Reklama

Za niski. Za chudy. Z biednej rodziny. Dziś Almiron zachwyca w Premier League

Arek Dobruchowski

Autor:Arek Dobruchowski

26 grudnia 2022, 15:11 • 14 min czytania 10 komentarzy

Do osiemnastego roku życia spał w jednym łóżku ze swoją mamą. Każdego dnia wstawał o piątej, żeby jeszcze przed szkołą zaliczyć trening w szkółce piłkarskiej, która była oddalona półtorej godziny od jego domu. Jako nastolatek został odrzucony przez utytułowany paragwajski zespół Club Nacional, ponieważ był chudziutkim i małym chłopczykiem. Odradzano mu seniorski futbol. Dziś mówimy o jednym z najlepszych piłkarzy rundy jesiennej w Premier League. Futbol kocha takie romantyczne historie. Poznajcie Miguela Almirona. Faceta, który od dziecka marzył o tym, by kupić swoim rodzicom wielki dom. Kiedyś życie go nie rozpieszczało. Teraz jest na ustach całego świata.

Za niski. Za chudy. Z biednej rodziny. Dziś Almiron zachwyca w Premier League

W ostatnim meczu sezonu 21/22 Manchester City mierzył się z Aston Villą. Podopieczni Pepa Guardioli musieli ten mecz wygrać, żeby sięgnąć po tytuł mistrza Anglii. Wygrali 3:2, ale nie był to dobry dzień Riyada Mahreza. Na fecie mistrzowskiej Jack Grealish na relacji Bernando Silvy na Instagramie powiedział, że Mahrez w tym meczu grał jak Miguel Almiron. I to nie był komplement. Grealish był wyraźnie wstawiony. A to, co powiedział, tłumaczył pijackim żartem. Jednak w każdym dowcipie jest też ziarno prawdy.

Bo to nie był dobry sezon Almirona. Paragwajczyk strzelił tylko jednego gola w Premier League. I nie bez powodów stał się postacią, z której drwiono i przedstawiano jako synonim fajtłapy. Jednak on dalej robił swoje, pracował w ciszy i teraz jest w życiowej formie. Karma wraca i bywa bezlitosna. Teraz to Grealish cieniuje w lidze i ma tylko jedno trafienie na swoim koncie, a Almiron zdobywa bramkę za bramką. Jest liderem Newcastle. Ulubieńcem kibiców. Piłkarzem października Premier League. I zaprowadził „Sroki” na trzecie miejsce w lidze. Nie jest klasycznym napastnikiem, a ma już osiem goli na swoim koncie. Przekot z Paragwaju, który przebudził się w tej kampanii i pokazuje w pełni swój potencjał.

Gdy odbierał nagrodę dla najlepszego piłkarza października w Premier League, to odniósł się do słów Grealisha, podkreślając, że nie ma do niego żalu i gdy będzie okazja, to uściśnie mu dłoń: – Oczywiście, że uścisnąłbym mu dłoń. Zawsze, gdy będzie ku temu okazja podczas starcia z Manchesterem City – bez cienia wątpliwości to zrobię. Jak już mówiłem i jak wciąż podkreślam wszystkim, Jack Grealish jest świetnym piłkarzem i życzę mu wszystkiego najlepszego. Nie mam żalu. Dodam tylko, że w tym całym zamieszaniu z Grealishem bardzo mocno odczułem wsparcie kibiców Newcastle. Wstawili się za mną, bronili mnie i w tamtym momencie byłem przepełniony ogromnym szczęściem, że mam ich za sobą. To bardzo miłe.

Reklama

– Przez całą moją karierę, odkąd gram w piłkę to tak naprawdę nigdy nie zwracałem uwagi na to, co ludzie mówią o mnie poza boiskiem. Wychodzę z założenia, że najważniejsza jest praca. Zawsze ciężką pracą i poświęceniem się obronisz. Prędzej czy później. Słowa są nieistotne, ważne co robisz. Zawsze pracowałem i pracuję w ciszy. Cały czas dążę do samodoskonalenia się, widzę swoje błędy i chcę być lepszy – podkreślał.

Miguel Almiron – historia i sylwetka piłkarza

Charakterny dzieciak z biednej rodziny. Trudne początki Almirona

Miguel Almiron wychowywał się w slumsach, w dzielnicy San Pablo w Asunicon, stolicy Paragwaju. Żył w skrajnym ubóstwie. Jego rodzice ciężko pracowali na utrzymanie rodziny, ale nie było to łatwe zadanie. Były momenty, gdzie ledwo wiązali koniec z końcem. W szóstkę (rodzice, siostra, dziadek i wujek) mieszkali w małym mieszkaniu, gdzie były tylko trzy łóżka. „Miggy” do osiemnastego roku życia spał w jednym łóżku z mamą, a jego ojca nie było praktycznie w domu, bo cały czas pracował na 18-godzinnych zmianach jako ochroniarz.

Z kolei mama oprócz zajmowania się domem i dziećmi, dorabiała jako kasjerka w supermarkecie. Almiron wspomina ten czas z łezką w oku. Pamięta, że jego rodzice bardzo ciężko pracowali, a i tak nie podnosiło to ich standardu życia. Aczkolwiek jego tata podkreślał mu to, co teraz z uporem maniaka sam powtarza: „poświęcenie i ciężka praca zawsze się obronią. Prędzej czy później”. Mimo że w domu się nie przelewało, to rodzice robili, co mogli, żeby pomóc swojemu synowi w realizacji marzenia o staniu się profesjonalnym piłkarzem. Nie wybijali mu tego pomysłu z głowy.

Reklama

– Moja rodzina i przyjaciele zawsze wspierali mnie w tym, co chciałem robić, a to naprawdę pomagało mi zmotywować się do jeszcze cięższej pracy. To prawda, że mój ojciec pracował 18 godzin dziennie jako ochroniarz, aby pomóc wspierać moje marzenie o zostaniu piłkarzem. Zarówno moja mama, jak i tata pracowali naprawdę ciężko, więc nie pozostawałem bez środków do życia. Nie było lekko, ale dzięki Bogu byli w stanie pomóc mi osiągnąć mój cel – opowiadał Almiron.

Miguel jako dzieciak nie miał żadnych zabawek oprócz jednej – piłki, która towarzyszyła mu przez wiele lat. Swoje przeszła, wyglądała fatalnie, ale nie rozstawał się z nią. Pokochał futbol i jako kilkulatek postawił sobie za cel, że jak podrośnie to będzie profesjonalnym piłkarzem i za zarobione pieniądze kupi duży dom swojej rodzinie. Jak powiedział, tak zrobił. Mimo że po drodze napotkał wiele trudności, porażek i rozczarowań. Ale nigdy się nie poddawał. Był zafiksowany na punkcie swojego marzenia i zaciekle dążył do jego spełnienia, tym bardziej że cały czas czuł wsparcie od najbliższych.

Sąsiedzi Almirona w rozmowach z dziennikarzami ESPN opowiadali, że gdy Miguel był mały, to lubił kopać każdy przedmiot, który napatoczył się mu na drodze. Często rozwalał buty, które niszczyły się od nadmiernego kopania kamieni. Jeden z rozmówców zaznaczył, że najmocniej w pamięci utkwił mu obrazek, gdzie Almiron robił żonglerkę… grejpfrutami.

Gdy byłem dzieciakiem, to piłka zawsze była przy moich nogach. Nie miałem żadnej innej pasji. To był tylko i aż futbol, za którym szła seria porażek i niepowodzeń, ale te doświadczenia pozwoliły mi dotrzeć do miejsca, w którym jestem dzisiaj. Wyznaczyłem sobie cel, a moi rodzice i przyjaciele uwierzyli we mnie, i to pchało mnie do przodu – zaznaczał „Miggy”.

Rodzice Miguela w rozmowie z ESPN zaznaczali, że wierzyli w to, że ich syn będzie żył z piłki, ale nie sądzili, że zrobi aż tak wielką karierę. – W żadnym momencie nie wyobrażaliśmy sobie, że będzie w takim miejscu, jakim jest teraz. Kiedy miał 10 lub 11 lat, marzyliśmy o tym, że zrobi pierwszą ligę w Paragwaju – podkreślali, choć warto zaznaczyć, że ten wywiad miał miejsce w 2018 roku, czyli jeszcze przed transferem Almirona do Newcastle United. Już sam fakt, że Paragwajczyk grał w Atlancie United w MLS było wielkim przeżyciem dla jego rodziców.

Za niski. Za chudy. Chucherko, które wiatr przewracał

Cała rodzina Miguela kochała piłkę. I pewnego dnia ojciec Ruben zabrał malutkiego syna na trening i ten od tamtego dnia nie opuścił już żadnych zajęć piłkarskich. Był zakochany w piłce po uszy. – Kiedy miałem siedem lat, mój ojciec zabrał mnie do szkółki piłkarskiej 3 de Noviembre. Tam wszystko się zaczęło. Doskonaliłem swoje umiejętności dryblingu na tych twardych jak skała boiskach i właśnie tam pomyślałem, że mógłbym zrobić karierę w piłce nożnej – wspomina piłkarz.

– Miguel był bardzo nieśmiały. Brakowało mu pewności siebie i był strachliwy, nieufny wobec innych,  więc go zabrałem do klubu, żeby miał innych przyjaciół – mówił jego ojciec w rozmowie z ESPN.

Szkółka 3 de Noviembre znajdowała się rzut beretem od szkoły, do której uczęszczał Miguel. Każdego dnia wstawał o piątej i udawał się na boisko przed zajęciami szkolnymi. Podróż od jego domu do szkoły trwała w jedną stronę ok. półtorej godziny, bo żeby dostać się do tej części miasta, musiałeś przebić się przez centrum stolicy Paragwaju, co nie było łatwym zadaniem. „Miggy” nie odpuszczał i każdą wolną chwilę spędzał na boisku, mając cały czas z tyłu głowy marzenie o nowym domu dla swojej rodziny, który kupi za pieniądze zarobione z piłki nożnej.

Żył w bańce. I wiele postronnych osób mogłoby dojść do takich wniosków, że jego marzenia były nierealne do spełnienia. Tym bardziej że chłopak był niski, bardzo chudy i niedożywiony. Gdy miał 14 lat trafił na testy do akademii Clubu Nacional. To jest bardzo utytułowany i prestiżowy klub w Paragwaju. I mały „Miggy” został odrzucony, bo zdaniem trenerów był za mały i za chudy, żeby poradzić sobie na treningach w takim klubie.

Zabraliśmy go z matką na testy, gdzie spotkaliśmy 300 chłopców, którzy już czekali na taką samą okazję. Nigdy tego nie zapomnę, ponieważ Miguel był numerem 301 – mówił wujek Miguela Almirona, Diego. Z relacji rodziny wynika, że Miguel był bardzo bliski dostania się do Clubu Nacional, bo wyglądał dobrze pod względem piłkarskim, a czynnikiem, który zadecydował, że nie zakotwiczył tam na dłużej, były jego warunki fizyczne.

Ostatecznie „Miggy” trafił do szkółki Cerro Porteno, gdzie kilkukrotnie znajdował się na liście zawodników, którzy po sezonie są odrzucani przez klub. Każdego roku dochodzi do selekcji, tak jak w większości akademii na świecie. Rozwój biologiczny u Miguela nie postępował za szybko. Centymetry i kilogramy stały u niego w miejscu przez długi czas, a w tym wypadku mówimy już o drużynach U-15, U-16 i nawet U-17. Almiron był późno dojrzewającym nastolatkiem, co mu nie pomagało w realizacji marzenia o zostaniu profesjonalnym piłkarzem.

Dlaczego nie wyleciał ze szkółki, mimo że regularnie znajdował się na liście zawodników do odpalenia z Cerro Porteno? Dlatego, że w Miguela bardzo wierzył jego ówczesny trener Hernan Acuna. – Poszedłem do koordynatora akademii i powiedziałem mu: „nie chcę, żeby klub przeganiał tego chłopaka tylko dlatego, że był chudy. On ma talent” – opowiadał Acuna. – Kiedy po raz pierwszy zobaczył Almirona urzekła mnie jego szybkość na krótkich dystansach i technika, jaką prezentował lewą nogą. Gdy przybył do Cerro, młodzieniec musiał popracować nad prawą nogą i umiejętnością główkowania. Ten chłopak miał taki charakter i mentalność profesjonalisty, że był świadomy swoich zalet i deficytów, i cały czas chciał być lepszy – dodał.

Można powiedzieć, że Acuna był aniołem stróżem Miguela. Opiekował się nim, dbał o jego rozwój i to on wprowadzał go później do seniorskiej drużyny. A Almiron odpłacił się świetną formą. Dwukrotnie doprowadził ten klub do mistrzostwa Paragwaju (2013 i 2015). I później klub zarobił na nim całkiem duże pieniądze. Sprzedali go do argentyńskiego klubu Lanus w 2015 roku za 800 tysięcy euro, ale zawarli w umowie taki zapis, że należało im się 20% od kolejnego transferu. Następnym klubem Almirona była Atlanta United, która zapłaciła Argentyńczykom 8,5 miliona dolarów, czyli na konto Cero Porteno wpłynęło dodatkowo ok. 1,7 miliona dolarów.

Marzenie o tym, żeby kupić rodzicom dom, zrealizował już w 2015 roku. Wówczas grał w argentyńskim Lanus. Oszczędzał pieniądze, nie wydawał na „głupoty”. Najważniejsze było to, żeby jego najbliżsi nie musieli już wynajmować tego małego mieszkania i cisnąć się w nim w pięć osób.

January 21, 2020, Liverpool, United Kingdom: Miguel Almiron of Newcastle United during the Premier League match against Everton at Goodison Park, Liverpool. Picture date: 21st January 2020. Picture credit should read: Darren Staples/Sportimage(Credit Image: © Darren Staples/CSM via ZUMA Wire)LIGA ANGIELSKA PILKA NOZNA SEZON 2019/2020 FOT. ZUMA/NEWSPIX.PL POLAND ONLY! --- Newspix.pl *** Local Caption *** www.newspix.pl mail us: info@newspix.pl call us: 0048 022 23 22 222 --- Polish Picture Agency by Ringier Axel Springer Poland

Na jednym marzeniu nie poprzestał

Wyznaczył sobie kolejne cele i od tamtego czasu pracował, żeby móc wyjechać do Europy, aby tam grać regularnie w ligach Top5. Almiron jest osobą wierzącą i w każdym wywiadzie podkreśla, że gdyby nie Bóg, to nie byłby w tym miejscu, w którym jest. Na prawym przedramieniu ma wytatuowany napis: „Boże ty jesteś drogą, prawdą i życiem„, a na lewym ma piłkę, której towarzyszy cytat z Biblii: „Boże wyczucie czasu jest doskonałe”.

Gdy już Almiron przeszedł okres dojrzewania i na dobre zadomowił się w seniorskiej piłce, to od tamtego momentu jego kariera nabierała tempa. I z każdym kolejnym klubem sięgał po jakieś trofeum (z wyjątkiem obecnego klubu Newcastle United). Z Lanus zdobył mistrzostwo Argentyny (2016), a z Atlantą United podniósł trofeum za mistrzostwo MLS (2017/18).  I w obu tych ekipach się wyróżniał.

W Stanach Zjednoczonych spędził dwa lata i dwukrotnie znalazł się w najlepszej jedenastce sezonu. W tych rozgrywkach rozegrał 68 spotkań, zdobył 22 gole i zaliczył 21 asyst. Jego kapitalna dyspozycja w MLS-ie nie umknęła uwadze europejskich skautów. Zimą 2019 roku trafił do Newcastle United za 24 miliony euro. Gdy przychodził do „Srok” wielu ekspertów spodziewało się, że Almiron z miejsca stanie się gwiazdą zespołu, a tak się jednak nie stało. Pierwsze pół roku w Premier League zakończył bez żadnego gola i asysty.

Paragwajczyk miał problem z aklimatyzacją w Anglii. Za dwa miesiące miną cztery lata od jego transferu do Newcastle United, a on dalej nie komunikuje się z drużyną w języku angielskim. Problemy natury komunikacyjnej ma cały czas, a jak to musiało wyglądać, gdy przychodził do drużyny? Steve Bruce, trener „Srok” w latach 2019-2021 podkreślał, że trudno mu się pracuje z piłkarzem, z którym nie może porozmawiać na osobności i wyjaśnić mu swojej filozofii gry. Do tego Almiron to skromny, nieśmiały chłopak. Koledzy z szatni śmieją się, że „Miggy” to brat N’Golo Kante – ten sam charakter i sposób bycia.

Bruce objął stanowisko pierwszego trenera Newcastle w lipcu 2019 roku. Jego poprzednik, Rafa Benitez, który wprowadzał Almirona i rozmawiał z nim w języku hiszpańskim, zwrócił uwage na inny problem Paragwajczyka – warunki fizyczne. – On jest w porządku, jego treningi były dobre. Jest sprawny i jest zawodnikiem o dobrej wytrzymałości i tempie. Jest mobilny i dość dynamiczny. Teraz pytanie brzmi, jak poradzi sobie z fizycznością w Premier League – to główna różnica między Premier League a MLS.

To nie jest gość, który często wygrywa pojedynki bark w bark i świetnie broni. Ma atuty ofensywne, a nie dostarczał liczb. Gdy zapomnimy na chwilę o tym sezonie, to wyjdzie nam, że Almiron w Premier League na 110 rozegranych spotkań, strzelił 9 goli i zaliczył 3 asysty. To są bardzo mizerne statystyki jak na gościa, który miał stanowić o sile ofensywy. Tylko przypomnijmy, że w obecnej kampanii rozegrał 15 spotkań, w których zdobył 8 goli i odnotował jedną asystę. W pół roku zrobił to, co przez ostatnie 3,5 sezonu.

Bruce w 2021 roku powiedział o Almironie takie zdanie: Trenuje tu kilka lat, jest świetnym profesjonalistą, wspaniałym chłopakiem. Charakteryzuje go radość z pracy. Moja praca byłaby łatwiejsza, gdyby wszyscy byli tacy jak Almiron. W tej chwili gra bardzo, bardzo dobrze, co jest świetne. Potrzebujesz swoich wielkich graczy, aby stanęli w trudnych czasach i z pewnością Miggy okazał się dla nas bardzo dobry.

Eddie Howe znalazł na niego sposób

Zarówno Rafa Benitez, jak i Steve Bruce nie mogli się nachwalić Miguela Almirona. Imponował im swoją pracowitością na treningach, jak i boisku. Zaznaczali, że ma wielkie umiejętności i pokazuje je w meczach, ale nie zawsze przekłada się to na liczby. Pracuś, który ma wpływ na to, jak gra drużyna. Napędza ataki ofensywne i robi przewagę. Jednak ci dwaj szkoleniowcy nie byli w stanie wykrzesać pełnego potencjału ofensywnego z Paragwajczyka, który w zeszłym sezonie był synonimem ciamajdy, która nie potrafi strzelić gola.

Do Newcastle przyszedł Eddie Howe, a wraz z nim nowy Miguel Almiron. Angielski szkoleniowiec zmienił oblicze „Srok”. To nie jest już drużyna, która stawia zasieki w obronie i liczy na kontry. Howe wyszedł z założenia, że ma tak dobrych ofensywnych zawodników, że grzechem byłoby nie skorzystać z ich potencjału. U poprzedników Almiron był rzucany po różnych pozycjach na boisku – był nawet wystawiany jako pomocnik – i proszono go o wyprowadzanie piłki z głębi pola, aby wprowadzić Newcastle w fazę ataku, biorąc pod uwagę, że grali niską obroną.

Howe’owi zależało na tym, żeby Almiron był częściej widoczny w okolicach pola karnego, żeby dochodził do sytuacji strzeleckich. To, że wcześniej Paragwajczyk nie strzelał hurtowo bramek w Premier League nie oznacza, że tego nie potrafi. Po uważnym przyjrzeniu się Almironowi, Howe i jego sztab szkoleniowy zdecydowali, że muszą omówić z nim podstawy gry w ataku. W szczególności pilnie pokazali mu czego się od niego oczekuje, gdy Newcastle jest w posiadaniu piłki – gdzie być, kiedy biec i być stale czujnym.

Wcześniej Almiron był rozgrywającym, a u Howe’a widzimy go po prawej stronie boiska, który szuka sobie odpowiednego miejsca, z którego może bezpośrednio uderzyć na bramkę. Od kreowania gry są inni – Bruno Guimaraes czy Kieran Trippier. Anglik podkreślał, że obejrzał i przeanalizował wszystkie mecze Almirona w Atlancie United, bo chciał zobaczyć, dlaczego w MLS-ie Paragwajczyk strzelał aż tyle bramek, a w Premier League mu nie idzie. Wyciągnął odpowiednie wnioski, przydzielił mu odpowiednią rolę w zespole. I w końcu Almiron zachwyca swoją grą.

Almiron jest prawdziwym graczem zespołowym i zdobywa uznanie, na które zasługuje. Nie można nie docenić goli, które nam dostarcza. Nie wydaje mi się, żebym zauważył różnicę w jego charakterze. Był bardzo konsekwentny – to siła – był bardzo szczęśliwy każdego dnia, bardzo zadowolony z bycia częścią zespołu, ma bardzo bliskich przyjaciół w składzie. Zauważyłem prawdziwą pewność siebie w jego treningu. On dostarcza nam w stu procentach to, o co go prosimy. Niesamowity piłkarz. Wielki talent. Pracuś – mówił o Almironie Eddie Howe.

Czy zimą Almiron odejdzie z Newcastle United za duże pieniądze? Oferty i zapytania za tego zawodnika cały czas spływają. Wielkie marki się po niego zgłaszają – Chelsea, Arsenal, Manchester United, Atletico Madryt czy Inter Mediolan. „Sroki” nie kwapią się do sprzedawania kluczowych zawodników. Pieniędzy mają wystarczająco, a są głodni wielkich rzeczy. Obecnie Newcastle United zajmuje wysokie trzecie miejsce w lidze. Są rewelacją sezonu. Nie chcą na tym poprzestać. Chcą się zadomowić na dłużej w Top4 i grać regularnie w Lidze Mistrzów. Jeszcze pół roku temu brzmiało to, jak totalna abstrakcja. Dziś pokazują swoją siłą, a twarzą tego zespołu jest Miguel Almiron, ale do końca tej kampanii jeszcze długa droga i może się jeszcze wiele zdarzyć.

Czytaj więcej o Premier League:

Fot. Newspix

Entuzjasta młodzieżowego futbolu. Jest na tym punkcie tak walnięty, że woli oglądać Centralną Ligę Juniorów niż Ekstraklasę. Większą frajdę sprawia mu odkrywanie nowych talentów niż obserwowanie cały czas tych samych twarzy, o których mówi się, że są „solidnymi ligowcami”. Twierdzi, że szkolenie dzieci i młodzieży w Polsce z roku na rok się prężnie rozwija, ale niestety w Ekstraklasie dalej są trenerzy, którzy boją się stawiać na zdolnych młodych chłopaków. Aczkolwiek nie samą juniorską piłką człowiek żyje - masowo pochłania również mecze Premier League, a w jego żyłach płynie niebieska krew sympatyka londyńskiej Chelsea.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Trela: Gotowi na czarną godzinę. Dlaczego kluby muszą dać sobie prawo do gorszego sezonu

Michał Trela
0
Trela: Gotowi na czarną godzinę. Dlaczego kluby muszą dać sobie prawo do gorszego sezonu
Francja

Bajka z happy endem. Był pół centymetra od śmierci, za moment wróci do gry

Szymon Piórek
0
Bajka z happy endem. Był pół centymetra od śmierci, za moment wróci do gry

Anglia

Ekstraklasa

Trela: Gotowi na czarną godzinę. Dlaczego kluby muszą dać sobie prawo do gorszego sezonu

Michał Trela
0
Trela: Gotowi na czarną godzinę. Dlaczego kluby muszą dać sobie prawo do gorszego sezonu
Francja

Bajka z happy endem. Był pół centymetra od śmierci, za moment wróci do gry

Szymon Piórek
0
Bajka z happy endem. Był pół centymetra od śmierci, za moment wróci do gry

Komentarze

10 komentarzy

Loading...