Reklama

Gorzki koniec romantycznej historii

redakcja

Autor:redakcja

09 lutego 2020, 12:51 • 6 min czytania 0 komentarzy

ŁKS pokonuje na wyjeździe Cracovię 2:1, gdyby nie wyczyny Dusana Kuciaka w pierwszej kolejce, beniaminek wszedłby w ligę z 6 punktami ugranymi na drużynach wymienianych w gronie kandydatów do tytułu mistrzowskiego. W pierwszym składzie wybiega dziesięciu Polaków, w meczu bierze udział pięciu ludzi wychowanych w Łodzi, czterech spośród ełkaesiaków debiutowało w klubie jeszcze w III lidze. 

Gorzki koniec romantycznej historii

Trudno było się w tej historyjce nie zakochać – cała opowiastka była właściwie bajkowa, realizmu nie było w niej za grosz. No bo jak to – Michał Kołba, łodzianin, kibic ŁKS-u, który stał między słupkami, gdy ten bankrutował w 2013 roku? On właśnie powrócił do klubu w III lidze i nieprzerwanie broniąc dostępu do ełkaesiackiej bramki doprowadził klub do Ekstraklasy. A Patryk Bryła? W III lidze był na wylocie, jego pozostanie w drużynie właściwie wyprosił jeden z mniejszych sponsorów. I ten gość też przeszedł cały szlak, od samego dołu do twardej walki z rywalami z Ekstraklasy. Od zdolnego juniora III-ligowego klubu do „pełnowartościowego” zawodnika drużyny ekstraklasowej przeszli Pyrdoł oraz Sobociński, obaj w klubie właściwie od początku odbudowy.

W kadrze na grę w najwyższej lidze utrzymali się Żenia Radionow, Kamil Rozmus, Kamil Juraszek, Maksymilian Rozwandowicz, wspomnieni Kołba, Pyrdoł, Bryła oraz Sobociński. Dziś w klubie pozostał tylko duet stoperów, a i oni zdecydowanie obniżyli loty. III-ligowy ŁKS właściwie przestał istnieć, w dodatku w stylu, który odbiegał od wyobrażeń kibiców ŁKS-u. Kołba wykluczył się sam. Pyrdoł odszedł za frytki do Legii Warszawa. Żenia czy Bryła, idole z ostatnich lat, nie spełnili oczekiwań i zeszli do I ligi. W ślad za nimi poszedł Juraszek, pewnie zaraz dołączy również Rozmus, aktualnie trenujący z rezerwami.

Co gorsza dla fanów ŁKS-u – przestał istnieć nawet ten zespół, który dał im tak wiele radości w ubiegłym sezonie, gdy łodzianie w świetnym stylu awansowali do Ekstraklasy. Spójrzmy na skład z meczu przeciw Chojniczance, po którym Łódź zapłonęła blaskiem rac, odpalanych przez całą noc fetowania.

Kołba – Grzesik, Juraszek, Sobociński, Rozmus – Łuczak, Bielak, Piątek – Ramirez, Sekulski, Pyrdoł.

Reklama

Czterech piłkarzy ma szansę na grę w dzisiejszym spotkaniu, chyba że doliczymy jeszcze Pyrdoła, który może zagrać dla Legii. W zaledwie kilka tygodni ŁKS przeszedł prawdziwą rewolucję, zamykając pewien rozdział w historii klubu. Rozdział symbolizowany przez gole Radionowa, przez stały rozwój Pyrdoła, czary Ramireza czy ujmującą waleczność Bryły. Ktoś powie: o pół roku za późno. Czas na wymianę ogniw znanych jeszcze z III ligi był przed startem Ekstraklasy, a nie teraz, gdy do przedostatniego miejsca w tabeli ŁKS traci sześć punktów. Ale czy naprawdę ta ekipa nie zasługiwała na szansę? Czy kibice zaakceptowaliby sytuację, w której ich idole pokroju Bryły czy Radionowa po przejściu od III ligi do Ekstraklasy nie dostają nawet minuty w elicie?

Ta baśń musiała się skończyć zderzeniem z rzeczywistością, które najmocniej dotknęło zapewne Krzysztofa Przytułę, dyrektora sportowego ŁKS-u. W tej chwili bowiem los mówi: sprawdzam.

Patrzymy na dokonane przez niego na przestrzeni lat transfery i dostrzegamy człowieka z wybitnym okiem do piłkarzy pozwalających na grę w górnej połowie tabeli I ligi. Wypatrzenie przez niego potencjału u Daniego Ramireza, Maksa Rozwandowicza, Kamila Juraszka czy Jana Grzesika zasługuje na słowa pochwały, a mamy wrażenie, że i pozostałe krajowe transfery miały sens. Michał Trąbka to potencjał na naprawdę przyzwoitego ligowca, Adrian Klimczak już teraz spokojnie mógłby pójść do klubu pozostającego w tabeli o kilka, jeśli nie kilkanaście miejsc wyżej. O Ratajczyku w samych superlatywach wypowiadają się eksperci z każdego regionu Polski – zwłaszcza ci, którzy próbowali go wyciągnąć ze Znicza Pruszków do kilku mocnych akademii.

Sęk w tym, że to oko do krajowych talentów już przestaje wystarczać. Ekstraklasy nie da się utrzymać Trąbką, Grzesikiem i Ratajczykiem, potrzeba tutaj czegoś ekstra, potrzeba tutaj – nie oszukujmy się – transferów zagranicznych piłkarzy, którzy będą potrafili unieść ciężar zbyt wielki dla odchodzących Kalinkowskiego, Łuczaka czy Juraszka. I tu właśnie pojawia się ta wątpliwość – czy Krzysztof Przytuła będzie potrafił wejść o ten kolejny poziom wyżej? Ekstraklasa to większe wymagania, ale i większe pieniądze. Do tej pory dyrektor ŁKS-u wykonywał fantastyczną robotę jako ktoś, kto potrafi wyczarować świetną sałatkę z resztek w lodówce. W Ekstraklasie trzeba już jednak nie zaradnej gosposi, która kreatywnie wykorzysta parówki i ogórki, ale pełnoprawnego kucharza.

To okienko transferowe jest prawdopodobnie rekordowe dla łodzian, którzy przez lata kupowali za grosze. Po raz pierwszy od lat w Łodzi pojawiła się stabilizacja finansowa i spokój organizacyjny, który pozwala na nieco odważniejsze inwestycje w pierwszy zespół. Upraszczając: Przytuła wreszcie dostał do ręki pieniądze do wydania, już nie kieszonkowe na Grzesika czy Łuczaka, ale całkiem porządne sumy, by zbudować skład zdolny do obronienia Ekstraklasy.

Na razie trudno go oceniać – nie odważymy się jednoznacznie nazwać szrotem Pirulo czy Guimy, Srnić ściągnięty latem też wygląda obiecująco. Weryfikacja całej trójki nadchodzi jednak wielkimi krokami, a przecież ponadto będzie trzeba ocenić przydatność zimowego zaciągu: Samuela Corrala, Carlosa Morosa Gracii i Tadeja Vidmajera. Kto wie, czy najważniejszym egzaminem dla Przytuły nie stanie się Antonio Dominguez, ściągnięty nieco awaryjnie, w reakcji na transfer Daniego Ramireza. Dlaczego tego Domingueza traktujemy trochę osobno od pozostałych transferów z tego sezonu?

Reklama

Cóż, przede wszystkim – ŁKS oglądał go już od dawna, na celowniku pozostawał od jakichś 8 miesięcy, a przygotowywany był do transferu latem 2020 roku, gdy Ramirez miał zmienić klub. To jest kawał czasu na znalezienie potencjalnych wad, usterek i niedoróbek, to jest kawał czasu, by się rozmyślić i postawić na innego piłkarza. Ale ŁKS nie chciał innego, chciał Domingueza. Za odchodzącego prawego skrzydłowego z lewą nogą i inklinacją do gry kombinacyjnej ma przyjść prawy skrzydłowy z lewą nogą i inklinacją do gry kombinacyjnej. W klubie są pewni: gość jest dobry, bardzo dobry.

Jeśli Dominguez okaże się niewypałem, przy ocenie trafności posunięć Krzysztofa Przytuły będzie trzeba postawić spory znak zapytania.

ŁKS – cały klub, od prezesa i dyrektora, po najmłodszych piłkarzy – napisał w ostatnich latach fenomenalną historię o wygrzebywaniu się z piłkarskiego piekła trzeciej ligi. Wszystko tutaj działało – zawodnicy się rozwijali, transfery okazywały się wzmocnieniami, klub rósł i szedł w górę. To jednak już definitywnie zamknięte dzieło. Teraz, przy pisaniu kolejnej części, potrzebny będzie już nieco inny zestaw zalet. Czy Przytuła takie posiada? Czy ŁKS takie ma?

Na udowodnienie, że tak – cała wiosna. Choć jednocześnie warto pamiętać, że i dyrektor sportowy łodzian, i cały klub mają za sobą baśniowe 2 lata i ciężkie pół roku. Nawet jeśli proporcja zmieni się i na dwa fantastyczne sezony przypadnie jeden do zapomnienia – czy to będzie dla ŁKS-u tak wielka tragedia? Ujmijmy to tak: wszystkim klubom w Polsce życzylibyśmy, by dwa baśniowe sezony przeplatali jednym słabszym.

5bcb5ec60040f-2-700x416

Fot.FotoPyK

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

0 komentarzy

Loading...