Reklama

Rayo to nie tylko piłka, lecz przede wszystkim ludzie i ich wartości

redakcja

Autor:redakcja

04 czerwca 2018, 11:08 • 21 min czytania 17 komentarzy

Kibicowanie innym hiszpańskim drużynom niż Barcelona oraz Real? Niektórzy już nawet wspieranie Atletico uważają za pasję graniczącą z hipsterstwem. Jak zatem określić o dopingowanie drużyny takiej jak Rayo? To musi być czysta miłość. Liczy się bowiem jakość, a nie ilość, co zdecydowanie potwierdza przykład naszej rozmówczyni, Edyty Pieron.

Rayo to nie tylko piłka, lecz przede wszystkim ludzie i ich wartości

Dlaczego klub z Vallecas jest tak wyjątkowy? Co go wyróżnia spośród dziesiątek innych? Kto wprowadza do niego jeden wielki bałagan? Dlaczego Bukaneros, tamtejsi ultrasi, tak bardzo nienawidzą prezydenta Rayo? Czemu tak zawzięcie walczą o demokratyczne rządy w klubie? Dlaczego pogonili z drużyny Romana Zozulyę? Jak poradzono sobie ze spadkiem do Segunda Division oraz odejściem Paco Jemeza i „Midasa” Minambresa? Kto uratował zespół przed trzecioligowym piekłem i znów wprowadził go do La Ligi? Czego możemy oczekiwać po Franjirrojos w najbliższym sezonie?

Na te i wiele innych pytań stara się odpowiedzieć (prawdopodobnie) 1/3 polskiego Rayismo. Zapraszamy!

***

Wybacz, że zacznę tak banalnie, ale że mówimy o Rayo, to jestem naprawdę ciekaw od czego wzięło się twoje zainteresowanie tym klubem? Poszłaś mocno pod prąd

Reklama

Wiedziałam, że od tego zaczniemy! W zasadzie każdy, z kim zaczynam rozmawiać o piłce, zadaje mi to pytanie. (śmiech)

Dziwisz się?

Interesowałam się ligą hiszpańską znacznie wcześniej, ale na stałe związałam się z tym klubem w pierwszym sezonie Paco Jémeza. De facto to właśnie ich mecz z Barçą był punktem zwrotnym w tej historii.

Ten, gdy odebrali Blaugranie posiadanie piłki?

Nie, jeszcze rok wcześniej! Bardzo pozytywnie zszokowało mnie podejście tamtej drużyny, bo mimo że przegrywała bardzo wysoko – bodajże pięć albo sześć do zera – to i tak w żaden sposób nie ostudziło to w piłkarzach ducha walki. Dalej cisnęli, dalej odpowiadali oko za oko, atakiem za atak, walczyli by skończyć ten mecz godnie, choćby z golem honorowym. Oczarował mnie ten styl, ta odwaga i – co by nie mówić – jednak wyjątkowo radosny futbol.

Kamikaze futbol.

Reklama

Ale zobacz, wtedy to akurat przynosiło bardzo dobre efekty. Rayo zajęło 8. miejsce w Primera División i mało brakowało, a zakwalifikowałoby się do europejskich pucharów. Málaga została wówczas ukarana wykluczeniem z międzynarodowych rozgrywek, a zatem szansę mieli otrzymać Franjirrojos. Tylko że i oni z kolei nie otrzymali licencji, na czym skorzystała dziewiąta w kolejności Sevilla. No i potem wygrała tę Ligę Europy! Chodziło z tego co pamiętam o kwestie infrastruktury, wtedy jeszcze Rayo zmagało się z ogromnymi długami, a więc zadecydowały w 100% sprawy pozasportowe.

Kolejną nieoczywistą rzeczą jest twoja współpraca z mediami bliskimi Rayo. Możesz o tym szerzej opowiedzieć?

Są to co prawda media nieprofesjonalne, ale rzeczywiście po spadku Franjirrojos pojawiła się dla mnie szansa. Portal „Rayo Total”, jeden z najbardziej znanych jeśli chodzi o te będące naprawdę blisko klubu, ogłosił rekrutację, więc zaproponowałam luźną współpracę. Ze względu na obowiązki nie mogłam podjąć stałej pracy, po prostu wysyłałam artykuły, kiedy akurat miałam czas, aby pisać. Teraz doszły jeszcze dwie redakcje, gdzie zajmuję się mniejszymi rzeczami, typu zapowiedzi meczów. Jakoś naturalnie to wyszło. W ogóle myślę, że jest mi łatwiej pisać o piłce po hiszpańsku, bo szczerze mówiąc po polsku nawet jeszcze nie miałam okazji! (śmiech)

34415248_1828856750506918_6762617219496017920_n

Chyba jesteś już rozpoznawalna w środowisku kibicowskim? Na twitterze widziałem chyba nawet jakiś artykuł o tobie i twoim kibicowaniu. To nie był żaden fotomontaż?

To był wywiad. Byłam wtedy w Hiszpanii i zostałam niespodziewanie zaproszona przez redakcję portalu Matagigantes.net, żeby o tym opowiedzieć w programie. Spędzałam tam majówkę razem z kuzynką i jej mężem, gdy nagle się odezwali. Musieliśmy przyspieszyć planowaną podróż z Barcelony do Madrytu, byleby tylko zdążyć na odpowiedni moment do studia. Udało się na styk! Swoją drogą dzięki temu, że udało mi się tam dotrzeć, tamtejsi dziennikarze umożliwili mi spotkanie się z piłkarzami.

W „Unión Rayo” też działałaś? To jest chyba najbardziej znane medium okołoklubowe.

Nie, ale kiedy jeszcze transmitowali mecze, czasem czytali moje tweety (śmiech). Teraz niektórzy nazywają to „La zabawa”.

Była z tym radiem także grubsza afera, którą w Polsce dało się zaobserwować głównie przez hashtagi w social mediach – #NoAlCierreDeUniónRayo („Nie da zamknięcia Unión Rayo”). O co dokładnie chodziło?

Spadek drużyny akurat zbiegł się z końcem umowy klubu z radiem. Tylko że ta umowa była taka, że właściwie to jeszcze dziennikarze dokładali z własnej kieszeni do prowadzenia tego interesu. Kilka miesięcy po spadku do Segundy Unión Rayo reaktywowało się, ale przekształciło się w medium, jak to określają sami dziennikarze, audiowizualne, to znaczy teraz dominuje w nim video, a także zwykłe teksty, więc profil znacznie odbiega od pierwotnego. Ale wracając… Dziennikarze dokładali do interesu. Właściwie jedyną rzeczą, jaką zapewniał im klub, to to, że nie musieli płacić za zajmowanie kabin komentatorskich. Poza tym nic, żadnych korzyści. Sami sobie opłacali wyjazdy, klub w ogóle nie robił im reklamy, choć się do tego zobowiązał. Oni wkładali ogromny wysiłek, a nie dostawali nic w zamian. Oczywiście Rayo oferowało im nowy kontrakt, aczkolwiek na takich samych zasadach. A że coś jeść trzeba, no to panowie się po prostu nie zgodzili i wyszło jak wyszło. Co tu dużo mówić, zarząd się nie popisał w tej kwestii.

Na tyle na ile ja obserwowałem Rayo w ostatnim czasie, bardziej zaczęli mi się kojarzyć z różnego rodzaju afer, a nie sportowej tożsamości, jaką emanowało kiedyś. Weźmy na przykład kwestię sponsora…

Qbao inwestowało w zespół, ale przeciwko nim toczy się teraz całe mnóstwo procesów sądowych w związku z malwersacjami finansowymi. Przestali być sponsorem Rayo w 2016, ale niesmak pozostał ogromny. Etyczne względy. Poza tym wcześniej też wiele namieszali, chociażby mieszając się w kwestię pozyskania niejakiego Zhanga Chengdonga. Wszystko wskazuje na to, że wepchnęli go do kadry, zresztą mówił o tym od razu w bardzo ostrych słowach Paco Jémez („Potrzebuję go jak dziury w głowie” – przyp. red.)

Teresa Rivero, była pani prezydent również zmaga się z podobnymi problemami.

Teraz właśnie toczy się proces przeciwko poprzedniemu zarządowi Rayo w sprawie przestępstw podatkowych, ale trzeba jeszcze poczekać na jego efekty. Akurat wycofano zarzuty przeciwko Teresie Rivero, co nie zmienia faktu, że to może jest legenda, ale tylko i wyłącznie negatywna. To co rodzina Ruiz-Mateos wyprawiała w klubie… Ręce opadają. Przecież to właśnie oni sprawili, że klub zaczął tonąć w długach. To jest kwestia ich polityki, o mało co nie doprowadzili do bankructwa. To jest zdecydowanie persona non grata w Vallecas. Jeszcze kiedy rządziła śpiewano do niej „¡Teresa, vete ya!” (Tereso, odejdź już!), co mówi samo przez się.

O jej następcy, Martinie Presie, też nie masz najlepszego zdania. Dlaczego?

Nie da się nie zauważyć, prawda? (śmiech) Pozyskał w klub w bardzo niejasnych okolicznościach. Kupił go za 961 euro! Wiele wskazywało na to, że to jest podstawiony gość, właśnie przez rodzinę Ruiz-Mateos. Marionetka, dzięki której starzy właściciele rządzą po cichu z tylnego fotela. Dziwne decyzje podejmuje Presa. Weźmy na przykład kwestię ściągnięcia tego zawodnika z Arabii Saudyjskiej. Myślisz, że komuś się to podobało? Wszyscy przyjęli to bardzo źle, ale oczywiście Rayo musiało wziąć Saudyjczyka. Wszystko dla pieniędzy! Ani razu nie załapał się nawet do kadry meczowej. Najpierw mówiono, że jest za słaby i musi się przystosować, potem ponoć był kontuzjowany, a później… Po prostu sobie wyjechał.

Deja vu względem Zhenga?

On przynajmniej zagrał parę razy. Paco wpuścił go w meczu z Atlético przy 0:0, a skończyło się 0:2, także cóż…

Jakie relacje łączą teraz Presę z kibicami, szczególnie z Bukaneros, czyli ultrasami Rayo?

Dramat! W zasadzie od samego początku i to eskaluje praktycznie non stop. Teraz jeszcze dochodzi kwestia kolejnych przekrętów finansowych, co oczywiście nie podoba się fanom. Albo jak prezydent zachowuje się podczas walnych zgromadzeń akcjonariuszy. Stały magiel – on traktuje ich „z góry”, często odnosi się ironicznie, a oni z kolei co chwilę pozywają go do sądu za różne podejrzane decyzje. Presa się oczywiście nie stawia… Do tego jeszcze sprawa Romana Zozulyi, chyba najgłośniejsza w ostatnim czasie. Kibice Rayo są lewicowi, a więc reprezentują wartości kompletnie przeciwstawne do tych wyznawanych przez napastnika.

Źródło: La Vanguardia

Kiedy go sprowadzano, Rayo znajdowało się w fatalnej sytuacji sportowej. Było blisko, aby drużyna poleciała na pysk do Segunda B. Zbliżał się koniec okienka transferowego, wzmocnienia się nie pojawiały, a potrzeba ich było na wczoraj. Tuż przed zamknięciem okienka odbył się mecz w Valladolid, znów przegrany. Kibice wtedy manifestacyjnie stanęli plecami do boiska, aby w ten sposób pokazać swoją dezaprobatę wobec tego, co akurat działo się w klubie. Nawoływali do protestów przeciwko sternikom, którzy po spadku do drugiej ligi w zasadzie nie mieli żadnego pomysłu na to, jak szybko odbudować drużynę i znów walczyć o wyższe cele. Faktycznie nie było żadnego planowania, organizacyjna klapa. No i krótko przed końcem okienka w mediach gruchnęła informacja o zainteresowaniu Zozulyą. Reakcja kibiców w mediach społecznościowych była natychmiastowa – zaczęto wyciągać jego „brudy”. Że ma ultraprawicowe poglądy, że wspiera organizacje paramilitarne na Ukrainie, że ochoczo fotografuje się z symbolami nazistowskimi… Wydawało się, że Rayo wycofa się z tej operacji, ale rzutem na taśmę jednak go pozyskali. Znów prostestowano. Na pierwszym treningu kibice w zasadzie nie pozwolili mu w ogóle wziąć udziału w zajęciach. Taka radykalna postawa sprawiła, że po kilku tygodniach wypożyczenie rozwiązano. Zozulya potem nawet nie brał udziału w treningach, pozostawał poza drużyną. Kibicom wytoczono procesy, a za późniejsze protesty przeciwko Presie podczas jednego z meczów w Vallecas 17 osób zostało ukaranych grzywną, po tysiąc euro za osobę. Doszło wówczas do złamania zasady wolności słowa! Kibice w ramach solidarności zorganizowali zrzutkę i pokryli znaczną część potrzebnej kwoty. Mimo dobrych wyników osiąganych przez drużynę, protesty przeciwko Presie nie ustają. Podczas każdego meczu Rayo w Vallecas kibice śpiewają „¡Presa, vete ya!” oraz „No queremos ver cómo hundes al Rayo, escucha al aficionado, Presa márchate” („nie chcemy patrzeć na to, jak pogrążasz Rayo, posłuchaj kibica, Presa odejdź”).

Paranoją jest też kwestia stadionu. Widziałem ostatnio zdjęcia ze stadionu, strasznie to wyglądało…

To jest żenujące. Żeby nawet nie zadbać, aby takie rzeczy posprzątać? Tym podobne zdjęcia zostały zrobione również przed spotkanie, w którym przyklepano awans do Primera. Ale w zasadzie historia powtarza się przez cały czas. Kiedyś się dymiła konstrukcja nad sektorem kibiców gości, innym razem z trybun po prostu sypał się gruz… Co chwilę coś. W 2014 miał też miejsce też incydent z barierką, która pod naporem kibiców Athleticu cieszących się z gola bardzo łatwo opadła na boisko i jeden z widzów został ranny.

Luis Yáñez, jeden z dyrektorów stwierdził nawet, że nikt – ani w Primera, ani w Segunda División – nie ma gorszego stadionu od Rayo.

Zgadzam się z tym. Nie ma co czarować – sypie się. Pordzewiałe części, sypiący się gruz… Ale wkrótce ma się też odbyć remont, a także pojemność obiektu powinna zwiększyć się do ponad 15 tys. miejsc. Problem polega na tym, że jest on własnością Comunidad de Madrid (Wspólnoty Autonomicznej Madrytu), a Franjirrojos tylko z niego korzystają. W efekcie przez długi czas dochodziło do zrzucania odpowiedzialności za jego losy. Zarząd twierdził, że skoro stadion nie należy do Rayo, to miasto powinno o niego dbać. A miasto z kolei odbijało piłeczkę – jeśli korzystacie z niego, to pracujcie przy nim odpowiednio. No ale mam nadzieję, iż wkrótce się to poprawi, choć wiadomo, jeśli znów przestanie się o to dbać, wkrótce znów popadnie w ruinę.

A tak ogólnie uważasz, że to jest dobry pomysł, że ultrasi mają aż tak dużo do powiedzenia względem zarządzania klubem? Nie ukrywam, czuję spory dysonans względem tego jak to wygląda chociażby w Polsce. Raczej nic dobrego z tego nigdy nie wynika.

Według mnie nie ma co porównywać poziomu. U nas różnego rodzaju przemoc czy wykroczenia są znacznie większe. Polskich kibiców porównałabym raczej do argentyńskich barras bravas. Zresztą Presa zwykle podejmuje decyzje wbrew woli kibiców, nie pod ich wpływem. Poza tym, trudno żeby kibice się nie buntowali, jeśli są tak a nie inaczej traktowani przez sterników. To, co sprawia, że klub z Vallecas jest wyjątkowe, to wartości wyznawane przez ludzi, którzy go tworzą. Rayo przecież niby szeroko promuje tolerancję, a ściąga do siebie Zozulyę, mającego skrajnie prawicowe poglądy. Był to dowód na hipokryzję zarządu. Zdecydowanie coś tu jest nie tak.

Jestem też ciekaw jak z perspektywy czasu oceniasz inwestycję Rayo w zagraniczną filię z Oklahomy?

Wykupiono mały klub stamtąd no i co za niespodzianka! Już to wszystko padło. Jeśli dobrze kojarzę, tam się płaci za coś jak licencję na grę w danej lidze, ale szybko przestano to robić. Skąd ten pomysł? Wiadomo, rzekome promowanie marki. Pomysł był jednak poroniony od początku, też niezgodny z wartościami wyznawanymi przez Rayo. To przecież klub, którego siłą jest lokalność, blisko związany z dzielnicą Vallecas, robotniczy. No i nagle ta inwestycja na drugim końcu świata. Oczywiście utopiono w tym kilka milionów euro. Kolejna genialna inicjatywa pana prezydenta!

Oskarżano go wtedy o realizację własnych biznesów przy okazji działając na szkodę klubu. Podpiszesz się pod tym?

On chyba w ogóle całe Rayo traktuje w ten sposób. Albo jako zabawkę. Według mnie widać to po tych wszystkich sprzecznych wobec określonych wartości decyzjach, a także traktowaniu kibiców. On kompletnie nie czuje ile znaczy Rayo i tyle.

34339913_1828856567173603_8085182660915232768_n

Jeśli dobrze kojarzę swego czasu pojawił się jednak pomysł, bo odkupić od Presy udziały w klubie.

Tak, kibice wyszli z taką inicjatywą, konkretnie Accionistas ADRV, czyli stowarzyszenie akcjonariuszy mniejszościowych. Złożyli oni propozycję wykupienia akcji, ale oczywiście zostali wyśmiani przez obecnego prezydenta. Presa nie chce sprzedać klubu i właściwie na tym temat się kończy. Póki nie zmieni zdania, właściwie nie ma szansy, by cokolwiek z nim zrobić. Zgadzam się więc w pełni z głosami, według których Rayo w tej chwili brakuje transparentności. Właściwie nie wiadomo, co dzieje się z zarabianymi pieniędzmi. Prezydent rządzi autorytarnie, właściwie sam podejmuje decyzje i z nikim ich nie konsultuje. To Accionistas chcieli wprowadzić model zarządzania podobny do tego w Eibarze. Żaden udziałowiec nie mógłby mieć więcej niż 5% akcji i wszyscy zarządzaliby klubem w sposób w pełni demokratyczny.

Utopia.

Chciałabym, aby stała się rzeczywistością, ale Presa nie zamierza sprzedawać Rayo, więc wracamy do punktu wyjścia. Chyba tylko udowodnienie mu jakichś machlojek byłoby w stanie coś zmienić. Sprawa Rayo z Oklahomy to jedno, ale nie wiadomo też na przykład co się stało z pieniędzmi, jakie Franjirrojos zarobili na Leo Baptistão. Atlético miało płacić w ratach, ale wypożyczyło do Rayo Saúla, co miało opóźnić płatność za napastnika. Potem jednak nie wiadomo było, czy w ogóle te pieniądze wpłynęły do kasy, i na co zostały przeznaczone.

Presa był też powodem, dla którego klub opuścił Felipe Miñambres?

Uważam, że tak. Nie jest to do końca jasna sytuacja, nikt niczego w tej sprawie nie udowodnił, aczkolwiek warto zauważyć, iż Miñambres rozwiązał kontrakt jednostronnie. W momencie, gdy się żegnał na konferencji prasowej, wszystkie emblematy klubowe były pozasłaniane, co było dość wymowne. Nigdy wcześniej ani później nie spotkałam się z czymś takim. Wygląda jednak na to, że rzeczywiście gdzieś tam w gabinetach zaistniał konflikt. W mediach zachowywał powściągliwość, pracował cicho. Zresztą, ja go uznaję za tego właściwego autora sukcesów Rayo. Kiedy on nie trafił z transferami, to nawet Paco Jémez niewiele potrafił pomóc drużynie, co zakończyło się spadkiem.

Midas z Vallecas.

O tak! Cudotwórca, to na pewno.

Często mówi się też, że Rayo tak naprawdę jest czymś więcej niż klubem, ale w czym to się właściwie objawia?

Chyba najlepszym przykładem byłaby sprawa pewnej starszej pani, która jakiś czas temu została wyeksmitowana z własnego mieszkania, ponieważ nie było jej stać na utrzymanie go. Wtedy kibice zorganizowali protest przeciwko tej eksmisji. Za chwilę zaś ówczesny trener Paco Jémez wyszedł z inicjatywą – zaczął opłacać tej kobiecie mieszkanie. Myślę, że to zaangażowanie społeczne najlepiej oddaje właściwego ducha Franjirrojos.

A to na pewno była inicjatywa klubu, a nie indywidualna decyzja szkoleniowca?

Raczej tak, ale fani też mieli w tym swój udział, bo nagłośnili sprawę. Ogólnie jednak faktycznie można powiedzieć, że to ludzie dla ludzi robią wiele, a nie klub odgórnie. Niestety. To kolejny zarzut wobec Martina Presy – za mało robi, aby faktycznie promować klub w dzielnicy. Nie przyciągają nawet dzieci, które wolą kibicować Realowi czy Atlético. Nawet promocje na bilety meczowe są takie, że pomimo obniżek i tak nie wszyscy mogą sobie pozwolić na luksus, jakim jest oglądanie spotkań z trybun Estadio de Vallecas. Karnety są cholernie drogie. Porównajmy – całkiem niedawno Getafe zrobiło promocję dla bezrobotnych, A Rayo, mimo że pochodzi z dzielnicy, gdzie bezrobocie pozostaje na bardzo wysokim poziomie, nie pomyślało nawet o podobnej inicjatywie. Reasumując – tak, całe to społeczne zaangażowanie naprawdę wychodzi od ludzi, a nie zarządu.

Czyli zapewne zgadzasz się z dziennikarzem Quique Peinado…

Tak!

Widzę, że czytasz mi w myślach (śmiech), ale wyjaśnijmy – on stwierdził, iż nawet jeśli Presa angażuje się w jakieś humanitarne akcje, robi to głównie ze względów PR-owych oraz marketingowych, a nie z dobrego serca.

Tak, tu znów moglibyśmy wrócić do kwestii Zozulyi. W tym kontekście również koszulki z tęczowymi pasami były niczym więcej jak tylko populistyczną manifestacją. To skrajność, lecz takich wykluczających się posunięć dałoby się znaleźć więcej.

Jak w Rayo przeżyto odejście Paco Jémeza?

Wielu kibiców bardzo się na nim zawiodło. Ja też, bo przejście do Granady, w związku z jej podejrzanym meczem, budziło pewien niesmak. Brak szacunku to byłoby chyba zbyt dużo powiedziane. To był taki policzek. Wsparcie dla bezpośredniej konkurencji, która mogła nie grać zbyt czysto. W dziwnych okolicznościach wygrała nagle chociażby z Sevillą i to na Sánchez Pizjuán. Filmiki z Beto „broniącym” rzut karny to jest naprawdę śmiech na sali. Jeszcze wcześniej natomiast miał mecz Granady z Las Palmas i w jego sprawie także toczyło się śledztwo, ponieważ podejrzano, iż został ustawiony. Śledztwo utknęło w martwym punkcie, natomiast pośrednik został napadnięty i twierdził, że jemu i jego rodzinie grożono śmiercią, w przypadku, gdyby ekipa z Andaluzji spadła do Segundy. Jeśli dobrze kojarzę, nie był to jednak nikt bezpośrednio związany z klubami, tylko ktoś kompletnie z zewnątrz, odpowiadający jedynie za przekazanie pieniędzy. Zawodnicy Las Palmas reagowali zresztą dość groteskowo na zaistniałe wydarzenia. No bo nawet jeśli gra się o pietruszkę, ale cieszy się po porażce, nadal wygląda to podejrzanie. Było widać na zdjęciach, jak niektórzy gracze zespołu z Wysp Kanaryjskich wykonują triumfalne gesty, choć właśnie zebrali oklep.

Jaką rolę odegrał obecny trener Míchel w powrocie Rayo do Primera División?

Ogromną! To jest jego zasługa od samego początku. Przejmował drużynę w fatalnym momencie, gdy groził jej spadek do Segunda B. Była w rozsypce. Do tego dochodziły te wszystkie problemy instytucjonalne, wokół kibice wojujący z Presą, apogeum konfliktu. Míchel nie bał się nawet z pozoru kontrowersyjnych decyzji, jaką mogło się wydawać chociażby odsunięcie Roberto Trashorrasa od zespołu. Wtedy Rayo zaczęło wygrywać nawet z ekipami walczącymi o awans. Najpierw wywalczyło sobie utrzymanie niemal w cudownych okolicznościach, a w tym, wiadomo, udało się wrócić do najwyższej klasy rozgrywkowej. Z drugiej strony doceniłabym także Davida Cobeño, który ostatniego lata został dyrektorem sportowym klubu. W pierwszym sezonie po spadku uczył się u Ramóna Planesa, a potem już zaczął działać samodzielnie. Udało mu się zrobić kilka naprawdę wielkich rzeczy, na przykład przekonał Óscara Trejo, aby wrócił do Rayo. Gość, który miał ofertę z francuskich zespołów walczących o Ligę Europy dołączył do drużyny z drugiej ligi hiszpańskiej! Fakt, szukał większej stabilizacji życiowej, której we Francji nie mógł znaleźć przez problemy z aklimatyzacją, ale nadal…

Cobeño miał pomysł na budowę kadry, koncepcję, postawił na mieszankę młodości z doświadczeniem, a nie tylko ściągał losowych graczy, którzy akurat byli dostępni na rynku. Owszem, wydaje się, że w pierwszej kolejności stara się pozyskiwać piłkarzy z przeszłością w Rayo, znających klub, ale są to w większości zawodnicy zdolni coś wnieść, na boisku, jak Trejo lub poza nim, by zarażali kolegów rayismo, jak „Chori” Domínguez.

Míchelowi na pewno pomogło też to, że jest żywą legendą Franjirrojos, jako piłkarz reprezentował ich barwy przez wiele lat. Zapewne otrzymał dzięki temu znacznie większy kredyt zaufania od rayismo, na przykład wobec tych niepopularnych decyzji jak z Trashorrasem.

To nie tak, iż ona była niepopularna, bo akurat jego wielu kibiców również chciało odsunąć. On baaaardzo podpadł kibicom, trzymając się blisko z Miku, który po spadku wymuszał odejście i uważany był za zdrajcę, mogącego być nawet zamieszanym jakoś w te wszystkie podejrzane historie związane z walką o utrzymanie. Gdy Trashorras zaczął się zadawać z graczami, wobec których były podejrzenia o brak zaangażowania, takimi jak Miku albo Razvan Rat, przestano go postrzegać tak dobrze jak przed laty. Po spadku przedłużył kontrakt na kolejne 3 lata, ale jego postawa w Segunda sprawiła, że wielu kibiców uznało, że został tylko po to, by zapewnić sobie emeryturę. Jeszcze za kadencji Sandovala jedno z mediów zajmujących się Rayo podało nawet, że trener nazwał go podczas sprzeczki „gównianym kapitanem”. Podejrzewano, że pewna grupa piłkarzy, do której należał Trashorras, utrudniała pracę trenerom. Kiedy drużynę przejął Míchel, przestali oni liczyć się w walce o miejsce w składzie, a Rayo zaczęło grać…

34474999_1828856733840253_8520975735261757440_n

To tak patrząc z perspektywy czasu, czy Míchel nie powinien był dostać szansy znacznie wcześniej, jeszcze przed Sandovalem i Barają, których kadencje okazały się (prawie) tragiczne w skutkach?

Teraz wychodzi na to, że owszem. Natomiast ja, w momencie kiedy obejmował pierwszą drużynę, miałam sporo wątpliwości. Przede wszystkim mógł sobie spalić karierę szkoleniowca tym ruchem już na samym starcie, bo całe jego wcześniejsze doświadczenie na ławce trenerskiej to było kilka miesięcy w Juvenil A… Został rzucony na głęboką wodę, uznano go właściwie za ostatnią deskę ratunku, postawiono go przed zadaniem, które wtedy wydawało się niemożliwe do wykonania. No i gość dokonał cudu, po prostu.

Następną przeszkodą dla Michela będzie kolejna rewolucja kadrowa w zespole? Kilkunastu zawodnikom z różnych powodów kończą się umowy.

Na pewno będzie przebudowa, lecz mam nadzieję, że nie aż tak wielka, jak w wielu poprzednich latach.

Co sezon wymieniano piłkarzy niczym rękawiczki.

Kilka lat temu nawet po 19 czy 20 w przeciągu sezonu. Kilka kluczowych postaci – na przykład Fran Beltrán czy Trejo, a także młody, perspektywiczny pomocnik Santi Comesaña – ma jednak nieco dłuższe umowy, więc liczę, iż uda się utrzymać trzon ekipy. Poza tym kilka lat temu nawet nikomu w głowie się nie mieściło, że jakikolwiek piłkarz Rayo mógłby mieć wpisaną klazulę na poziomie 25 milionów euro. Nikt by na to nie poszedł, a Santi ma właśnie taki zapis w swoich papierach. Cena jak na warunki Rayo zaporowa, chociaż dla angielskich klubów to jest tyle, co nic… Ponadto Rayo, zgodnie z klauzulą zawartą w umowie o wypożyczenie, w związku z awansem wykupiło z Getafe bramkarza Alberto Garcíę. Cobeño zapewniał ostatnio w radiu COPE, że powalczy również o to, by zawodnicy, którzy zostali wypożyczeni do Rayo na sezon 2017/18, pozostali na Vallecas również w kolejnych rozgrywkach. Unai López, Bebé, Raúl De Tomás… Nie wiadomo co dalej z Álexem Moreno, którym zainteresowanych jest wiele mocniejszych klubów.

Czytałem, że chętna na jego usługi byłaby Sevilla.

Tak, ale o od kilku miesięcy mówi się też o Betisie. Fran Beltrán na pewno zostanie na dłużej, choć i koło niego kręciło się kilku potencjalnych kupców.

Myślisz, że to jest realne, by utrzymać ten kręgosłup? Embarba został na przykład najlepszym asystentem drużyny, zaliczając 13 ostatnich dograń. Nie wierzę, iż nikt nie będzie próbował po niego sięgnąć. Athletic z kolei chce przedłużyć kontrakt Unaia Lópeza.

Jeśli rzeczywiście przedłuży, to w grę wejdzie jedynie wypożyczenie na kolejny rok. Będzie ekstremalnie trudno, aby został Raúl de Tomás. Wzbudził bardzo duże zainteresowanie, mówiło się nawet o Valencii. Ponoć ma przepracować okres przygotowawczy z Realem Madryt, z którego został wypożyczony. Nic z tego nie dziwi, bo w tym sezonie zrobił prawdziwą furorę, zdobywając 24 bramki w 32 meczach.

A są już pomysły na to jak ewentualnie tych liderów zastąpić? To też bardzo ważna sprawa i dość specyficzna – o ile w innych zespołach uzależnienie od jednego gracza jest odbierane negatywnie, o tyle w Rayo zawsze ktoś taki był potrzebny. Gdy go zabrakło – od razu Franjirrojos zlecieli do Segundy.

Faktycznie, często to piłkarz grający na pozycji mediapunta był pierwszoplanową postacią, strzelał gole, a napastnik wykonywał sporo czarnej roboty. Rozpychał się, ściągał uwagę obrońców… Z drugiej strony, tak jak mówiłam, jest Óscar Trejo, od którego oczekuje się wiele. Skoro przyszedł do Segundy, by pomóc Rayo w powrocie do Primera, to chyba nie po to, by po awansie od razu gdzieś uciekać, szczególnie, że przedłużył kontrakt do 2020 roku? Musiałby dostać jakąś naprawdę rewelacyjną ofertę. Póki co jednak to w nim upatruję takiego gracza, który będzie ciągnął zespół w przyszłym sezonie. Tym bardziej, że naprawdę ma spore doświadczenie. Grał w Primera División, grał na dobrym poziomie w Ligue 1, więc wiele wskazuje właśnie na niego, jako takiego potencjalnego boiskowego lidera.

Ogólnie rzecz biorąc – da się w tej chwili przewidzieć co jest w stanie osiągnąć Rayo w rozgrywkach 2018/19, czy jest jeszcze za wcześnie?

Myślę, że możemy mówić jedynie o walce o utrzymanie. Nie ma co zbyt szybko stawiać wysokich oczekiwań. Wiem, kiedyś potrafiło zaskoczyć, lecz nie oszukujmy się, celem tej ekipy zawsze było spokojne utrzymanie i teraz nie będzie inaczej. Zobaczymy jeszcze jak Rayo wzmocni obronę. W tym momencie filarami są Abdoulaye Ba oraz Chechu Dorado, który ma 35 lat. Do tego Amaya, który nie wiadomo czy zostanie, bo w hierarchii był czwartym stoperem. Emiliano Velázquez natomiast kończy wypożyczenie i nie wiadomo czy uda się go odzyskać.

Jak pamiętam Abdoulaye Ba z Primera División, to raczej bym go widział w skeczach Monty Pythona niż w roli lidera zespołu.

Nie ma się co oszukiwać, długo nie przekonywał. Kilka meczów położył w pojedynkę. Dopiero teraz okrzepł i gra mądrzej. W Segunda dawał drużynie naprawdę sporo. Nie ma jednak wątpliwości, że ogólnie trzeba tę defensywę wzmocnić. Davida Cobeño znów czeka bardzo pracowite lato…

Rozmawiał: Mariusz Bielski

Obserwuj Edytę na twitterze:

Najnowsze

EURO 2024

Boniek: Jechanie z nastawieniem, że niczego nie zdziałamy, to strata czasu

Antoni Figlewicz
1
Boniek: Jechanie z nastawieniem, że niczego nie zdziałamy, to strata czasu
Piłka nożna

Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Szymon Piórek
13
Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Felietony i blogi

EURO 2024

Pracował dwa dni w Niecieczy, teraz pojedzie na Euro. Wielki sukces Probierza

Patryk Fabisiak
0
Pracował dwa dni w Niecieczy, teraz pojedzie na Euro. Wielki sukces Probierza

Komentarze

17 komentarzy

Loading...