Reklama

Gdyby mecze trwały 78 minut, Marciniak byłby świetny…

redakcja

Autor:redakcja

16 czerwca 2018, 17:49 • 4 min czytania 89 komentarzy

Dziś odbył się boiskowy debiut reprezentantów Polski na mundialu w Rosji – Szymon Marciniak, a także asystujący mu Paweł Sokolnicki i Tomasz Listkiewicz, poprowadzili starcie Argentyny z Islandią. Tak zwany mecz podwyższonego ryzyka, jakim trzeba nazwać konfrontację Messiego z bandą wściekłych wikingów. Co więcej, dla Marciniaka było to pierwsze spotkanie o tak wysoką stawkę od feralnego meczu Legii z Lechem i karnego po ręce Kostewycza Tottenham-Juventus, który całemu naszemu zespołowi zwyczajnie nie wyszedł. Później przyszła kontuzja i trochę negatywnego szumu, następnie Marciniak był asystentem w finale Ligi Europy, by dziś zadebiutować na najważniejszej piłkarskiej imprezie świata. Jak mu poszło?

Gdyby mecze trwały 78 minut, Marciniak byłby świetny…

Ujmijmy to tak – do 78. minuty gry było zajebiście i właściwie nasz arbiter może żałować, że mecze nie trwają po 78 minut. Kapitalnie zarządzał spotkaniem, temperował zapędy zawodników i błyskawicznie chłodził ich głowy. Dość napisać, że przez cały mecz nie pokazał żadnej żółtej kartki i, bynajmniej, nie było to spowodowane specjalną pobłażliwością. A przecież dziś w Moskwie nikt nogi nie odstawiał…

Już w trzeciej minucie Arnason ostro wjechał w nogę Tagliafico, ale Marciniak – zgodnie z zaleceniami FIFA – był wstrzemięźliwy i skończyło się na ostrej reprymendzie. Podobnie sprawy miały miejsce, kiedy w 14. minucie Finnbogason potraktował łokciem Otamendiego – nie było w tym celowości czy brutalności, a zatem również wystarczyło ostrzeżenie. Co ważne, były to decyzje z duchem gry, a jakiekolwiek protesty czy sprzeciwy, w czym próbował wieść prym Mascherano, Marciniak zduszał w zarodku. I nie było żadnych wątpliwości, kto na boisku jest szefem.

Naszemu arbitrowi pomagały też decyzje w stykowych sytuacjach. W pierwszej części gry Argentyńczycy trzy razy domagali się podyktowania rzutu karnego, a Marciniak trzy razy był przeciwnego zdania – bardzo słusznie. Co więcej, mimiką czy gestami bardzo dobitnie pokazywał, że wszystko ma pod kontrolą, wszystko widział i nie ma wątpliwości co do swojej oceny. Najwięcej kontrowersji wzbudziło dośrodkowanie zblokowane ręką, ale – co ważne – ręką podstawną, która przy wślizgu jest traktowana jako naturalnie ułożona. Decyzja naszego sędziego o puszczeniu gry była więc w stu procentach słuszna.

Reklama

Tak naprawdę długo zapowiadało się, że Marciniaka będziemy mogli wyłącznie chwalić i tylko zastanawiać się, jak wysoko zajdzie na rosyjskim turnieju. A jedyne „ale”, jakie mogliśmy do niego mieć, dotyczyło tego, że nie zauważył… własnego faulu na Islandczyku:

W drugiej części gry do pewnego momentu też było bardzo dobrze, z podyktowanym karnym dla Argentyny włącznie. Później jednak przyszła feralna 78. minuta i następujące starcie:

Reklama

Z tego ujęcia – ewidentny faul na Pavonie. Być może Marciniaka tłumaczy nieco ustawienie (nie mógł tego dobrze widzieć), ale jego błąd wydaje się oczywisty. Co więcej, nasz arbiter zdecydowanie zareagował na to starcie, pokazując Argentyńczykowi, że ten zwyczajnie symulował. Był tak pewny siebie, że ciężko było przypuszczać, że będzie chciał dodatkowo upewniać się przed monitorem. Inna sprawa, że nie wiemy, co dostał na ucho od Pawła Gila i pozostałych sędziów VAR. Być może ci nie potraktowali sytuacji jako tzw. „clear error” – bo przecież Pavon sporo też dodał od siebie – i dlatego nie interweniowali. Póki co możemy jedynie przypuszczać i mieć nadzieję, że Marciniak jednak nie zignorował podpowiedzi, że przydałoby się zobaczyć powtórkę.

I bardzo szkoda, bo z naprawdę obiecującego występu w pamięci zostanie głównie ten błąd, zwłaszcza że finalnie wypaczył wynik meczu. Innymi słowy, z sędziami jest jak z saperami – jedna pomyłka wystarczy, by zdecydować o całokształcie. Rzecz jasna kluczowa będzie ocena FIFA tej ostatniej sytuacji, ale tak to już w życiu jest, że za chwilę opinia publiczna nie będzie pamiętać Marciniakowi naprawdę wielu świetnych, stykowych decyzji (to był bardzo trudny mecz, najtrudniejszy do tej pory), a wszyscy będą mówili tylko o odebraniu Argentynie zwycięstwa. A nam pozostaje jedynie współczuć.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Piłka nożna

Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Szymon Piórek
6
Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Komentarze

89 komentarzy

Loading...