Reklama

Ibrakadabra. Alfabet Zlatana Ibrahimovicia

redakcja

Autor:redakcja

29 listopada 2013, 13:54 • 26 min czytania 0 komentarzy

– Nie potrzebuję Złotej Piłki by wiedzieć, że jestem najlepszy – ta wypowiedź z zeszłego tygodnia to Zlatan w pigułce. Zawodnik, który równie skutecznie bramką jak i wypowiedzią potrafi przypomnieć nam, dlaczego jest jednym z naszych ulubionych piłkarzy. Mundial bez niego będzie wydarzeniem niepełnym. Wyobraźcie go sobie w barwach Bośni. Ekipa z Bałkanów momentalnie stałaby się czarnym koniem całej imprezy. A co sam Zlatan sądzi o ojczyźnie swojego ojca? W którym momencie jego kariera nabrała tempa, i dzięki komu? Jakie rady Ibra ma dla Łukasika i jemu podobnych? Odpowiedzi na te i wiele innych pytań w poniższym alfabecie. Zapraszamy.
A. Ajax

Ibrakadabra. Alfabet Zlatana Ibrahimovicia

Zlatan przechodził do Ajaxu jako najdroższy piłkarz kiedykolwiek wykupiony ze Skandynawii. O włos przebił nawet Carewa, który kosztował 8.5 miliona euro, za Ibrę trzeba było dać dwieście tysięcy więcej, jto ednak Carew był gościem, który właśnie strzelał osiemnaście goli w siedemnastu meczach. A Zlatan? Po sezonie w drugiej lidze szwedzkiej! Ale hype był wokół niego potworny. Mówiło się o „Zlatan fever”, czyli tamtejszym odpowiedniku „Citkomanii”.

W konsekwencji presja była potężna. Zarówno ze strony kibiców Ajaxu, mediów szwedzkich, jak i holenderskich. W swoim debiucie w meczu towarzyskim nawinął Henchoza z Liverpoolu na „elastico”, czyli zwód, który znamy głównie od Ronaldinho. Potencjał techniczny udowadniał od pierwszych chwil, ale efektowność nie szła w parze z efektywnością. A przynajmniej tak uważał Co Adriaanse, ówczesny trener Ajaxu. Holender słynie z twardej ręki, żelaznej dyscypliny, więc wiadomo, że ze Zlatanem nie przypadli sobie do gustu. Wylądował na ławce. Nie był to dla niego dobry okres, nie mógł się odnaleźć w Amsterdamie, w każdej wolnej chwili wracał do Szwecji. Raz w desperacji zadzwonił nawet do prezesa Malmo, Hasse Borga, czy by go czasem… nie odkupił! Ale wtedy na horyzoncie pojawił się Koeman.

Ibra zaczął być wykorzystywany jak należy, stanowił ważne ogniwo w drużynie, która wygrała mistrzostwo Holandii. W debiucie w Lidze Mistrzów strzelił dwie bramki, ładnie przedstawił się międzynarodowej publiczności. Drobne problemy zaczęły się, gdy w klubie na stanowisku dyrektora zatrudniono Van Gaala. Wiadomo, przy nim taki Adriaanse to dusza towarzystwa żonglująca na imprezach butelkami whisky. Od razu upatrzył więc sobie Zlatana i zaczął mu zarzucać, że ten za mało pracuje w obronie. Ibra dobrze zaznajomił się z dywanikiem dyrektorskim, a jednocześnie zaczął się zastanawiać. Van Gaal nie był nikim. O wiele trudniej było zbyć jego uwagi, niż trenerów juniorskich w Malmo, którzy czepiali się jego stylu gry. W końcu skonsultował się… ze swoim cieniem. Ibra był bowiem w Ajaxie nieustannie namaszczany na następcę Van Bastena, nosił jego numer, wszyscy go do niego porównywali, tym bardziej porady legendy miały znaczenie. A Van Basten nie miał wątpliwości: – Zapomnij! Nie marnuj energii na obronę. Trzymaj siły na to, żeby zrobić jak najwięcej w ataku – przekonywał. Gdy następnym razem Ibra został wezwany na herbatkę do Van Gaala już nie słuchał pretensji, tylko uciszył pryncypała. Powiedział, że Van Bastena rady ceni wyżej i wyszedł, nie czekając specjalnie na reakcję. Mógł tak zrobić, był już wówczas jedną nogą w Juve, w Ajaxie nie miał przyszłości także ze względu na konflikt z ulubieńcem Van Gaala, Van der Vaartem.

Image and video hosting by TinyPic

Reklama

B. Beenhakker

Niewiele osób tak irytuje Ibrę, jak ci podpinający się pod jego sukces. Nagle odnalazło się dziesiątki osób, które przedstawiają się jako odkrywcy jego talentu, albo ci, który wydatnie mu pomogli w zrobieniu kariery. Tymczasem on dobrze pamięta, że w Malmo to innych promowano mocniej, a on jako jeden z ostatnich dołączył z drużyny juniorów do seniorskiej kadry. Był w cieniu choćby Tonego Flygare, dziś piłkarza BW 90 IF. Trenerzy sadzali go na ławce, bo za dużo dryblował, czym miał nie pomagać drużynie. Rodzice innych dzieciaków stworzyli nawet listę z petycją, by usunąć go z drużyny. Ale wśród „podpinaczy” nie ma Beenhakera. Jego nazywa jedną z najważniejszych osób w swojej karierze.

Była to pierwsza szycha europejskiej piłki, jaką spotkał na swojej drodze. Owszem, Ajax oglądał go wówczas regularnie za pośrednictwem jednego ze skautów. Ale gdy przyjechał Leo, wiadomo było, że sprawy zaczynają nabierać tempa. Wyglądają poważnie. Podczas meczu, który osobiście oglądał Beenhakker, Zlatan wypadł znakomicie. Prezes Borg prowadził swoją grę, nawet nie pozwalając Leo spotkać się ze Zlatanem, ale ostatecznie doszło ono do skutku. Ibra opisuje w swojej autobiografii ten moment tak: – Od razu było widać, że to gość, który wiele znaczy. Kapelusz, grube cygaro, a jego oczy jakby błyszczały. Wydawało mi się, że wygląda jak szalony naukowiec z „Powrotu do przeszłości”, a raczej jego twardsza wersja. Od Beenhakkera emanowała siła i „coolness”. Wyglądał trochę jak gość z mafii. Podobało mi się to. Był to styl, z którym się wychowałem. Zapadło mi w pamięć jedno co powiedział: „jak mnie spróbujesz wyruchać, ja wyrucham cię dwa razy”. Może brzmi prostacko, ale wtedy mi zaimponowało. To był mój język. Wiedział, jak do mnie dotrzeć, na pewno zrobił odpowiedni research, wiedział o mnie wszystko, i dlatego tak powiedział. Ale wtedy o tym nie myślałem. Byłem tak podekscytowany spotkaniem z nim, że jeszcze kwadrans nie mogłem usiedzieć w miejscu.

Image and video hosting by TinyPic

C. Carmine „Mino” Raiola

Superagent Mino Raiola, Zlatan zawsze mówi, że bez niego nie osiągnąłby tak wiele. To Włoch pomógł mu zmotywować się do cięższej pracy, a gdy przyszedł odpowiedni czas załatwił odpowiedni transfer. Ich relacja jest niezwykle barwna, najlepiej niech odda ją ten krótki dialog. Ibra chciał właśnie odejść z Interu, był najbardziej pożądanym piłkarzem w Europie. Liczyła się Barca, do której ostatecznie trafił, ale też Real, United czy Chelsea.

Reklama

– Co ty kurwa robisz, śpisz? Znajdź mi klub!
– Pierdol się – powiedział Mino – jesteś gówniany. Nikt cię nie chce. Musisz wracać do Malmo FF.
– Spierdalaj!

Taki styl Zlatanowi odpowiadał. To był gość, który nie owijał w bawełnę. Jego wcześniejszy agent był typowym facetem zza biurka, który gdy Zlatan wyróżniał się w Ajaxie załatwił mu ofertę… z Southampton. Ibra tylko go wyśmiał. Od pierwszego spotkania z Raiolą przypadli sobie do gustu, choć okazywali to w niestandardowy sposób.
– Masz gówniane statystyki.
– Gdyby miał lepsze, to bym ciebie nie potrzebował. Moja matka sprzedałaby mnie do dobrego klubu.

Rozmowa miała miejsce w czasach Ajaxu. Zlatan był już uznanym piłkarzem, ale Raiola cały czas wciskał mu do głowy, że jeszcze nic nie znaczy. Kazał mu sprzedać auta (wymiana Porsche Turbo na Fiata Stilo musiała być bolesna), skupić się tylko na futbolu. Był to kluczowy moment, gdzie Zlatan woził się jeszcze na talencie, ale dopiero musiał go zrealizować, potwierdzić. Ibra posłuchał, trenował jak maniak. Ale przyniosło to efekty. Nie tylko bardzo się rozwinął, ale nauczył się ciężko pracować na treningach, a wręcz polubił to. Od tej pory stał się tytanem pracy.

D. Dom rodzinny

A raczej domy, bo musiał w młodości się przeprowadzić od matki do ojca. U niej nie było pieniędzy, a cały czas przychodzili ludzie spod ciemnej gwiazdy. Jedna z sióstr miała poważny problem z narkotykami, jej goście bynajmniej więc nie należeli do potencjalnie idealnych wzorów. Nie było bajki, matka miała ostry charakter, potrafiła ich zdzielić… łyżką. Raz wrócił do domu zapłakany, bo w szkole spadł z dachu. Mocno się poturbował. Ale nie mógł nawet w tym momencie liczyć na „biedny Zlatan”, „nie martw się Zlatan”, zamiast tego dostał w twarz oraz krzyk „a co ty kurwa robiłeś na dachu!”. Tak go to zszokowało, że wówczas uciekł z domu. Nigdy jednak nie powie, że była złą matką, po prostu miała ciężko. Rozstanie z ojcem, samotne utrzymywanie gromadki dzieciaków, na które pracowała czasem sprzątając po kilkanaście godzin dziennie – za to należy się szacunek, i po latach już będąc gwiazdą jej odpłacił, kupując jej dom.

Później mieszkał z ojcem, którego wcześniej widywał tylko w weekendy. Co innego jednak być zabieranym na lody, hamburgery, a co innego wspólne mieszkanie. Największą różnicą w porównaniu z domem matki była pustka. Przerażająca samotność ojca. Nikt nigdy nie dzwonił, nikt nie przychodził. Był tylko ojciec, telewizor i piwo. Jak mawiał brat Zlatana, ojciec piwem zalewał rany, które zadała mu wojna. Nie wpadał jednak w agresję po alkoholu, tyle tylko, że ten skutecznie drenował ich domowy budżet. Zlatan czasem wracając do domu niemal modlił się, byleby tylko znaleźć coś do żarcia. Otwierał lodówkę, ale nie raz i nie dwa zastawał tam głównie piwo. Czasem wylewał część z niego ojcu, ale nie na złość, tylko w trosce o niego. Jest bardzo przeciwko używkom, zarówno alkoholowi, jak i papierosom. Wspomina jednocześnie, że gdy tylko zachorował, gdy tylko miał poważny problem w szkole, ojciec był zmieniał się nie do poznania i był w stanie ruszyć niebo i ziemię, byleby tylko mu pomóc.

E. Ekstrawagancja

– Odkąd tylko trafiłem do Malmo FF, miałem jedną filozofię w głowie: ja ustalam zasady. Idę po swojemu. Mam w dupie, co inni myślą. Lubię ludzi, którzy przejeżdżają na czerwonym świetle, jeśli wiesz co mam na myśli – tak pisał o sobie w swojej autobiografii. Nie da się ukryć, we wszystkim co robi widać jego styl i własną drogę. Charyzmę. W prawie każdym zagraniu na boisku, w prawie każdej wypowiedzi. W tatuażach, fryzurze, nawet jego związek z ponad dziesięć lat starszą Heleną dla wielu jest, no cóż, po prostu ekstrawagancki.

W młodości był szalony. Szukał adrenaliny, swoim Porsche Turbo, które później oddał Mino Raioli, jeździł nawet ponad 300 km/h. – Zabiłbym się w tym aucie prędzej czy później – wspomina. Gdy nie układało się na boisku, potrzebował wrażeń z innych źródeł, przynajmniej jako młody facet. Był już piłkarzem Ajaxu, ale w gorszym okresie wracał do Szwecji, do swoich starych kumpli, i razem robili robili różne jaja: rzucali śmieciami na podwórka ludzi, wysadzali skrzynki pocztowe, szczeniackie wygłupy. – Zrobiłem w życiu tak wiele pojebanych rzeczy, że już nawet o tym nie myślę.

F. Fabio Capello

Capello i Mourinho to według Ibry dwaj najlepsi trenerzy, jakich spotkał na swojej drodze. To o tyle ciekawe, że o zupełnie innym podejściu do zawodników. Mourinho potrafił wysyłać mu smsy, bratał się z drużyną, zachowywał się jak kumpel, kiedy był na to czas. Capello natomiast porównywany jest do wojskowego sierżanta. Rooney powiedział kiedyś o Włochu, że to jest koleś, który jak cię mija na korytarzu, to czujesz się, jakby mijała cię sama śmierć. Sam Ibra też wspomina, że Capello każdego potrafi wprawić w nerwowość, a gdy jest zły, nawet nie spojrzysz mu w oczy. Jeśli nie zrobisz tego, czego od ciebie chce, wyjście jest tylko jedno: sprzedaż hot-dogów pod stadionem, bio na treningach już nie masz czego szukać. Z drugiej strony dzięki temu potrafi skonsolidować zespół, zagonić go do pracy, wycisnąć z niego to, co najlepsze, wznieść na wyżyny. Powiedział też kiedyś coś, co Ibrze na zawsze zapadło w pamięć, stało się dla niego drogowskazem. Jeden z dziennikarzy zapytał Capello, jak to się dzieje, że wszyscy darzą go wielkim szacunkiem. – Szacunek to nie jest coś, co ktoś ci daje. To jest coś, co bierzesz – uciął Włoch.

Bardzo zmienił też Zlatana jako piłkarza. Pierwsze co mu powiedział na treningu, to że wypleni z niego „cały ten Ajax”. Chciał go połamać i zestawić na nowo, po swojemu. Jak? Ibra od tej pory miał indywidualny tok treningowy. Do znudzenia, godzinami był bombardowany podaniami i dośrodkowaniami, cały czas oddawał strzały. Godzina po godzinie, dzień po dniu, tydzień po tygodniu, w końcu zmienił się. W maszynę do strzelania bramek, którą dawniej na pewno nie był. A to się liczyło dla Capello najbardziej, żeby ukierunkował swoją technikę i potencjał na gole. Bo to one dają zwycięstwo, a tylko zwycięstwo w sporcie się liczy. Raz zapytał też Zlatana czy wie, kto ma najlepszy strzał w Juve. Ibra odpowiedział, że pewnie Del Piero albo Nedved. – Nie, Zlatan. Trener bramkarzy. Gość oddaje codziennie po tysiąc strzałów.

G. Gry komputerowe

Zlatan jest zawieszony pomiędzy dwoma pokoleniami piłkarzy. Z jednej strony należy do starej szkoły, graczy wychowanych na zdzieraniu kolan pod blokiem, znających różne trudne sytuacje życiowe, a przez to o mocnych charakterach. A z drugiej strony Playstation i X-Box, bez których dziś trudno wyobrazić sobie jakiekolwiek zgrupowanie, także są obecne w jego życiu do tego stopnia, iż był przez jakiś czas nawet nałogowcem. W Amsterdamie grał do drugiej, trzeciej w nocy, szedł na trening, wracał i znowu grał. Jego ulubione gry? „Call of Duty” i „Gears of War”. Oczywiście, jak każdy szanujący się gracz, nie ograniczał się tylko do singla. To w sieci spędzał całe dnie, więc to bardzo możliwe, że jeśli kiedyś grałeś w którąś z tych gier przeciwko szwedzkiemu klanowi, to był pośród rywali i Zlatan.

Grał on bowiem w rozgrywkach klanowych, komunikował się z innymi graczami codziennie przez teamspeaka. Niektórzy mówili nawet: – Wow, masz bardzo podobny głos do Zlatana! – co naturalnie kwitował śmiechem. Jego najlepszym kumplem po kablu był „D”, bo taki pseudonim miał kolega z klanu. Mieli podobne zainteresowania, czyli gry, futbol, szybkie samochody. Pewnego dnia rozmowa zeszła na zegarki. „D” chciał kupić pewien rzadki model, który funkcjonował jedynie w limitowanej kolekcji. Zlatanowi, wówczas już piłkarzowi Serie A, dla którego znalazło się nawet Ferrari Enzo (wyprodukowano tylko nieco ponad trzysta sztuk), było łatwo taki zegarek załatwić. Zbliżał się mecz kadry, zgrupowanie w Szwecji, zaproponował więc, że mogą się spotkać na lotnisku, przywiezie mu ten zegarek, a „D“ niech tylko weźmie kasę. Ten zgodził się, ale podczas spotkania na początku był dość zdenerwowany. Trudno się dziwić – był normalnym gościem, tymczasem okazało się, że od tygodni albo i miesięcy jego kumpel to Zlatan, najbardziej medialny człowiek w Szwecji i multimilioner. Ale tematów im nie brakowało, szybko przełamali lody. Co ciekawe, ta znajomość przeżyła, do dziś są w kontakcie i regularnie się spotykają. Lubi go nawet Helena, żona Ibry: – Wreszcie ktoś, po kim nie trzeba się spodziewać wysadzenia domu w powietrze! – śmiała się.

H. Helena

Pierwsza dziewczyna, którą poznał. Koleżanka ze szkoły. Zlatan był wtedy nieśmiałym kolesiem, jednym z gorzej ubranych w szkole. Miał też indywidualny tok nauczania, co było dość kompromitującym doświadczeniem. Ona w jego oczach była fantastyczna, gdy więc zapytał, czy nie chce się z nim spotkać, spodziewał się odmowy. Ale Helena zgodziła się i umówili się na głównym placu Malmo. Denerwował się. Nie przychodziła. Czekał minutę, dwie, minął kwadrans, a jej nie było. Zrozumiał: wyśmiała go w ten sposób, ośmieszyła. Dopiero długo, długo później okazało się, że ona jednak poczuła się tak samo. Spóźnił się jej autobus, a gdy przyjechała, Zlatana nie było. Czekała na niego i czekała, aż uznała, że zaprosił ją tylko po to, żeby ją wyśmiać. Ot, pech.

Pierwszą poważną dziewczyną Ibry była Mia, z którą się nawet zaręczył. Nie miał wtedy nawet dwudziestu lat! Czyste szaleństwo, młodzieńcza miłość, która nie przeszła próby odległości gdy wyjechał do Amsterdamu. Wtedy pojawiła się Helena. Kobieta o ponad dziesięć lat starsza. Dla niego, dwudziestolatka, prawdziwe wyzwanie. Doświadczona bogini po trzydziestce i chce jego, młodego szczawika. Miała status, doszła w życiu sama do niemałej kasy, jeździła czarnym mercedesem, na co on odpowiadał wożeniem się błękitnym mercem cabrio. Ale doskonale wiedzieli, że ich związek nie ma przyszłości. Różnica wieku, różnica charakterów, różnica życiowych priorytetów, przyjaciół, wszystkiego. Ale jak to czasami bywa, taka odmienność wydaje nam się w ludziach pociągająca i do dziś Zlatan i Helena tworzą szczęśliwą parę. Mają dwójkę synów, Maximiliana i Vincenta.

Image and video hosting by TinyPic

I. Idole

Jego ojciec był fanatykiem boksu. Czasem siadali wspólnie i oglądali czy to walki tragicznie zmarłego wuja, który był mistrzem Jugosławii, czy też innych najsłynniejszych: Fraziera, Aliego. Szczególnie ten ostatni mu imponował, nie tylko w ringu, ale całą postawą. – Bez względu na to co sobie pomyśleli inni, robił po swojemu. Za nic nigdy nie przepraszał. Był cool, miał swój styl, chciałem taki być – tak pisał o Alim w swojej biografii Zlatan.

Piłkarsko w ogóle nie interesowali go Szwedzi, liczyła się tylko reprezentacja Canarinhos. Jego największych idolem boiskowym był Ronaldo, szczególnie wspomina jego pierwszy rok w Interze. Miał wizję, jakość w każdym dotknięciu piłki, był i efektowny, i efektywny. Zlatan uwielbiał swoje sztuczki techniczne ale też ciągle się go czepiali, że nie niosą pożytku dla zespołu. Chciał więc umieć je wykorzystać i z korzyścią dla drużyny.

Ważnym napotkanym za młodu graczem był Jari Litmanen. On akurat był już na znoszącej, przyszedł do Ajaxu po grze w Barcy i Liverpoolu. Z miejsca stał się inspiracją. Wielu w Ajaksie grało tylko pod siebie, Zlatan też potrafił do nich należał. Każdy myślał już po cichu o transferze do którejś z europejskich potęg, więc takie zachowania były na porządku dziennym. Czasami, jak mówił sam Zlatan, rywalizowało się nie tylko z przeciwnikiem, ale i z kolegami. Tymczasem Litmanen zmienił jego podejście. Był uosobieniem „team playera” i starał się tę filozofię przełożyć na młode wilczki w szatni Amsterdamu. W Zlatanie znalazł wiernego słuchacza.

J. Jose Mourinho

Zlatan jest jednym z tych piłkarzy, którzy skoczyliby za Mourinho w ogień. Podkreśla, żeMou jak nikt potrafi stworzyć silne więzi ze swoją drużyną, a dzięki temu naprawdę chcą dla niego grać. Pewnego razu Portugalczyk wysłał w środku sezonu Wesleya Sneijdera na pięciodniowe wakacje. Wszyscy normalnie trenowali, a Wesley Sneijder przebywał z rodziną na Ibizie. Ale po powrocie był gotów umrzeć za Mourinho. Imponował również Zlatanowi tym, jak doskonale przygotowywał się do gier. Każdego przeciwnika rozkładał na najmniejsze detale.

Ich ostatnia rozmowa w Mediolanie brzmiała proroczo. Zlatan wybierał się już do Barcy. – Przechodzisz tam, bo chcesz wygrać Champions League? – spytał Mou. – Pewnie tak – odpowiedział Zlatan. – Ale wiesz, że my wygramy w tym roku, prawda? Nie zapominaj o tym. Wygramy!

K. Kadra

Grubą przesadą byłoby nazwanie jego przygody z kadrą rozczarowaniem, ale faktysą faktami: nic z reprezentacją nie osiągnął. Gdy wchodził do kadry, wciąż było w niej kilku medalistów mistrzostw świata. Znając jego ambicję na pewno mierzył wyżej. Szczególnie, że mimo uznanych nazwisk w reprezentacji, trybuny skandowały jego nazwisko nawet, gdy siedział na ławce w debiucie. Doświadczeni piłkarze musieli zadawać sobie pytanie: o co chodzi? Co to ma być? Facet jeszcze nic nie pokazał, my gramy od tylu lat, a nie mamy takiego wsparcia trybun. Wystarczyło jednak kilkanaście minut, by Ibra pokazał piękną akcję, po której padł gol, więc wątpliwości starszyzny się rozwiały.

Paradoksalnie największy sukces osiągnął wówczas, gdy grał na turnieju najmniej. Trafili w 2002 do grupy śmierci mistrzostw świata, z Anglią, Argentyną i Nigerią. Ale ku zaskoczeniu wszystkich awansowali dalej. Z Senegalem Ibra zagrał już 90 minut. Ale odpadli. W 2004 tworzył duet z Larssonem. Rozpoczęli od 5:0 nad Bułgarią, więc naturalnie rozbudziły się w nich wielkie nadzieje. Atak Ibra – Larsson działał, przy wsparciu ze strony Ljungberga, choć prywatnie panowie nie mogli się znieść. Remis z Włochami, ekwilibrystyczna piętka – wszystko zgodnie z planem. A potem mecz z faworyzowaną Holandią. Szwedzi udowadniają, że są mocni jak nigdy, że każdy musi się z nimi liczyć. Kończy się na 0:0, zdecydować mają jedenastki. Jedną z nich marnuje Ibra (obok niego również Mellberg) i to Holendrzy przechodzą dalej. Po latach wspominał: – Dziś inaczej strzelam karne. Dokładnie wiem, gdzie chcę uderzyć, nie ma żadnego przypadku. Ale wtedy zjadł mnie stres. Po prostu strzeliłem, bez żadnego pomysłu.

Do Niemiec w 2006 zabiera całą rodzinę. Ta jednak zamiast go wesprzeć i zmotywować, staje się kulą u nogi. Załatwia bilety, hotel, ale sprawdza się zasada: daj palec, a wezmą ci rękę. Rodzina nie była samodzielna. Zlatan zamiast myśleć tylko o treningach i zbliżających się meczach, musiał organizować noclegi, wynajmować samochody, wysłuchiwać kłótni rodziców czy rodzeństwa. Nie dostrzegał w tym początkowo zagrożenia, co jednak ostatecznie – jak sam dziś uważa – miało spory wpływ na jego gorszą formę. Jedynym jasnym punktem imprezy było spotkanie z Beenhakkerem, ówczesnym trenerem Trynidadu i Tobago. Szwecja zremisowała 1:1, a Zlatan powiedział o sobie: – Grałem jak gówno.

W 2008 załatwiły go kontuzje. Szwedzi zaczęli ponownie znakomicie, ogrywając mistrzów Europy, Grecję 2:0. Potem przyszła planowa porażka z Hiszpanami, a następnie Rosjanie trafili z formą życia i przerobili kolegów Zlatana na miazgę, choć jemu samemu trzeba oddać, że cały turniej grał na środkach przeciwbólowych. Na Euro 2012 wygrali tylko z Francuzami i odpadli w fazie grupowej, ale frustracja była wielka. Do mundiali Zlatan ogólnie nie ma szczęście. Ominęło go RPA, ominie Brazylia i nie wiadomo, czy można liczyć, że dotrwa do Rosji. Z drugiej strony w Szwecji jego następców jakoś nie widać. Larsson też w swoim czasie stanowił o sile kadry mimo bardzo zaawansowanego jak na piłkarza wieku. Czemu więc miałoby być inaczej z Ibrą.

L. Lee

Cios a’la Bruce Lee, którym Zlatan skarcił Strassera, zobaczył cały świat. Ale to tak naprawdę dla Ibry codzienność. Bójka z Zebiną? Zaliczona. Atak kung-fu na Ruffiera? Również. W Ajaxie przez jakiś czas wręcz dyskretne ataki łokciem były jego specjalnością. Ale najsłynniejsza jest bodaj bójka z Oguchi Onyewu.

Amerykanin wszedł za ostro na treningu, obiecując Zlatanowi, że nie da mu pograć. Od słowa do słowa zaczął się konflikt. Ibra przyznał, że później celowo próbował wejść w Onyewu tak, by trwale go wyłączyć z gry. Atak „na Pazdana” jednak się nie udał, a co na to Ibra? „Kurwa, nie trafiłem!”, więc poprawił głową i zaczęła się bójka. Zanim gracze zostali rozdzieleni, Oguchi zdołał Ibrze złamać żebro.

Ł. Łukasik

Podstawowe pytanie, które zadawał sobie Zlatan przez całą karierę: co mogę zrobić, by być lepszym? Już od małego nie tylko grał na boisku pod blokiem, ale jednocześnie podpatrywał różne brazylijskie sztuczki piłkarskie i je kopiował. Trenował je później do znudzenia, tak długo, aż opanował je w pełni, aż do pełnej swobody ich wykorzystania. Akcje, które robił Ronaldo czy Romario, cały czas zaprzątały jego głowę. Ale to właśnie między innymi dzięki tej pracy nad sobą zrobił karierę, bo technika wyróżniała go zawsze.

Sam podkreśla, że w podglądaniu trików szedł krok dalej niż inni. Był bardzo dokładny, jeśli chodzi o detale, niemal obsesyjny. Bez względu na to, czy grał w Malmoe, czy już w Juve albo Interze, pracował bardzo ciężko, cały czas starając się nauczyć nowych rzeczy. Jego ewolucja bardzo dokładnie to pokazuje. Początkowo był bardziej skrzydłowym, gościem od robienia wiatru. We Włoszech zrobiono z niego maszynę do strzelania bramek. Specjalista od wolnych? Też rzecz jak najbardziej nabyta w nieco późniejszym okresie.

To Mino Raiola zmotywował go w Ajaxie do jeszcze cięższych treningów. Zlatanowi szło nieźle, ale graczy niezłych co roku są setki, wszyscy o nich w końcu zapominają. Raiola kazał mu więc zapieprzać na maksa, a Ibra nauczył się bardzo ciężkiej, systematycznej pracy, którą nawet polubił. A raczej satysfakcję, jaką daje jej wykonanie. Po epizodzie w Ajaksie był gotowy na wszelkie wyzwania treningowe, a wręcz ich łaknął. Uwielbiał się rozwijać, stawać coraz lepszym piłkarsko.

M. Maxwell i Mido

Maxwell to prawdopodobnie jego najlepszy przyjaciel z boiska. Poznali się już na lotnisku, gdy tylko Zlatan wylądował w Amsterdamie by grać w Ajakse. Już następnego dnia, mimo, że Szwed miał swoje własne mieszkanie, mieszkał u Brazylijczyka, o którym mówi, że to najsympatyczniejszy facet na świecie i choćby z tego powodu w czasach Ajaksu wątpił, czy zrobi karierę. Zwykle to goście z twardym, albo i nawet trudnym charakterem zachodzą najdalej, a Maxwell był po prostu grzecznym, normalnym gościem.

Zupełnie inna historia z Mido. To jest wariat, jeszcze większy, niż Zlatan. Tacy według Ibry najlepiej sprawdzają się na boisku i gdy Egipcjanin był w formie, faktycznie zachwycał. Ale też bywał kompletnie nieobliczalny poza nim. Pewnego razu w szatni rzucił w Ibrę… nożyczkami. Te ledwo ledwo minęły jego głowę, a przecież gdyby nieco gorzej wycelował, to mogłyby mu wykłuć oko czy trwale zranić. Ale Zlatan uwielbiał takich wariatów, w końcu był taki sam, sprzedał mu więc plaskacza, potem niemal się poszarpali, ale już po kwadransie szli razem na dyskotekę.

N. Narodowość

Jego rodzina to prawdziwy tygiel narodowościowy. Niby jest Szwedem, ale sam przyznaje, że kultura, kino czy też historia Szwecji do pewnego momentu wcale go nie interesowały. Nie czuł się w młodości częścią tego kraju. Kim więc był? Imigrantem. To jest jego narodowość. To wyznaczało jego tożsamość i na zawsze odcisnęło swoje piętno. Grał nawet w klubie FK Balkan, złożonym tylko dla imigrantów z Bałkanów. Na osiedlu natomiast była nieustanna rywalizacja pomiędzy rodowitymi a imigrantami, tak samo zresztą, jak podczas treningów w Malmoe. Szwecję zaczął doceniać i poznawać dopiero później. W gruncie rzeczy za pośrednictwem Heleny, która odkrywała dla niego ten kraj.

O. Oszukany

Jego mentorem w Malmo FF przez długi czas był Hasse Borg, szef klubu. A przynajmniej tak się młodemu Ibrze wydawało. Dlatego tym bardziej zabolało, gdy później prezes bezlitośnie go wykorzystał.

Borg zadbał „złotymi radami”, żeby młody Zlatan nie starał się o agenta. – Agenci to złodzieje – przekonywał. Gdy Ajax wystąpił z ofertą transferową, zaproponował Ibrze 160 tysięcy euro rocznie. Wielka podwyżka w porównaniu z tym, co zarabiał do tej pory, ale jednocześnie miałby najmniejszy kontrakt w całej pierwszej drużynie Ajaksu. O czym naturalnie Ibra nie wiedział, bo Borg to przed nim zataił. Dzięki niskiemu kontraktowi Zlatana był w stanie wyżej negocjować cenę transferową. Gdy o wszystkim dowiedział się sam zainteresowany, poczuł się oszukany i zerwał kontakt z Borgiem. Był chłopakiem znikąd, z Rosengard, nie miał żadnego pojęcia o sprawach kontraktowych, negocjacjach. Borg, któremu ufał, zamiast mu pomóc, po prostu go wykorzystał.

Wiele lat później spotkali się na Węgrzech, gdzie Zlatan jako gwiazda kadry przebywał na zgrupowaniu, a Borg pełnił rolę oficjela. Spotkanie miało miejsce… w windzie. – No proszę, kopę lat! Jak się masz? – zagaił były prezes. Ale Zlatan nie powiedział nic. Zmroził go spojrzeniem, Borg już się nie odezwał.

P. Pep

– I had never been such a pussy in my life – w wolnym tłumaczeniu: nigdy nie byłem aż taką cipą. O czym to mowa? O jego pobycie w Barcy. Gdzie został wyprany z charyzmy. Znajomi mówili mu, że jest jak Ferrari, którym właściciel jeździ jak Fordem Fiestą. Zlatan wspomina, że Barcelona jest jak szkółka. Wszystko jest poukładane, a wszyscy muszą być tacy sami. Iniesta, Xavi czy Messi wychowują się na tym od małego, więc im to nie przeszkadza. Ibra postanowił, że się dostosuje. Tolerował wszystko. I powoli, jak sam dziś wspomina, umierał wewnątrz.

O samym Pepie opowiada, że to człowiek bez charakteru. Albo raczej: niezdolny do pracy z trudnymi charakterami. Zlatana ignorował, traktował jak powietrze. Śmiali się nawet z tego z Henrym, którym miał podobną relację z Guardiolą: – Hej, Zlatan, spojrzał dziś na ciebie?

Największe pretensje Ibra miał o to, że Guardiola nie był w stanie mu wprost powiedzieć, że go nie chce w zespole. W meczu z Realem, tak bardzo prestiżowym, dał mu zagrać tylko pięć minut. Tego było za wiele. Powiedział Guardioli: „Nie masz jaj. Srasz pod siebie gdy widzisz Mourinho”. Na chwilę odcięło mu prąd, nie myślał trzeźwo, ale Guardiola nawet nie zareagował. Pokazał, według Zlatana, swoją słabość. Nawet się nie odezwał, nie zrobił nic. Przejście do Barcy było moim marzeniem – wspominał – ale niektóre marzenia powinny na zawsze pozostać tylko marzeniami.

R. Rosengard

Rosengard nie było dla mięczaków. To trudna dzielnica, prawdziwy tygiel narodowości :Somalijczycy, Turcy, Goście z Bałkanów, Polacy, oczywiście też i Szwedzi. Gdy zaplątał się do nich ktoś z zewnątrz, został pobity i przegoniony. Zlatan wspomina, że raz gonili grupą jakiegoś chłopaka, nawet nie wie za co. Prawdopodobnie tylko za to, że nie był stąd. Szacunek na ulicy był wszystkim, dlatego byle co mogło spowodować bójkę. Jedyne, co przełamywało jego rutynę ulicznego życia, to piłka. Z czasem poświęcił jej się zupełnie.

Gdy był już piłkarzem Malmo, i tak wracał grać na boisko pod blok matki. Mówił dzieciakom, że zapłaci im, jeśli tylko zdołają odebrać mu piłkę. Dzieciaki miały frajdę, a on… doskonały trening. Wspominał, że wiele się dzięki temu nauczył. Mógł trenować sztuczki, kontrolę piłki, jej przetrzymanie. Dziś w miejscu, gdzie kiedyś grał, jest „Zlatan Court”, oświetlone, duże boisko, sygnowane jego nazwiskiem i inspirującymi cytatami: „tutaj wszystko się zaczęło. Może się też zacząć dla ciebie“.

Image and video hosting by TinyPic

S. Sztuki walki

Był taki moment, gdy Zlatan, choć grał w piłkę niemal cały czas, uważał , że futbol to sport dla… cip. Rozrywką dla prawdziwych facetów miało być taekwondo, w którym ostatecznie dorobił się czarnego pasa. Zastanawiał się zresztą przez krótki okres, czy nie rzucić futbolu i w pełni poświęcić się sztukom walki. Fantastyczna koordynacja, ekwilibrystyczne strzały, a także siła i pewność siebie w grze przeciwko nawet najpotężniejszym obrońcom – to atuty, których nabrał dzięki taekwondo.

T. Tatuaże

Czy można uzależnić się od tatuaży? Można, i Zlatan jest tego przykładem. Początkowo był im przeciwny, uważał, że są w złym guście, ale teraz? Przez cały czas planuje nowe dziary, po każdej ma tylko większą ochotę na następną. Pierwszym tatuażem było jego imię, które jednak szybko się starło, bo zostało zrobione niemal amatorsko, przez kolegę. Dlatego za najstarszy, a jednocześnie najbardziej ikoniczny, uchodzi „Only God Can Judge Me”, czyli „tylko Bóg może mnie sądzić”. – Mogą napisać o mnie co chcą. Mogą krzyczeć z trybun co chcą. Nic mnie to nie obchodzi, w żaden sposób nie są w stanie mnie wzruszyć. Bo tylko Bóg może mnie sądzić. Muszę iść własną drogą, wytatuowałem więc sobie to zdanie, by o tym pamiętać.

Poza tym ma wytatuowanego smoka, który w kulturze japońskiej jest symbolem waleczności, a Zlatan uważa się za wojownika. Na lewej ręce ma „Kod Ibrahimovicia”, jak nazwała ten tatuaż prasa, bowiem jest to tylko ciąg cyfr. W rzeczywistości są to daty urodzin jego rodziców i rodzeństwa. Posiada też wytatuowany symbol Buddy, który ma bronić go przed cierpieniem, a także… kartę asa.

U. Ultras

Jego relacje z fanami zawsze były złożone. Kochali go, uwielbiali, by potem wyzywać go z trybun. Najbardziej gorącą relację miał z ultrasami Interu. Gdy wszystko się układało, nosili go na rękach. Był przecież bodaj najlepszym piłkarzem drużyny, ikoną ekipy, która wygrywała scudetto co rok. Gdy tylko narodził mu się syn, na jednej z trybun zawisła flaga „Benvenuto Maximilian”. W swojej biografii Zlatan wspominał, że zastanawiał się wtedy, kim jest, kurwa, Maximilian? Kupiliśmy kogoś nowego? A potem do niego dotarło, że to ultrasi tak witają jego potomka, co wywołało w nim wzruszenie. Wysłał zdjęcie flagi Helenie.

Ale gdy chciał odejść, nie mieli dla niego litości. Grał dobrze, strzelał bramki, drużyna zajmowała pierwsze miejsce, ale na niego buczano. – Byliśmy na szczycie tabeli, walczyłem, starałem się jak tylko mogłem. A oni na mnie buczą? O co, kurwa, chodzi? Przyłożyłem palec do ust. Oczywiście to nie pomogło, więc byłem zły. Ale gdy jestem zły, gram lepiej. Strzeliłem więc bramkę, pobiegłem do ultrasów, cały czas ich uciszając.

Kolejny epizod miał miejsce, gdy na San Siro zjawił się już w koszulce znienawidzonego przez „Nerazzurri” Milanu. Był w ich oczach zdrajcą, a pamiętajmy, że sam Ibra o kibicach Interu mówił, że to najtwardsi fanatycy w świecie piłki. Presja jednak tylko go zmotywowała, czuł się, jakby szedł na wojnę. I ją wygrał: w pierwszych derbach Mediolanu, w których grał dla „Rossoneri”, strzelił zwycięską bramkę. Prasa napisała potem: „Ibrahimovic 1, Ultras 0”.

W. Wenger

Zlatan dostał w młodym wieku zaproszenie do Arsenalu. Miał ledwie szesnaście lat, gdy Wenger zaproponował mu testy. W pierwszej chwili Ibra się zagotował, był na zasadzie: tylko dajcie mi piłkę. Tylko dajcie mi szansę. Zaraz wam udowodnię, ze warto mnie brać. Ale będący z nim w Londynie Borg poradził, żeby odmówił. Branie testów ustawia cię w słabej pozycji. Zlatan się zgodził i powiedział, że albo się decydują, albo nie. Wiedział, że są inni zainteresowani – Roma, Ajax, Monaco. Zamiast zostać, choćby kopnąć raz piłkę, pojechał zaraz potem do Monte Carlo.

Wenger wspomina, jak szesnastoletni wówczas Ibra zjawił się w Londynie: – Chciałem sprawdzić go na treningu i nie miałem zamiaru stopować jego obiecującej kariery. Niestety, później Zlatan zdecydował się na transfer do Ajaksu Amsterdam. Już wtedy miał wielką pewność siebie, wiarę, że jest znakomitym graczem. Od wielu lat udowadnia, że zupełnie się nie mylił.

V. Van der Vaart

Kapitan w drużynie może być tylko jeden? Cóż, w Ajaksie formalnie był nim Van der Vaart, ale nieformalnie utworzyły się dwie grupy i każda miała swojego szefa. Jednej, holenderskiej, przewodził Rafael, drugiej, zagranicznej, Ibra. Van der Vaart miał dodatkowo za sobą kibiców w całym kraju, był wówczas prawd opodobnie najpopularniejszym piłkarzem Holandii, złotym dzieciakiem. Szanowanym przez trybuny, szanowanym przez sztab (Koeman przecież zrobił go kapitanem, choć ten miał ledwie 21 lat), ale nie szanowanym przez Ibrę. Spotkali się dwaj młodzi goście o wielkim ego, co nie mogło skończyć się normalnie.

– Rafael był arogancki. Próbował zgrywać twardziela, wszystkim przewodzić. Od początku panowała między nami rywalizacja – wspominał Ibra. Problem tylko się zaognił, gdy reprezentacje Szwecji i Holandii spotkały się na murawie, a w jednym ze starć z Ibrą Van der Vaart doznał urazu. Holender uznał, że było to celowe zagranie, i z taką historią poszedł do prasy. Szatnia się grzała, cała holenderska grupa dawała wiarę swojemu kapitanowi, choć Ibra śmiał im się w twarz mówiąc, że to nonsens. Do dziś uważa Rafaela za najgorszego kapitana, jakiego kiedykolwiek miał, bo co to za kapitan, który idzie do prasy zamiast rozwiązać kłopot wewnątrz szatni?

Ibra i tak miał w gruncie rzeczy całe to zamieszanie gdzieś, jedną nogą przebywał już wówczas w Juve. Mecz z Bredą, jak się okazało później,był jego ostatnim. Lżono go niemiłosiernie przez całe spotkanie. Ale wtedy nadszedł moment magii: minął jednego, drugiego, położył bramkarza, zabawił się z całą obroną rywali i pewnie strzelił gola. Bramka sezonu, nieprawdopodobne trafienie, gazety prześcigały się w wymyślaniu efektownych nagłówków. A fani? W jednej chwili zapomnieli o waśniach. Znowu skandowano jego imię, to trafienie niejako przypomniało wszystkim, kim był dla Ajaxu Zlatan. Jedynym niezadowolonym na stadionie był Van der Vaart, co zresztą wychwyciły nawet kamery (0:38).

Z. Złodziej

– Gdybym nie został piłkarzem, byłbym kryminalistą – tak mówił o sobie w jednym z wywiadów. I można mu ufać biorąc pod uwagę jego przeszłość. W swoim czasie nie było takiego zamka rowerowego, którego nie potrafiłby rozszyfrować. Był specjalistą od kradzieży rowerów, wręcz się tym pasjonował, bo jak sam wspomina, z czasem robił to bardziej dla adrenaliny, żeby się coś działo, niż z korzyści materialnych. Dawało mu to kopa. Gdy trafił do liceum, był jednym z najgorzej ubranych, nie miał też żadnych gadżetów, a wokół wszyscy chodzili w modnych ciuchach, szpanowało, czym się da. Kradł więc choćby odtwarzacze, potrafił włamać się do cudzej szafki.

LESZEK MILEWSKI

Najnowsze

Polecane

Aleksander Śliwka: Po igrzyskach czułem się, jakbym był chory. Nie mogłem funkcjonować [WYWIAD]

Jakub Radomski
0
Aleksander Śliwka: Po igrzyskach czułem się, jakbym był chory. Nie mogłem funkcjonować [WYWIAD]

Komentarze

0 komentarzy

Loading...