Reklama

Mniej emocji, więcej kalkulacji. Wyjeżdżający z Ekstraklasy chętniej patrzą na ligi pośrednie

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

09 stycznia 2024, 09:31 • 11 min czytania 14 komentarzy

Każdy w Ekstraklasie chce sprzedawać Polaków za granicę, to ważny element ligowych budżetów. Nasze kluby potrafią uzyskiwać coraz większe kwoty, a na wyjazd mogą liczyć nie tylko największe gwiazdy. Wydaje się jednak, że zmienia się sposób myślenia wszystkich zaangażowanych w takie transfery i kierunki sprzedażowe znacznie się rozszerzają. Już niekoniecznie chodzi o jak najszybszy wyjazd do Anglii, Włoch czy Niemiec.

Mniej emocji, więcej kalkulacji. Wyjeżdżający z Ekstraklasy chętniej patrzą na ligi pośrednie

Coraz częściej piłkarze i agenci, ale także szefowie klubów zdają się dochodzić do wniosku, że karierę warto rozwijać stopniowo, zamiast od razu atakować najwyższe szczyty. Takie historie dość rzadko kończą się powodzeniem.

Skok na głęboką wodę to nie wyrok, ale ryzyko jest duże

Jasne, nie jest to reguła. Jakub Moder zaczął grać w Premier League w zasadzie od razu po przyjściu z Lecha Poznań i gdyby nie prawie dwa lata wyjęte z życiorysu przez kontuzję, bardzo możliwe, że miałby już ugruntowaną pozycję w najlepszej lidze świata. Jan Bednarek dość szybko wyjechał z Lecha i po frycowym płaconym przez pierwszy rok, zaistniał w barwach w Southampton. Karol Linetty momentalnie stał się ważną postacią w Sampdorii. Mateusz Wieteska nadspodziewanie dobrze poradził sobie w Clermont, choć po transferze do Cagliari ma już problemy. Teraz Mateusz Łęgowski regularnie melduje się na boiskach włoskiej ekstraklasy w barwach Salernitany, a przecież ten sezon zaczynał jeszcze w Pogoni Szczecin.

Rzecz w tym, że na jeden taki przypadek mamy kilka historii jak z Bartoszem Kapustką, Jarosławem Jachem, Aleksandrem Buksą, Dominikiem Furmanem, Radosławem Majeckim, Rafałem Kurzawą, Filipem Jagiełło, Michałem Karbownikiem, Kacprem Kozłowskim, Tymoteuszem Puchaczem, Karolem Filą, Mateuszem Praszelikiem, Łukaszem Porebą i tak moglibyśmy wymieniać.

Każdy z tych zawodników opuszczał Ekstraklasę bezpośrednio na rzecz ligi z top5 i nawet jeśli nie natychmiastowo, to na dłuższą metę się od niej odbijał. Wielu z nich mimo to zostawało za granicą i nawet zaczęło się wyróżniać, ale już w innych realiach, schodząc w tym samym kraju szczebel niżej lub przechodząc do słabszej ligi. Przykładowo: Kozłowski regularnie grać na dobrym poziomie zaczął dopiero w Holandii, Karbownik i Puchacz do zaistnienia potrzebowali 2. Bundesligi, a Jagiełło był w stanie błysnąć w Serie B.

Reklama

Można chyba stwierdzić, że wielu z nich w przypadku odwrócenia kolejności i spróbowania sił najpierw w trochę mniej wymagającym otoczeniu, miałoby później większe szanse, żeby się wybić.

Przykładem takiego ruchu jest Przemysław Wiśniewski. Gdyby się uparł, mógłby od razu trafić do Serie A, ale świadom swoich niedostatków, wolał najpierw przejść do drugoligowej Venezii. Przez pół roku grał w niej wszystko od deski do deski, okrzepł we Włoszech i zimą ubiegłego roku kupiła go walcząca o utrzymanie w elicie Spezia. Wiśniewski bez większych trudności wywalczył sobie plac i z pewnością do końca życia zapamięta gola strzelonego Milanowi w meczu wygranym 2:0. Dalsze losy byłego stopera Górnika Zabrze trochę się skomplikowały, bo Spezia spadła po barażach, a on doznał poważnej kontuzji. Nie ulega jednak wątpliwości, że opuszczając Ekstraklasę, wybrał rozsądny wariant.

Ligi pośrednie coraz milej widziane

I wygląda na to, że w tym kontekście coś się zmieniło w sposobie myślenia wszystkich zaangażowanych stron. Ostatnie miesiące jak nigdy wcześniej pokazują, że wybory transferowe zawodników częściej są nastawione na długofalowy plan.

  • Michał Skóraś odszedł z Lecha Poznań do Club Brugge
  • Łukasz Łakomy odszedł z Zagłębia Lubin do Young Boys Berno
  • Szymon Włodarczyk odszedł z Górnika Zabrze do Sturmu Graz

Odzywał się Celtic, było zainteresowanie ze Standardu Liege, Twente Enschede i klubów Serie A, m.in. Bologny. Miałem w czym wybierać, każda opcja była na swój sposób kusząca, ale po namyśle wybrałem Young Boys ze względu na możliwość rozwojuwyjaśniał na Weszło Łakomy zaraz po przenosinach do Szwajcarii, gdzie w większym spokoju może rozwijać swoje mocne strony i pracować nad słabszymi (motoryka, dynamika, elementy taktyczne).

Łukasz Łakomy w barwach Young Boys Berno.

Do tego Ariel Mosór, gdyby tylko chciał, mógł odejść do norweskiego Molde, ale ostatecznie się nie zdecydował, choć samemu Piastowi bardzo zależało na jego sprzedaży. Teraz temat może powrócić.

Reklama

Zrządzenie losu? Jednorazowa kumulacja? A może faktycznie dochodzi do zmian w mentalności?

Najlepiej każdą historię analizować osobno, ale gdybyśmy chcieli jakoś generalizować, to wydaje mi się, że po części okoliczności wymuszają takie działania na piłkarzach i klubach. Liga polska wciąż jest słaba względem tych najlepszych w Europie. Naprawdę trudno bezpośrednio do nich przeskoczyć i bezboleśnie się tam wprowadzić. Jest to możliwe, wszyscy znamy takie przypadki, ale najczęściej wygląda to inaczej. Nie prowadziłem statystyk, ale pewnie się nie pomylę, stwierdzając, że więcej niż połowa tego typu transferów okazuje się niewypałami. Na tym tle Belgia, Holandia, Dania, Austria czy Szwajcaria mogą być bardzo fajnymi kierunkami pośrednimi, żeby wykonać krok do przodu, a jednocześnie nie rzucać się od razu na najgłębsze wody. Dla mnie takie ruchy są bardzo logiczne – mówi nam Maciej Zieliński z agencji ProSport Manager, która niejako za ostatnie lata zapoczątkowała taki sposób budowania karier piłkarzy, wytransferowując Kamila Piątkowskiego z Rakowa do Salzburga. Dziś stoper ten stanie przed szansą zaistnienia w La Liga w barwach Granady.

„Berlin, mamy tu diament”. Piątkowski podejmuje ryzykowną misję ratunkową Granady

Przypadek Kamila Piątkowskiego jest mimo wszystko trochę inny. Mówimy o klubie będącym hegemonem w Austrii, niemalże ponad tą ligą, co roku grającym w Lidze Mistrzów, produkującym zawodników dla najlepszych na niesamowitą skalę. Wyjściowa logika była jednak podobna, czyli chcemy pośredniego kroku do przodu – uściśla Zieliński.

Sturm Graz przystankiem na spokojny rozwój

Właśnie taki był tok myślenia Szymona Włodarczyka i jego otoczenia przy odejściu z Górnika do Sturmu Graz.

Uważaliśmy, że Sturm będzie dla niego najlepszym rozwiązaniem i nadal tak uważamy. Propozycji z lig top5, niekoniecznie skonkretyzowanych na stole, mieliśmy całkiem sporo, ale to jeszcze nie był moment dla Szymka, żeby tam iść. Czasami dochodzi do pozytywnych historii, najczęściej jednak takie wyjazdy kończą się szybkimi powrotami. W Austrii syn nabiera doświadczenia i przyzwyczaja się do innego sposobu pracy. Już gołym okiem widać, że przez ostatnie miesiące wykonał duży postęp. On jest zadowolony i klub też. Naprawdę dokładnie ten ruch przemyśleliśmy, choć oczywiście nazwa jednego czy drugiego klubu działała na wyobraźnię. Czasami trudno się nie skusić, więc staram się też rozumieć tych, którzy od razu decydują się na taki krok. U nas jednak przeważyła chłodna analiza i kalkulacja – tłumaczy nam Piotr Włodarczyk, ojciec młodego napastnika, autor 92 goli w Ekstraklasie.

Gdy Szymek miał 16 lat, wiele czołowych klubów Europy kusiło go wyjazdami do swojej akademii. Stwierdziliśmy jednak, że to za duże ryzyko. Przepływ piłkarzy w tych akademiach jest olbrzymi, bardzo trudno się przebić. Uznaliśmy, że lepiej najpierw pokazać się w Ekstraklasie, a to wcale nie taka łatwa liga dla młodych zawodników. Jest dużo fizyczności i walki, trzeba się w tym odnaleźć. Szymkowi udało się zaistnieć i zwrócił na siebie uwagę – podkreśla były mistrz Polski z Legią Warszawa.

Maciej Zieliński: – Fajnie, gdy piłkarz i jego otoczenie mają plan na karierę, gdy nie działają pod wpływem impulsu. Rośnie świadomość agentów, zawodników i klubów, że nie zawsze należy się sugerować nazwą, ligą czy pieniędzmi, gdy te różnice w kwotach nie są drastyczne i trzeba myśleć długofalowo. Jasne, czasami trafia się oferta nie do odrzucenia. Jakub Kiwior idąc do Arsenalu musiał wiedzieć, że początki będzie miał trudne i wiele nie pogra, ale będąc w Spezii nie możesz powiedzieć „nie”, gdy czołowy klub Premier League chce za ciebie zapłacić 25 mln euro. Taki pociąg może nadjechać raz w życiu i wiezie cię na poziom, do którego docelowo dążysz. W wielu przypadkach jednak lepiej dać sobie czas i nie ulegać pierwszemu wrażeniu.

Piotr Włodarczyk: – Szymon szczegółowo analizował różne opcje. Sprawdzał, kto gra w danym zespole, ilu jest napastników, jakie są ich profile, czy miałby szanse rywalizować. Sturm też przejrzał i zwrócił uwagę, że napastnicy w tym klubie często mogli się wypromować i za duże kwoty odchodzili wyżej. Później Szymek rozmawiał z trenerem i dyrektorem sportowym, przedstawiono mu plan na rozwój. Tak to powinno wyglądać. Christian Ilzer prowadzi Sturm już od ponad trzech lat, gra określonym stylem, szuka zawodników o jasno określonych cechach. Szymon idealnie do tych założeń pasował. Jest tam stabilizacja. Klub w ostatnich latach co roku występuje w europejskich pucharach i walczy z Salzburgiem o mistrzostwo.

Szymon Włodarczyk w barwach Sturmu Graz.

Mniejsze kluby z najlepszych lig nie szastają forsą

Maciej Zieliński zwraca uwagę na jeszcze jeden bardzo ważny aspekt z pieniędzmi w tle. – W najlepszych ligach wyróżniający się ekstraklasowiec często jest za słaby na topowe kluby i jednocześnie za drogi dla średniaków, którzy nie są w stanie wyłożyć kilku milionów euro. Przejście do potentata z lig pośrednich może być najlepszym rozwiązaniem również z punktu widzenia interesu ekonomicznego. Kamil Piątkowski kosztował Salzburg 6 mln euro. Kluby z Włoch czy Niemiec, które naprawdę się nim interesowały, mogły zapłacić dwa miliony mniej. Prosta kalkulacja dla sprzedającego. Co oczywiście nie znaczy, że Kamil przestrzelił z Salzburgiem, chcę tu być dobrze zrozumiany – mówi agent.

I dodaje: – Bywa, że może tu dojść do pewnych napięć, bo zawodnik wolałby iść za wyraźnie mniejsze pieniądze do topowej ligi, a jego klub wolałby oddać go za większe pieniądze do ligi pośredniej. O takich szczegółach też trzeba pamiętać, gdy ocenia się czyjś ruch. Generalnie nasze kluby nieraz mają problem z urealnieniem swoich oczekiwań, co już na starcie odsiewa pewne kierunki, czasami pod względem marki najatrakcyjniejsze. Z ich perspektywy trudno się dziwić. Lepiej od razu wziąć pięć milionów zamiast trzech i liczyć na jakieś zyski z procentów od następnego transferu. To duża różnica nawet dla Legii czy Lecha, nie mówiąc już o pozostałych klubach Ekstraklasy.

Między innymi to tłumaczy przeprowadzkę Michała Skórasia do Belgii. Średni klub z Włoch czy Niemiec na tym etapie raczej nie wyłożyłby za niego sześciu baniek w europejskiej walucie, a potentat z Jupiler Pro League był w stanie ponieść takie koszty.

Zmarginalizowany Skóraś. Nędzny start reprezentanta Polski w lidze belgijskiej

Większe zrozumienie dla nowych kierunków

Tutaj dochodzimy do kolejnej istotnej kwestii w tym temacie: do lig pośrednich często wyjeżdżają zawodnicy, którzy nie byli jeszcze gwiazdami Ekstraklasy. Włodarczyka i Łakomego mało kto umieściłby w takim gronie. Ten pierwszy wiosną nie zdobył bramki z akcji, trafił tylko dwukrotnie z rzutów karnych. Sturm w dużej mierze zapłacił za jego potencjał, a nie za to, co zdążył zaprezentować. Skórasia do ligowych gwiazd mogliśmy już zaliczać, ale nawet on nie był zweryfikowany na przestrzeni kilku lat. Jeszcze na początku zeszłego sezonu dość powszechnie postrzegano go jako jeźdźca bez głowy, któremu brakuje spokoju w decydujących momentach. Dopiero na przełomie sierpnia i września na dobre wystrzelił, co zaowocowało powołaniem na mundial w Katarze.

Kiedyś cała trójka albo zostałaby jeszcze w Polsce, albo być może wybrałaby się na Wschód – do Rosji lub na Ukrainę. Teraz te rynki odpadają, a zyskująca coraz większą renomę MLS w całości powstałej luki nie wypełni, więc tym chętniej piłkarze Ekstraklasy o takim statusie mogą zerkać na ligi ze średniej europejskiej półki.

Spotyka się to z coraz większą aprobatą opinii publicznej. Gdyby kilka lat temu Łakomy, Włodarczyk czy Skóraś podjęli takie a nie inne decyzje, komentarzy o braku ambicji czy pochopnym wyborze bez wątpienia byłoby znacznie więcej. Tego typu opinii musieli się nasłuchać Jakub Świerczok po transferze do Ługodorca czy Damian Kądzior po wybraniu Dinama Zagrzeb.

Dostrzegają to też nasi rozmówcy. – Mam wrażenie, że również wśród dziennikarzy czy kibiców świadomość rośnie i jest większe zrozumienie dla takich transferów. Parę lat wcześniej Włodarczyk czy Łakomy zapewne słyszeliby narzekania, że co to za kluby Sturm Graz czy Young Boys Berno. Wydaje mi się, że jako całe środowisko piłkarskie idziemy do przodu i poziom dyskusji na wielu polach jest coraz wyższy – chwali Maciej Zieliński.

Też widzę, że świadomość w naszej piłce rośnie i łatwiej dziś zaakceptować, że ktoś woli iść do czołowego klubu nawet w Chorwacji czy Bułgarii i pokazać się w pucharach, zamiast bronić się przed spadkiem w lepszej lidze. Nie zdziwię się, jeśli takich transferów będzie coraz więcej – wtóruje mu Piotr Włodarczyk.

Co do postawy swojego syna, pozostaje dobrej myśli. Szymon obiecująco zaczął, ale druga część rundy jesiennej była już w jego wykonaniu gorsza. – Wszyscy zachowują spokój, słabszy okres był wkalkulowany. Sturm ma ośmiu napastników, wystąpić w meczu może 2-3, a i tak na przestrzeni całej rundy każdy dostał szansę. Szymon należał do tych grających najwięcej. Licząc reprezentację U-21, jesienią rozegrał 34 mecze, czyli tyle, ile przez cały wcześniejszy sezon. W takiej sytuacji i w takim wieku rotacje są nieuniknione – uspokaja.

Oczywiście taki wybór ścieżki kariery to również ryzyko. Nie każdy zdoła później wykonać kolejny krok. Niektórzy na ligach w założeniu pośrednich poprzestaną i wyżej już nie pójdą, być może wyrzucając sobie po latach, że nie spróbowali popływać na głębszych wodach, gdy była okazja. Wydaje się jednak, że mimo wszystko obierając takie założenia większa liczba naszych ligowców ma szansę, żeby dłużej utrzymać się na Zachodzie i nie wracać szybko z podkulonym ogonem.

CZYTAJ WIĘCEJ O POLSKIEJ PIŁCE:

Fot. Newspix

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Przed Jagiellonią ostatni wymagający rywal. W piątek poznamy mistrza Polski?

Piotr Rzepecki
1
Przed Jagiellonią ostatni wymagający rywal. W piątek poznamy mistrza Polski?

Ekstraklasa

Ekstraklasa

Przed Jagiellonią ostatni wymagający rywal. W piątek poznamy mistrza Polski?

Piotr Rzepecki
1
Przed Jagiellonią ostatni wymagający rywal. W piątek poznamy mistrza Polski?

Komentarze

14 komentarzy

Loading...