Reklama

„Miki Miki Miki gol”. Jak Mikulenas skorzystał na zbyt drogich Polakach?

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

16 grudnia 2016, 10:27 • 3 min czytania 0 komentarzy

Jeden z kultowych piłkarzy ówczesnej pierwszej ligi – dziś Ekstraklasy – który miał oryginalną stylówkę i nie mógł przejść niezauważony. Sympatyczny Litwin, jeden z pierwszych na polskiej ziemi. Charakterystyczne imię, nazwisko i fryzura. Kto z dorastających na przełomie wieków mógłby nie pamiętać Grażvydasa Mikulenasa?

„Miki Miki Miki gol”. Jak Mikulenas skorzystał na zbyt drogich Polakach?

118 meczów i 32 gole w najwyższej klasie rozgrywkowej w Polsce. Do tego wicemistrzostwo Polski i wisienka na torcie – mistrzostwo w 2000 roku z Polonią Warszawa prowadzoną przez Jerzego Engela a później Dariusza Wdowczyka i zarządzaną przez prezesa Janusza Romanowskiego. W składzie Czarnych Koszul Szczęsny, Gołaszewski, Kiełbowicz, Olisadebe, Zvirgzdauskas i właśnie Mikulenas…

Przyjazd tej ostatniej dwójki do ligi polskiej trzy i pól roku wcześniej był czymś rzadkim. Oto dwóch gości, którzy przez kilka ostatnich lat grali w Żalgirisie Wilno – sięgając tam czy to po mistrzostwo, czy po puchar krajowy – w tym samym czasie obrali kierunek na Polskę. Jak tłumaczył sprowadzający ich prezes Krzysztof Dmoszyński: – Pomysł kupienia zawodników z Litwy narodził się po penetracji… krajowego rynku. Szukaliśmy graczy na konkretne pozycje, jednak ceny są tak wysokie, że nam się w ogóle nie kalkulowało.

Z miejsca wskoczyli do składu Polonii, zyskali sympatię. Mikulenas już w pierwszej rundzie rozegrał szesnaście spotkań i zdobył osiem goli. W kolejnym, pełnym sezonie, miał ich na koncie dziewięć. W końcu ustrzelił też klasycznego hat-tricka: trafił trzy razy Amikę Wronki, w 21 minut.

Nie lubić się go nie dało. Fragment rozmowy w Katowickim Sporcie:

Reklama

Pan wtedy przez większą część sezonu był pan nieco w cieniu Moussy Yahayi. Pytałem o waszą rywalizację ówczesnego trenera, Bogusława Kaczmarka. Powiedział krótko: „Moussa był wtedy jednym z trzech najlepszych napastników ligi, ale miał problem z samym sobą. Za to „Miki” był prawdziwym profesjonalistą”.
– Tylko „Miki” w piłkę nie grał tak dobrze (śmiech).

Tego nie powiedział. Pana do tańców, hulanek i swawoli nigdy nie ciągnęło?
– Na wszystko jest w życiu odpowiedni czas: na tańce, swawole i na futbol. Zawsze warto jednak mieć świadomość, że profesjonalna piłka nie kończy się na zatrzaśnięciu za sobą drzwi szatni. Musi być w niej także czas na odpoczynek, na właściwą dietę.

Jest pan z tego pokolenia „GieKSiarzy”, które jeszcze znało prezesa Mariana „Magnata” Dziurowicza. Był taki, jak mówią legendy o nim krążące?
– W szatni „GieKSy” chłopcy bali się go jak diabeł krzyża; żartów z nim nie było. (…)

W Polsce czuł się jak w domu, spędził tu – z drobnymi przerwami – piętnaście lat. Te przerwy to był roczny wyjazd do Chorwacji (i od razu mistrzostwo kraju), na Łotwę i jedną rundę do Grecji. A tak to Polonia, GKS Katowice, Wisła Płock, Radomiak Radom, Zawisza Bydgoszcz, Ruch Chorzów, Wigry Suwałki. Z czasem zaliczał stopniowy zjazd, zszedł poziom niżej, choć przecież wejście do naszej ligi miał naprawdę solidne.

Dziś Mikulenas obchodzi 43. urodziny. Wszystkiego najlepszego!

Reklama

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...