Reklama

Gogol zrobił kolejny krok w karierze. Od dziś jest trenerem Skry

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

25 czerwca 2019, 22:31 • 5 min czytania 0 komentarzy

Michał Mieszko Gogol to jedna z większych nadziei polskiej trenerki. Na karku ma 34 lata, a zdążył zaliczyć już pracę w AZS-ie Częstochowa, młodzieżowej, drugiej i seniorskiej kadrze Polski (wszędzie jako asystent), Stoczni Szczecin i Indykpolu AZS Olsztyn. Przez kilka lat był też statystykiem Resovii. Zanim szkoleniowcem reprezentacji ogłoszono Vitala Heynena, mówiło się, że może nim zostać właśnie on. Tak się nie stało, ale dziś Gogol postawił kolejny, ważny krok w swej karierze – został trenerem Skry Bełchatów, klubu-instytucji w polskiej siatkówce.

Gogol zrobił kolejny krok w karierze. Od dziś jest trenerem Skry

Inna sprawa, że ten klub (i ta instytucja) w zeszłym sezonie radziła sobie słabo. Nie rozczarowała jedynie w Lidze Mistrzów, gdzie doszła aż do półfinału, ale na krajowym podwórku poległa już w ćwierćfinale fazy play-off. Tam bowiem zatrzymał ją Jastrzębski Węgiel. A oczekiwania były spore, bo i kadra naprawdę niezła (Kochanowski, Szalpuk, Wlazły, Kłos, Łomacz to tylko część z naprawdę konkretnych nazwisk), choć w trakcie sezonu trochę posypała się przez urazy. Stąd też Gogola wcale nie czeka tak łatwe zadanie, jak mogłoby się wydawać. A wręcz przeciwnie, bo presja ze strony fanów na to, by poprawić zeszłoroczny wynik może być spora. Choć Grzegorz Wagner, były siatkarz i trener, uspokaja:

Myślę, że presja będzie ciążyła głównie na klubie, nie Michale. Oczywiście, to się odbije też na Mieszku, ale to że klub akurat tak skończył poprzedni sezon, to przecież nie jego wina. To zresztą taki zawód, że bez względu na to, czy gra się o utrzymanie czy o mistrzostwo, ta presja temu towarzyszy. Jeśli ktoś się decyduje na bycie trenerem, musi się z tym liczyć. W tym zawodzie wytrzymują najmocniejsi.

Budzić niepokój może fakt, że Gogol zmierzy się z tym rodzajem presji, jakiego do tej pory nie zaznał. Przynajmniej w pracy pierwszego trenera, bo jak rywalizuje się o najwyższe cele, przekonał się, będąc asystentem Vitala Heynena. W Olsztynie liczyły się niezłe wyniki, natomiast w Szczecinie miała być walka nawet o pierwszą piątkę. To pierwsze wyszło (moglibyśmy napisać, że średnio, ale pamiętajmy, że przychodził tam w środku sezonu), z drugim było gorzej. Mistrzostwo? Takiego celu jeszcze nigdy przed nim nie stawiano.

Być może pisalibyśmy dziś inaczej, gdyby w zeszłym sezonie nie załamał się projekt o nazwie „Stocznia”. Ale stało się, jak się stało, klub splajtował, a Gogol po krótkim, przymusowym, urlopie, ruszył do Olsztyna. Przepracował tam kilka miesięcy, osiągnął przyzwoite wyniki, a teraz, już w Bełchatowie, spróbuje potwierdzić, że faktycznie jest trenerem na poziomie. A w Skrze oczekują pewnie, że to poziom mistrzowski. Pytania są więc dwa: czy Gogol sobie poradzi? I czy bełchatowianie dobrze wybrali?

Reklama

– Chyba za wcześnie na oceny – mówi Grzegorz Wagner. – Mieszko pokazał się ostatnio z dobrej strony, to na pewno dało się zauważyć. Sam zresztą współpracowałem z nim w Częstochowie i w kadrze B. Bardzo cieszy mnie to, że cały czas, systematycznie się rozwija. To objęcie Skry nie jest przypadkiem, wydaje mi się, że władze klubu doskonale to przemyślały.

I faktycznie tak było. Bo o tym, że Gogol zostanie trenerem bełchatowian, mówiło się w kuluarach już w lutym. Wtedy miał ogłosić olsztyńskim działaczom, że poprowadzi tamtejszy zespół tylko do końca sezonu i nie skorzysta z możliwości przedłużenia kontraktu o kolejny rok. Powodem miała być właśnie oferta z Bełchatowa, choć trochę czasu musiało minąć, zanim dostaliśmy tego oficjalne potwierdzenie.

Zresztą na dzisiejszej konferencji prasowej to, że Gogol nie jest bramką numer dwa czy trzy, a pierwszym wyborem, potwierdził Konrad Piechocki, prezes Skry: – Od dłuższego czasu obserwujemy pracę Michała i uważam, że to jeden z najbardziej perspektywicznych polskich trenerów młodego pokolenia. Jednocześnie ma już sporo doświadczenia. […] Stwierdziliśmy, że poradzi sobie z odpowiedzialnością i presją, jaka spotka go przy prowadzeniu zespołu PGE Skry Bełchatów. Oczekiwania są duże, ale wierzę, że Michał jako dobry, polski trener, jest gotowy do tego wyzwania i na pewno sobie poradzi z tym zadaniem*.

Sam zainteresowany mówił, że to spore wyróżnienie i jest szczęśliwy, mogąc pracować w Bełchatowie oraz że postara się doprowadzić ekipę do sukcesów. Czyli to, co słyszycie przy każdej takiej okazji. Jedno trzeba jednak przyznać – to faktycznie niezłe wyróżnienie. Ostatnim polskim trenerem Skry był Jacek Nawrocki, który z tą ekipą rozstał się w 2013 roku, a dziś prowadzi kadrę kobiet. Wcześniej? Ireneusz Mazur, odchodzący w 2006 roku. Przedzielił ich Daniel Castellani, a po Nawrockim bełchatowian prowadziło aż czterech trenerów z zagranicy: Miguel Angel Falasca (tragicznie zmarły przed kilkoma dniami), Fabio Storti (pełnił krótko obowiązki szkoleniowca), Philippe Blain i Roberto Piazza. Zresztą w ostatnich sezonach w naszej lidze królowali szkoleniowcy z innych krajów. Więc Gogol ma prawo czuć, że obdarzono go sporym zaufaniem. A my przy tej okazji mamy prawo nazywać go wielką nadzieją polskiej trenerki. Ale czy największą?

– Poszedłbym do tego spokojnie, bo jak się kogoś za bardzo chwali, to za chwilę jest dół – mówi Wagner. – Oczywiście, życzę Michałowi jak najlepiej, on też rozwinął się ostatnio przy Vitalu Heynenie. Cieszę się również, że Skra wzięła polskiego trenera i to jeszcze z młodego pokolenia. Nie ukrywajmy, że wiąże się z nim duża przyszłość. Myślę, że czas najwyższy na spróbowanie sił wyżej. 

Co wyjdzie ze związku Gogola ze Skrą, przekonamy się w nadchodzącym sezonie PlusLigi. Jedno jest jednak pewne – potencjał jest tu ogromny. I w klubie, i w osobie jego nowego trenera.

Reklama

Fot. Newspix

*cytat za oficjalną stroną Skry Bełchatów

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Polecane

Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Szymon Szczepanik
2
Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Inne sporty

Polecane

Damian Wojtaszek: Nie jestem całkowicie spełniony. Marzyłem o igrzyskach [WYWIAD]

Jakub Radomski
1
Damian Wojtaszek: Nie jestem całkowicie spełniony. Marzyłem o igrzyskach [WYWIAD]
Polecane

Pierwszy krok zrobiony. Jastrzębski Węgiel o dwa sety od finału Ligi Mistrzów

Sebastian Warzecha
1
Pierwszy krok zrobiony. Jastrzębski Węgiel o dwa sety od finału Ligi Mistrzów

Komentarze

0 komentarzy

Loading...