Reklama

Radek Drulak nie ma kutasa… czyli kolejna futbolowa afera w Czechach

redakcja

Autor:redakcja

30 listopada 2011, 12:47 • 7 min czytania 0 komentarzy

Na Euro 96 byli w piłkarskim niebie. Doszli do finału, w którym postawili się Niemcom. W dogrywce odpadli też z Euro 2004, tym razem w półfinale, przeciwko rewelacyjnym Grekom. Ale od kilku lat czeski futbol na kontynencie znaczy coraz mniej. Nie ma już Bejbla, Bergera, Smicera czy Kuki. Dziś Czesi uważani są, obok Polaków, Ukraińców, Irlandczyków i może jeszcze Greków, za outsidera przyszłorocznego turnieju. – To najsłabsza reprezentacja Czech, jaka kiedykolwiek awansowała na Euro – słowa te, co ciekawe, wypowiada nie jeden z krytycznych wobec swej kadry dziennikarzy, lecz jej kapitan – Tomas Rosicky.
Piłkarska jakość zanika, ale nie zmienia się jedno. Czesi, czy to po zwycięstwie, czy to po porażce, wciąż kochają się bawić. Teraz najwidoczniej pozazdrościli Polakom ich incydentu na Okęciu z 1980 roku, bo sami, czekając na samolot po dwumeczu z Czarnogórą, odstawili coś, co media zainteresowało bardziej niż ich boiskowe wyczyny.

Radek Drulak nie ma kutasa… czyli kolejna futbolowa afera w Czechach

Nie poszło ani o trenera Michala Bilka (na zdjęciu), ani o żadną z gwiazd, tylko o Radka Drulaka. Dla byłego reprezentanta jeszcze Czechosłowacji i potem już Czech, srebrnego medalisty z Anglii, widok jego rodaków dostających w eliminacjach od Litwy, meczących się ze Szkocją i Liechtensteinem, był potwornie bolesny. A że Drulak, dziś kierowca ciężarówki, nigdy nie owijał w bawełnę, to po kolejnym, szczęśliwie zremisowanym w Szkocji meczu, wypalił: – Ten Bilek, po co on tam jest? On albo nie rozumie futbolu albo powinien wypierdalać. Może po prostu boi się dokonywać zmian, ale w takim razie też powinien spierdalać, i to jak najszybciej.

Opinia publiczna szybko podchwyciła te słowa. – Chłop mógł wyrazić to ładniej, ale ma rację – stwierdzono. Piłkarzy słowa Drulaka dotknęły, ale tłumili to w sobie. Do czasu. Gdy po wygraniu baraży zeszła z nich presja, a cel został zrealizowany, lotnisko stało się miejscem do pokazania, co sądzą o byłym reprezentancie. Trzymając się za ręce, sformowali okrąg, po czym zaczęli skakać i wspólnie zaintonowali: „Radek Drulak nie ma kutasa! Radek Drulak nie ma kutasa!”. A to wszystko w miejscu publicznym, obok dziennikarzy i zwykłych pasażerów.

Ł»enujący pokaz głupoty przepłacanych i zmanierowanych gwiazdek? A może jednak jest w tym coś na swój sposób pozytywnego – jedność piłkarzy wokół wspólnego wroga, tworząca tak zwany „team spirit”? Nasz rozmówca, Michal Petrak, dziennikarz czeskiego „Sportu”, jest zdecydowanie bliżej pierwszej z tych definicji. – Ty naprawdę widzisz w tym jakieś budowanie atmosfery, ducha drużyny? Nie zgadzam się z tym, dla mnie to skandaliczny brak dyscypliny. Zresztą mogę ci powiedzieć, że nie wszyscy piłkarze się z tym zgadzali. Młodzi dołączyli tylko dlatego, że chcieli wkupić się w łaski starszyzny. Zresztą oni chyba nawet nie wiedzieli o czym tak naprawdę śpiewają. A, nie śpiewał też Petr Cech uważając to za żałosne – mówi w rozmowie z Weszło Petrak, który tamtego, pamiętnego dnia na swoim Twitterze napisał: „Myślę, że nasza kadra potwierdza w tej chwili znane powiedzenie o różnicach między futbolem a rugby. Ł»e piłka to gra dla dżentelmenów, którą uprawiają chuligani.”

Reklama

„Słodka zemsta doprawdy, słodka i zarazem głupia” – pisze o całym zajściu inny dziennikarz, Ondrej Bednar, na portalu Slavic Football Union. Zresztą nie tylko zaintonowany przez piłkarzy okrzyk tak wzburzył czeską opinię publiczną. Piłkarze po przylocie do kraju byli bowiem w stanie wskazującym, niektórzy mieli zdarte rękawy dostarczonych przez sponsora garniturów, a Milanowi Barosowi spod strzępek niegdyś eleganckiego stroju wystawały stringi. Ale Michal Bilek, którego nazwisko (tym razem w pozytywnym kontekście) piłkarze też skandowali, jak dotąd nie wyrzucił nikogo. Całą aferę celnie spuentował jeden z internautów: – Nie wiem czy Drulak ma kutasa. Wiem natomiast, że Michal Bilek ma ich przynajmniej jedenastu…

Incydent na lotnisku to trzecia w ostatnich latach związana z reprezentacją afera, o której rozpisywałyby się media. Wszystko zaczęło się w 2007 roku. Czesi przegrali wówczas 1-2 w eliminacyjnym meczu z Niemcami, a głuchą nocą hotelowy pokój piłkarzy odwiedziło sześć prostytutek. Zresztą do zabawy była okazja, bo Tomas Ujfalusi kończył właśnie 29 lat. I wspólnie z kolegami – Rosickym, Janem Polakiem, Markiem Cechem i Martinem Jirankiem – zabawiał się z paniami przy litrach alkoholu i dźwiękach głośnej muzyki. W społeczeństwie konsternacja. No bo jak to – oni? Reprezentujący kraj? Mający dać przykład młodzieży? Wzburzenie tym większe, że w mediach częste były nagłówki: „Reprezentacja i dziwki. To nic nowego”, a jedna z gazet dotarła nawet do właścicielki agencji towarzyskiej, która stwierdziła, że reprezentanci z usług jej pracownic korzystają od lat.

Jej słowa potwierdziły się już dwa lata później. Kolejna porażka u siebie, znów 1-2, lecz tym razem boleśniejsza, bo z sąsiadem, Słowacją. Do tego niemal przekreślająca szanse na awans, a przecież grupa, z Polską, Słowenią, Irlandią Północną i San Marino, była wymarzona. Ok, w hokeja możemy z nimi przegrać, ale żeby w piłkę? – nie dowierzali Czesi. A w mediach, oprócz szoku i niedowierzania, kolejne fotografie – tym razem z paniami lekkich obyczajów na mieście spotykają się Baros, Radoslav Kovac, Marek Matejovsky, Vaclav Sverkos, Martin Fenin. I oczywiście Ujfalusi, który we wspomnianym meczu był kapitanem. Kara za recydywę była już dużo surowsza – całą szóstkę pogoniono, a pracę stracił też trener Petr Rada i cały jego sztab, łącznie z Pavolem Hapalem, który dzisiaj prowadzi Zagłębie. Piłkarze czuli się zaszczuci przez federację i media a Ujfalusi uniósł się honorem: – Ze względu na to co dzieje się dookoła niej, rezygnuję z występów w reprezentacji. I zdania nie zmienił do dziś.

Pół biedy, gdyby Czesi przez ostatnie lata bronili się grą, wynikami. Ale czasy, gdy swą grą zachwycali całą Europę, bezpowrotnie minęły. Choć reprezentacja nowo utworzonego państwa już w 1996 roku zagrała w finale wielkiej imprezy, Petrak to nie tę datę uważa za szczyt potęgi czeskiego futbolu: – Najlepsi byliśmy w 2004 roku, na Euro w Portugalii. Pavel Nedved właśnie zdobywał Złotą Piłkę, potrafiliśmy po świetnym spotkaniu ograć Holendrów, cudowny był Baros. Do tego w odpowiedni wiek weszli Rosicky i Jankulovsky, a chłopakom pomagał jeszcze Karel Poborsky – tłumaczy dziennikarz „Sportu”.

W późniejszych latach nasi sąsiedzi grali na miarę potencjału, który jednak był coraz mniejszy. W Niemczech z grupy nie wyszli, bo trafili na genialny dzień Ghany. Dwa lata później na przeszkodzie stanął błąd Petra Cecha i niezwykły comeback Turków. Brakowało szczęścia, ale i, coraz bardziej, umiejętności. Do RPA Czesi nie polecieli, a w polsko-ukraińskim Euro zagrają głównie dlatego, że w barażach trafili na Czarnogórę. Ale i tu potrzebowali farta, bo u siebie podwyższyli na 2-0 w ostatnich sekundach, a w Podgoricy rywale pudłowali w świetnych sytuacjach.

– Wasza reprezentacja jest w takim kryzysie, tymczasem Viktoria Pilzno wchodzi do Ligi Mistrzów, wytłumacz nam to – zagadujemy Petraka. Nasz rozmówca zaznacza, że kryzys to za duże słowo. Lepiej mówić o przejściowych kłopotach, których rozwiązanie zajmie trochę czasu. – A Viktoria to bardzo ciekawy, ofensywnie grający zespół, który w pełni sobie zasłużył na to, co go spotkało. Zresztą jak przeanalizujesz ostatnie mecze, zobaczysz, jak dużo jej piłkarze dają reprezentacji. Rzeczywiście, w dwumeczu z Czarnogórą do siatki rywala trafiali Vaclav Pilar i Petr Jiracek. A ważną postacią Czechów był napastnik Jan Rezek, który niedawno, w poszukiwaniu większych pieniędzy, przeniósł się z Pilzna na Cypr, do Famagusty. To takie symptomatyczne.

Reklama

– Zresztą mamy też młodych, zdolnych chłopaków z innych zespołach. W Spartaku Moskwa jest Marek Suchy, w Sparcie gra Vaclav Kadlec, bardzo zdolny jest też Janek Chramosta z zespołu Mlada Boleslav – wymienia Petrak, po czym dodaje – Ale największym odkryciem ostatnich miesięcy jest Gebre Sellasie. Nie, to nie ten biegacz. I żaden farbowany lis. Gra w Slovanie Liberec, ma etiopskie korzenie, ale urodził się w Czechach.

Słaba gra i kolejne skandale nie służą budowaniu odpowiedniej otoczki wokół reprezentacji. Jeden z czeskich dziennikarzy złośliwie zauważa, że kadrowicze cieszyli się szacunkiem większości kibiców przez jakieś 12 godzin – od bramki Jiranka w Podgoricy do momentu, kiedy postanowili pośpiewać o budowie anatomicznej Drulaka. Oliwy do ognia dolał też Vladimir Smicer – obecnie menadżer reprezentacji – który, podobnie jak Grzegorz Lato, co jakiś czas udowadnia, że świetny piłkarz nie musi wcale być równie świetnym działaczem. – Czy chłopcy po tym incydencie stracą kibiców? Nie, nie stanie się tak, bo oni przecież żadnych nie mają – niedawno wypalił.

– Takie wypowiedzi jak ta na pewno nie pomagają. Podobnie jak słowa Rosickiego, choć z nimi akurat osobiście się zgodzę, bo słabszego zespołu na Euro jeszcze nie wysłaliśmy – komentuje Petrak, po czym dodaje – ale to nie oznacza, że jesteśmy outsiderem. Są słabsi od nas, przy dobrym losowaniu możemy wyjść z grupy. Choć faktem jest, że sporo bliżej nam w tej chwili do Greków niż do Hiszpanów. Ale przeciętni Czesi są mniej optymistyczni. To dobrze, że Euro odbywa się niedaleko – piszą. Bo dzięki temu powrót ich drużyny do kraju będzie szybki w dwóch tego słowa znaczeniach.

JAKUB RADOMSKI

Najnowsze

Ekstraklasa

Kibice Radomiaka przywitali piłkarzy po przegranych derbach. „Mamy dość”

Szymon Janczyk
10
Kibice Radomiaka przywitali piłkarzy po przegranych derbach. „Mamy dość”
1 liga

Comeback Wisły Kraków! Z 0:2 na 3:2 ze Zniczem Pruszków

Bartosz Lodko
6
Comeback Wisły Kraków! Z 0:2 na 3:2 ze Zniczem Pruszków
Anglia

Kluby z niższych lig sprzeciwiają się zmianom w FA Cup

Bartosz Lodko
5
Kluby z niższych lig sprzeciwiają się zmianom w FA Cup

Komentarze

0 komentarzy

Loading...