Reklama

Ani złoty, ani chłopiec. Verrattiego walka z czasem

red6

Autor:red6

13 października 2018, 09:20 • 11 min czytania 6 komentarzy

Wbrew pozorom chyba niełatwo jest być Marco Verrattim. Powód? Przynajmniej jeden. Gdy dziennikarze oraz eksperci na całym świecie szukają następców wielkich piłkarzy i piszą o „nowym X”, „drugim Y” i „kolejnym Z”, można przejść obok tego obojętnie, tak nam ten zabieg miał prawo spowszednieć. Jednak gdy taką opinię potwierdzają „X”, „Y” i „Z”, do plecakach z oczekiwaniami automatycznie trafia kilka ciężkich głazów. Dopiero jeśli to udźwigniesz, nikt nie ma wątpliwości, że jesteś kozakiem. Takim, dla którego w przyszłości będą szukać następcy wśród kolejnej generacji piłkarzy. 

Ani złoty, ani chłopiec. Verrattiego walka z czasem

Verratti skompletował tu hat-tricka. Na koronę króla strzelców szans nie ma, bo porównywany jest do graczy wybitnych, których na całe pokolenie przypada ledwie kilku. Ale może to i lepiej, bo sprostanie oczekiwaniom, gdy masz być „nowym Pirlo”, „drugim Xavim” i „kolejnym Iniestą”, to już wystarczająca presja. Oddajmy na chwilę głos tym mistrzom.

Pirlo: Gra na podobnej pozycji, choć nasze style trochę się różnią. Marco częściej operuje krótkimi podaniami, częściej drybluje i dobrze chroni piłkę. Jest najlepszym włoskim piłkarzem na dziś i jutro. Napisałem mu: „teraz to ty jesteś numerem jeden, ponieważ ja jestem o krok od zakończenia kariery”. 

Xavi: Ze wszystkich zawodników najbadziej przypomina mnie Verratti. Jest świetny technicznie i podejmuje właściwe decyzje pod presją. To czołowa postać swojego obecnego klubu, ale prawdą jest, że chciałbym go kiedyś zobaczyć w Barcelonie. 

Reklama

Iniesta (na sugestię ze strony Blaise’a Matuidiego, że Verratti jest najbardziej odpowiednim piłkarzem, by go zastąpić): Też tak uważam.

Najstarsze są rzecz jasna porównania do rodaka. Zawodnik PSG miał czas, by przyzwyczaić się do tego, że Włosi widzą w nim nowego lidera drugiej linii Squadra Azzurra, gdyż nazwiska „Pirlo” i „Verratti” pojawiały się w jednym zdaniu już w czasach, gdy grał w drugoligowej Pescarze. Tam – w mieście, w którym przyszedł na świat – wszystko się zaczęło. Bez cackania się, chuchania i dmuchania oraz powtarzania, że jeszcze ma czas. W Serie C zadebiutował trzy miesiące przed 16. urodzinami. Pierwszego gola na tym poziomie wbił niecały rok później, w sezonie, który skończył się awansem klubu ze Stadio Adriatico na zaplecze włoskiej elity.

Postawienie na tego dzieciaka było o tyle odważną decyzją, że jego 165 centymetrów wzrostu jasno podpowiada, z czym musiał się mierzyć od najmłodszych lat. Przez mizerne warunki fizyczne wielu nie widziało w nim materiału na piłkarza. Chłopak każdą wolną chwilę spędzał z futbolówką przy nodze. – Dla mnie istniała tylko piłka. Nawet w Boże Narodzenie wyszedłem z domu i wróciłem brudny, spocony oraz z podartymi spodniami. Wyjazd na wycieczkę szkolną i opuszczenie treningu? To było nie do pomyślenia – wspominał w jednym z wywiadów, ale ten entuzjazm na niewiele się wtedy zdawał. Wydawało się, że werdykt zapadł.

Do oddalonego o 30 kilometrów od Pescary Manoppello zaglądali przedstawiciele dużych firm, ale po obejrzeniu kandydata na piłkarza nie mieli dla niego dobrych wieści. Przynajmniej tak się wtedy wydawało. Jego ojciec wspominał przymiarki do Atalanty Bergamo, które po kilkudniowej wizycie w Lombardii skończyły się fiaskiem z wiadomego powodu. Po latach Fabrizio Verratti spotkał trenera, który wtedy skreślił jego pociechę. Usłyszał, że powinien być mu… wdzięczny. Bo w pobliskiej Pescarze potrafili zadbać o perełkę z regionu, co w normalnej akademii dużego klubu pewnie byłoby niemożliwe. No i jeszcze jedno – jeśli zastanawialiście się kiedyś, skąd na koncie tego wirtuoza tak wiele żółtych kartek (więcej niż goli i asyst razem wziętych), to wyjaśnieniem mogą być właśnie młodzieńcze lata i frustracje związane z różnicami fizycznymi – od małego potrafił potraktować rosłych kolegów soczystym kopniakiem.

Nie można odmówić mu szczęścia do trenerów. Jeszcze przed 18-latką zaczął współpracować z Eusebio Di Francesco, dziś szkoleniowcem Romy. Kilkanaście miesięcy później na jego drodze stanął ekscentryczny Zdenek Zeman, co musiało oznaczać dużo biegania po stadionowych trybunach i okolicy, ale było też lekcją gry do przodu, z której piłkarz o takiej charakterystyce musiał czerpać najwięcej radości. – Na początku wiele wycierpiał podczas treningów, a później w meczach był po prostu zmęczony. Musiało minąć trochę czasu, żeby się do tego przyzwyczaił. Miał też problem z długimi piłkami, ale udało nam się to poprawić – wspominał czeski szkoleniowiec.

W drodze do Serie A wbili rywalom aż 90 goli, do dziś to rekord drugiego poziomu rozgrywkowego we Włoszech. Egzekucji dokonywali między innymi wypożyczony z Napoli Lorenzo Insigne (20 goli w sezonie) i sprowadzony na tej samej zasadzie z Juventusu Ciro Immobile (28 trafień). Cofnięty przez Zemana bardziej w głąb boiska Verratti sam nie dołożył do tego dorobku nawet bramki. On odpowiadał za kreację i regulowanie tempa gry. I wcale nie był mniej ważny niż ci, którzy błyszczeli w statystykach, bo na uroczystej gali nagroda dla najlepszego gracza Serie B – w ramach wyjątku – wylądowała w rękach całej trójki.

Reklama

CVgrIImU4AAL6k9

Ba! Był wręcz najważniejszy, co pokazały dwa inne zdarzenia z tego okresu. Wywalczonego w świetnym stylu awansu do Serie A w Pescarze nie skonsumował ani żaden ze wspomnianych piłkarzy, ani trener. Po Zemana po ostatnim meczu sezonu zgłosiła się Roma, Insigne dostał szansę w macierzystym klubie z Neapolu, Immobile po powrocie do Turynu został sprzedany za kilka milionów do Genoi. To wielkie kroki do przodu, ale najgorętszym towarem był jednak bohater tego tekstu, który za 12 milionów przeszedł do PSG, w którym od pół roku rządził Carlo Ancelotti. Jego transfer stał się nawet asumptem do dyskusji na temat kondycji Serie A. Najgłośniej w mediach krzyczał Cesare Prandelli, selekcjoner włoskiej kadry, który czmychnięcie Verrattiego do Ligue 1 kilkukrotnie nazywał skandalem. Najmocniej obrywało się rzecz jasna Juventusowi. Nie tylko ze względu na to, że to klub z największymi możliwościami. Również z powodu niewykorzystania emocjonalnej więzi, która łączyła piłkarza z tym zespołem – nad jego łóżkiem wisiały plakaty Alessandro Del Piero, później często wspominał, że zachwycał się tym, co w barwach Starej Damy wyczyniał Zinedine Zidane. Bianconeri mieli małego kibica, który mógł napisać historię tego klubu jako piłkarz.

Oburzenie Prandellego trzeba zrozumieć, bo należał do wielkich fanów talentu pomocnika Pescary. Selekcjoner zszokował wszystkich, gdy w maju 2012 powołał do szerokiej kadry na Euro rozgrywane w Polsce i na Ukrainie zawodnika, który nawet nie zdążył zaliczyć debiutu w najwyższej klasie rozgrywkowej. Ostatecznie pomocnik na turniej nie pojechał, ale świat na pewno usłyszał, że na horyzoncie pojawił się piłkarz nietuzinkowy. Zarówno po tej sensacyjnej nominacji, jak i po zdecydowanie mniej zaskakującym powołaniu na mundial w Brazylii dwa lata później, Verratti dziękował głównie Zemanowi.

Marco Verratti of Italy during the friendly match Italy v Ukraine played at the Ferraris Stadium in Genoa, ITALY -10/09/2018 PILKA NOZNA MECZ TOWARZYSKI WLOCHY - UKRAINA FOT. PIXATHLON/NEWSPIX.PL POLAND ONLY! --- Newspix.pl *** Local Caption *** www.newspix.pl mail us: info@newspix.pl call us: 0048 022 23 22 222 --- Polish Picture Agency by Ringier Axel Springer Poland

Tak wyglądały jego pierwsze kroki w dorosłym futbolu, a co ukształtowało go jako człowieka. Pochodził z rodziny aspirującej do bycia klasą średnią. To nie jest jedna z tych historii, w których rodzice nie dojadają, by kupić utalentowanemu synowi piłkarskie buty, a futbol jest jedynym sposobem na wyrwanie się z biedy. To raczej dom, w którym Marco był na granie poniekąd skazany – swoich sił w piłce próbował jego dziadek i brat. Nie oznacza to jednak, że brakuje tu wątków dramatycznych.

6.04.2009, godzina 3.32. Abruzję nawiedziło trzęsienie ziemi. Siła – 6,3 stopnia w skali Richtera. Do rekordowego wyniku 9,5 stopnia odnotowanego w Chile w 1960 roku sporo brakuje, ale i tak oznacza to wielką tragedię dla mieszkańców regionu. Rozmiar katastrofy najłatwiej wyrazić w trzech liczbach: 40 tysięcy osób straciło dach nad głową, 1500 odniosło obrażenia, a 309 zginęło. Epicentrum to L’Aquila i najbliższa okolica, ale wstrząsy były wyraźnie odczuwalne w całym regionie. Również w położonym 90 kilometrów dalej Manoppello.

– Z sekundy na sekundę zacząłem odczuwać coraz mocniejszy strumień powietrza na moich plecach i głowie, jakby działała suszarka. Moje łóżko miało koła. Mama nie musiała się za bardzo przemęczać, by posprzątać, ale wtedy zaczęło wędrować po całym pokoju, a ja razem z nim. Najpierw uderzyło w jedną ścianę, później w drugą, czułem się jak ta kuleczka w pinballu. Chciałem uciec, ale strach mnie sparaliżował. Każdy mięsień był więźniem jakiejś złej siły – opisywał później swoje traumatyczne przeżycia piłkarz.

Z opresji uratował go ojciec – udało się opuścić mieszkanie na trzecim piętrze i znaleźć na ulicy. Do opuszczonego w popłochu domu rodzina Verrattich nie wróciła zbyt prędko. Przez pojawiające się wstrząsy wtórne na ponad tydzień zamieszkali w samochodzie. Nawet gdy służby zapewniały, że już po wszystkim, sceptycznie podchodzili do powrotu. Opel Vectra, zaparkowany jak najdalej od wysokich budynków, był schronieniem na wypadek ponownego trzęsienia.

Fizycznie Marco wyszedł z tego bez szwanku, co innego psychicznie. Jego głowa długo była pełna złych myśli. Przez cztery miesiące nie pojawił się na żadnym treningu. Niewykluczone było, że już nie wróci. – Gdy w taki sposób umiera ktoś, kogo znałeś, zaczynasz myśleć o innych rzeczach – tak tłumaczył po latach swoje postępowanie. Podobno do dziś potrafi spanikować, gdy wydaje mu się, że lada moment może wydarzyć się podobnego.

Dlatego zapewne sam był zdziwiony, gdy przeanalizował sobie swoje zachowanie z jednego z meczów Serie B.

Na filmie widzicie Piermario Morosiniego, który w trakcie meczu doznał ataku serca. Widzicie też akcję ratunkową i zrozpaczonych, przeczuwających najgorsze ludzi. Nie pokazano za to roli, którą w całym zdarzeniu odegrał Verratti. Tym razem o paraliżu nie było mowy. Wręcz przeciwnie – to on wykazał się największą przytomnością. – Widziałem, że coś jest nie tak, bo karetka się nie pojawiała. Pobiegłem w kierunku bramy i zabrałem nosze, aby nie zmarnować żadnej sekundy. 

Morosini niestety zmarł w drodze do szpitala. W tej sprawie przeprowadzono specjalne śledztwo, gdyż akcję ratowników medycznych opóźnił pojazd służb porządkowych, który zatarasował wjazd na płytę stadionu. Do Marco zaś spływały podziękowania za błyskawiczną reakcję od rodziny zmarłego i zwykłych Włochów.

Kilka miesięcy później był już w Paryżu i zmagał się z typowi dla młodego chłopaka opuszczającego ojczyznę problemami. Wraz z nim do stolicy Francji przeniosła się dziewczyna, Laura Zazzara, którą znał od dzieciństwa, a następnie stworzył związek. Parze pomagała też matka piłkarza. Główne trudności? Brak znajomości języka i tęsknota. Jak mówił piłkarz – przede wszystkim za… włoskim jedzeniem.

PSG zrobiło zakupy, po których Włoch – przypomnijmy, że piłkarz niezweryfikowany na poważnym poziomie – mógł zgubić się w tłumie. W tym samym oknie do Paryża trafili: Zlatan Ibrahimović, Thiago Silva, Ezequiel Lavezzi i Gregory van der Wiel. Tak się jednak nie stało, bo choć może nie od razu pokazał paryżanom pełnię swojego talentu, to sezon kończył w najlepszej jedenastce ligi (tak samo zresztą jak każdy kolejny). Później zgarniał jeszcze trofea dla najlepszego piłkarza młodego pokolenia i obcokrajowca, ale chyba nie mamy zamiaru dyskutować tu o jego piłkarskiej klasie.

(L-R) Marco Verratti of PSG and Neymar JR of PSG during the French Cup Final between Les Herbiers and Paris Saint Germain at Stade de France on May 8, 2018 in Paris, France. (Photo by Dave Winter/Icon Sport) PUCHAR FRANCJI PILKA NOZNA SEZON 2017/2018 FOT.ICON SPORT/NEWSPIX.PL POLAND ONLY!!! --- Newspix.pl *** Local Caption *** www.newspix.pl mail us: info@newspix.pl call us: 0048 022 23 22 222 --- Polish Picture Agency by Ringier Axel Springer Poland

Jeśli już, to chyba powinniśmy pomówić o tym, czy przypadkiem się w Paryżu nie zasiedział. Z innymi klubami łączony jest od dawna, najbardziej intensywnie rzecz jasna z Barceloną. Przytoczone na wstępie porównania nie wzięły się z sufitu. O całej sadze transferowej, której był i zapewne jeszcze będzie bohaterem, można by napisać osobny tekst, który byłby dłuższy niż ten artykuł.

Czego w niej nie było? Po pierwszym golu w narodowych barwach, nieco ponad pół roku po transferze, tak zachwycał się kolegami z reprezentacji, że nie wykluczył przenosin do Juventusu… już w trakcie kolejnego okienka, wszak w Paryżu ma jeszcze tylko rok kontraktu (w rzeczywistości podpisał umowę, która obowiązywała do 2017 roku). Ot, niefortunna wpadka, którą tłumaczono wielkimi emocjami. Później były maślane oczka skierowane – niejednokrotnie – w kierunku Barcelony i – jak to zwykle bywa po przeprowadzkach, które nie doszły do skutku – tradycyjne zapewnienia, że znajduje się w najlepszym klubie pod słońcem, więc nie ma potrzeby, by gdziekolwiek się ruszać. Nie zabrakło buntu i opuszczania treningów. Donato Di Campli, menedżer Verrattiego, krzyczał z okładek włoskich gazet, że jego klient jego „więźniem PSG”, a z czasem dołączali do niego ci, którzy też chcieliby zobaczyć Włocha w innym barwach.

Ostatecznie Verratti za te i inne słowa menedżera przeprosił. A następnie zmienił nie klub, lecz agenta. Umowę z PSG przedłużał już cztery razy, obecna obowiązuje do 2021 roku.

Środowy mecz z Ukrainą był jego powrotem do kadry po ponad półrocznej rozłące, co wcale nie nie wyraża tego, jak wielkie problemy ma Verratti, gdy przychodzi mu zakładać koszulkę drużyny narodowej. W zasadzie od trzech lat jest raczej gościem w jej składzie niż liderem – z 36 spotkań, które rozegrała w tym czasie włoska kadra, wystąpił w ledwie 11. Głównym problemem były rzecz jasna kontuzje, przez jedną z nich stracił przecież Euro 2016. Ale nie tylko one. I o ile dyskusje dotyczącego tego, czy może grać w jednej drużynie z Andreą Pirlo i czy pasuje do koncepcji Antonio Conte, wygasły w sposób naturalny, gdy pierwszy zakończył reprezentacyjną karierę, a drugi przestał być selekcjonerem, o tyle już na przykład zawieszenia spowodowane kartkami, które wynikają w dużej mierze z braku rozwagi pomocnika, to wciąż otwarta kwestia. Do ostatniego doszło w kluczowym dla Włochów meczu – Verratti nie pomógł rodakom w rewanżowym spotkaniu ze Szwecją w barażach, które zdecydowały o tym, że Italii zabrakło na mundialu w Rosji.

Tak, właśnie tu, na polu reprezentacyjnym, ma najwięcej do zrobienia. Jeśli nigdy nie zostanie „drugim Xavim” i „kolejnym Iniestą”, ludzie mu wybaczą. Jednak jeśli nigdy nie nawiąże do klasy Andrei Pirlo, na zawsze zostanie tylko zapowiedzią wielkiego grania, których były przecież dziesiątki. Dodatkowo, ze względu na brak występów w Serie A – bardziej ciekawostką niż postacią, której każdy krok się śledzi. Walka o przejście do historii zaczyna już jutro, w meczu z Polską.

MR

Fot. newspix.pl

Najnowsze

Piłka nożna

Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Szymon Piórek
5
Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Komentarze

6 komentarzy

Loading...