLĄD SPORTOWY

Kontuzja Milika dostała też okładkę w „Przeglądzie”.

Zrzut ekranu 2017-09-26 o 07.52.25

Obok tekstu o urazie (fragment cytowany przy okazji „Faktu”) – wywiad z szefem sztabu medycznego Napoli, Alfonso De Nicolą.

Pojawiają się głosy, że kolejna taka sama kontuzja, tylko dotycząca drugiego kolana, może wynikać ze zbyt szybkiego powrotu po poprzednim urazie. Wówczas polski napastnik wrócił na boisko w zaskakująco krótkim czasie. Jak odniósłby się pan do takich opinii?
Wtedy była kontuzja prawego kolana, a teraz chodzi o lewe. Trzeba powiedzieć, że ci, którzy łączą te dwie sprawy, są ignorantami i zupełnie nie rozumieją istoty rzeczy. Tych dwóch kontuzji w okresie roku nie można ze sobą łączyć. Takie rzeczy niestety w piłce nożnej się zdarzają. W ostatnim czasie w podobnej do Milika sytuacji byli inni piłkarze Serie A, chociażby nasz obrońca Christian Maggio, Mattia Perin (bramkarz Genoi) czy Luca Paganini (obecnie Frosinone). Niestety po kontuzji jednego kolana, może zdarzyć się taki sam uraz drugiego. Poprzednia rehabilitacja była prowadzona w odpowiedni sposób.

Zrzut ekranu 2017-09-26 o 07.33.03

Ekstraklasa ma lidera efektownego, ale i… najsłabszego w Europie.

Broniąca mistrzowskiego tytułu Legia zawodzi, drugi zespół poprzedniego sezonu Jagiellonia i trzeci Lech spisują się niewiele lepiej, a czwarta w czerwcu Lechia radzi sobie wręcz fatalnie. W ekstraklasie, w której nikt specjalnie się nie wyróżnia, nieoczekiwanie prowadzi Górnik Zabrze. Wystarczy mu do tego 19 punktów wywalczonych w 10 meczach. W całej Europie nie ma drużyny, która z średnią 1,9 punktów na mecz zajmuje pierwsze miejsce w lidze. Prawie wszędzie trzeba mieć średnią powyżej dwóch punktów na spotkanie. No, jest jeszcze ekstraklasa łotewska, ale i w niej Spartaks Jurmala (37 punktów w 19 meczach, 1,95 na mecz) jest nieco lepszy od Górnika. A nie brak w Europie klubów, które wygrały wszystkie spotkania w tym sezonie.

Sylwester Czereszewski ocenia, że Sadiku jest ofiarą bezproduktywnych pomocników.

W niedzielnym spotkaniu z Jagiellonią (0:1) znów zawiódł. Oddał cztery strzały, ale wszystkie niecelne. Miał najwięcej strat w zespole – 13 i drugi najgorszy bilans w pojedynkach (wygrał tylko 36 procent). Ale trzeba pamiętać, że reprezentant Albanii nie jest typem zawodnika, który sam wypracuje sobie sytuacje. Potrzebuje wsparcia zawodników z drugiej linii, a ci także rozczarowują. – Trzymam stronę Sadiku. Głównym problemem Legii jest to, że nie ma kreatywnych pomocników – mówi Sylwester Czereszewski. – Ciągle tylko klepią piłkę. Ile można podawać w poprzek czy do tyłu? Nagy w Białymstoku grał jak ja amatorsko na Orliku – dodaje prawie 46-letni były reprezentant Polski.

Oprócz tego:

– Lech chce przełamać klątwę Legii
– Darko Jevtić w pogoni za formą
– Karol Klimczak przejmuje władzę w ekstraklasowej spółce
– Jagiellonia zapłaci karę za niewpuszczenie kibiców Legii na stadion

Zrzut ekranu 2017-09-26 o 07.33.09

Śląsk pokazał ładniejszą twarz.

Warto było zaryzykować. W najtrudniejszych meczach – u siebie z Legią i Lechem oraz na wyjeździe z Górnikiem – Śląsk zagrał w systemie 1-4-4-2. Na dodatek bez klasycznych defensywnych pomocników, bo w tej strefie boiska występują Michał Chrapek i Sito Riera, a obaj jeszcze niedawno grywali nawet na „dziesiątce”. Owoce tych trzech meczów – 7 punktów i pochwały za widowiskową grę. Ofensywny futbol w Śląsku zdaje egzamin.

Poza tym:

– Dziwniel zerwał więzadła podobnie jak Milik
– próba Fornalika w Głogowie (Chrobry – Piast w PP)
– Cracovia wbita w dno przez Nafciarzy

Zrzut ekranu 2017-09-26 o 07.48.23

Źle się dzieje w Wiśle Kraków. Biała Gwiazda punktuje lepiej niż w poprzednim sezonie, ale zadowolenia z jej gry nie ma.

Gołym okiem widać, że krakowianom brakuje zgrania. – Każda drużyna ma w rundzie czy w sezonie trudniejszy moment i my teraz jesteśmy w takiej sytuacji. Jeśli nie idzie, trzeba dołożyć jeszcze trochę charakteru, a nam w Kielcach chyba tego zabrakło – tłumaczy Maciej Sadlok.

Brak zgrania, kiepska postawa zespołu, dwie porażki z rzędu – to wszystko budzi frustrację. Pod koniec meczu w Kielcach Patryk Małecki wdał się w przepychankę z Carlitosem. – To efekt emocji. W szatni zaraz po meczu wszystko zostało wyjaśnione. Fakt, że podobne sytuacje nie powinny mieć miejsca. Takie sprawy musimy załatwiać między sobą – mówi Sadlok.

Dla krakowian schody dopiero się zaczynają. Większość dotychczasowych meczów Biała Gwiazda grała z drużynami dolnych rejonów tabeli. Teraz nadchodzi czas próby, a rozpoczyna się w sobotę od meczu z Jagiellonią. Potem ekipa Ramireza zagra we Wrocławiu ze Śląskiem, w Krakowie z Legią, a październik zamknie wyjazdowym spotkaniem z Lechem.

Zrzut ekranu 2017-09-26 o 07.48.27

fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

15 komentarzy

Loading...