Wczorajsza historia z Borucem i Begoviciem – piąty najszybciej strzelony gol w historii Premier League, chyba też piąty zdobyty w tej lidze przez bramkarza, tak naprawdę pokazał tylko jedno… Nie to, że Boruc jest nędznym bramkarzem, że do niczego się nie nadaje i najlepiej to powinien zająć się kręceniem karuzeli. Albo że w tym kraju tylko czyha się aż komuś popularnemu powinie się noga. Nie. Paradoksalnie pokazał, ilu naprawdę Artur ma fanów i wyznawców. A ma ich być może jak żaden inny polski piłkarz.
Niezmiernie bawi nas wysyp komentarzy ludzi, którzy we wczorajszych tekstach o Borucu albo w przypominaniu największych klopsów innych polskich bramkarzy od razu dopatrują się brutalnej szydery, strącania pomników i deprecjonowania tego, kim Boruc jest, co osiągnął i co naprawdę potrafi. Nie wiemy gdzie ci ludzie się tego dopatrują, ale najwyraźniej widzą co chcą widzieć. Tendencyjnie.
A sprawa przecież jest naprawdę prosta…
Idiotyczne, że komukolwiek trzeba to tłumaczyć. Ale skoro trzeba: NIKT NIE ŚMIEJE SIĘ Z BORUCA. Nikt nie śmieje się z Boruca jako bramkarza. Jeśli już to z pojedynczej sytuacji, w której się wczoraj znalazł. To różnica. Tydzień czy dwa temu cała Anglia śmiała się z Joe Harta, dzisiaj lekko uśmiecha się na myśl o Borucu, ale nie ma to nic wspólnego z linczem. Sky Sports nie dało mu za ten mecz jedynki, dało notę siedem w dziesięciopunktowej skali. Nie ma wyciągania daleko idących wniosków – zdarzyło się i już. Tak jak z jednej strony nie ma wielkiego sensu, jak Dejan Lovren, opowiadać o wietrze, który zaskoczył bramkarza, tylko przyznać mu winę za straconą bramkę, tak z drugiej strony nikt nie będzie się nad nim za nią pastwił tygodniami. Było zabawnie, zaskakująco, wstydliwie – trudno, bywa. Nie ma szans się zdarzyć tylko temu, kto całą karierę przesiedzi na ławie. Byle nie zdarzało się z częstotliwością Gliwy.
Artur rozgrywa bardzo dobry sezon i przez jeden głupi błąd w mało istotnym w gruncie rzeczy meczu nie stanie się nagle patałachem. Taka to już robota. Wczoraj zdarzyło się jemu, zdarzyło się Almunii…
Wcześniej przytrafiło się Mignoletowi… I pewnie jeszcze dziesiątkom innych solidnych bramkarzy. Ale bronią dalej i mają się dobrze.
Paradoksalnie, właśnie ta reakcja ludzi powinna być najbardziej dla Artura budująca. Liczba fanów gotowych nie do mieszania z błotem i jazdy równo z trawą, ale do tego, by na wczorajszy kiks przymknąć oko. Symboliczne. Niektórym jednak udaje się zbudować pozycję i szacunek ludzi.