Reklama

Dominik Dziąbek: – Gdybym nie wylądował w domu dziecka, raczej nie zostałbym piłkarzem

Piotr Stolarczyk

Autor:Piotr Stolarczyk

02 lutego 2021, 15:39 • 11 min czytania 6 komentarzy

Gdy trzy lata temu rozmawialiśmy z Dominikiem Dziąbkiem, dopiero wkraczał w świat dorosłego futbolu. Wówczas 16-latek opowiedział nam o swoim trudnym dzieciństwie oraz przeżyciach związanych z występami w reprezentacji Polski domów dziecka. Przed kilkoma dniami został zawodnikiem pierwszoligowego Chrobrego Głogów. Tym samym napisał kolejny piękny rozdział swojej przygody z piłką nożną. Spełnił marzenie – został profesjonalnym piłkarzem. Sam przyznaje, że gdyby nie trafił do domu dziecka, to najprawdopodobniej nigdy nie udałaby mu się ta sztuka.

Dominik Dziąbek: – Gdybym nie wylądował w domu dziecka, raczej nie zostałbym piłkarzem

Dowiedzieliśmy się, jakie są jego cele na przyszłość. Wróciliśmy jeszcze raz do najpiękniejszych wspomnień Dominika. Nowy gracz „Pomarańczowo-Czarnych” opowiedział również o tym, co działo się z nim od czasu naszej ostatniej rozmowy. Udało nam się także skontaktować z prezesem Hutnika Szczecin.

A może za jakiś czas, wzorem Dominika, Hutnik wypuści w świat kolejne swoje talenty?

***

Co się stało w twoim życiu, gdy miałeś dziewięć lat?

Moi rodzice pili. Tego dnia atmosfera była napięta, kłócili się, nie chciałem być przy tym i wyszedłem. Był październik czy listopad, lekko już śnieg nawet padał. Siedziałem na murku, było już chyba po dwudziestej, czyli o tej porze roku zupełnie ciemno. Wtedy przyjechała policja wraz z panią pedagog ode mnie ze szkoły. Zabrano mnie na komisariat. Powiedziano, że mama i ojczym są pod wpływem alkoholu, stan mojej rodziny jest patologiczny i wnioskują, żeby przenieść mnie do domu dziecka – fragment rozmowy Leszka Milewskiego z Dominikiem Dziąbkiem.

Reklama
*

Dominik w tym roku skończy 20 lat. Ostatnio przez ponad dwa sezony grał na poziomie IV ligi w Hutniku Szczecin. Był on wyróżniającym się graczem swojej drużyny. Fani jego ekipy docenili go i wybrali najlepszym zawodnikiem 2020 r. Znakomite występy na czwartoligowych boiskach nie przeszły bez echa. Skauci oraz inni trenerzy od razu wyrazili zainteresowanie jego osobą. Chrobry Głogów postanowił zaprosić go na testy. Dominik bardzo dobrze zaprezentował się w meczach kontrolnych i finalnie trener Ivan Djurdjević wyraził chęć, aby młody pomocnik z Pomorza Zachodniego został w jego zespole.

Mieliśmy za niego oferty z kilku klubów. Jednak bardzo zależało nam, aby Dominik poszedł gdzieś wyżej niż do trzeciej ligi. Niedawno przyjechałem do Głogowa i wręczyłem mu statuetkę piłkarza roku Hutnika Szczecin. Była to dla mnie niezwykle wzruszająca chwila. Poczułem się tak, jakby to moje własne dziecko opuściło gniazdo i wyfrunęło w świat. Jestem cholernie dumny z tego chłopaka – opowiada prezes Hutnika Szczecin, Jacek Rudzik.

***
Jak zaczęła się twoja przygoda z piłką?

Gdy przez rok przebywałem placówce opiekuńczo-wychowawczej, kiedy to zabrano mnie z domu i moja sytuacja nie była jeszcze do końca wyjaśniona – czy wrócę do mamy, czy pójdę do domu dziecka – zacząłem trenować w naszym klubie UKS Sternik. Trenerem był wychowawca – Sławek Kremer. Ta drużyna łączy wszystkie placówki i w niej większość chłopaków biegało za piłką, w tym ja. A jeśli ktoś się wyróżniał, to wędrował do Hutnika. Na każdym kroku podkreślam, że gdyby nie trener Kremer, nie grałbym w piłkę. Śmiejemy się wszyscy, że jest moim tak jakby drugim ojcem. Po latach, już na chłodno, uważam, że paradoksalnie dobrze, iż tak się stało. Gdybym nie wylądował w domu dziecka, raczej nie zostałbym piłkarzem.

Od zawsze chciałeś zostać piłkarzem?

Od najmłodszych lat zabierałem jakieś karty z piłkarzami, plakaty, breloczki. Miałem marzenia, ale one były nierealne przez dłuższy czas. U mnie w domu była fatalna sytuacja finansowa. Ogólnie nie było za fajnie. To nawet nie to, że wstydziłem się iść na trening. Tylko nie miał, kto mnie zawieźć na zajęcia i odebrać z nich. Dopiero w domu dziecka otrzymałem taką możliwość. Przez pierwsze treningi była to dla mnie tylko i wyłącznie zabawa. Po jakimś czasie, gdy zobaczyłem, że podoba mi się to i chcę to robić, to zacząłem poświęcać piłce bardzo dużo czasu.

Potem poszedłeś do Hutnika. To był twój najważniejszy piłkarski krok w dzieciństwie?

Bardzo wiele zawdzięczam Hutnikowi, ale tak czysto piłkarsko, przełomowym momentem było rozpoczęcie nauki w Gimnazjum Sportowym na ul. Hożej. Miałem tam nawet trzy jednostki treningowe dziennie, więc wówczas poczyniłem największy progres. Z początku czułem się tam nieswojo, bo inni koledzy ze szkoły znali się już dobrze, grali w wyższej lidze juniorskiej, także nieco odstawałem od nich. Musiałem szybko nadrobić zaległości. Bardzo mocno trenowałem. Było trudno, ale wiedziałem, że nie mogę odpuścić i to jedyna słuszna droga.

Gra z orzełkiem na piersi w reprezentacji Polski na mistrzostwach świata domów dziecka wciąż jest twoim największym piłkarskim przeżyciem?

Byłem kapitanem tej reprezentacji. To były wspaniałe dwa lata niesamowitych przeżyć. Mazurek Dąbrowskiego, występy na stadionie Legii. Kapitalne wspomnienia. Gdy zakładałem koszulkę w barwach narodowych, dawałem z siebie wszystko. To był dla mnie zaszczyt móc reprezentować swój kraj. Mogłem też poznać innych ludzi, porozmawiać z nimi. Dla mnie – chłopaka z domu dziecka, było to ogromne przeżycie. Podczas dwudniowego turnieju byłem odłączony od całego świata. Liczyła się tylko piłka i to, co dzieje się tu i teraz.

Reklama
W jaki sposób otrzymałeś taką szansę?

Co roku są organizowane mistrzostwa Polski drużyn z domów dziecka. Zjeżdżają się zespoły z całego kraju, a na koniec zawsze jest organizowana gala, na której są rozdawane puchary, statuetki oraz wyróżnienia indywidualne. Podczas tej gali selekcjoner naszej kadry odczytywał powołania i udało mi się znaleźć w gronie piętnastu osób, które dostały zaproszenie na zgrupowanie. Na tygodniowym obozie wybierana jest już ścisła dziesiątka kadrowiczów. Mnie trener nie podziękował i mogłem szykować się na turniej. Nigdy nie patrzyłem na to przez pryzmat domu dziecka. Dla mnie to była duma i spełnienie marzeń zagrać dla Polski. Na dodatek dwukrotnie zdobyliśmy brązowy medal. Wiadomo, można było zajść wyżej na tym czempionacie, ale to i tak stanowiło dla nas duże osiągnięcie. Z kolei ja zostałem wybrany najlepszym piłkarzem tych mistrzostw.

Pewnie też trochę świata zwiedziłeś z reprezentacją?

Tak. Byliśmy we Włoszech. Zwiedziliśmy cały Rzym. Natomiast, gdy z UKS Sternik zdobyłem mistrzostwo Polski, od firmy „Continental” otrzymaliśmy zaproszenie do Francji. Ogólnie te mistrzostwa to mega inicjatywa. Podopieczni z domów dziecka boją się marzyć. Ich charaktery są w pewien sposób zaburzone, a dzięki tym turniejom mogliśmy realizować się, otrzymać coś od życia, poczuć, że w życiu można wiele osiągnąć.

I  występ w „Turbokozaku” zaliczyłeś.

Tak, spełniłem kolejne marzenie. Oglądałem każdy odcinek, a nagle to ja miałem okazję spotkać się z Bartkiem Ignacikiem i wystąpić przed kamerą. Nawet fajną liczbę punktów wykręciłem.

Po mistrzostwach pojawiły się pierwsze poważne propozycje z zewnątrz?

Niby były jakieś tam rozmowy z innymi klubami. Miałem gdzieś tam pojechać na testy, ale wtedy byłem bardzo skupiony na tym, aby reprezentować Świt Szczecin. Udało mi się w wieku 16 lat zadebiutować w trzeciej lidze, walczyliśmy o awans. Mogłem szybciej wyjechać ze Szczecina, ale doceniam bardzo, to co udało mi się osiągnąć. Nie rozpamiętuję tego. W końcu spełniłem marzenia, gram w piłkę i to jest mój sposób na życie.

Długo nie zagrzałeś miejsca w Świcie. Nie byłeś jeszcze gotowy na ten poziom rozgrywkowy?

Ostatecznie nie udało nam się wygrać ligi. Odszedłem stamtąd na własną prośbę. Świt nie zrezygnował ze mnie. Powód był taki, że szukałem minut. Zmienił się wówczas trener, a nowy szkoleniowiec nie widział mnie w składzie. Wróciłem do klubu, którego jestem wychowankiem – Hutnika Szczecin. Tam miałem pełen kredyt zaufania. Grałem praktycznie od deski do deski. Nie żałuję, że zrobiłem krok w tył. W tej lidze gra wielu zawodników z niezłą przeszłością. Zresztą, jestem przykładem, że nawet z tego poziomu rozgrywkowego można się wybić. Choć nie popadam w jakieś wielkie samozadowolenie.

A teraz z kolei nawet trzy kroki do przodu. Tak z ręką na sercu – masz jakieś obawy w związku z wyjazdem do Głogowa?

Na początku było we mnie trochę strachu, bo wiadomo – nowi ludzi, nowe środowisko. Jednak pomyślałem sobie: jeśli chcę coś osiągnąć i spełnić marzenia, czy nawet grać w piłkę i żyć z tego, to musiałem iść naprzód. Po prostu muszę spróbować, a czas zweryfikuje wszystko.

Postawiłeś przed sobą jakieś konkretne cele?

Zawsze staram się podchodzić do wszystkiego realnie. Nigdy nie myślałem w kategorii, że będę grał w Barcelonie lub Realu. Chciałem powoli wspinać się po drabince ligowej. Czwarta, trzecia, druga liga. Udało się przeskoczyć od razu o trzy poziomy. Gdybym miał występować w trzeciej lidze lub czwartej lidze, nie byłbym mocno rozczarowany. Wciąż spełniałbym swoje marzenia i robił to, co kocham. Wiem, czym jest ciężka praca.

Dorabiałeś sobie gdzieś na boku?

Tak. Wielokrotnie szedłem na jakieś fuchy. Widziałem też, jak moja mama pracowała swego czasu na całą rodzinę.

Nie każdy z twoich kolegów miał takie podejście jak ty?

Dużo moich kumpli zmarnowało potencjał. Dobrze się zapowiadali, ale używki i inne tego typu sprawy pochłonęły ich. Jeden nawet bardzo dobrze się zapowiadał. Grał w Pogoni. Był wzorem dla mnie i innych, ale tylko wówczas. Teraz chłop przepadł. Szkoda.

Miałeś okres buntu?

W drugiej klasie gimnazjum moja frekwencja szkolna była bardzo zła. Dużo czynników się na to nałożyło. Tylko to nie były wagary dla wagarów. Zgubiłem wówczas torbę treningową, a że bałem się przyznać trenerowi, co stało się ze sprzętem piłkarskim, to ściemniałem, że niby noga mnie bolała. Nie miałem pieniążków na nowe rzeczy. Musiałem samemu zarobić na to.

Teraz już sam się utrzymujesz?

Pomagają mi jeszcze starsi bracia, ale mam ogromny szacunek do pieniędzy. W moim życiu nigdy nie było ich za wiele. Z tym że one nie są dla mnie najważniejsze. Liczy się pasja i to kto, jakim jest człowiekiem.

Akademia, która daje nadzieję na lepszą przyszłość i walczy z wykluczeniem społecznym młodzieży

Hutnik Szczecin to klub z północnej części miasta. Aktualnie jest trzecią piłkarską siłą w Grodzie Gryfa. Drużyna seniorska oraz grupy młodzieżowe mają zapewnione bardzo dobre warunki do pracy. Do ich dyspozycji są dwa pełnowymiarowe boiska trawiaste, w tym jedno oświetlone. Przede wszystkim w skład obiektów sportowych przy ul. Nehringa wchodzi tzw. boisko pod balonem. Od kilku lat de facto działają dwa osobne stowarzyszenia: Osiedlowy Klub Sportowy Hutnik oraz Akademia Piłkarska Hutnik. Oprócz osobnego bytu prawnego, można powiedzieć, że tworzą one spójną całość, gdyż trenerzy i włodarze działają zarówno w jednym, jak i w drugim klubie.

Klubowa akademia w skali innych szczecińskich ekip młodzieżowych zdecydowanie wyróżnia się w jednym aspekcie – współpracuje z klubem UKS Sternik, który zrzesza podopiecznych z domów dziecka. Osobą będącą spoiwem tego przedsięwzięcia jest wspomniany przez Dominika trener Sławomir Kremer – obecnie wiceprezes Hutnika. To on był pomysłodawcą tego, by dziecięce oraz juniorskie ekipy z Nehringa były w większości oparte na wychowankach Sternika.

– Niestety, mój przyjaciel Sławek Kremer przebywa obecnie w szpitalu. Ale z racji, że wspólnie tworzyliśmy ten projekt, to myślę, że ja też będę w stanie przedstawić, jak to się zaczęło. W 2014 r.  założyliśmy akademię, bo wcześniej ta praca z młodzieżą układała się u nas różnie. Powstała ona na bazie tych chłopców Sławka z domu dziecka. Kilkudziesięciu młodych graczy weszło w struktury klubowe i zaczęliśmy pracować z nimi. Mieliśmy też kilka takich diamencików jak Dominik, ale nie podołali. Mieli talent, ale z różnych przyczyn opuścili nas.

Dzieci z domów dziecka nie są może trudne, ale specyficzne i to nawet w pozytywnym tego słowa znaczeniu. To są bardzo charakterni ludzie. Bardzo pracowici. Powiem szczerze: super nam się współpracuje z tymi dzieciakami. Oczywiście zdarzają się dzieci krnąbrne, które nie chcą z nami współpracować. Obierają za wzorzec złe środowisko. Nie wszystkich chłopaków jesteśmy w stanie zatrzymać przy sobie. Traktujemy wszystkich normalnie. Dzieci z placówek nie są premiowane kosztem podopiecznych, których rodzice zdecydowali się do nas przysłać – relacjonuje Jacek Rudzik, prezes Hutnika Szczecin.

*

Praktycznie większość chłopaków ze szczecińskich placówek oświatowo-wychowawczych, którzy zdecydowali się rozpocząć przygodę z futbolem, uczęszcza na zajęcia do akademii Hutnika. Ponadto klub, co roku współorganizuje mistrzostwa województwa domów dziecka oraz inne imprezy okolicznościowe z udziałem młodzieży.

–  Otrzymujemy od miasta dotację celową w wysokości 50 tysięcy złotych rocznie, za co jesteśmy ogromnie wdzięczni. Mamy również grono sponsorów oraz darczyńców, którzy wspierają nas. Aby w klubie pracowali specjaliści, muszą oni mieć godne wynagrodzenie za swoją pracę. Ponadto zapewniamy dzieciakom dobry sprzęt, bezpieczny transport. To wszystko sporo nas kosztuje, ale nawet mimo trudnych czasów, radzimy sobie jakoś – dodaje Rudzik.

Dominik jest wzorem dla młodszych kolegów

W szerokiej kadrze czwartoligowego Hutnika jest pięciu chłopaków, którzy wychowują się w domu dziecka. Powoli otrzymują coraz więcej minut. Trenerzy liczą, że za sprawą transferu ich podopiecznego do Chrobrego Głogów, reszta młodych zawodników będzie jeszcze bardziej zmotywowana do dalszej pracy. W klubie zdają sobie sprawę, że nie każdy będzie żył z futbolu, ale dzięki treningom i sportowej rywalizacji, młodzieży wpaja się pewne zasady. Dzięki temu w dorosłym życiu może być im łatwiej funkcjonować w społeczeństwie.

– Dominik był wyróżniającym się zawodnikiem w swoim roczniku. Dość szybko wprowadziliśmy go do grupy seniorskiej, aby miał jak najwięcej kontaktu z piłkarzami doświadczonymi. Bardzo dobrze wyglądał pod względem motorycznym, a z czasem zaczął się wyróżniać w grze jeden na jeden. Ma chłopak to odejście. Przewagą takich chłopców jak Dominik jest to, że oni łupią w piłę codziennie po pięć lub sześć godzin. Oni nie mają ciekawszych zajęć od spędzania czasu na boisku. Z kolei inne dzieci przyjdą raz lub dwa razy w tygodniu na trening i tyle. Mam nadzieję, że mój były podopieczny, okaże się dźwignią dla reszty.  – Wojciech Horba, szkoleniowiec Hutnika Szczecin.

Niezależnie od tego, czy Dominik poradzi sobie na poziomie centralnym, już jest zwycięzcą. Przede wszystkim daje nadzieję innym pokrzywdzonym przez los dzieciom, że mimo przeciwności, marzenia mogą się spełnić.

ROZMAWIAŁ PIOTR STOLARCZYK

fot. FotoPyk/400mm.pl , Facebook-Hutnik Szczecin, Facebook-Chrobry Głogów 

Najnowsze

Polecane

Probierz: Grając tak jak z Walią, mamy szansę na awans z grupy Euro 2024

Paweł Paczul
0
Probierz: Grając tak jak z Walią, mamy szansę na awans z grupy Euro 2024

Komentarze

6 komentarzy

Loading...