Reklama

Patriota, który zwątpił w swój kraj. Tajemnica śmierci Pata Tillmana

Michał Kołkowski

Autor:Michał Kołkowski

15 grudnia 2020, 09:03 • 57 min czytania 39 komentarzy

Każdy kraj, zwłaszcza globalne supermocarstwo, potrzebuje bohaterów. Postaci, które swoją postawą – patriotyzmem, heroizmem, bezinteresownością – będą stanowić inspirujący przykład, przy okazji legitymizując działania rządu w oczach społeczeństwa. Krótko mówiąc, każdy kraj potrzebuje swojego Pata Tillmana. Młodego, utalentowanego, przystojnego, charyzmatycznego mężczyzny, gotowego zrezygnować z fantastycznie zapowiadającej się kariery i wielomilionowych zarobków, by wyruszyć na wojnę w imię ideałów. Problem pojawia się dopiero wówczas, kiedy sam bohater zaczyna powątpiewać w słuszność powierzonej mu misji. Gdy dociera do niego, że sprawa, o którą zdecydował się walczyć w przypływie patriotycznego uniesienia, wcale nie jest tak słuszna i chwalebna, jak mu się początkowo wydawało. Na jego zbroi, dotychczas nieskazitelnej, pojawiają się kolejne wgniecenia i zarysowania. A bohater narodowy to przecież nie jest kelner czy listonosz. Nie może po prostu odejść z pracy i poszukać sobie innego zajęcia. Kogo raz wprzęgnięto w mechanizm wojennej propagandy, ten musi w nim pozostać. Do śmierci, a nawet jeszcze dłużej.

Patriota, który zwątpił w swój kraj. Tajemnica śmierci Pata Tillmana
***

George W. Bush (43. prezydent Stanów Zjednoczonych): – Pat Tillman kochał futbol, lecz jeszcze bardziej kochał Amerykę. Był wspaniałym mężem i synem, oddanym bratem, odważnym i skromnym człowiekiem. Nieugiętym obrońcą wolności. Zostanie zapamiętany na zawsze.

Marie Tillman (żona Pata): – Kiedy wróciłam do domu, usłyszałam sygnał telefonu. Dzwoniła Dannie. Zamarłam. Nie taki był plan. Miałam poinformować ją twarzą w twarz. Mimo wszystko odebrałam. „Marie, czy coś się stało?” – zapytała natychmiast. Mój mózg działał na najwyższych obrotach, by wymyślić właściwą odpowiedź, lecz usta nie chciały z nim współpracować. Wydukałam jedynie: „Pat zginął”. Nie było to łagodne, ale czy da się w ogóle w łagodny sposób poinformować matkę o śmierci jej syna? Dannie nie odpowiedziała. Po chwili upuściła telefon i wydała z siebie głęboki, rozdzierający krzyk rozpaczy. Wyła tak głośno, że po chwili do jej mieszkania wpadli sąsiedzi, których zaniepokoił ten hałas. Nie potrafiłam się rozłączyć. Przysłuchiwałam się więc, jak Syd i Peggy ją uspokajają. Po chwili Syd podniósł słuchawkę i zapewnił mnie, że zostaną z Dannie. 

John McCain (senator Stanów Zjednoczonych, wieloletni członek senackiej Komisji Sił Zbrojnych): – Uwielbiam futbol. Byłem wielkim fanem Pata Tillmana, gdy grał dla Arizona State Sun Devils, a później Arizona Cardinals. Nigdy go jednak nie poznałem osobiście, czego bardzo żałuję. Chciałbym przyjaźnić się z nim całe życie. (…) Pat zginął tak, jak żył. Odważnie i w służbie swojego kraju.

Reklama

Kevin Tillman (żołnierz US Army, brat Pata): – Poczułem lekki niepokój, bo podczas akcji w terenie mój brat był dość głośnym typem, sporo gadał, tymczasem kontakt z nim zupełnie się urwał. Zacząłem dopytywać kolegów, co się dzieje z Patem. Nikt nie chciał mi odpowiedzieć.

Kevin Tillman, Mary „Dannie” Tillman, Jessica Lynch

Bryan O’Neal (żołnierz US Army): – Chciałem od razu poinformować brata Patty’ego o tym, do czego doszło. Jednak podpułkownik Jeff Bailey, dał mi do zrozumienia, że będę miał poważne kłopoty, jeśli powiem choćby słowo.

Ralph Kauzlarich (oficer US Army): – Rodzina Tillmana nie potrafi sobie poradzić z tą sprawą. Nie umieją odpuścić. Moim zdaniem to dlatego, że są ateistami. Na chrześcijan czeka po śmierci lepszy świat, prawda? No ale jeżeli jesteś ateistą, jeżeli w nic nie wierzysz, to raczej po śmierci nie masz już dokąd pójść. Nic cię nie czeka, stajesz się robakiem zagrzebanym w ziemi. Nie wiem, trudno mi się wczuć w sposób myślenia ateisty, ale podejrzewam, że nie jest im teraz łatwo. Chłopak zginął i to wszystko, pozostała pustka. Ta świadomość musi ich przytłaczać.

Mary „Dannie” Tillman (matka Pata): – Nie mówię, że Pat został zamordowany. Mogę mieć swoje przypuszczenia na ten temat, ale nie mam żadnych dowodów i nigdy ich nie zdobędę. Nie chcę nawet wchodzić w tę kwestię. Skupiam się na faktach. Mój syn zginął 22 kwietnia 2004 roku. 3 maja zorganizowano dla niego uroczystość żałobną, którą obserwowała za pośrednictwem mediów cała Ameryka. Dlaczego nie poznaliśmy prawdy o śmierci Pata od razu? A skoro nie mogliśmy jej poznać przed pogrzebem, to dlaczego ktoś z rządu albo armii nie powiedział nam: „Dopiero prowadzimy dochodzenie, nie znamy szczegółów, musicie zaczekać”? Tutaj nikt nie popełnił przypadkowego błędu, nie doszło do nieporozumienia. Z rozmysłem przedstawiono fałszywą opowieść na temat śmierci mojego syna. Przedstawiono ją wszystkim obywatelom Stanów Zjednoczonych i zrobiono to w tylko jednym celu – by podsycić w społeczeństwie pro-wojenne nastroje.

Reklama

LOJALNOŚĆ

„I don’t mind chopping wood and I don’t care, if the money’s no good”
The BandThe night they drove Old Dixie down

W kwietniu 2002 roku Arizona Cardinals, drużyna futbolu amerykańskiego z siedzibą w Phoenix, zaoferowała Patowi Tillmanowi kontrakt opiewający na nieco ponad 3,5 miliona dolarów za trzy lata gry. Dla władz ekipy Cardinals, podobnie zresztą jak dla jej kibiców, było kwestią zupełnie oczywistą, że niespełna 26-letni obrońca zgodzi się na te warunki i zwiąże swoją przyszłość z klubem. Rok wcześniej Tillman dowiódł bowiem swej lojalności – odrzucił ofertę St. Louis Rams, choć zapewniłaby mu ona prawie dziesięć milionów dolarów za pięć lat. Mało tego. Rams na przełomie wieków należeli do najmocniejszych drużyn w National Football League (NFL). W 2000 roku „Barany” wygrały nawet 34. edycję Super Bowl. W ich szeregach szczególnie mocno błyszczał quarterback Kurt Warner – jeden z najlepszych zawodników tamtych lat w całej lidze.

Przenosiny do St. Louis oznaczałyby zatem dla Tillmana nie tylko niebagatelny wzrost zarobków, ale i możliwość gry o najwyższe cele. Dla porównania, Cardinals w latach 1999 – 2007 ani razu nie zakwalifikowali się nawet do play-offów.

Sun Devil Stadium – obiekt, na którym Arizona Cardinals rozgrywali swoje mecze w latach 1988 – 2005

Kiedy Frank Bauer, agent Tillmana, dowiedział się o propozycji ze strony Rams, nie próbował ukrywać ekscytacji. Sądził, że to może być życiowa szansa dla jego klienta. – Natychmiast zadzwoniłem do Patty’ego i powiedziałem mu: „Słuchaj, jestem już po rozmowach. Rams naprawdę ciebie chcą. Cardinals mogą oczywiście wyrównać ich ofertę, ale mam pewność, że tego nie zrobią. Nie zapłacą ci tyle. Zaraz prześlę faksem umowę. Podpisz ją i zwróć mi jak najszybciej. Nie ma na co czekać” – wspominał Bauer w materiale filmowym ESPN. Odpowiedź futbolisty zbiła go jednak z pantałyku. Tillman nie tylko nie podzielał euforii swojego agenta, lecz zaczął tonować jego szampański nastrój.

Potrzebuję czasu do namysłu – oznajmił dość oschle.
Czasu? Jak to: „potrzebujesz czasu”? – emocjonował się zdumiony Bauer. – Chłopie, ty mnie kiedyś wykończysz. Nad czym tu się zastanawiać? Podpisuj i dobijamy targu, nikt inny w całej lidze nie zapłaci ci takich pieniędzy. Oni w ciebie wierzą.
A jednak wolałbym się zastanowić. Daj mi dwa dni – odparł Tillman.

Po dwóch dniach rzeczywiście oddzwonił. I prawie przyprawił Bauera o zawał serca.

„Trzydzieści lat współpracuję jako agent z zawodnikami z NFL. Nigdy wcześniej ani nigdy później nie zdarzyło mi się coś takiego. Patty był jedyny w swoim rodzaju”

Frank Bauer

Nie mogę przyjąć tej oferty – stwierdził bez ogródek zawodnik. – Wybacz, Frank. Cardinals we mnie uwierzyli, dzięki nim w ogóle jestem w NFL. Nie mogę teraz tak po prostu odejść.
Co? Jak… – palnął oszołomiony Bauer. Decyzja Tillmana kompletnie go zszokowała. Dopiero po kilkunastu sekundach odzyskał rezon. – Kurwa mać, czyś ty już do reszty zgłupiał? Za najbliższy sezon w Cardinals dostaniesz pół miliona dolarów. Do cholery, nie trzeba być geniuszem, żeby obliczyć, że to trochę mniej niż kasa, jaką oferują ci Rams. O co chodzi? Powiedz mi, Patty, czemu ty mi to robisz? Masz ofertę życia na stole. Ktoś ci czegoś naopowiadał? Przyznaj się, Patty, co jest grane?
– Nie ma tu nic do dodania, Frank. Po prostu chcę zostać w Arizonie. Tu mi dobrze. Już podjąłem decyzję.

Ta historia dość dobrze oddaje charakter Tillmana. Był on człowiekiem piekielnie upartym, co niekiedy mocno irytowało jego najbliższych, a także współpracowników, trenerów czy kolegów z drużyny. Ale ten upór miał też swoją dobrą stronę. Pat nigdy nie wycofywał się z raz danego słowa. Jeśli już coś postanowił, nie było odwrotu. Twardo trzymał się swoich decyzji. – Po co miałbym dołączać do Rams? Oni i beze mnie są przecież znakomitym zespołem – pytał potem retorycznie dziennikarzy. Przeprowadzka do St. Louis byłaby z jego perspektywy pójściem na skróty.

Pozostanie w Cardinals stanowiło zaś wyzwanie, a Tillman uwielbiał wyzwania.

ZAMACH

„Well, I know what’s right, I got just one life
in a world that keeps on pushin’ me around, but I’ll stand my ground”
Tom PettyI won’t back down

Przewidywania Bauera okazały się trafione. Rzeczywiście Tillman w 2001 roku otrzymał od Cardinals minimalny kontrakt i zarobił ledwie 512 tysięcy dolarów za sezon. Jego decyzja o pozostaniu w Arizonie wzbudziła naturalnie olbrzymie emocje w środowisku. Ostatecznie w świecie zawodowego sportu bardzo rzadko się zdarza, by zawodnik odmawiał propozycji zapewniającej mu jednocześnie podwyżkę i otwierającej możliwość rywalizowania o najwyższą stawkę. Biorąc to wszystko pod uwagę, wydawało się zatem pewne jak w banku, że rok później Tillman nie będzie się nawet zastanawiał i ponowie postanowi związać się z Cardinals. Tym razem na trzy lata i za znacznie większą kasę.

Na którą zresztą rzetelnie sobie zapracował na boisku. W 2000 roku obrońca Arizony zanotował aż 155 skutecznych szarż (w tym 118 indywidualnych), co było trzecim wynikiem w całej NFL. W kolejnym sezonie spuścił z tonu, lecz tylko odrobinę. Wciąż plasował się w ligowej czołówce pod względem indywidualnych statystyk. Wyrobił sobie markę, jego kariera zdawała się rozkwitać.

Tymczasem futbolista znowu wszystkich zaszokował.

Pat Tillman

Oznajmił, że nie ma zamiaru podpisać nowego kontraktu z klubem. I to wcale nie dlatego, że tym razem dał się skusić jakąś lukratywną ofertą z innego zespołu. Zadecydował, że w ogóle porzuca sportową karierę, by… zaciągnąć się do wojska i wziąć udział w wojnie z terroryzmem. Nie była to rzecz jasna decyzja podjęta pod wpływem chwili, wywołana jakimś nagłym impulsem. Tillman od wielu miesięcy nosił w sobie zamiar zakończenia gry w NFL i wstąpienia do armii.

Po raz pierwszy przyszło mu to do głowy 11 września 2001 roku.

To data niewątpliwie wyjątkowo ważna dla najnowszej historii Stanów Zjednoczonych i w ogóle całego świata. Między godziną 8:46 a 10:28 czasu lokalnego sunnicka organizacja terrorystyczna Al-Kaida przeprowadziła serię czterech ataków terrorystycznych na terenie USA za pomocą uprowadzonych samolotów pasażerskich. Dwa z nich ugodziły w nowojorskie wieże World Trade Center, a trzeci zniszczył część Pentagonu. Czwarty nie dotarł do zaplanowanego przez terrorystów celu, którym przypuszczalnie mógł być Biały Dom. Rozbił się na terenie nieczynnej kopalni, w gminie Somerset w Pensylwanii. Nie przeżył nikt – ani porywacze, ani pasażerowie czy obsługa lotu.

Zamachy pochłonęły łącznie około trzech tysięcy ofiar śmiertelnych. Kilka razy więcej ludzi poniosło obrażenia. Tak wielu Amerykanów nie ucierpiało nawet w japońskim ataku na Pearl Harbor, a przecież tamto wydarzenie popchnęło USA do bezpośredniego udziału w II Wojnie Światowej.

„Zagrożenia terrorystycznego w Stanach Zjednoczonych nie potraktowano poważnie. Arabscy terroryści sprawiali wrażenie zbyt egzotycznych, wręcz prymitywnych. Wiara Amerykanów we własne przewagi technologiczne dawała złudne poczucie całkowitego bezpieczeństwa. Groźby Osamy bin Ladena i jego popleczników jawiły się jako groteskowe. Żałosne. Nie zrozumiano w porę, że Al-Kaida to nie jest byle przestarzała arabska bojówka, skamielina z VII wieku”

Lawrence Wright: „The Looming Tower: Al Qaeda’s Road to 9/11”

Feralnego dnia Pat miał zamiar dłużej pospać. We wtorki zawodnicy Cardinals zwyczajowo nie trenowali. Zbudził go dopiero telefon od brata. – Dźwigaj dupę z łóżka i leć przed telewizor – wysapał podenerwowany Kevin Tillman. Pat posłusznie zerwał się więc na równe nogi i ruszył do salonu. Czym prędzej złapał za pilota. Po chwili zaczął, podobnie jak miliony ludzi na całym globie, oglądać zapętlone nagranie, przedstawiające samolot Boeing 767, który z niezwykłą szybkością wbija się w jedną z wież World Trade Center. Kilkadziesiąt minut później konstrukcja się zawaliła. Tillman nie odrywał wzroku od telewizora. Nie odnotował nawet, że jego wstrząśnięta żona żegna się z nim i wychodzi do pracy.

Po prostu gapił się w ekran, całym sobą chłonąc koszmarne wiadomości.

pierwsze doniesienia medialne na temat zamachu z 11 września 2001 roku

Jak opowiadali potem bliscy Tillmana, między innymi w książce „Where men win glory: The Odyssey of Pat Tillman”, szczególnie piorunujące wrażenie wywarł na futboliście widok ludzi w desperacji wyskakujących z płonącego budynku, niekiedy nawet trzymających się za ręce.

Kilka dni po tragedii dział medialny Arizona Cardinals wyznaczył Pata do udzielenia oficjalnego wywiadu. Miał sprzedać dziennikarzom kilka standardowych, lecz jakże potrzebnych w tak ponurej chwili haseł o jednoczeniu się w bólu z rodzinami ofiar zamachu. Tillman słynął z oczytania i elokwencji, więc klubowi marketingowcy byli spokojni, że świetnie sobie w tych niełatwych okolicznościach poradzi jako swoisty reprezentant drużyny. Nie spodziewali się jednak, jak wiele Pat ma do powiedzenia na temat dramatycznych wydarzeń z 11 września. – Nie zdajemy sobie sprawy, jak piękne jest nasze życie – mówił Tillman. – W takich chwilach człowiek się na chwilę zatrzymuje i zaczyna myśleć. O systemie, w którym żyjemy. O wolnościach, jakimi dysponujemy. To wszystko, co symbolizuje dzisiaj nasza flaga, nie powstało w ciągu jednego dnia. Mój pradziadek był w Pearl Harbor w 1941 roku. Wielu moich przodków zginęło na frontach wojen. A ja? A ja… nie zrobiłem jeszcze nic.

Kiedy dziennikarz zapytał go, czy jako zawodnik jest już mentalnie gotowy, by wrócić na boisko, Pat zawahał się. Widać było, że bije się z myślami. – To trudne. Cholera, jesteśmy futbolistami. Tylko futbolistami, rozumiesz? Nasza gra wydaje się teraz tak bardzo nieistotna. Prawdopodobnie już wtedy Tillman zastanawiał się gorączkowo nad tym, jak nadać swojemu życiu głębsze znaczenie. I zapewne już wtedy widział siebie na pierwszej linii frontu w „wojnie z terroryzmem”. Prezydent George W. Bush pierwszy raz oficjalnie użył tego terminu już 16 września 2001 roku. Dwa dni później Kongres upoważnił go do wykorzystania amerykańskiego potencjału militarnego w walce z terrorystami.

***

Protokół przesłuchania w Kongresie (fragment I):

Generale Myers, zwrócę się teraz do pana. Kiedy zginął Pat Tillman, był pan, na mocy ustawy Goldwater-Nichols z 1986 roku, najstarszym rangą dowódcą amerykańskich Sił Zbrojnych i głównym doradcą prezydenta oraz sekretarza obrony. Notatka P-4, w której zawarte zostały informacje na temat prawdziwych przyczyn śmierci kaprala Pata Tillmana, nie była zaadresowana do pana osobiście, lecz generał Abizaid zeznał przed chwilą, iż poinformował pana o jej treści. Czy to prawda?

Richard Myers (generał Sił Powietrznych Stanów Zjednoczonych, 15. przewodniczący Kolegium Połączonych Szefów Sztabów): – Nie pamiętam dokładnie. Bardzo możliwe, że właśnie tak było. Sądzę, że możemy zaufać ocenie generała Abizaida.

Nie pamięta pan, co konkretnie przekazał panu generał Abizaid?

– Nie, niczego sobie nie przypominam, mam w głowie tylko ogólny zarys tej rozmowy.

Generał Abizaid powiedział nam, że gdy przekazał panu treść notatki P-4, pan był już świadomy, jakie mogły być rzeczywiste powody śmierci kaprala Tillmana. Czy potwierdza pan to?

– Tak. Wiedziałem, że toczy się śledztwo w tej sprawie. (…)

Skąd się pan o tym dowiedział?

– Nie pamiętam. (…)

Generale Myers, powiedział pan wczoraj swoim podkomendnym, że kiedy zwrócił się do pana generał Abizaid, wiedza o prawdziwych okolicznościach śmierci Pata Tillmana była powszechna wśród dowództwa. Czy to prawda?

– Jeżeli tak stwierdziłem, musiała to być pomyłka. Nic mi nie wiadomo, aby była to wówczas powszechna wiedza.

A jednak pan tę wiedzę miał, ludzie z pana otoczenia też.

– Tak. (…)

Można zatem stwierdzić, że wiedza o okolicznościach śmierci kaprala Tillmana z całą pewnością dotarła również do Departamentu Obrony?

– Niestety, nie pamiętam. Nie wiem.

BÓJKA

„Born in the U.S.A! I was born in the U.S.A!”
Bruce SpringsteenBorn in the U.S.A

Patrick Daniel Tillman przyszedł na świat 6 listopada 1976 roku we Fremont w stanie Kalifornia jako najstarszy z trójki synów Mary i Patricka seniora. Był bardzo mocno związany ze swoimi braćmi. Starał się ich chronić, stanowił dla nich wzór do naśladowania. – Napędza mnie świadomość, że moja rodzina jest ze mnie dumna – mówił w wywiadzie dla ESPN. – Bardzo się przejmuję tym, co myślą o mnie najbliżsi, zwłaszcza bracia. Mama. Moja mama wzięła kiedyś udział w maratonie. Ukończyła go na szarym końcu. Organizatorzy zawijali już całą imprezę, gdy wreszcie dobiegła do mety. To wiele mówi o jej charakterze – jest nieugięta. Myślę, że mam to po niej.

Sport zawsze był obecny w życiu Tillmana. Jednak długo nie zanosiło się na to, by miał on zostać zawodowym futbolistą.  Fakt, że już jako nastolatek był świetnie zbudowany i bardzo silny. Wręcz obsesyjnie pracował nad swoją muskulaturą, codziennie przerzucał żelastwo na siłowni. Brakowało mu jednak odpowiedniej motoryki i wzrostu, a to są akurat niedostatki trudne do przeskoczenia.

Jeszcze na poziomie licealnym nie były one wielkim problemem. Tillman szybko wyrósł bowiem na jedną z największych futbolowych gwiazd regionu. Dominował nad rywalami. Sprawiało mu to przyjemność do tego stopnia, że nie lubił być zmieniany przez trenera nawet w momencie, gdy mecz był już dawno rozstrzygnięty. Cieszył się na myśl, że może dobić przeciwników, choć ci i tak leżeli już na łopatkach. Nawet koledzy z drużyny mieli go czasem dość, bo na treningach cały czas szukał ze wszystkimi wokół konfrontacji. Gdybyśmy mówili o amerykańskim filmie, Tillman byłby pewnie tym typowym, niezwykle popularnym, a zarazem dość brutalnym i zarozumiałym osiłkiem o szerokiej, prostokątnej żuchwie, któremu powodzenia u dziewczyn zazdrości lekko pierdołowaty główny bohater.

A przynajmniej takie sprawiał wrażenie na pierwszy rzut oka. Zapiski z jego pamiętnika świadczą o tym, że był w gruncie rzeczy dość wrażliwym młodzieńcem. Starał się jednak tę wrażliwość maskować, zakładając maskę dupka. Miał też spory problem z akceptowaniem opinii autorytetów.

„Wiem, że wielu nauczycieli nie mogło znieść jego ciągłych pytań i wątpliwości. Nie chciał się pogodzić ze słabszą oceną. Potrafił poprosić nauczyciela, by sprawdził jego pracę jeszcze raz, bo na pewno powinna zostać oceniona wyżej. Wspierałam w nim tę niezależność. Miał swoją opinię na każdy temat”

Mary „Dannie” Tillman, matka Pata

W wieku siedemnastu lat Tillman wpakował się w spore tarapaty. Wdał się w bójkę pod knajpą i mocno poturbował w niej swojego oponenta. Chłopaka o dwa lata starszego i prawie o głowę wyższego, lecz znacznie mniej napakowanego mięśniami.

Pat stanął do walki z powodu, który można w sumie uznać za szlachetny – w obronie kumpla. Ale prawda jest taka, że awantury spokojnie można było uniknąć. Po pierwsze, to właśnie kolega Tillmana sprowokował całą chryję i w gruncie rzeczy mocno zapracował sobie na to, by wyłapać po łbie. Po drugie, gdy jego oprawcy zobaczyli, że z lokalu wychodzi kilku gotowych do interwencji byczków, w tym Pat, natychmiast odpuścili i zaczęli uciekać gdzie pieprz rośnie. Tillman dopadł tylko jednego z nich. Najpierw powalił go zamaszystym ciosem w tył głowy, a potem – już leżącego – zaczął okładać pięściami i kopniakami. Gdy koledzy go w końcu uspokoili, zmasakrowany chłopak leżał na ziemi w pozycji embrionalnej i gwałtownie dygotał. Choć nie stracił przytomności, nie potrafił ustać na nogach, kiedy na miejsce zdarzenia zajechała policja. Jak gdyby tego było mało, dostał za niewinność, ponieważ akurat on nie brał bezpośredniego udziału w napaści na kolegę Tillmana.

Próbowałem odpowiadać na pytania policji, ale w ustach miałem tylko krew i szczątki powybijanych zębów – wspominał po latach Darin Rosas, ofiara furii Tillmana, w rozmowie z Jonem Krakauerem.

Sprawa nie rozeszła się po kościach. A przynajmniej nie do końca. Pat został skazany na 250 godzin prac społecznych i miesiąc odsiadki w zakładzie karnym dla nieletnich. Jednak i tak można powiedzieć, że mu się upiekło. Mógł być bowiem sądzony za przestępstwo, tymczasem sędzia potraktowała jego wybryk tylko jako wykroczenie. Gdyby zastosowała tę pierwszą opcję, kończący akurat naukę w liceum Tillman straciłby szansę na uniwersyteckie stypendium dla sportowców. Rodzice pokrzywdzonego Darina byli wręcz wściekli, że wyrok okazał się tak łagodny.

Pat Tillman

Można powiedzieć, że wymiar sprawiedliwości dał Tillmanowi szansę, a on ją wykorzystał.

Dostał się na Uniwersytet Stanowy Arizony. Była to dla niego zresztą właściwie jedyna opcja, by kontynuować przygodę z futbolem. Inne uczelnie nie wyrażały zainteresowania niewysokim zawodnikiem o tak kiepskich wynikach testów szybkościowych. Okazało się to jednak poważnym niedopatrzeniem. Pat prezentował się świetnie w barwach Arizona State Sun Devils. W 1997 roku 21-letni wówczas futbolista został nawet wybrany najlepszym obrońcą sezonu w swojej konferencji. Teraz zresztą ta nagroda nosi jego imię. Po latach Tillman przyznawał, że afera związana z pobiciem, procesem i odsiadką nauczyła go w życiu więcej niż którekolwiek z pozytywnych doświadczeń, jakie spotkały go w dzieciństwie, w szkole czy też na studiach. – Pat nie był dumny z tego, co zrobił. Ale wyznał mi, że jest dumny z tego, jak sobie z tym poradził – powiedziała Dannie.

KARIERA

„We make all of our sons the same, every one will suffer the fire we’ve made
They all explode just the same and there’s no going back on the plans we’ve made”
Fleetwood MacPeacekeeper

W szkole średniej Tillman był dość przeciętnym uczniem, lecz na studiach stał się znacznie bardziej żądny wiedzy. Pochłaniał mnóstwo książek. Przede wszystkim interesowały go zagadnienia polityczne, historyczne i – nazwijmy to – filozoficzne. Choć deklarował się jako ateista, zapoznał się ze świętymi księgami wielu religii. Między innymi z Biblią, Koranem oraz Księgą Mormona. Przeczytał również takie pozycje jak „Manifest partii komunistycznej” czy nawet „Mein Kampf”. Mimo że na uczelni cieszył się statusem celebryty ze względu na swoją wiodącą rolę w drużynie Sun Devils, poza boiskiem raczej nie gwiazdorzył. Ba, sporo czasu spędzał na dyskusjach i wspólnej nauce ze studentami, którzy mogli uchodzić za autsajderów. Godzinami wisiał również na telefonie i rozmawiał ze swoją ówczesną dziewczyną, a późniejszą żoną – Marie.

Para poznała się jeszcze w liceum. Znajomi Pata zgodnie przyznają, że związek z Marie bardzo korzystnie wpłynął na charakter futbolisty. – Nie było takiego tematu, o jakim Pat nie chciałby podyskutować – opowiadała Marie. – Czasami wygłaszał jakąś kontrowersyjną opinię tylko po to, by wywołać reakcję u rozmówcy. Lubił przerzucać się argumentami i zawsze coś z tego wyciągał.

Przekonali się o tym wielokrotnie jego trenerzy. Już na pierwszym spotkaniu ze sztabem szkoleniowym Arizona State Sun Devils młody gracz udowodnił, że zna na pamięć wszystkie zagrywki wykorzystywane przez zespół. Nie omieszkał wytknąć trenerom kilku niedociągnięć.

Końcówka meczu Rose Bowl 1997, jednego z najbardziej prestiżowych starć w futbolu amerykańskim na poziomie uczelnianym. Arizona State Sun Devils wypuścili zwycięstwo z rąk na samym finiszu.

Jednak wokół potencjału Tillmana wciąż krążyły poważne wątpliwości.

Przed draftem do NFL w 1998 roku, do którego Pat miał zamiar przystąpić, zorganizowano tradycyjny obóz dla futbolistów usiłujących dostać się do ligi. Wielu trenerów i obserwatorów właściwie momentalnie wykreśliło Tillmana z listy graczy, na których warto mieć oko. Wydawał im się zbyt niski i ociężały, by sprawdzić się na elitarnym poziomie. Jeżeli czymś imponował, to głównie zapałem do pracy i determinacją, momentami graniczącą wręcz z szaleństwem. Pat wiedział, że kilku szkoleniowców doceniło tę katorżniczą harówkę. Otwartym pozostawało jednak pytanie, czy docenili oni jego gigantyczny wysiłek na tyle mocno, by podczas ceremonii draftu wyczytano jego nazwisko. Oczywiście Tillman miał świadomość, że nie może liczyć na wybór w jednej z pierwszych rund. Nie był perełką, naturalnym super-talentem. Chciał się tylko dostać do NFL.

Choćby kuchennymi drzwiami. Nawet oknem. Uważał, że jeśli uda mu się przebrnąć przez tę podstawową przeszkodę, to pokonywanie kolejnych przyjdzie mu już znacznie łatwiej.

Głęboko wierzył w swoje możliwości. Potrzebował jedynie kogoś, kto da mu szansę. Lecz kolejne rundy mijały, a Tillman wciąż pozostawał do wzięcia. Pierwsza, druga, trzecia, czwarta, piąta… Gdy Chicago Bears zamknęli szóstą część draftu, stawiając na Patricka Mannelly’ego, bliscy Pata zaczęli się już poważnie niepokoić. A jeśli 22-latek jednak nikogo do siebie nie przekonał?

„Na uczelni Pat występował jako linebacker. Podczas obozu poprzedzającego draft trenerzy stwierdzili jednak, że lepiej się nadaje do gry jako safety. Te pozycje bardzo się od siebie różnią, jeżeli chodzi o zakres wymaganych od zawodnika umiejętności. Pat sądził, że spisał się nieźle, lecz nie miał pewności, czy był dostatecznie przekonujący w nowej roli”

Mary „Dannie” Tillman

Pragnienie Tillmana spełniło się w samej końcówce draftu. Arizona Cardinals postawili na niego z numerem 226 (z 241). Otrzymał najniższy kontrakt z możliwych dla debiutanta, czyli roczną umowę opiewającą na 158 tysięcy dolarów plus 20 tysięcy za podpis. Brzmi to może i całkiem nieźle jak dla tak młodego człowieka, lecz w skali NFL nie były to wielkie pieniądze. Największe postaci tamtego draftu – Peyton Manning czy Ryan Leaf – za sam podpis pod pierwszą umową w zawodowej karierze zainkasowali grube miliony dolarów, nie wspominając już o tym, że związali się ze swoimi klubami od razu na wiele lat. Tymczasem kontrakt Tillmana nie był nawet gwarantowany, co oznaczało, że gdyby 22-latek kiepsko wypadł w trakcie przygotowań do sezonu, Cardinals mogliby go po prostu odpalić i niczego mu nie zapłacić. Zostałby wówczas na lodzie. Kto wie, czy nie poszukałby innego pomysłu na życie.

Duża presja, ale Tillman ani myślał wymiękać. Dalej snuł swoje wielkie plany.

Taki po prostu był – jeśli się w coś angażował, to zawsze na sto procent, nie interesowały go półśrodki. Kiedy bił, to do krwi. Kiedy chciał popracować nad kondycją, ukończył triatlonowego Ironmana. Gdy zainteresował się filozofią, pochłaniał jedną książkę za drugą i zadręczał wykładowców dociekliwymi pytaniami. Wreszcie – kiedy związał swoją przyszłość z futbolem, to nie mogło go zadowolić nic innego, jak tylko gra na najwyższym poziomie w NFL.

Pat Tillman w akcji

Ostatecznie Arizona Cardinals zatrudnili Tillmana, choć żółtodziób już na jednym z pierwszych treningów podpadł starszyźnie. Weterani dokuczali innemu z debiutantów, który nie wypełnił zleconego mu zadania – miał przynieść wszystkim pączki, zapomniał. W ramach kary przywiązano go za ręce do słupka. Kiedy Pat to zobaczył, natychmiast interweniował. Mimo że sam poszkodowany prosił go, aby się nie angażował, prawdopodobnie w obawie, że przysporzy mu tylko w ten sposób dodatkowych kłopotów. Jednak Tillman w ogóle go nie słuchał. Nie miał w zwyczaju kłaść uszu po sobie. Na oczach reszty zespołu rozciął krępujące kolegę więzy. I nikt nie zaprotestował, nawet liderzy drużyny.

Do zemsty również nie doszło. Można powiedzieć, że Tillman zyskał wówczas szacunek na dzielni. – Był wymarzonym kolegą z drużyny. Im lepszy się stawał, tym bardziej dbał o partnerów. Miał naturalną charyzmę i osobowość lidera – opowiadali po latach gracze Cardinals.

Już w swoim pierwszym sezonie w zawodowej lidze Pat został podstawowym obrońcą ekipy z Phoenix, a niedługo potem zaczęto go wymieniać jako jedną z wiodących postaci zespołu. Jego olbrzymi wysiłek został zatem wynagrodzony. Marzenie się ziściło. Tym bardziej trudno jest uwierzyć, iż zaledwie cztery lata po tym, jak wybrano go w drafcie, Tillman to wszystko porzucił. Karierę, pieniądze, cały splendor towarzyszący gwiazdom NFL w Stanach Zjednoczonych. Dorobek, na który tak ciężko pracował.

I to w dodatku po to, by wyruszyć na wojnę.

***

Protokół przesłuchania w Kongresie (fragment II):

Panie sekretarzu, przede wszystkim dziękuję za przybycie. (…) Jakie działania podjął pan na wieść o śmierci kaprala Tillmana? Był on bohaterem narodowym. Musiał pan mieć świadomość, że informacja o jego śmierci w boju będzie szeroko komentowana.

Donald Rumsfeld (21. sekretarz obrony Stanów Zjednoczonych): – Przypominam sobie tylko to, że przygotowałem list z kondolencjami dla rodziny.

Rozumiem. A czy miał pan świadomość, że prezydent Bush wypowie się na temat śmierci kaprala Tillmana?

– Nie miałem takiej świadomości.

Czyli nie rozmawiał pan z nikim z Białego Domu na ten temat?

– Nie przypominam sobie. Na pewno prowadziłem takie rozmowy, ale dopiero wówczas, gdy ujawnione zostały prawdziwe powody śmierci Tillmana. Wtedy z całą pewnością stał się to dla nas istotny temat, biorąc pod uwagę konieczność powiadomienia rodziny. Jak było wcześniej – nie pamiętam. Być może Dick [Cheney, wiceprezydent Stanów Zjednoczonych] toczył jakieś rozmowy.

Panie sekretarzu, a czy był pan świadomy, jak olbrzymie zainteresowanie medialne wzbudziła informacja o śmierci kaprala Tillmana w Afganistanie?

– Nie rozumiem pytania.

Czy wiedział pan, jak intensywnie media omawiają to wydarzenie?

– Jego śmierć? Oczywiście. (…)

Czy instruował pan swoich współpracowników, by próbowali wpłynąć na przekaz medialny w tej sprawie?

– Absolutnie nie. (…)

ARMIA

„Some folks are born made to wave the flag – they’re red, white and blue”
Creedence Clearwater RevivalFortunate son

20 września 2001 roku, ponad tydzień po ataku zamachowców, prezydent George W. Bush wygłosił w Kongresie płomienną przemowę: – (…) Stany Zjednoczone szanują obywateli Afganistanu. Jesteśmy obecnie największym źródłem humanitarnej pomocy dla tego kraju. Potępiamy jednak reżim zaprowadzony tam przez Talibów, którzy nie tylko represjonują własnych obywateli, ale stanowią zagrożenie dla całego świata, poprzez sponsorowanie, ochranianie i wspieranie organizacji terrorystycznych. Talibowie pomagają mordercom, co ich również czyni mordercami.

– Zatem dzisiaj Stany Zjednoczone stawiają przed Talibanem następujące żądania: wydajcie nam wszystkich liderów Al-Kaidy, którzy ukrywają się w waszym kraju. Wypuście wszystkich więźniów, których u siebie bezprawnie zatrzymujecie. Chrońcie zagranicznych dyplomatów, dziennikarzy i pracowników pomocy humanitarnej, którzy działają na waszym terenie. Natychmiast i na zawsze zamknijcie wszystkie ośrodki szkolenia terrorystów. Zapewnijcie Stanom Zjednoczonym pełny dostęp do tych ośrodków, abyśmy uzyskali pewność, że są zamknięte. Te żądania nie podlegają negocjacjom ani dyskusjom. Taliban musi działać. Działać natychmiast. Albo wydacie nam terrorystów, albo wkrótce podzielicie ich los. (…) Naszą wojnę zaczynamy od Al-Kaidy, ale na tym jej nie skończymy. Mamy zamiar odnaleźć, powstrzymać i pokonać każdą organizację terrorystyczną o globalnym zasięgu.

– Przebieg tego konfliktu nie jest znany, ale jego wynik jest pewny – puentował Bush. – Wolność i strach toczą ze sobą wojnę od zarania dziejów. I wiemy, po której stronie tej wojny stoi Bóg! Na przemoc odpowiemy więc sprawiedliwością. Pewni, że racja jest przy nas. Przed nami zwycięstwo. Niech Bóg pobłogosławi nas mądrością i niech strzeże Stanów Zjednoczonych.

George W. Bush, Dick Cheney, Donald Rumsfeld

Talibowie nie przystali na warunki postawione im przez Amerykanów. Nieco ponad dwa tygodnie później, a dokładnie 7 października, Stany Zjednoczone rozpoczęły zatem oficjalnie inwazję na terytorium Afganistanu, po raz pierwszy w historii wykorzystując art. 5 traktatu waszyngtońskiego jako podstawę prawną do wszczęcia takiej operacji militarnej. Arizona Cardinals grali akurat tamtego dnia wyjazdowe spotkanie z Philadelphia Eagles. Mecz rozpoczął się z opóźnieniem, ponieważ przed startem gry na stadionowym telebimie wyemitowano kolejne orędzie prezydenta.

– (…) Zwracam się do wszystkich naszych żołnierzy: wasza misja jest jasna, wasz cel jest sprawiedliwy. Macie moje pełne zaufanie i dostaniecie wszelkie narzędzia, by skutecznie wypełniać swoje obowiązkimówił Bush. – Ostatnio otrzymałem poruszający list od pewnej czwartoklasistki. Dużo to mówi o trudnych czasach, w jakich się w tej chwili znajdujemy. Ojciec tej dziewczynki jest żołnierzem. Napisała mi tak: „Nie chcę, żeby mój tata walczył, ale jestem gotowa wam go oddać”. To niezwykle cenna ofiara, największa z możliwych. Ta dziewczynka rozumie, czym jest Ameryka. Sądzę, że całe pokolenie młodych Amerykanów nabrało nowego pojęcia o tym, jak cenna jest wolność i jak wiele poświęceń ona wymaga. (…) Rozpoczynamy batalię na wielu frontach. Nie zachwiejemy się, nie zmęczymy, nie zawahamy i nie przegramy. Przywrócimy pokój i wolność. Dziękuję. Niech Bóg nie przestaje błogosławić Ameryce.

Pat Tillman słuchał tej wypowiedzi z perspektywy boiska i słowa Busha do niego trafiły, lecz w październiku 2001 futbolista nie miał jeszcze wewnętrznego przekonania, że jego pragnieniem jest służba w armii. Dopiero na początku kolejnego roku, już po zakończeniu sezonu NFL, zaczął o tym coraz częściej wspominać. Początkowo hipotetycznie. Niby mimochodem, niemalże pół-serio. Było to zresztą dość powszechne wśród futbolistów. Młodzi, nabuzowani testosteronem faceci notorycznie się odgrażali, że mają ochotę złapać bin Ladena i utłuc go gołymi rękami.

A jednak Tillman podszedł do sprawy znacznie poważniej.

„Pat po ataku na World Trade Center doszedł do wniosku, że żyjemy w ważnym momencie dla dziejów Ameryki. Poczuł się wywołany do działania. Zawsze starał się patrzeć na rzeczywistość w szerszym kontekście. Uwielbiał książki historyczne, zwłaszcza biografie wielkich przywódców. Choćby Winstona Churchilla czy Abrahama Lincolna. (…) Nosił w sobie wielką potrzebę stawania w obronie innych. Braci, przyjaciół, kobiet. Niewielu ludzi traktuje poważnie pojęcie honoru, ale dla niego honor był zawsze czymś niezwykle istotnym”

Marie Tillman

Wiosną 2002 roku Pat przeszedł od słów do konkretnych działań. Zaczął się intensywnie konsultować ze znajomymi żołnierzami, którzy ze szczegółami opowiadali mu, na czym polega służba w amerykańskim wojsku i z czym się ją właściwie je. Dowiadywał się, którą jednostkę najkorzystniej wybrać, a na co warto uważać. Marie, wówczas jeszcze jego narzeczona, obserwowała poczynania partnera z rosnącym niepokojem. Para planowała wziąć ślub i założyć rodzinę, a tymczasem Tillman nagle uznał, że woli jednak narażać życie tysiące kilometrów od domu, zamiast mieszkać sobie spokojnie u boku ukochanej w słonecznym Phoenix i zarabiać miliony w NFL.

Pat próbował nadać swojemu wyborowi logiczne podstawy, ale tak naprawdę zadecydowały emocje – mówiła Marie. – Wojsko stało się dla niego wyzwaniem, a on nigdy nie unikał wyzwań. Było mu jednak głupio, że decyduje się na tak radykalny krok w momencie, gdy mieliśmy już zaplanowaną datę ślubu. Zapewniał, że zrozumie, jeśli uznam, iż lepiej będzie wszystko odwołać. Ale ja nie chciałam przekładać naszego ślubu, choć trudno mi było sobie z tym wszystkim poradzić. Bałam się o jego bezpieczeństwo, co oczywiste, aczkolwiek wtedy jakoś nie potrafiłam sobie wyobrazić, że stanie mu się coś złego. Był mądry, silny. Umiał znaleźć wyjście z każdych kłopotów. Niepokoiła mnie raczej perspektywa rozłąki. Przecież mieliśmy założyć rodzinę. Kilka razy w złości powiedziałam mu, że jest egoistą.

Wielokrotnie robiliśmy podsumowania wad i zalet jego pomysłu o zaciągnięciu się do wojska. Wiedziałam jednak, że te rozpiski nie mają dla niego realnego znaczenia. Jego decyzja była pieczołowicie przemyślana tylko z pozoru. Chodziło o wewnętrzny głos, który skierował go do armii – dodała Marie. – Chciał poświęcić swoje życie dla czegoś większego niż futbol. To była część jego osobowości, za którą bardzo go kochałam. Od razu zrozumiałam, że jeśli poproszę go, by zrezygnował z tych planów, tak naprawdę będzie to prośba, by zrezygnował z bycia sobą.

BOHATER

„Hold me like you’ll never let me go
I’m leavin’ on a jet plane, don’t know when I’ll be back again”
Peter, Paul & MaryLeavin’ on a jet plane

W końcu klamka zapadła. Tillman zdecydował, że wstąpi do United States Army Rangers – elitarnej jednostki piechoty, wykorzystywanej głównie w operacjach specjalnych. Na ten sam krok zdecydował się również jego brat, Kevin. Co można było zresztą łatwo przewidzieć, ponieważ mężczyźni byli ze sobą bardzo związani i żaden z nich nie pozwoliłby drugiemu na przeżycie tak wielkiej przygody w pojedynkę. Kiedy tylko Marie usłyszała, jak Pat informuje Kevina o swoich planach, była w stu procentach przekonana, że młodszy z braci natychmiast zapłonie entuzjazmem i zgodzi się towarzyszyć jej narzeczonemu. Nie pomyliła się. Cała trójka zachowała jednak sprawę w głębokim sekrecie. Tillmanowie mieli zacząć wojskowe szkolenie sześć tygodni po ślubie Pata i Marie. Podczas ceremonii nikt poza głównymi zainteresowanymi nie miał jeszcze pojęcia, co się święci.

W trakcie wesela goście ze świata NFL węszyli zresztą jak szaleni, by zrozumieć, dlaczego Pat uparcie zwleka z podpisaniem nowego kontraktu z Cardinals. Agent Frank Bauer wręcz wychodził z siebie, by się czegokolwiek dowiedzieć, a jednocześnie nie wyjść na chama, który przyszedł na ślub swojego klienta tylko po to, by rozmawiać z nim o interesach. Tak czy owak, jego wysiłki spełzły na niczym. Tillman wszystkie pytania o swoją przyszłość w lidze zbywał uśmiechem i wzruszeniem ramion.

Kevin i Marie także milczeli. Szokująca nowina gruchnęła dopiero po ślubie.

list wysłany do Tillmana przez Donalda Rumsfelda

8 lipca 2002 roku bracia złożyli podpisy pod trzyletnimi kontraktami i tym samym oficjalnie zostali zawodowymi żołnierzami. Na początku służby ich pensja wynosiła niespełna 1300 dolarów miesięcznie. „Zawodnik NFL zrezygnował z milionów, by wstąpić do armii!” – grzmiały nagłówki gazet.

Sekretarz obrony Rumsfeld wysłał nawet list do Tillmana, w którym docenił jego patriotyzm. Media sprzyjające republikanom uczyniły z byłego futbolisty bohatera narodowego i wzór do naśladowania dla wszystkich młodych Amerykanów. Z kolei krytycy prezydentury George’a Busha przedstawiali go jako smutny przykład ofiary wojennej propagandy. Lewicujący komicy nie omieszkali obrać Tillmana na cel swoich dowcipów, opisując go jako tępego osiłka, który „chce tylko zabijać Arabów”. Ogólnie przyjęta narracja była jednak ze wszech miar pozytywna.

***

New York Times: „Historia Tillmanów wzbudza ogólnonarodowe zainteresowanie. Pat to pierwszy zawodnik NFL od czasu II Wojny Światowej, który z własnej woli porzucił karierę, by wstąpić do wojska. (…) Bracia odmówili komentarzy i wywiadów. Obawiają się, że ich decyzja zostanie odebrana jako polityczna deklaracja”.

ESPN: „- W świecie Pata Tillmana futbol odgrywa ważną rolę, ale na pewno nie najważniejszą – mówi nam Lyle Setencich, członek sztabu szkoleniowego drużyny Arizona State. Z kolei Dave McGinnis, trener Cardinals, dodaje: – Kiedy Pat przekazał mi swoją decyzję, nie chciał mówić o powodach. Powiedział, że to sprawy osobiste. Nie naciskałem go. Uważam, że zachował się honorowo”.

***

Pierwsze miesiące służby były dla Tillmana gorzkim rozczarowaniem.

Dola żołnierza zawodowego okazała się piekielnie nudna. Pat, chcący nadać swojemu życiu nowy sens, myślał raczej o schwytaniu bin Ladena, a nie o, dajmy na to, pielęgnowaniu trawnika przed siedzibą jednostki. Na dodatek – choć tego można się było akurat domyślić – rekruci o charakterze Tillmana nie cieszyli się sympatią wśród żołnierzy wyższych stopniem. Jako się rzekło, Pat nie zwykł w ciemno przytakiwać przełożonym. Na każdy temat miał własne zdanie, lubił działać niekonwencjonalnie. W tak zhierarchizowanej organizacji jak wojsko tego typu cechy nie są na ogół mile widziane, a nieposłuszeństwo spotyka się z poważnymi konsekwencjami. – Pat nie mógł się pogodzić z tym, że w wojsku zupełnie nie ma znaczenia, jak dobry jesteś. Liczy się tylko twój stopień – opowiadała Marie.

„Przez większą część mojego życia staram się podążać ścieżką, która wydaje mi się istotna. Sport łączy w sobie wiele wartości, które uważam za wartościowe: odwagę, twardość czy siłę. Jednocześnie wzbudza mnóstwo uwagi, co dodatkowo wzmocniło moje przekonanie o jego znaczeniu. (…) Ostatnie wydarzenia sprawiły, że uświadomiłem sobie, jak płytka i nieistotna była moja rola jako futbolisty. Nie byłem już zadowolony z drogi, którą podążałem. Już nie odbierałem jej jako istotnej. Podjąłem zatem decyzję o zmianie”

fragment osobistych zapisków Pata Tillmana

Co gorsza, w marcu 2003 roku Stany Zjednoczone rozpoczęły kolejną wojnę. Zaatakowały Irak, jako pretekst przedstawiając związki tamtejszego dyktatora, Saddama Husajna, z Al-Kaidą, a także fakt, że na terenie kraju ukrywana jest broń masowego rażenia. Tillman był zdumiony, czy wręcz zniesmaczony tym posunięciem administracji George’a Busha. Nie chciał brać udziału w wojnie z Irakiem, atak na ten kraj uważał za nielegalny, o czym mówił głośno w towarzystwie znajomych. Jego motywacją było przyłożenie ręki do ukarania sprawców zamachu z 11 września 2001 roku. Irak, tak przynajmniej oceniał to Tillman, z atakiem na Nowy Jork i Pentagon nie miał nic wspólnego.

Mamy niezbite dowody na związki Saddama z Al-Kaidą – zapewniał sekretarz Rumsfeld. – Spotkania odbywają się od lat. Niewykluczone, że terroryści zostali przeszkoleni w zakresie broni chemicznej i biologicznej. Po latach okazało się, że te „niezbite dowody” to m.in. zeznania brutalnie torturowanego więźnia. Nawet sami agenci w raportach zaznaczali, iż są to informacje niezbyt wiarygodne.

Mariusz Zawadzki pisał w 2015 roku na łamach „Gazety Wyborczej”:  – Przed inwazją Amerykanie zarzucali irackiemu dyktatorowi, że stara się zdobyć bombę atomową. Jednym z dowodów miały być aluminiowe tuby, które nakazał swoim ludziom kupować za granicą. CIA podejrzewała, że mają posłużyć jako element wirówek do wzbogacania uranu. Taką interpretację ogłosił w Organizacji Narodów Zjednoczonych ówczesny sekretarz stanu, Colin Powell. Doradczyni prezydenta ds. bezpieczeństwa państwa, Condoleezza Rice, mówiła zaś: „Pewniejszym dowodem na atomowe ambicje Saddama może być już tylko grzyb atomowy, który zobaczymy pewnego dnia”. Ale z ujawnionego raportu CIA wynika, że w amerykańskim rządzie nie było w sprawie aluminiowych tub zgody. Eksperci Departamentu Stanu i Departamentu Energetyki twierdzili, że Saddam najprawdopodobniej planuje wykorzystać je do produkcji rakiet. I że nie mają one nic wspólnego z programem atomowym, którego, jak się potem okazało, nie było.

Niechęć Tillmana do irackiej wojny była zatem, jak się okazuje, uzasadniona. A jednak to właśnie tam po raz pierwszy skierowano oddział rangerów, do którego należeli Pat i Kevin.

Pat Tillman (po prawej)

Prawdziwy chrzest bojowy bracia przeszli na przełomie marca i kwietnia 2003 roku. Wzięli wtedy udział w misji, o której zrobiło się naprawdę głośno w Stanach Zjednoczonych. Chodzi o odbicie 19-letniej starszej szeregowej Jessiki Lynch ze szpitala położonego w miejscowości An-Nasirijja w południowej części Iraku. Lynch dostała się do niewoli po tym, jak jej konwój pomylił drogę i wyjechał wprost na spotkanie przeważającym siłom nieprzyjaciela. Pojazd, którym poruszała się Amerykanka, uległ wypadkowi. W efekcie kobieta doznała poważnych obrażeń i straciła przytomność. Kiedy się ocknęła, tkwiła się już w ręku wrogów. Iracki informator miał przekazać Amerykanom, że Lynch znajduje się w tragicznej kondycji, a mimo to jest bita, gwałcona i poniżana. Należało zatem działać szybko. Nocą kilku żołnierzy Sił Specjalnych wemknęło się do szpitala i wydostało Jessicę z niewoli.

Oddział rangerów – w tym Pat i Kevin – pozostawał w pogotowiu. Gdyby irakijscy żołnierze spostrzegli obecność komandosów i wszczęli alarm, rangerzy ruszyliby z odsieczą. Nie zaszła jednak taka potrzeba. Wszystko przebiegło zgodnie z planem. – Nasza rola polegała na tym, że odmroziliśmy sobie jaja czekając na sygnał – relacjonował w swoim dzienniku Pat Tillman.

Tak czy owak, można było odtrąbić wielki sukces. Dwa dni po udanej misji na łamach Washington Post ukazał się poruszający artykuł, którego fragmenty wkrótce obiegły cały świat. „Walczyła na śmierć i życie” – głosił tytuł. „Lynch nie przestała strzelać do Irakijczyków nawet wówczas, gdy była już wielokrotnie ranna. Widziała jak inni żołnierze wokół niej giną od kul. – Nie chciała dać się złapać żywcem – mówi nam jeden z urzędników wojskowych”. Jessicę zaczęto powszechnie porównywać do Jordan O’Neil, bohaterki filmu „G.I. Jane” w reżyserii Ridleya Scotta. Tym bardziej że armia udostępniła mediom mrożące krew w żyłach nagranie, przedstawiające brawurową akcję ratunkową.

Ktoś mógłby jednak pomyśleć, że zaszła jakaś pomyłka. No bo jak to: „strzelała do Irakijczyków”? Jak to: „nie chciała dać się złapać”? Przecież dopiero co ustaliliśmy, że jej jeep się rozbił, a ona sama doznała obrażeń wskutek tego właśnie wypadku. Cóż – rzeczywiście. Sporo faktów się tu nie zgadza.

ŚMIERĆ

„War, children, it’s just a shot away, it’s just a shot away”
The Rolling StonesGimme shelter

Rok później Tillmanowie po raz kolejny zostali wysłani na front. Tym razem trafili tam, gdzie chcieli trafić od samego początku – do Afganistanu. Co interesujące, przed wylotem Pat próbował przez znajomych ze studiów umówić się na spotkanie z Noamem Chomskym, jednym ze swoich ulubionych pisarzy. W środowisku naukowym Chomsky zasłynął przede wszystkim w takich dziedzinach jak psycholingwistyka czy gramatyka generatywna. Opracował hierarchię klas języków formalnych, dzisiaj nazywaną „hierarchią Chomsky’ego”. Ale zajmuje się on również od dekad tematami mocniej grzejącymi opinię publiczną. Często zabiera głos w sprawach bieżących, występując z pozycji skrajnego lewicowca. Przede wszystkim dał się poznać jako zagorzały przeciwnik amerykańskich operacji militarnych. Najpierw tej w Wietnamie, a potem w Iraku. – Powody inwazji na Irak są oczywiste dla każdego, tylko nie wolno o nich głośno mówić. Wystarczy zadać sobie jedno pytanie: czy gdyby Irak był eksporterem szparagów i pomidorów, a nie ropy i gazu, doszłoby do tej wojny? – pytał Chomsky.

Można się domyślać, że właśnie tę ostatnią kwestię chciał omówić z nim Tillman. Niekoniecznie debatowaliby o zagadnieniach psycholingwistycznych. Do spotkania jednak finalnie nie doszło. Terminarz naukowca był zbyt napięty, by znaleźć dogodny dla obu stron termin, a poza tym Pat uznał, że woli ostatnie tygodnie przed wylotem do Afganistanu spędzić u boku rodziny i przyjaciół.

Chomsky mógł przecież poczekać.

***

8 kwietnia 2004 roku Pat i Kevin wraz z resztą rangerów ze swojej jednostki wylądowali w Afganistanie. Przez dwa tygodnie nie mieli tam nic poważnego do roboty. Stali się więc żądni wrażeń. No i, jak na życzenie, 22 kwietna coś się zaczęło wreszcie dziać.

„Z ochotą wyruszę, by stawić czoła wrogom mojego kraju. Pokonam ich na polu walki, ponieważ jestem lepiej wyszkolony, a w boju będę robił wszystko, co tylko leży w mojej mocy. W słowniku rangerów nie ma słów: „poddaję się”. Nigdy nie pozwolę, by mój towarzysz wpadł w ręce wroga i pod żadnym pozorem nie przysporzę wstydu mojemu krajowi. Wykażę się hartem ducha niezbędnym, by osiągnąć postawiony przed moim oddziałem cel, nawet jeśli zostaną zmuszony, by misję dokończyć w pojedynkę. Rangers lead the way!

fragment przysięgi amerykańskiego rangera

Zepsuł się jeden z pojazdów należących do plutonu „Czarna Owca”, w którym służyli bracia. Mechanik doszedł do wniosku, że nawaliła pompa paliwa i trzeba ściągnąć nową, bo inaczej auto nie ruszy. Ale wymiana rzekomo uszkodzonej części ani trochę nie pomogła. Ważący około trzech ton wóz uparcie odmawiał posłuszeństwa. Żołnierzom nie pozostało zatem nic innego, jak wziąć zepsuty pojazd na hol i odwieźć do najbliższej bazy.

Co działo się potem?

W swoich wspomnieniach przebieg zdarzeń zrelacjonował kapral Steve Elliott. – Wzięliśmy zepsute Humvee na hol. W naszym oddziale było 55 osób, w tym siedmiu żołnierzy sprzymierzonych sił afgańskich i dwóch lokalnych tłumaczy. Przemieszczaliśmy się sześcioma jeepami i czterema Toyotami. Droga, którą przyszło nam podróżować, to było de facto wadi. Kręte, wysuszone koryto rzeczne, wypełnione małymi kamyczkami i wielkimi głazami. Tu pojawiał się pierwszy problem. Wystarczyłaby gwałtowna ulewa, a wadi szybko zamieniłoby się w rwący potok. Otaczał nas górzysty teren z małą ilością roślinności. W takich warunkach łatwo o powódź błyskawiczną. Na dodatek jechaliśmy bardzo wolno z uwagi na holowany wóz, który co i rusz zahaczał o kolejne głazy, wywołując nieopisany pisk i rumor. „Nie wrócimy stąd w jednym kawałku” – pomyślałem.

– Przez cztery godziny udało nam się pokonać tylko osiem kilometrów. Około 11:30 zepsuty pojazd kompletnie się rozsypał. Drążek kierownicy przestał działać i koła nie obracały się już w tym samym kierunku. Musieliśmy stanąć w samym środku wadi, nieopodal wioski Magarah, która wydała nam się opuszczona. „Dobra, chłopcy. Teraz ostrożnie” – powiedział Greg Baker, mój dowódca.

Afganistan

– Ostrożność rzeczywiście była wymagana, bo z pozoru opuszczona wioska nagle obudziła się do życia. Ze wszystkich stron zaczęły się pojawiać grupy Afgańczyków. Mali chłopcy nie potrafili opanować ciekawości i podeszli do nas, by obejrzeć z bliska naszą broń i auta. Pewnie my bardziej baliśmy się tych dzieci, niż one nas. W takim miejscu jak Afganistan trudno jest odróżnić dobro od zła. (…) Nawiązałem kontrakt wzrokowy z jednym z chłopców. Miał na sobie wyblakłą koszulkę, szorty i sandały. Mógł mieć siedem, może osiem lat. Podszedł bliżej. Wyciągnąłem amerykańskiego dolara i wskazałem na jego procę. Chciałem sprawdzić, czy zgodzi się na handel. Jego oczy rozszerzyły się. Zrozumiał moje zamiary i energicznie pokiwał głową. Oczywiście nie potrzebowałem jego procy, ale chciałem wywołać pozytywne emocje i pokazać, że nie mamy złych zamiarów.

– Około 15:30 zaczęliśmy tracić panowanie nad sobą. Tłum tubylców oglądających ten zdumiewający spektakl z nami w roli głównej rósł z godziny na godzinę. W pewnym momencie zgromadziło się już wokół nas co najmniej stu Afgańczyków. Nie wszyscy byli życzliwie nastawieni. My natomiast byliśmy odsłonięci jak na patelni. Od kilku godzin. W dodatku unieruchomieni. „Musimy się stąd wydostać” – myślałem gorączkowo.

Dopiero dwie godziny później dowódcy zaplanowali kolejne posunięcia oddziału.

Postanowiono wynająć mieszkającego w wiosce kierowcę ciężarówki i jemu powierzyć zadanie odholowania rozklekotanego Humvee. Eskortować go miała jednak tylko część oddziału, na potrzeby misji nazwana Serial Two. Druga grupa – jak nietrudno się domyślić, Serial One, do której trafił między innymi Pat Tillman – otrzymała natomiast zupełnie inne zadanie. Miała jeszcze tego samego wieczora oczyścić pewien wrogi cel. Żołnierze nie przyjęli tych nowin najlepiej. Nie uśmiechała im się perspektywa podzielenia oddziału na części. No ale cóż było robić, rozkaz to rozkaz. Amerykanie pogrupowali się zgodnie z poleceniami dowódców i już po chwili ekipa Serial One, wolna od nieznośnego grata, rozpędziła się i zniknęła za horyzontem. Tymczasem grupa Serial Two ruszyła mozolnie w kierunku najbliższej utwardzonej drogi.

„Nie mieliśmy pojęcia, którędy dokładnie pojechała grupa Serial One”

kapral Steve Elliott (Serial Two)

Po przemierzeniu stosunkowo niedługiej drogi, konwój eskortujący holowany pojazd znów się zatrzymał. O dziwo – na życzenie afgańskiego kierowcy. Doradził on dowódcom Serial Two obranie innej, krótszej trasy. Amerykanie posłuchali tubylca i pozwolili mu wyjechać na czoło konwoju. – Pierdolone góry! – wściekał się tymczasem sierżant Greg Baker. – Straciłem łączność z Serial One!

Kierowca ciężarówki poprowadził konwój wprost w bardzo wąski fragment kanionu. Od tego momentu pojazdy musiały poruszać się gęsiego, na dodatek z najwolniejszym wozem na czele. Dużym eufemizmem będzie stwierdzenie, że było to dość ryzykowne rozwiązanie. Adrenalina pulsowała w żyłach żołnierzy, którzy czuli się jak szczury przeciskające łeb przez wąską szparę. Kiedy po jednej ze ścian kanionu osunął się olbrzymi kamień, cała kolumna pojazdów gwałtownie zahamowała i skierowała lufy broni w kierunku, z którego dobiegł łoskot. „To tylko matka natura próbuje nas postraszyć, czy może ktoś jej w tym pomógł?” – myśleli gorączkowo Amerykanie, wypatrując Afgańczyków wśród skał. Po chwili usłyszeli dwie donośne eksplozje, przypominające wystrzały z moździerza.

Jesteśmy atakowani! – rozwiał wątpliwości sierżant Baker. – Wysiadać!

Znów wspomina Elliott: – Gapiłem się na ciemniejące urwisko i czekałem na ogień ze strony nieprzyjaciela. Pierwszy raz w życiu cieszyłem się, że mój tors osłania ta cholerna, niewygodna kamizelka kuloodporna. „Umrę tutaj” – myślałem mimo to. Wierzyłem w to wówczas, byłem tego w stu procentach pewien. To musiała być przecież zasadzka. Z własnej woli wleźliśmy prosto w zastawione sidła. I po co to wszystko? Za co przyjdzie nam zginąć? Za zepsute Humvee?

„Nagle brzeg urwiska zapłonął. Usłyszeliśmy wystrzały z wielu luf”

kapral Steve Elliott (Serial Two)

Amerykanie odpowiedzieli zmasowanym ogniem, tłukąc właściwie na oślep.

Jeszcze nigdy naciśnięcie spustu nie sprawiło mi takiej trudności – opowiadał Elliott. – Ale dźwięk broni zarazem mnie ogłuszył i… przyniósł pocieszenie. Miałem moc. Broń była moja mocą. Przekroczyłem tę niewidzialną barierę. Niechęć do zabijania minęła, wzrosła natomiast nieskrępowana żądza krwi. Czułem, jak odrzut odbija się echem od mojego ciała. Zapłonęła we mnie nienawiść, której najwyższym punktem była zimna obojętność. Jak zaprogramowany szukałem kolejnych celów do ataku. Według pewnych standardów stałem się w tamtym momencie prawdziwym mężczyzną. Choć ktoś inny powiedziałby zapewne, że wyzbyłem się resztek człowieczeństwa.

Grupa Serial Two zdołała finalnie odeprzeć natarcie i wydostać się z zasadzki. Amerykanie ze zwierzyny zmienili się wówczas w tropicieli. Kiedy dostrzegli z oddali ledwie kontury ludzkich sylwetek na tle zachodzącego słońca, nie zawahali się ani na sekundę. Sierżant Baker natychmiast otworzył ogień, podkomendni poszli w jego ślady. Po chwili z miejsca, w które przed momentem celowali, uniosły się kłęby dymu. Prawdopodobnie spowodowane wystrzałem z moździerza. Rangerzy ponowili ostrzał. Powstrzymał ich dopiero afgański żołnierz. Jeden z tych zaprzyjaźnionych, którzy wyruszyli na misję razem z oddziałem.

Co ty tu robisz? Myślałem, że wszyscy jesteście w Serial One – zdumiał się Elliott.

Nie było jednak czasu się nad tym wszystkim zastanawiać, wśród rangerów panował zdecydowanie zbyt duży rozgardiasz na spokojne połączenie kropek. Na dodatek po kilkunastu minutach jeden z sierżantów, niejaki Owens, przyniósł nad wyraz ponure wieści.

Mamy straty w ludziach – oznajmił, wściekle przeżuwając tytoń.
Kto oberwał, sierżancie? – zapytał momentalnie Elliott.
Dwóch rannych, w tym porucznik David Uthlaut. Nic poważnego im nie będzie, wyliżą się z pewnością. Gorzej z jednym z afgańskich żołnierzy, zginął w trakcie akcji. Niestety, podobnie jak jeden z naszych.
Kto, sierżancie?
Pat Tillman – burknął Owens i wypluł tytoniową grudę.

***

Protokół przesłuchania w Kongresie (fragment III):

Panie sekretarzu, wciąż pan powtarza, że doszło do pomyłki. Czy pana zdaniem istnieje jakaś różnica między pomyłką o kłamstwem?

Donald Rumsfeld: – Naturalnie, że taka różnica istnieje. Sam już nie wiem, jak wiele śledztw przeprowadzono w sprawie śmierci Tillmana. Jedni mówią, że pięć. Inna wersja głosi, że było ich nawet siedem. Jednak konkluzja każdego z nich była przecież dokładnie taka sama. Popełniono błędy. Źle rozegrano całą tę sytuację. Jednocześnie nie ma żadnych dowodów, by ktokolwiek próbował – jak to pan cały czas powtarza – „zatuszować” prawdziwe okoliczności śmierci Tillmana. Nie znam żadnych przesłanek, które mogłyby coś takiego zasugerować. Wiem jedno – nigdy nie zgodziłbym się na udział w zatuszowaniu czegokolwiek. Nikt z Białego Domu by czegoś takiego nie zrobił. Obok mnie siedzą ludzie o nieposzlakowanej uczciwości. Doszło do niefortunnych błędów, a nie do oszustwa.

gen. Richard Myers: – Na podstawie moich własnych doświadczeń mogę się tylko zgodzić z panem sekretarzem. Nie doszło do próby ukrycia czegokolwiek. Ani w Białym Domu, ani w gabinecie Sekretarza Stanu, ani w sztabie. W ogóle nie rozmawialiśmy na temat sprawy Tillmana. Mieliśmy inne kwestie na głowie. Ale opłakujemy każdą śmierć, naprawdę. Płaczemy razem z rodzinami i przyjaciółmi poległych.

Pytanie jest inne. Nie chodzi o to, czy pan osobiście próbował ukryć prawdziwe okoliczności śmierci kaprala Tillmana. Pytam, czy sądzi pan, że mogło w ogóle dojść do takiej próby?

RM: – Nie mam wiedzy na ten temat.

Generale Abizaid, ma pan coś do dodania?

John Abizaid (generał United States Army Rangers, naczelny Centralnego Dowództwa Sił Zbrojnych USA): – Nie. Nie sądzę, żeby doszło do zatuszowania prawdy. Myślę, że ludzie próbowali działać właściwie, ale przyniosło to niewłaściwe rezultaty.

PRAWDA

„And who was wrong? And who was right? It didn’t matter in the thick of the fight”
Billy JoelGoodnight Saigon

Kiedy 22 kwietnia 2004 roku około godziny 17:00 czasu lokalnego Marie Tillman została wywołana ze swojego biura przez koleżankę z firmy, szósty zmysł podpowiedział jej, że stało się coś niedobrego. W korytarzu czekało na nią trzech żołnierzy oraz wojskowy kapelan. Wszyscy ubrani w odświętne mundury, ze smutkiem i współczuciem wypisanym na twarzy. Przekazali jej okrutne wieści. – W imieniu wdzięcznego narodu, rząd Stanów Zjednoczonych z przykrością informuje, że pani mąż, Patrick Daniel Tillman, zginął w trakcie pełnienia służby. Wręczyli jej także list napisany do niej przez męża i znaleziony w kieszeni jego munduru. – Trudno jest podsumować dziesięć wspólnych lat i całą moją miłość do ciebie, moje marzenia o naszej wspólnej przyszłości, jednocześnie udając, że jestem już martwy – pisał Tillman. –  Przez te wszystkie lata prosiłem cię o wiele rzeczy, ale teraz mam jeszcze jedną, ostatnią prośbę. Żyj dalej. Naucz się żyć beze mnie.

Trumna ze zwłokami Pata wylądowała w Stanach Zjednoczonych po czterech dniach. Media huczały już wówczas od doniesień na temat śmierci najsłynniejszego rangera, chluby amerykańskich sił zbrojnych. Do prasy wkrótce przeciekły informacje, że Tillman zostanie awansowany pośmiertnie do stopnia kaprala, a lada dzień otrzyma także Medal Srebrnej Gwiazdy – odznaczenie przyznawane amerykańskim żołnierzom za szczególnie odważne czyny w obliczu nieprzyjaciela.

***

ESPN: „Rzecznik prasowy amerykańskiej armii, podpułkownik Matthew Beevers, powiedział nam, że Tillman zginął w wymianie ognia około czterdziestu kilometrów na południowy zachód od bazy w Chost. Kiedy amerykański patrol znalazł się pod ostrzałem, oddział Tillmana opuścił swoje pojazdy i ruszył z odsieczą w kierunku miejsca, gdzie doszło do zasadzki. Walka trwała około dwudziestu minut. Beevers twierdzi, że Tillman został zastrzelony przez nieprzyjaciół, ale wciąż nie ma dokładnych informacji odnośne tego, jakiej konkretnie broni użyto przeciwko niemu. Nie wiemy też, czy Tillman zginął na miejscu. (…) Miejscowy dowódca afgański, generał Khial Bas, poinformował również, że w walce zginęło dziewięciu żołnierzy wroga”.

NBC News: „Pat Tillman, który zrezygnował z dostatniego życia gwiazdy NFL, żeby wstąpić do armii, zostanie zapamiętany jako wzór patriotyzmu i odwagi. W piątek Tillman zginął w Afganistanie. Taylor Gross, rzecznik Białego Domu, powiedział w oficjalnym oświadczeniu: – Pat Tillman stanowił inspirację dla naszego narodu zarówno na boisku, jak i poza nim. Złożył ostateczną ofiarę w wojnie z terroryzmem. Para prezydencka wspiera jego rodzinę myślą i modlitwą”. 

Los Angeles Times: „Jak powiedział Mark Brand, dyrektor stowarzyszenia sportowego na Uniwersytecie Stanowym Arizony, uczelnia jest zasypywana wiadomościami od ludzi poruszonych śmiercią Tillmana. – Dostałem już tysiące maili, listów, wiadomości głosowych. W dużej mierze piszą do nas ludzie, którzy nie interesują się futbolem. Rano jakiś mężczyzna pod moim oknem skandował imię Pata. Przyjechała też grupa motocyklistów, która klaksonami oddała hołd Tillmanowi. (…) Uczelnia ma zamiar zastrzec numer Tillmana. Podobnie jak drużyna Arizona Cardinals”.

***

1 maja 2004 roku, a zatem przeszło tydzień po tragicznych wydarzeniach z Afganistanu, prezydent George W. Bush wystąpił z tradycyjnym przemówieniem podczas uroczystego bankietu, zwanego kolacją Stowarzyszenia Korespondentów Białego Domu. Poruszył w nim wątek śmierci Tillmana, przedstawiając go jako szlachetnego bohatera wojennego: – Ten młody człowiek zrezygnował ze wszystkiego, co większość z nas uważa w życiu za najważniejsze. Z kariery, bogactwa, bezpieczeństwa, uwielbienia tłumów. Wybrał trud służby wojskowej i towarzystwo żołnierzy podczas niełatwych misji w Afganistanie i Iraku. Kapral Tillman nie chciał jednak przyciągać uwagi. Był skromny, ponieważ rozumiał, że wielu jego towarzyszy również dokonało swoich poświęceń, wstępując do armii.

Dwa dni później telewizja ESPN pokazała oficjalną ceremonię upamiętniającą postać Pata Tillmana. Zorganizowaną zresztą trochę na przekór samemu zmarłemu, który wprost informował najbliższych, że nie chciałby pożegnań z wielką pompą. Nie życzył sobie, by robiono z niego bohatera. Jak się jednak okazało, stronić od zainteresowania mediów i polityków było Tillmanowi znacznie łatwiej za życia. Po śmierci stracił kontrolę nad swoim wizerunkiem.

– (…) Sam podjął tę decyzję. Odłączył się od swoich towarzyszy, wziął ogień wroga na siebie. Ruszył, by odebrać przeciwnikom przewagę taktyczną. Ten manewr pozwolił jego braciom usunąć się z zasięgu strzału. Pat Tillman ich uratował. Poświęcił siebie, by jego bracia mogli żyć dalej – mówił podniośle Steve White, komandos Marynarki Wojennej Stanów Zjednoczonych, który zaprzyjaźnił się z Patem podczas misji w Iraku. W podobnie wzniosłe tony uderzył senator John McCain: – Spotkamy się z Patem ponownie, gdy kochający Bóg znowu nas wszystkich połączy – puentował swoją mowę.

Tego rodzaju retoryka nie przypadła do gustu Richardowi, najmłodszemu z braci Tillmanów.

Umarł mój starszy brat. Czuję się, jakby świat stracił Supermena – mówił już wcześniej. Gdy zaczął swe oficjalne przemówienie, sprawiał wrażenie bardzo wyluzowanego. Ale głos szybko mu się załamał. – Gówniany ze mnie pisarz, więc niczego sobie wcześniej nie napisałem. Chcę tylko powiedzieć, że wspaniale było być małym braciszkiem Pata… Nie chcę się tutaj rozkleić, ale… Dziękuję, że przyszliście. Pat był pierdolonym mistrzem i zawsze nim będzie. I na pewno chciałby też, żebym to powiedział: on nie żyje. Nie jest z żadnym Bogiem, jest, kurwa, martwy. Nie był religijny. Dzięki za troskę, ale on już, kurwa, nie żyje. 

tablica upamiętniająca Pata Tillmana

Dannie, mama zmarłego, była jednak wdzięczna wszystkim przemawiającym za ich serdeczne słowa. Zwłaszcza Steve’owi White’owi. Był on bowiem tak naprawdę pierwszym człowiekiem, który… w miarę dokładnie opisał okoliczności śmierci Tillmana. Wcześniej rodzina, pomimo usilnych starań, nie potrafiła wydusić od przedstawicieli amerykańskiej armii jakichkolwiek szczegółów. Nie znał ich nawet Kevin. Nieszczęsnego dnia był przecież przypisany do innej grupy niż Pat. Dopiero po kilkudziesięciu minutach po zakończeniu akcji w ogóle dowiedział się, że to jego brat poległ w boju. Nikt nie potrafił mu wyjaśnić, jak do tego doszło, a na dłuższe rozmowy zabrakło czasu. Już wkrótce Kevin odleciał bowiem z Afganistanu na pokładzie samolotu, który transportował martwe ciało Pata.

Jest tutaj właściwie tylko jeden problem.

White opowiedział historię wyssaną z palca. Zmyśloną. Kompletnie wydumaną.

Raczej nie było w jego działaniu premedytacji. Przed uroczystością zebrał relacje ze strony dowódców Tillmana i na ich podstawie sporządził swoje płomienne przemówienie. W Afganistanie go nie było, został po prostu wprowadzony w błąd. Jak brzmi zatem prawdziwa wersja wydarzeń? Albo inaczej: jak brzmi wersja, którą uznaje się obecnie za najbliższą prawdy? Żeby odpowiedzieć na pytanie, najlepiej będzie przenieść się znów do Afganistanu i cofnąć na moment w czasie do 22 kwietnia 2004 roku.

***

Grupa Serial One z Patem Tillmanem w składzie wjechała wprost w bardzo wąski fragment kanionu. Od tego momentu pojazdy musiały poruszać się gęsiego. Dużym eufemizmem będzie stwierdzenie, że było to dość ryzykowne rozwiązanie. Adrenalina pulsowała w żyłach żołnierzy, którzy czuli się jak szczury przeciskające łeb przez wąską szparę. – To idealne miejsce na zasadzkę – rzekł ponuro Russell Baer, jeden z najbliższych druhów Pata w oddziale „Czarna Owca”. Po latach Baer opowiadał: – Spodziewałem się, że Tillman jest tępakiem. Potraktowałem go stereotypowo. Góra mięśni i rozum wielkości orzeszka laskowego. Straszliwie się pomyliłem. Był niezwykłym człowiekiem, prawdziwym oryginałem. Ani razu nie rozmawialiśmy o futbolu! Uwielbiał natomiast dyskutować o literaturze. Okazał się fanem poezji, podobnie jak ja. Odnaleźliśmy wspólny język.

Obawy Amerykanów okazały się przesadzone. Konwój przedarł się przez ciasny przesmyk bez szwanku. I być może entuzjazm związany z opuszczeniem groźnie wyglądającej okolicy był nieco zbyt duży, ponieważ auto prowadzące całą grupę ominęło zakręt, który miał poprowadzić rangerów do wyznaczonego celu. W końcu zdezorientowani żołnierze zjechali na pobocze, by połapać się w sytuacji. Ich naradę przerwały jednak niepokojące odgłosy. Gdzieś niedaleko toczyła się walka.

Dźwięki dobiegały z kanionu, którym jakiś czas temu się przeciskali.

Ruszamy! – ryknął Tillman, jak zwykle od razu gotowy do akcji. Podążył za nim 18-letni szeregowy Bryan O’Neal, a także jeden z Afgańczyków. – Pierwszy raz widziałem Pata w sytuacji, gdy toczy się walka na śmierć i życie – przyznał wspomniany Baer na łamach Sports Illustrated. – Biegnąc w stronę kanionu wyglądał, jak gdyby unosił się nad ziemią. Pędził w niesamowitym tempie, biorąc pod uwagę to, że poruszaliśmy się po górzystym, bardzo nierównym terenie z wieloma uskokami. Na dodatek taszczył ze sobą, oprócz standardowego, ciężkiego ekwipunku, również olbrzymi karabin M249 SAW. W pewnym momencie poprosił dowódcę o możliwość ściągnięcia kamizelki kuloodpornej, która go spowalniała. Prośba została odrzucona.

„Nie było wątpliwości, dlaczego Tillman tak się spieszy. Pod ostrzałem znajdował się przecież Kevin”

spc. Russell Baer

Dowódca grupy Serial One próbował się skontaktować z sierżantem Gregiem Bakerem z Serial Two, żeby podać mu nowe współrzędne swojego oddziału i w ogóle uświadomić mu, że druga ekipa też włączyła się do akcji. Nie zdołał. Górzysty teren nie sprzyjał zdalnej łączności. Tymczasem Pat starał się zmobilizować młodego O’Neala, ponieważ nastolatek umierał ze strachu. Niestety, słowa otuchy spuentował… odgłos upadającego ciała. To Afgańczyk, odziany w wyjątkowo wystrzępiony mundur amerykańskich sił zbrojnych, osunął się martwy na ziemię.

Żołnierze z grupy Serial One ze zdumieniem odnotowali, że nie zginął on z rąk wrogów. Ewidentnie uśmierciła go seria z broni maszynowej, umocowanej do jednego z amerykańskich pojazdów. – Wstrzymać ogień! Wstrzymać ogień! – krzyknęli jak jeden mąż.

Nikt ich jednak nie słyszał.

Pat starał się zachować spokój. Znalazł nawet w sobie dość pogody ducha, by poklepać łkającego O’Neala po ramieniu. – Mam coś, co może nam pomóc. Jego tajną bronią okazała się granat dymny, a wedle innych relacji – ostrzegawcza flara. Tak czy owak, Tillman narobił sporo dymu, by skłonić w ten sposób swoich towarzyszy do wstrzymania ostrzału. Energicznie wymachiwał uniesionymi w górę ramionami, nie pozostawiając żadnych wątpliwości, że nie ma w rękach broni. Lecz odpowiedzią na ten manewr była jeszcze jedna seria z broni maszynowej. Strzały ucichły dopiero po dłuższej chwili, a pojazd, z którego strzelano w kierunku Tillmana i O’Neala zbliżył się nieco do wzniesienia, za którym obaj się chronili. Rangerzy doszli do wniosku, że sytuacja wreszcie się wyjaśniła. Wstali i nawet zdążyli zamienić kilka słów, a także z ulgą zerknąć na efektowny zachód słońca, gdy raz jeszcze w ich kierunku pomknęły pociski.

– Nie strzelać! Nie strzelać! Tu pierdolony Pat Tillman, do cholery! – wykrzyknął były futbolista Arizona Cardinals. Człowiek, który wstąpił do wojska, by nadać swojemu życiu głębszy sens. Wykrzyknął te słowa podczas misji, której pierwotnym celem było odwiezienie zepsutego pojazdu do naprawy. Niczego więcej wykrzyknąć już nie zdołał. Naboje wystrzelone z amerykańskiej broni niemalże urwały mu głowę.

TAJEMNICA

„The whole world! World over! It’s a world wide suicide!”
Pearl JamWorld Wide Suicide

Bryan O’Neal jeszcze tej samej nocy poinformował dowództwo o tym, że Pat Tillman najprawdopodobniej zginął od tak zwanego bratobójczego ognia. Po kilkunastu godzinach, w oddziale „Czarna Owca” nikt nie miał już co do tego żadnych wątpliwości. – Wiadomość zaczęła się rozchodzić – opowiadał Steve Elliott. – Coraz więcej osób głośno mówiło o tym, że Pat nie zginął od kul nieprzyjaciela. Wiedzieliśmy, że zabił go któryś z nas. W skale obok jego ciała utkwiły naboje z broni, której używał Stephen Ashpole. Dlatego dość powszechnie przyjęło się uważać, że to on zabił Tillmana. Ale prawda jest taka, że wielu rangerów pruło w kierunku sylwetek widocznych na zboczu. To mógł być każdy z nas. To mogłem być ja.

Generał Stanley McChrystal, który 28 kwietnia podpisał zgodę na przyznanie Tillmanowi pośmiertnie Srebrnej Gwiazdy za wykazanie się nadzwyczajną odwagą w konfrontacji z wrogiem, następnego dnia zaadresował do jeszcze wyższych rangą dowódców ostrzegawczą notatkę P-4. – Jest duże prawdopodobieństw, że kapral Tillman zginął od bratobójczego ognia – przestrzegł McChrystal. Nalegał, by czym prędzej poinformować o tym prezydenta Stanów Zjednoczonych i innych ważnych rangą urzędników z Waszyngtonu, by mogli oni uwzględnić tę wiedzę w planowanych na najbliższe dni działaniach i przemówieniach. Krótko mówiąc, McChrystal zasugerował niemal wprost, by nie robić z Pat herosa, bo prędzej czy później z całą pewnością wyjdzie na jaw, iż zastrzelił go jeden z jego towarzyszy. Na dodatek w trakcie akcji, która pod wieloma względami kompromitowała amerykańskie siły zbrojne.

Wychodzi zatem na to, że gdy prezydent Bush pierwszego dnia maja z poruszeniem w głosie opowiadał o bohaterstwie Tillmana podczas kolacji Stowarzyszenia Korespondentów, właściwie cały aparat państwowy najwyższego szczebla w USA znał już prawdę o wydarzeniach z 22 kwietnia. Z całą pewnością wiedzieli o niej wszyscy w Afganistanie. Informacje dotarły również do głównego dowództwa amerykańskich sił zbrojnych. A także – jak można założyć – do Białego Domu. Rodzina Tillmanów na zapoznanie się z faktami musiała tymczasem zaczekać kilka tygodni. Podobnie jak opinia publiczna.

Dannie Tillman dowiedziała się jako pierwsza. Od reportera pisma Arizona Republic, który zadzwonił z prośbą o komentarz.

Pat i Kevin Tillmanowie

Gdy wreszcie wyszło na jaw, że świeżo upieczony bohater narodowy Stanów Zjednoczonych został zastrzelony przez jednego ze swoich rodaków, krajem wstrząsnęła gigantyczna burza medialna. Tym bardziej że to nie był jedyny skandal tego gatunku.

Pamiętacie jeszcze Jessicę Lynch? Tę nastolatkę uratowaną pod osłoną nocy, która – według doniesień Washington Post – heroicznie walczyła o przetrwanie i bez mrugnięcia okiem wymordowała pół irackiego oddziału, pomimo uszkodzonego kręgosłupa i pogruchotanych nóg? Oto jej wersja wydarzeń: – Prawda jest taka, że nie oddałam tamtego dnia ani jednego strzału. Mój karabin się zaciął. Pojazd, którym jechałam, uległ wypadkowi. Nic więcej nie pamiętam. Obudziłam się w szpitalu, ciężko poturbowana. Znalazłam się w niewoli. (…) Rząd potrzebował bohaterki, więc uczynił taką ze mnie. Nikogo nie interesowały fakty. Ani polityków, ani armii, ani mediów. Wymyślono historię, która się nie wydarzyła. Nie jestem bohaterką. Po prostu przetrwałam.

Oczywiście mogłabym powiedzieć, że to wszystko prawda i cieszyć się sławą kobiecej wersji Rambo, ale nie byłabym w stanie spojrzeć w lustro – dodała Lynch.

Rodzina Tillmanów latami próbowała dochodzić sprawiedliwości. Dlaczego ich tak perfidnie oszukano? Dlaczego wprowadzono w błąd całe społeczeństwo? Kto był inicjatorem całej tej mistyfikacji? Wreszcie – kto bezpośrednio odpowiada za śmierć Pata? Kto oddał mordercze strzały? Udało się zainteresować sprawą kilku kongresmenów, lecz śledztwo przeprowadzone przez polityków nie przyniosło spodziewanych skutków. Szybko utknęło w martwym punkcie. Generałowie i sekretarz obrony Rumsfeld bez większych trudności odparli wszelkie zarzuty, mówiąc tylko o „błędach” i „niedopatrzeniach”. Komisja w końcu się poddała, przedstawiając kuriozalne uzasadnienie zamknięcia śledztwa. – Dochodzenie zostało udaremnione wskutek niemalże powszechnych problemów z pamięcią u przesłuchiwanych.

Skończyło się na drobnych karach. Ktoś został zdegradowany, kogoś innego odsunięto od dowodzenia, kolejnemu wlepiono miesiąc dodatkowej służby albo obcięto wypłatę na pół roku. Najmocniej oberwał jeden z generałów, który i tak miał zaraz odejść na emeryturę. Nie trzeba chyba dodawać, że rodzina Pata liczyła na inny rozwój wypadków. – Przesłuchanie było farsą – pieklił się Patrick Tillman senior. – Pozwolili im się wymknąć bez szwanku.

***

Jak to w takich sytuacjach często bywa, pojawiły się również teorie spiskowe. I trudno je całkowicie zlekceważyć, biorąc pod uwagę, jak wielkich starań dołożyli urzędnicy i dowódcy wojskowi, by prawda o śmierci Tillmana nie wyszła na jaw. Kolejne śledztwa przeprowadzane w tej sprawie tylko spotęgowały wątpliwości.

Mieszkanie Dannie i Patricka Tillmanów w pewnym momencie zaczęło przypominać salon Carrie Mathison z serialu „Homeland”. W każdym zakamarku można się było natknąć na porozwieszane fragmenty dokumentów, udostępnionych rodzinie na podstawie ustawy o wolnym dostępie do informacji. Wśród tysięcy papierów skrywało się mnóstwo co najmniej zastanawiających zapisów. Choć największe smaczki zostały uznane za ściśle tajne i zamazane czarnym tuszem, to nawet z dostępnych strzępków udało się Tillmanom poskładać intrygującą układankę.

Jak informowała agencja Associated Press w latach 2004-2007:

  • Jeszcze przed wylotem do USA z ciałem martwego brata, Kevin Tillman wielokrotnie nalegał, by dostarczono mu osobisty dzienniczek, w którym Pat notował swoje rozmaite przemyślenia. Chciał go wręczyć Marie. O dziwo, nie udało się go odnaleźć. Podczas jednego z przesłuchań sierżant James Valdez zeznał natomiast, że… spalił notatnik Tillmana, a także jego okrwawiony mundur i poobtłukiwaną kamizelkę kuloodporną. Kluczowe dowody w sprawie.
  • Grupie Serial Two prawdopodobnie towarzyszyło podczas misji kilku snajperów.
  • Wstępne oględziny miejsca zdarzenia, a także sprzętu wojskowego i pojazdów… nie wykazały śladów świadczących o bezpośrednim starciu grupy Serial Two z jakimkolwiek nieprzyjacielem. „Jest oczywiste, że dowódcy Serial Two nie zapanowali nad oddziałem” – napisał w swoim raporcie kapitan Richard Scott. Raport nie został zaakceptowany i zadecydowano o konieczności przeprowadzania nowego dochodzenia pod innym kierownictwem.
  • Jeden z generałów podczas przesłuchania aż 70 razy użył odpowiedzi: „nie pamiętam”.
  • Lekarz, który dokonał pierwszej sekcji zwłok Tillmana, napisał w swoim raporcie, że obrażenia Pata nie pasują do przyjętego scenariusza całego zdarzenia. Zdaniem doktora nie ma możliwości, by wpakować człowiekowi trzy kule prosto w głowę, jedna obok drugiej, z odległości większej niż dziesięć metrów. Oczywiście biorąc pod uwagę, od wystrzałów z jakiej broni zginął Pat. Lekarz postulował, by zbadać kryminalny aspekt całego zajścia, lecz go nie posłuchano.
  • Kiedy Dannie zapytała koronera, dlaczego jej syn – wedle oficjalnych raportów – został poddany defibrylacji, skoro śmiertelne strzały praktycznie urwały mu głowę, usłyszała w odpowiedzi: „Droga pani, zazwyczaj nie mamy tu do nikogo pretensji o próbę ratowania komuś życia”.
  • Generał John Abizaid, zeznał, że po śmierci Tillmana cały czas przebywał w Iraku. Dziennikarze śledczy udowodnili, że Abizaid minął się z prawdą – rzeczywiście w kwietniu 2004 roku działał głównie w Iraku, lecz odwiedził też Afganistan i rozmawiał z ludźmi z plutonu „Czarna Owca”.
  • Niemal wszyscy rangerzy z oddziału Tillmana przyznali podczas przesłuchań, że kategorycznie zabroniono im rozmawiać o prawdziwych okolicznościach śmierci Pata z kimkolwiek spoza oddziału.

Czy to możliwe, że cała ta akcja z zasadzką i odsieczą była sprytnie ukartowana, by niby-przypadkowo zamordować Pata Tillmana? Teoretycznie amerykańskiej władze miały powody, by się go obawiać – wiele wskazywało na to, że eks-futbolista z symbolu poświęcenia i patriotyzmu, tak wygodnego dla administracji George’a W. Busha, może się niebawem przepoczwarzyć w niezwykle niebezpiecznego inspiratora nastrojów anty-wojennych. W 2004 roku trwała w USA kampania wyborcza, Bush nie mógł sobie zatem pozwolić na tak dotkliwy, wizerunkowy cios. Tym bardziej że i tak zbierał ich sporo. W kwietniu media opublikowały wstrząsające materiały zdjęciowe z więzienia Abu Ghurajb, położonego nieopodal Bagdadu. Wyszło na jaw, że amerykańscy żołnierze torturowali tam irackich jeńców na wyjątkowo bestialskie sposoby.

Skandale mnożyły się jak grzyby po deszczu. Tego tylko brakowało, by Tillman dolał oliwy do ognia.

„Mam tę scenę przed oczami. Siedzimy na zewnątrz irackiego miasta, z nieba sypią się bomby. Pat nagle odwrócił się do mnie i powiedział: – Jakie to wszystko jest, kurwa, nielegalne. Wszyscy się zgodziliśmy. Wiedzieliśmy zresztą już wcześniej, że Pat nie znosi Busha”

spc. Russell Baer

Trudno jednak uwierzyć w intrygę szytą aż tak grubymi nićmi. Wymagałaby ona zaangażowania i dyskrecji zdecydowanie zbyt wielu osób, dlatego znacznie bardziej prawdopodobny wydaje się jednak tragiczny w skutkach przypadek. Oczywiście poprzedzony szeregiem złamanych przepisów i nierozważnych rozkazów. Aczkolwiek amerykański rząd w sprawie Tillmana popełnił tak wiele bulwersujących uczynków, że niczego nie wypada z góry wykluczać. – W naszym kraju narracja wciąż jest ważniejsza od rzeczywistości – napisał w 2005 roku Kevin Tillman. – A ignorancja jest w cenie bardziej niż bycie politycznie zorientowanym i sceptycznym.

***

Słynny amerykański polityk Hiram Johnson powiedział kiedyś, że pierwszą ofiarą każdej wojny jest prawda. I historia raz po raz przyznaje mu rację. Prawda na temat okoliczności śmierci Pata Tillmana zapewne już na zawsze pozostanie niewyjaśniona, owiana mgiełką tajemnicy i spisku. Na szczęście prawdy o jego życiu nie udało się finalnie zafałszować, choć usilnie próbowano przedstawić jego postać w najbanalniejszy z możliwych sposobów. Spłycić kierujące nim motywacje. Uczynić z niego prostego bohatera plakatów, którym za  żadne skarby nie chciał się stać. Nie odpuszczono mu nawet, gdy zginął.

Myślę, że dla armii śmierć Pata była czymś pozytywnym – twierdzi Dannie Tillman. – Wreszcie mogli go swobodnie wykorzystać, by promować patriotyczne postawy w społeczeństwie. Uważam, że wyrządzono w ten sposób wielką krzywdę nam, jako rodzinie. Wszystkim obywatelom Stanów Zjednoczonych, którzy zasługiwali na prawdę. Ale najbardziej boli mnie to, że sponiewierano pamięć samego Pata.

MICHAŁ KOŁKOWSKI

fot. NewsPix.pl / Getty Images / screeny z NFL Films / Tillman Foundation
źródła internetowe: Democracy Now, Media Study, Associated Press, Washington Post, Gazeta Wyborcza, Sports Illustrated, GOV Info, Truthdig, ABC News, NPR, CNN, Newsweek, The Nation, The Intercept, ESPN.
źródła książkowe: Mary Tillman, Narda Zacchino: „Boots on the ground by dusk”; Marie Tillman: ” The Letter: My journey through love, loss and life”; Jon Krakauer: „Where men win glory: The Odyssey of Pat Tillman”; Steve Elliott, Dave Grossman: „War Story: A memoir”; John McCain, Mark Salter: „Character is destiny”; John Hamilton: „False flags, state secrets, government deceptions”.

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ:

Za cel obrał sobie sportretowanie wszystkich kultowych zawodników przełomu XX i XXI wieku i z każdym tygodniem jest coraz bliżej wykonania tej monumentalnej misji. Jego twórczość przypadnie do gustu szczególnie tym, którzy preferują obszerniejsze, kompleksowe lektury i nie odstraszają ich liczne dygresje. Wiele materiałów poświęconych angielskiemu i włoskiemu futbolowi, kilka gigantycznych rankingów, a okazjonalnie także opowieści ze świata NBA. Najchętniej snuje te opowiastki, w ramach których wątki czysto sportowe nieustannie plączą się z rozważaniami na temat historii czy rozmaitych kwestii społeczno-politycznych.

Rozwiń

Najnowsze

Anglia

Klopp: Jeśli będziemy grać tak dalej, nie mamy szans na mistrzostwo

Bartosz Lodko
1
Klopp: Jeśli będziemy grać tak dalej, nie mamy szans na mistrzostwo
1 liga

Concordia Elbląg odpowiada na zarzuty dot. match-fixingu

Bartosz Lodko
3
Concordia Elbląg odpowiada na zarzuty dot. match-fixingu
Francja

Radosław Majecki się rozkręca. Trzeci mecz z rzędu na zero z tyłu

Bartosz Lodko
0
Radosław Majecki się rozkręca. Trzeci mecz z rzędu na zero z tyłu

Inne sporty

Polecane

Czasy się zmieniają, on wciąż na szczycie. O’Sullivan walczy o ósme mistrzostwo świata

Sebastian Warzecha
5
Czasy się zmieniają, on wciąż na szczycie. O’Sullivan walczy o ósme mistrzostwo świata
Polecane

W objęciach Skarbu Państwa. Sprawdzamy wkład państwowych spółek w polskie kluby

Szymon Szczepanik
33
W objęciach Skarbu Państwa. Sprawdzamy wkład państwowych spółek w polskie kluby
Polecane

Czy każdy głupi może wejść na Mount Everest? „Bilet lotniczy i wio”

Kacper Marciniak
18
Czy każdy głupi może wejść na Mount Everest? „Bilet lotniczy i wio”
Inne kraje

Życie i śmierć w RPA. Dlaczego czarni są rozczarowani wolnością i partią Mandeli?

Szymon Janczyk
69
Życie i śmierć w RPA. Dlaczego czarni są rozczarowani wolnością i partią Mandeli?

Komentarze

39 komentarzy

Loading...