Reklama

Moja kariera to porażka, ale przeszedłem przez nią z uśmiechem

red6

Autor:red6

11 października 2018, 16:14 • 17 min czytania 37 komentarzy

Niedoszły zawodnik ŁKS-u, przyszły menedżer i właściciel włoskiej restauracji w centrum Łodzi – jeśli zastanawialiście się, co słychać u Łukasza Madeja, to w skrócie wygląda to właśnie tak. A po szczegóły odsyłamy poniżej, gdzie w długiej i barwnej rozmowie były pomocnik między innymi Śląska i Górnika porusza wiele wątków dotyczących swojej kariery.

Moja kariera to porażka, ale przeszedłem przez nią z uśmiechem

O trenerach, których chciałby spotkać wcześniej i o takich, których nie chciałby spotkać nigdy. O tym, jakim chciałby być menedżerem i dlaczego nie takim, jakim jest Jarosław Kołakowski. O ukochanym ŁKS-ie, w którym przestraszono się jego osobowości. O spadku Górnika Zabrze i o tym, kto powinien wziąć za niego odpowiedzialność. O „sprzedanym” za trzy stówy medalu za Pucharu Polski. O Jakubie Błaszczykowskim, który znalazł się w odpowiednim miejscu o odpowiedniej porze. O cwanych kobietach, które kręcą się przy piłkarzach. Tematy moglibyśmy wymieniać jeszcze długo, ale chyba najwyższa pora po prostu zaprosić was do lektury. 

Kiedy wpadnie tu Magda Gessler? 

Nie ma takiej potrzeby, bo dajemy radę. Poza tym nie jestem jej zwolennikiem. 

Teraz żyjesz tą restauracją? 

Reklama

Jestem tu codziennie. Uwielbiam włoską kuchnię, włoskie winka i napić się kawy z fajnymi ludźmi, którzy tu przychodzą. 

To za co tu odpowiadasz? 

Jestem twarzą! Dla mnie to odskocznia od tego, co robiłem przez całe życie. Zawsze chciałem mieć coś takiego, więc spełniłam pozapiłkarskie marzenie. 

Pasuje mi to do ciebie o tyle, że zawsze miałeś coś z południowca. Nawet Hiszpanie, z którymi grałeś w Śląsku, byli pod wrażeniem twojego stylu bycia. Mówili, że gdyby wszyscy piłkarze byli tacy jak ty, to szatnie zamieniałyby się w dyskoteki. 

Zawsze uważałem, że trzeba czerpać z życia pełnymi garściami. Możesz mieć miliony, a nie mieć wspomnień i chyba nie o to w tym wszystkim chodzi. Biorąc pod uwagę skalę talentu, moja kariera to porażka, więcej było w niej upadków niż wzlotów, ale przeszedłem przez to wszystko z uśmiechem na ustach. Mnie zawsze fascynował świat poza piłką – to wyróżniało mnie na tle innych zawodników. I dzięki temu wiedziałem, że poradzę sobie w życiu. Piłka zawsze była i będzie moją największą miłością, ale nie byłem zaślepiony. 

Często miałeś problemy przez ten swój styl bycia? W zasadzie to powinno być stwierdzenie, bo wiadomo, że miałeś. 

Reklama

Często. 

Z trenerami? 

Też, ale nie zawsze, bo na przykład wspólny język z Janem Urbanem znalazłem właśnie dzięki temu. W tym przypadku zagrało wszystko, bo najpierw podziwiałem go jako piłkarza. To jednak coś innego, niż gdy do szatni wchodzi człowiek, który nigdy nie grał na wysokim poziomie. Gdy ci jedzie, myślisz sobie: „co ty gościu osiągnąłeś, że tak do mnie mówisz?”. 

Ale trener, który nie grał w piłkę na wysokim poziomie, miał szansę i mógł przekonać cię warsztatem? 

Oczywiście, miałem takich trenerów. Na przykład Kamila Kieresia, który moim zdaniem powinien pracować dziś w ekstraklasie. Przed nikim drzwi nie zamykam, ale to jednak zdecydowana mniejszość. 

Czy ja wiem… Trenerzy, którzy nie osiągnęli nic jako zawodnicy, pisali i piszą historię piłki. Można by wymieniać długo – od Arrigo Sacchiego, przez Jose Mourinho, po Juliana Nagelsmanna. 

To może inaczej – są tacy trenerzy, ale ja wolałem pracować z takimi, którzy coś osiągnęli. 

Wracając do Urbana, prócz umiejętności piłkarskich i trenerskich, przemawiała za nim osobowość. To jednak widać, że długie lata spędził w Hiszpanii, bo ma kompletnie inne podejście. Podobnie jak Robert Warzycha, który od 20 lat żył w Stanach. Najważniejsza u trenera jest jednak inna sprawa – żeby nie był cykorem. 

Co wyróżnia trenera, który nie jest cykorem? 

Chce, żeby jego drużyny grały w piłkę. A czasami przychodzą tacy, którzy mówią: „nie, nie, wybij, będzie spokój”. U Urbana to nie do pomyślenia. Oczywiście czasami traci przez to pracę, ale każdy trener ją w końcu traci, a on przynajmniej pozostaje wierny swojemu podejściu.  

Dobra, przyznaj, że Urban przekonał ciebie i wielu piłkarzy przede wszystkim lekkimi treningami. 

Gdzie tam. Kiedyś jeden z moich trenerów powtarzał takie słowa: „na zaś to my się nie najemy, nie naruchamy i nie natrenujemy”. Taka jest prawda. Można trenować dużo, ale głupio. Najlepszy przykład to Górnik, w którym pracowałem z trenerem Żurkiem, choć „trener” to za dużo powiedziane. U niego była typowa pokazówka. Żeby błysnąć przed mediami, w mikrocyklu przedmeczowym robił po dwa treningi dziennie. W sezonie jest wiele momentów, w których należy ciężko pracować, ale to nie był ten i wiemy, jak to się skończyło. 

Pamiętam też, jak to wyglądało w Śląsku przed przyjściem Urbana. Cały czas chodziłem i mówiłem trenerowi Rumakowi, że źle trenujemy i przez to jesteśmy zamuleni. On się upierał, że nie. Potem przyszedł Urban, poukładał to jak należy i ze starego wraka Madeja zrobił piłkarza, który prawie zawsze był w czołówce drużyny pod względem przebiegniętego dystansu. I szybkościowo tak samo. Czyli wcześniej – choć trenowaliśmy ciężej – coś było nie tak. Oczywiście są różne gusta i guściki, ale mi odpowiada taka współpraca. 

Nie wyszło mi przez wiele czynników, ale jednym z nich było właśnie to, że często na tych cykorów trafiałem. Gdybym w wieku 20 lat spotkał Nawałkę, Urbana czy Warzychę, czyli trenerów, z którymi pracowałem późno, grałbym w naprawdę dobrych klubach. Potrafili do mnie dotrzeć. 

Skoro już wspomniałeś o Nawałce. Znasz go dobrze, więc powiedz – podczas mundialu stał się cykorem? 

Nie powiedziałabym, że cykorem. Po po prostu się pogubił. Gdy zobaczyłem nasz skład, pomyślałem, że te wszystkie ruchy są zaprzeczeniem jego filozofii i stylu prowadzenia drużyny. Jednak mimo tego mundialu to była świetna kadencja. Nawałka był najlepszym trenerem, który mógł się w tamtym momencie trafić reprezentacji. Wiesz, kogo wziąłbym po nim? 

Boję się, że Jana Urbana. 

Oczywiście, że tak. Bo kim musi być selekcjoner? Facetem, który ma szacunek u piłkarzy. Musimy pamiętać, że w kadrze ego wśród piłkarzy jest ogromne. Jak bierzesz gościa, który strzelił trzy Realowi, to nawet Lewy patrzy na niego inaczej. Nawałka też to miał, bo choć jego karierę stopowały kontuzje, to grał na mundialu. Selekcjoner nie przeprowadza zbyt wielu treningów, musi mieć głównie dobrego fachowca od przygotowania fizycznego i charyzmę. Pierwsze Brzęczek ma, drugie – nie mi to oceniać, bo nie znamy się zbyt dobrze. Nie mówię, że to zły wybór, bo początek wygląda obiecująco, ale można było wybrać lepiej. 

Wracając do ciebie, trochę inaczej miało to wyglądać. Odgrażałeś się, że zostaniesz menedżerem piłkarskim, a nie menedżerem restauracji. 

Spokojnie, już w tym kierunku działamy i niedługo przyjdą efekty. Restauracja będzie moją odskocznią, a menedżerka kontynuacją kariery w piłce. Zawsze mnie to kręciło. 

Pieniądze cię kręciły. 

Każdego kręcą, nie oszukujmy się. Ale jeśli o nie chodzi, to każdemu mogę spojrzeć w oczy, bo nigdy nikogo nie oszukałem. Grałem w wiadomych czasach, a nie byłem nawet o nic podejrzany. Tak samo uczciwie chciałbym działać jako menedżer. Mam też doświadczenie, które chcę przekazać. Możesz mieć agenta, który wcześniej sprzedawał bułki i postanowił, że teraz będzie handlował piłkarzami – nikomu tego nie zabraniam, jeszcze mamy wolny kraj – ale to nie to samo. 

Jakie doświadczenia mogą pomóc? 

Te złe, bo wiem, jak na pewno nie powinienem działać. Kiedyś współpracowałem z Jarkiem Kołakowskim, który brał pieniądze zarówno ode mnie, jak i od klubu. Gdy spotykam chłopaków, którzy mieli z nim styczność, jest to aż przykre. Wciska im te same gadki, co mi lata temu, ale ostrzegam ich, by trzymali się jak najdalej od tego człowieka. Bo gdy jest dobrze, to on jest, a gdy idzie słabiej, to zawija się jako pierwszy. Ja chcę działać inaczej i liczę, że piłkarze szybko się o tym przekonają. Moim marzeniem jest zrobienie transferu, który nie wyszedł mi jako piłkarzowi. A ja swoje marzenia realizuję. 

Z drugiej strony piłkarze mogą powiedzieć: „jak on chce poprowadzić moją karierę, skoro swojej nie umiał”. 

Człowiek najlepiej uczy się na błędach, a ja nauczyłem się naprawdę dużo. Szkoda tylko, że życie tak drogo za te lekcje kasuje! 

WROCLAW 09.09.2017 MECZ 8. KOLEJKA LOTTO EKSTRAKLASA SEZON 2017/18: SLASK WROCLAW - LEGIA WARSZAWA 2:1 --- POLISH FOOTBALL TOP LEAGUE MATCH: SLASK WROCLAW - LEGIA WARSAW 2:1 LUKASZ MADEJ THIBAULT MOULIN FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.pl

Plany miałeś inne też dlatego, że chyba jeszcze planowałeś trochę pograć. 

Kiedyś myślałem, że moim ostatnim klubem w ekstraklasie będzie Górnik Zabrze, a później wrócę do ŁKS-u. Ale wiadomo, jak to z planami bywa. 

Ale żadnych medycznych przeciwwskazań, żebyś jeszcze grał, nie było? Zerwanie więzadeł w wieku 35 lat to nie przelewki. 

Wyleczyłem się. Moja operacja była najkrótszą w karierze Bartka Kacprzaka. Mięsień odbudowałem w ciągu trzech i pół miesiąca, później wszedłem w trening piłkarski, na początku oczywiście bez kontaktu. Bardzo wiele poświęciłem, by jeszcze wrócić. Mój wiek nie miał tu żadnego znaczenia, ale życie potoczyło się tak, że trzeba było powiedzieć koniec. 

Chciałeś wrócić do ŁKS-u, ale powiedzieli ci, że mają inną koncepcję. 

Byłem, jestem i zawsze będę ełkaesiakiem. Nawet teraz gdy idę na miasto, to kibice Widzewa wyzywają mnie, a nie zawodników, którzy obecnie grają w klubie. Dla chłopaka z Polesia i ełkaesiaka to wielki zaszczyt. Szanuję piłkarzy, którzy teraz tworzą ŁKS, ale nieskromnie powiem, że jestem tu postacią, której w drużynie teraz nie ma. Dlatego chciałem wrócić i do końca nie wiem, czemu się nie udało. Podejrzewam, że bali się mojej osobowości. 

Czy oczekiwań finansowych? 

Nie, grałbym tu za półdarmo. Nie dorobiłem się nie wiadomo jak, ale wiedziałem też, że już się nie dorobię. Byłem za to pewien, że mógłbym jeszcze przez trzy, może cztery lata pograć na bardzo dobrym poziomie, bo znam swój organizm. Wolno się starzeję. Obiecałem kibicom, że wrócę i chciałem się z tego wywiązać. Nikt nie może mi zarzucić, że wypiąłem się na klub, bo to nie moja wina, że Krzysztof Przytuła bał się tego, że do klubu może przyjść ktoś, kto osiągnął więcej niż on i byłby tym drugim. Nie mam do niego żalu, bo to najemnik, który tylko stara się to układać po swojemu. Bardziej zabolało mnie zachowanie pana Salskiego, który tak jak ja jest związany z ŁKS-em. Mógł przy mnie jeszcze sporo osiągnąć – przede wszystkim piłkarsko, ale też marketingowo. Nigdy nie zadziałabym na szkodę klubu. Wszystko było do ustalenia, ale nie zostałem właściwie potraktowany. 

Innych ofert nie miałeś?

Raczej nie. Samemu nie wypadało mi dzwonić po klubach, ale próbowałem coś znaleźć przez byłego menedżera i konkretów brakowało. Jeśli już, to były opcje, których nie warto było rozważać. Żałuję, że nie wróciłem, bo nie czuję się dziadkiem, który miałby przyjść i kopnąć dwa razy. We mnie cały czas jest dużo energii. Nawet teraz gdy chodzę na pierwszą ligę, jestem przekonany, że po miesiącu treningów i kilku sparingach grałbym bardzo dobrze. 

W całej historii ligi tylko pięciu piłkarzy zagrało więcej meczów od ciebie, ale zastanawiam się, czy jest się z czego cieszyć. 

Z jednej strony jest, a z drugiej – żałuję, że nie urodziłem się 10 lat później. Pewnie potoczyłoby się to inaczej. Patrzę na poziom i na to, kto wyjeżdża. Widzę, że są chłopcy lepsi i gorsi, ale bazują przede wszystkim na szybkości i sile. Gdy ja wychodziłem na trening, to na dziesięć piłek osiem potrafiłem dośrodkować na głowę, dlatego zawsze słyszałem, że będę długo grał, bo młodym tych umiejętności brakuje. Ostatnio był u mnie Radek Matusiak i mówił to samo: „za naszych czasów w każdej drużynie byli piłkarze, a teraz?”. Teraz nie bardzo jest kogo podziwiać. 

Też mogłeś wyjechać za młodu, a się nie zdecydowałeś. 

Ale dziś pewnie trafiłbym do Włoch, a wtedy to była Rosja. Żałuję się nie zdecydowałem, ale to były inne czasy. Nie było takiego dostępu do informacji w internecie, więc gdy usłyszałem Lokomotiw Moskwa, to myślałem: „jak, gdzie, przecież tam są niedźwiedzie!”. Później trafił się Terek Grozny i też zrobiłem głupotę, że nie chciałem. Jak już ustaliliśmy, kilka złych decyzji w życiu podjąłem. 

Przejście z Lecha do Górnika Łęczna na przykład. 

Ta była wręcz idiotyczna. Dlatego chciałbym, żeby piłkarze, z którymi współpracuję lub będę współpracował takich się ustrzegli. Na moim przykładzie najlepiej widać, że w piłce nie ma miejsca na sentymenty, dlatego powtarzam im, że jeśli pociąg podjeżdża, to trzeba do niego wskakiwać, bo następnym razem może omijać twoją stację. Można kochać klub tak, jak ja kocham ŁKS, ale trzeba uważać, bo klub tworzą ludzie, którzy mogą kopnąć cię w dupę. 

No właśnie, w twoim przypadku w zasadzie każde pożegnanie wiązało się z jakimś z niesmakiem. Choćby w Górniku byłeś przesunięty do rezerw. 

Nad tym ubolewałem, bo uwielbiam to miejsce. Nie wiem, czy ci chłopcy, którzy grają w Górniku dziś, do końca zdają sobie sprawę z tego, jak wielki to klub. Tam na każdym kroku czujesz wspaniałą historię i ta atmosfera jest czymś wyjątkowym. Mnie, gorola, przyjęto tak, że czułem się jak w domu. Może i mistrzostwo, Puchar Polski i Superpuchar zdobyłem gdzieś indziej, ale nigdzie nie czułem się tak dobrze. Tym bardziej szkoda, że pożegnałem się w takich okolicznościach. 

O tym okresie można powiedzieć wiele złego, ale kluczowe było to, że gdy odszedł Ojrzyński, to kierownicę oddano w nieodpowiednie ręce. Ten, który ją wziął, powinien wziąć też odpowiedzialność za spadek. Utrzymanie z Żurkiem to było mission impossible. Po decyzji o odsunięciu mnie, Golańskiego i Korzyma zawodnicy chcieli iść do trenera i prosić go o to, by tego nie robił, bo byłem ważną postacią w szatni. Na początku myślałem, że to może wstrząsnąć chłopakami. Okazało się, że kompletnie nie zadziałało. 

Pamiętam rzut wolny w 89. minucie w przedostatnim meczu. Paweł Golański strzelił z tego miejsca wiele bramek. Puszczam wodze fantazji, ale kto wie – może wtedy też trafiłby na wagę utrzymania, a nawet nie mogliśmy się o tym przekonać. Żurek miał zresztą wiele słabych zachowań. Takiemu Golańskiemu potrafił wytykać błędy przy kibicach, żeby wybielić za wszelką cenę siebie. A trener musi być z drużyną. I Górnik spadł właśnie wtedy, gdy po 31. kolejce i meczu z Wisłą, trener stanął ramię w ramię z kibicami. Każdy popełniał błędy – my jako piłkarze, trener Ojrzyński, ale Górnika z ligi spuścił przede wszystkim Żurek i trzeba o tym pamiętać. 

Rozgadałem się, ale to coś, co do dzisiaj mnie boli. 

ZABRZE 05.12.2014 MECZ 18. KOLEJKA T-MOBILE EKSTRAKLASA SEZON 2014/15: GORNIK ZABRZE - LEGIA WARSZAWA 0:4 --- POLISH FOOTBALL TOP LEAGUE MATCH: GORNIK ZABRZE - LEGIA WARSAW 0:4 JOZEF DANKOWSKI LUKASZ MADEJ FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.pl

A pożegnania ze Śląskiem? Pierwsze było o tyle dziwne, że doszło do niego zaraz po sezonie mistrzowskim. Drugie można łatwiej zrozumieć, bo wiek i kontuzja. 

Teraz też mogli mi powiedzieć: „Łukasz, dajemy ci połowę tego, co miałeś, podpisujemy na pół roku i pokaż, że jesteś zdrowy”. A ja, patrząc na drużynę, nie zarabiałem dużo – z tych, którzy grali regularnie, wręcz najmniej. Dlatego nie możesz dziwić się, że mówię o braku sentymentów. 

Dobra, cofnijmy się jeszcze dalej, bo wiele historii się za tobą ciągnęło i od czasu do czasu wracają. Jak z tym medalem za Puchar Polski, który miałeś sprzedać za trzy stówki. 

Nie potrafię sobie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego takie rzeczy spotykały właśnie mnie. 

Potrzebowałeś trzech stów, ludzka rzecz! 

Chyba tak! Mogłem później zrobić sobie tysiąc zdjęć z tym medalem, przynosić go i pokazywać, ale to i tak nic nie dało. Byłbym debilem, gdybym sprzedał go za trzysta złotych! A na pewno debilem jest ten, kto myśli, że to zrobiłem. Absurd jest o tyle większy, że przywiązuję do takich rzeczy ogromną uwagę. Wszystkie pamiątki leżą w mieszkaniu rodziców. Biorę je czasem do ręki i wspominam piękne chwile, które przeżyłem. Nie sprzedałbym tego nawet za trzydzieści tysięcy. Pieniądze się rozejdą, a to zostanie mi na zawsze. 

Podobnych pamiątek zbyt wiele nie masz. 

Niby wszystko, co można zdobyć w Polsce, a jednak za mało. W tym kontekście żałuję, że nie trafiłem do Legii lub Wisły, w których miałem już gotowy kontrakt i siedziałem z prezesami przy stole tak, jak teraz z tobą. Zobacz, jak to wszystko mogło się potoczyć. Pojechałem do Krakowa na rozmowy, a za mnie do Lecha miał iść Błaszczykowski. I tu to on miał szczęście – zaraz przyszedł Mielcarski i wziął siostrzeńca kolegi. Tak w piłce bywa, co nie zmienia faktu, że później pięknie się rozwinął i jest jednym z najlepszych polskich piłkarzy w historii. 

Może wzięli go właśnie dlatego, że tak dobrze rokował, a nie dlatego, że był czyimś siostrzeńcem. 

On był dobrze rokującym 20-latkiem, ale ja też wtedy rokowałem świetnie – miałem 23 lata, medale młodzieżowych mistrzostw i prawie sto meczów w ekstraklasie. Za piękne oczy go nie wzięli, ale znalazł się w odpowiednim miejscu o odpowiedniej porze. W życiu czasami decydują detale. Może w moim przypadku zadecydował ten. 

Można dobrze wyglądać na boisku, mając bałagan poza nim? 

Nie i to też była jedna z przyczyn. Przez ponad siedem lat żyłem w nieszczęśliwym małżeństwie i to było moim błędem. Czasami podświadomie się do czegoś zmuszasz, ale nie wychodzi ci to na dobre. Przy czym każdemu odpowiada coś innego – jeden będzie się czuł lepiej z żoną i dwójką dzieci, drugi jako singiel, a trzeci w jeszcze innym układzie. Tak jest ze wszystkim. Są stuprocentowi profesjonaliści, ale są też ludzie, którzy nie daliby rady w takich ramach. Gdyby Sławkowi Peszce zabraniali wypicia dwóch drinków, to – jestem o tym przekonany – nigdy nie grałby na takim poziomie. 

A gdzie umieściłbyś siebie na skali od zera do Sławka Peszki? 

I aż na tyle go nie znam, i na pewno funkcjonowałem inaczej niż on, więc nie mogę się porównać. 

Czyli bardziej winko niż bianco. 

Dokładnie. Dla mnie największą przyjemnością było zagranie meczu w sobotę lub w piątek i napicie się kilku lampek wina po nim. Cały tydzień pracowałem na taką nagrodę. Ale każdy jest inny. Ja miałem okresy, w których pozornie byłem poukładany, ale w środku nic nie grało tak, jak powinno. Dlatego najlepszy sezon zaliczyłem w Górniku. Żyłem tak, jak chciałem. 

Pomimo tego, że właśnie wtedy uchodziłeś za damskiego boksera? 

Słyszałem o tym na stadionach, ale spływało to po mnie. A nawet uskrzydlało, bo lubiłem czuć wsparcie w swoim obozie, ale rywale mogli mnie nienawidzić. Pamiętam, że w piątek wyszedłem z aresztu, a w niedzielę zaliczyłem asystę. Nie miałem czym się przejmować, bo wiedziałem, że to szopka, którą zmyśliła pewna osoba. Konkretnie moja żona i zarazem największa pomyłka w życiu. A wy, media, tak działacie, że lubicie sensacje. Mieliście fajne nagłówki, ale później nikt nie sprostował, że wszystkie zarzuty zostały wycofane. 

Wycofanie zarzutów nie zawsze świadczy o tym, że do niczego nie doszło. 

Gdyby doszło, to byłyby obdukcje i tak dalej. A to nawet nie chodziło o moją żonę, tylko o jej matkę, czego też nikt nie doprecyzował. Na pewno nie miałem sobie nic do zarzucenia. Może poza tym, że nauczyłem się, iż nikomu nie można za bardzo ufać. Może poza rodzicami, ale na pewno nie kobietom. Do dzisiaj płacę za ten błąd. Mało kto o tym mówi, wiem też, że narażę się partnerkom piłkarzy, ale kobiety są w piłce pewnym złem. 

Czasem złem, czasem dobrem. Na przykład Kamil Glik zawsze podkreślał kluczową rolę żony w swojej karierze. 

Ciekawe tylko, czy sielanka trwałaby dalej, gdyby na przykład mieli się rozwieść. Ale mniejsza z tym, bo oczywiście są też kobiety, które mają swój honor i ambicje. Niestety są też takie, które ich nie mają i przy piłkarzach kręci się ich bardzo wiele. Trzeba mieć do nich dystans. Kiedyś panowało takie przeświadczenie, że piłkarz będzie grał dobrze wtedy, gdy się ożeni, później zrobi dzieci i tak dalej. Po swoim przypadku wiem, że to bzdura. Poświęcałem ten czas dla siebie, przez co byłem lepszym piłkarzem. Do klubu przychodziłem ostatni, minuta przed dziesiątą, ale też wychodziłem ostatni, bo mogłem sobie na to pozwolić. Bezdzietny piłkarz może skoncentrować się na karierze. 

Albo ma więcej czasu na głupoty. 

Zależy, czego chcesz od życia. Różne są przypadki. Znam też takich, którzy mają dzieci, a ciężko chorują, bo są hazardzistami i alkoholikami. Uważam, że w wielu przypadkach powinno się z dziećmi poczekać. Ale kobiety, o których mówiłem, są cwane. Chcą zatrzymać przy sobie piłkarzy, bo czy jest inna grupa młodych ludzi, która zarabia takie pieniądze? Gdyby ich partner miał dwa koła na rękę, to pewnie tak by się im nie spieszyło.

Strasznie cyniczne podejście. 

Wierzę w miłość i zakładam, że są wyjątki, ale znam też życie. Szczególnie to piłkarskie. 

Mam wrażenie, że tę knajpę prowadzisz trochę dla siebie, żeby mieć gdzie posiedzieć i sobie pogadać. 

Przede wszystkim ma przynosić pieniądze, ale trochę tak. Nigdy nie lubiłem tylko kursować między klubem a domem, a teraz mogę posiedzieć u siebie. 

Rozmawiał MATEUSZ ROKUSZEWSKI

Fot. newspix.pl/FotoPyK

Najnowsze

Weszło

Anglia

Schorowany trener i asystent-skandalista. Pierwsza złota era Manchesteru City

Michał Kołkowski
2
Schorowany trener i asystent-skandalista. Pierwsza złota era Manchesteru City
Polecane

Jonah Lomu. Wybryk natury, który odmienił rugby

redakcja
3
Jonah Lomu. Wybryk natury, który odmienił rugby

Komentarze

37 komentarzy

Loading...