Reklama

Batman kontra Joker. Na starcie w Las Vegas czeka cały świat sportów walki

Jan Ciosek

Autor:Jan Ciosek

06 października 2018, 11:44 • 9 min czytania 2 komentarze

Ten schemat doskonale znamy z hollywoodzkich hitów: naprzeciw siebie stają dwaj bohaterowie, których różni praktycznie wszystko. Jeden dobry, prawy, skromny i uczciwy, drugi – czarny charakter: zły, łamiący zasady, obrażający ludzi, prowokujący, regularnie stosujący nieczyste zagrania, byle tylko się wzbogacić. W kinie kończy się zazwyczaj sztampowo: ten pierwszy przez większość czasu ma pod górkę, ale koniec końców – zawsze wygrywa. W hicie, który ma swoją premierę już jutro nad ranem polskiego czasu, tak oczywiste to już nie jest.

Batman kontra Joker. Na starcie w Las Vegas czeka cały świat sportów walki

W wielkich walkach bokserskich czy w MMA promotorzy często starają się nadać zawodnikom określone role. Mechanizm jest oczywisty i dokładnie taki sam, jak w kinie – widzowie, czyli w tym przypadku kibice, muszą się z kimś utożsamiać, za kogoś trzymać kciuki, a innemu życzyć jak najgorzej. Zdecydowanie najwięcej tego typu nadawania ról jest w amerykańskim wrestlingu, czyli ustawianych zapasach. Tam zawsze wiadomo, kto jest dobry, kto zły, kto robi najgorsze świństwa, a kto zawsze postępuje uczciwie.

Wytrę twoim ścierwem ring

W prawdziwych sportach walki role także są nadawane w celach promocyjnych. Wiadomo, najłatwiej promotorzy mają w przypadkach takich, jak niedawna walka Saula „Canelo” Alvareza z Giennadijem Gołowkinem. Tam reklama w zasadzie nie była potrzebna. Z jednej strony stał stary mistrz, jeden z najlepszych bokserów ostatnich lat, z drugiej młody, po wpadce dopingowej, ale z niesamowitym wsparciem dziesiątek milionów fanatycznych meksykańskich fanów. Typowy samograj, podobnie, jak pojedynek Anthony Joshua kontra Aleksander Powietkin, czyli starcie dwóch mistrzów olimpijskich na szczycie wagi ciężkiej.

Reklama

Trudniej jest, kiedy bohaterowie gali aż tak interesujący nie są. Promotorzy dokładać do interesu lubią mniej więcej tak samo, jak bankierzy do kredytów hipotecznych, więc szukają sposobów na zwiększenie zainteresowania walką i robią więc co mogą, żeby jej bohaterów trochę pokolorować. Stąd te wszystkie bijatyki na konferencjach prasowych, pyskówki w mediach, czy teksty na ważeniu w stylu: „odgryzę ci łeb i narobię do szyi”, „zrobię ci z dupy jesień średniowiecza”, „zabiję cię w ringu, bo chcę mieć trupa w rekordzie” i inne uprzejmości. W praktyce zawodnicy najczęściej się szanują i chcą sportowej rywalizacji (plus oczywiście kasy). Ale wiecie: podobnie jak wysublimowane, artystyczne dramaty sprzedają się gorzej niż hollywoodzka sieczka w stylu zabili go i uciekł, tak „jesteś nikim, wytrę twoim ścierwem ring” działa nieco lepiej na sprzedaż biletów i oglądalność walki niż deklaracja: „szanuję mojego rywala, ale wierzę, że zdołam go pokonać w uczciwej walce”. Proste.

To naprawdę jest walka roku

Za kilkanaście godzin w Las Vegas odbędzie się walka, na którą czeka cały świat MMA. Zgadnijcie, którą formę promocji pojedynku Conora McGregora z Chabibem Nurmagomiedowem wybrali promotorzy?

Zacznijmy od tego, że w tym przypadku i „Batman”, i „Joker” to kozacy z najwyższej półki. Owszem, jeden dobry, drugi zły, ale obaj na absolutnie niebotycznym poziomie. To jak starcie Chicago Bulls (z Michaelem Jordanem) z naszpikowanym gwiazdami Golden State z poprzedniego sezonu, jak pojedynek Rogera Federera z Rafą Nadalem w finale Wimbledonu, jak zderzenie Muhammada Alego z Joe Frazierem i tak dalej. Słowem: top topów, czapki z głów, legenda do opowiadania wnukom przy kominku i zachwyt na długie lata. I tak, jak w przypadku wyżej wymienionych konfrontacji, specjalna reklama w zasadzie nie jest potrzebna, choć oczywiście promotorzy wolą zarobić więcej niż mniej, więc umiejętnie podkręcają zainteresowanie fanów, odpowiednio dorzucając do pieca.

Choć w sportach walki promotorzy i dziennikarze (tak, bijemy się w piersi) walkę roku ogłaszają średnio co dwa miesiące, a walkę stulecia raz na dwa, najrzadziej trzy lata, tak teraz nie ma w tym przesady. Serio. Świat MMA na pojedynek McGregora z Nurmagomiedowem czeka jak na żaden inny. Trudno się zresztą temu dziwić, bo pod względem sportowym zapowiada się absolutny sztos. No i nie zapominajmy, że na poziomie promocyjnym też swoje zrobiono.

Czarny charakter

Reklama

W tym starciu rola złego z miejsca trafiła do Conora McGregora. Irlandczyk na swój wizerunek pracuje zresztą od długiego czasu. Kulminacją była scena z parkingu podziemnego, na którym z kumplami zaatakował autokar pełen zawodników UFC. Dziś trudno oprzeć się wrażeniu, że był to pierwszy akt promocji jego walki z Nurmagomiedowem (mistrz UFC był w zaatakowanym pojeździe). W każdym razie – Irlandczyk w furii wpadł na parking i rzucał w autobus czym popadnie. Było grubo, kilka osób zostało rannych, a sam gwiazdor został aresztowany. Skończyło się na strachu. Zamiast więzienia, a w najlepszym razie deportacji dostał śmieszny wyrok (za zakłócanie porządku) prac społecznych. Bo wiecie, jak to w filmie, tym złym pewne sprawy zazwyczaj uchodzą na sucho…

Jesteś tchórzem, bo zostałeś wtedy w autobusie – wypalił teraz McGregor. Wypalanie to zresztą jego specjalność. Irlandczyk wali prosto z mostu, mówi to, co myśli, albo raczej, co mu ślina na język przyniesie. Może nam się to podobać, albo nie, ale prawda jest taka, że to przynosi efekty. Nieprzypadkowo to właśnie „Notorious” jest zdecydowanie najlepiej zarabiającym zawodnikiem MMA, a debiut w ringu bokserskim (z niepokonanym Floydem Mayweatherem Jr, uważanym za najlepszego pięściarza na świecie) przyniósł mu ponad 100 milionów dolarów. Dobrze przeczytaliście: ponad sto milionów dolarów. Zdaniem „France Football” taki na przykład Robert Lewandowski zarabia, w przeliczeniu na dolary, jakieś 25 milionów rocznie; stu baniek nie kasuje nawet Neymar. A McGregor, absolutny bokserski debiutant, za walkę „towarzyską”, która sportowo nie miała żadnego sensu i potrwała niespełna pół godziny, zgarnął ponad stówę. Szaleństwo!

Irlandczyk w kilka lat zbudował sobie piekielnie mocną pozycję, zarówno sportową, jak i finansową. Ludzie kochają go oglądać, bo walczy bardzo widowiskowo. Do tego jego konferencje prasowe i wywiady to zawsze wielkie show. McGregor nie ma żadnego problemu z używaniem mocnych słów, na prawo i lewo miota ciężkie oskarżenia, obraża. Tylko jednego mu nie można zarzucić: nigdy nie jest nudno.

Szczur i terrorysta

Na przykład teraz, przed hitową walką, za cel postawił sobie Alego Abdelaziza, egipskiego menedżera swojego rywala.

Nigdy nie powinieneś przyjmować informacji od donosiciela, powinieneś trzymać go na odległość. Menedżer Chabiba to pierd… kapuś, terrorysta i szczur. Tak właśnie jest. Mógłbym podać wam więcej szczegółów… i podam je! On został wyciągnięty z samolotu z Kairu do Nowego Jorku 11 września 2001 roku. Został złapany z pięcioma paszportami. Wtedy zmienił się w kapusia i donosił na ludzi, z którymi wcześniej pracował. Nawet nie mam pojęcia, jak ten gość znalazł się w tym pierd… kraju! – opowiadał na konferencji. – Jestem pewien, że wszyscy Irlandczycy musieli zmierzyć się z całym procesem imigracyjnym, żeby się tutaj dostać. Nawet moja rodzina została zatrzymana na lotnisku. A my tu mamy gościa z taką szaloną przeszłością. Ali Abdelaziz kręci się tu, wolny. Kompletnie nie wierzę, że on jest uczciwy.

Sam Abdelaziz odmówił komentarza, na Twitterze zamieścił tylko kilka emotek płaczących ze śmiechu. Faktem jest, że, jak pisze „Daily Mail”, jego przeszłość została udokumentowana w książce „Enemies Within: Inside the NYPD’s Secret Spying Unit and Bin Laden Final Plot Against America”.

Chciałbym z nim zawalczyć, chcę walczyć z tą szczurzą kur…! On ma na koncie kilka walk. Zróbmy takie starcie w Madison Square Garden w listopadzie. Zacznijcie już promocję: kapuś kontra prawdziwy irlandzki zwierzak! – proponował McGregor, jakby zapominając, że póki co ma walkę z Nurmagomiedowem, a nie jego menedżerem.

Grubo było także w czasie ostatniej konferencji. Dziennikarz dopytywał, czy po walce McGregor i Nurmagomiedow uścisną sobie ręce.

Pierd… pokój? – oburzył się Irlandczyk. – Nigdy nie będzie między nami pokoju. Zawsze mówię, że trzeba do tego dążyć. Ale kiedy nie możesz celować w pokój, powinieneś celować… między oczy. I właśnie tam będę bił: dokładnie między oczy tego gościa. To się nigdy nie skończy. Nigdy, nigdy, przenigdy!

Bohater z dalekiego kraju

Chabib Nurmagomiedow to gość, który wypowiada się w zupełnie inny sposób, z szacunkiem do rywala. Rzadko daje się ponieść emocjom, do wszystkich zaczepek McGregora podchodzi ze stoickim spokojem. To charakterny góral z Północnego Kaukazu, z trudno dostępnego i surowego miejsca. Ojciec, zawodowy żołnierz, od dziecka wysyłał go na treningi sportów walki, żeby dzieciak poradził sobie w nawet najtrudniejszych warunkach. Wystarczyło na niedźwiedzia, z którym kiedyś walczył, wystarczyło na 26 kolejnych rywali w zawodowym MMA, wystarczyło na Conora McGregora na konferencjach prasowych. A przecież nie było łatwo usiedzieć w miejscu, gdy Irlandczyk nazywał go „tchórzem”, „głupcem”, „małą łasicą” i tak dalej. Ludzie z Kaukazu rzadko pozwalają się opluwać i podejrzewamy, że gdyby McGregor użył podobnych słów w Dagestanie, to Dublina mógłby więcej nie zobaczyć. Nurmagomiedowowi nerwy puściły mu tylko raz, kiedy McGregor zaczął atakować jego ojca, kwestionując jego charakter i obrażając za to, że walczył w Armii Czerwonej.

Hej, Irlandczycy! Dajcie mi trzy dni i wtedy mnie polubicie. Co z waszym językiem, co z językiem irlandzkim, gdzie on teraz jest?! No, odpowiedzcie mi – wołał do irlandzkich kibiców. – Jesteście teraz Anglikami? Ten koleś, Conor McGregor, opowiadał, że walczył z Anglikami. Ale jego dziadek, Christopher McGregor, był w brytyjskiej marynarce wojennej i mordował waszych ludzi! I wy teraz chcecie mu kibicować?!

Nurmagomiedow przyznaje, że doskonale wiedział, z czym przyjdzie mu się mierzyć. I nie chodzi tu nawet o samą walkę, ale o jej otoczkę i trash talking w wykonaniu rywala. – Dla mnie liczy się tylko szósty października. On może mówić, cokolwiek chce i wiem, że będzie mówił. Ale to szósty października będzie miał znaczenie i ten moment, w którym zamkną klatkę – mówi wprost.

Niech nauczy go pokory

Oczywiście, kibice kochają zwycięzców i są w stanie wiele im wybaczyć. Dla Irlandii McGregor jest postacią wyjątkową, trochę kimś takim, jak Andrzej Gołota dla Polaków w czasach największego szaleństwa. Owszem, czasem przegrywał, czasem gadał głupoty, czasem widywano go ramię w ramię z gangsterami. Ale był naszą „ostatnią nadzieją białych”, więc tłumnie zarywaliśmy dla niego noce i na pewne rzeczy po prostu przymykaliśmy oczy. „Notorious” cieszy się więc gigantyczną popularnością, ale… ostatnio jakby mniej.

Myles Price to jego kolega z maty, trenowali razem w młodych latach, a 4 lata temu pomagał McGregorowi przed jego debiutem w UFC. Dziś ma o nim coraz gorsze zdanie. W rozmowie z „USA Today” przyznał, że postawa rodaka mocno go niepokoi.

To bardzo niebezpieczne. Dorastanie w Irlandii nie jest łatwe, młodzi patrzą na zachowanie Conora i myślą, że to sposób na radzenie sobie z problemami. Conor jest narcyzem, rzeczy materialne mają dla niego duże znaczenie, ciągle chce więcej i więcej. On dużo rzeczy robi z powodów marketingowych. Problem w tym, że kiedy zachowujesz się taki sposób, ale nie masz takich umiejętności walki i takiej nokautującej siły, wpakujesz się w kłopoty. Conor ma gigantyczną popularność i sławę, ale to wszystko blaknie, kiedy zapominasz o moralności – przestrzega Price. – Dziś jest w Irlandii mnóstwo osób, które będą kibicować Chabibowi. Wiele osób myśli tak, jak ja, że Conor nie jest dobry dla Irlandii. On sprawia, że jesteśmy źle postrzegani. Irlandczycy to fantastyczni, piękni ludzie, pełni szacunku, pasji i pokory, twardo stąpający po ziemi. Conor jest wyjątkiem. Wiele osób ma nadzieję, że Chabib trochę nauczy go pokory.

Wśród ekspertów zdania są podzielone, część wskazuje, że kluczem do zwycięstwa będzie nokautujące uderzenie McGregora, inni uważają, że o wszystkim przesądzą niesamowite umiejętności parterowe Nurmagomiedowa. Faworytem bukmacherów jest wojownik z Dagestanu, za którego wygraną płacą w stosunku 1,6:1 (za zwycięstwo Irlandczyka 2,4:1).

Jednak już teraz wiadomo, kto będzie największym wygranym całej zabawy. Oczywiście – Dana White i federacja UFC. Wszystko wskazuje na to, że padnie rekord sprzedanych transmisji w systemie Pay-Per-View, mówi się nawet o trzech milionach (w USA transmisja kosztuje 65 dolarów), dodatkowe 17 milionów dolarów przyniosły wyprzedane bilety do T-Mobile Arena w Las Vegas. Słowem, wynik nawet lepszy niż „Kleru” w weekend otwarcia. A skoro wracamy do porównań filmowych, to tylko jeden paradoks: w Hollywood zdecydowanie by nie przeszło, żeby czarnym charakterem był biały katolik, a pozytywną postacią muzułmanin, w dodatku mówiący po rosyjsku…

JAN CIOSEK

Transmisja w Polsacie Sport Extra od 4:00 w nocy z soboty na niedzielę, w Polsacie Sport od 7:00 w niedzielę

Najnowsze

Polecane

Probierz: Grając tak jak z Walią, mamy szansę na awans z grupy Euro 2024

Paweł Paczul
0
Probierz: Grając tak jak z Walią, mamy szansę na awans z grupy Euro 2024

Inne sporty

Komentarze

2 komentarze

Loading...