Reklama

To, co dzieje się w Śląsku, to dopiero początek przebudowy

Norbert Skorzewski

Autor:Norbert Skorzewski

25 września 2018, 11:40 • 8 min czytania 14 komentarzy

W lutym objąłem zespół, który borykał się z wieloma kontuzjami. Mieliśmy bardzo zaawansowaną wiekowo drużynę. Chcieliśmy sprawić, by była tańsza. Wiemy, że miasto nie będzie w przyszłości łożyło tyle pieniędzy na utrzymanie Śląska, że musi pojawić się prywatny właściciel czy sponsor. Dlatego troszeczkę odchudziliśmy się z zawodników mających wysokie kontrakty, na czym oszczędzamy około 350 tysięcy miesięcznie. Zainwestowaliśmy w młodych z niższych lig. Jednak to dopiero początek przebudowy. Myślę, że ta będzie troszeczkę trwała. Jeżeli wszyscy będziemy mieli cierpliwość – do czego potrzebne jest zrealizowanie celu, który sobie założyliśmy, czyli awans do pierwszej ósemki – to wydaje mi się, że ten misja zostanie zrealizowana – mówi Tadeusz Pawłowski, z którym porozmawialiśmy przy okazji ostatniej audycji Weszłopolskich.

To, co dzieje się w Śląsku, to dopiero początek przebudowy

O ostatnim zwycięstwie, po którym trenerowi spadł kamień z serca. Mierzeniu się z łatką trenera-strażaka. Konflikcie z Arkadiuszem Piechem czy szeroko o budowie własnego Śląska. Zapraszamy.

*

Po zwycięstwie z Piastem Gliwice spadł panu kamień z serca?

Nie będę ukrywał, że tak. To był dla nas bardzo ważny mecz. Uważam, że po tym zwycięstwie nadal jesteśmy w grze o pierwszą ósemkę. To jest realne. Co więcej – uważam, że dzięki tej wygranej będzie mniej nerwowości, będziemy mogli spokojniej przygotowywać się do kolejnych meczów.

Reklama

Pytaliśmy bardziej personalnie. Mówiło się, że pana stołek jest dość rozgrzany.

Trudno mi powiedzieć. Mam kontrakt do 2020 roku. W prasie wypowiadał się prezes, wypowiadał się dyrektor sportowy. Mówili, że mogę pracować dalej. Naturalne jest jednak to, że gdybyśmy przegrali z Piastem, mój stołek byłby bardzo gorący. Zdaję sobie z tego sprawę. Wiem jednak, że takie jest życie trenera. Muszę myśleć pozytywnie, mieć wolną głowę, żeby przygotowywać się do kolejnego meczu. Przed spotkaniem z Piastem bardzo dużo pracowaliśmy, po dwanaście godzin dziennie. Wydaje mi się, że udało nam się przygotować zespół do tego meczu optymalnie, co potwierdził wynik.

Miał pan duże wątpliwości przed tym, żeby jeszcze raz objąć tę drużynę? Obsadzono pana na innym stanowisku. Takim, które chyba pasuje do pana kompetencji. A tu trzeba było wrócić do drużyny i w dość trudnym momencie pociągnąć to wszystko we właściwym kierunku.

Tak, dwa razy odmawiałem. Funkcję objąłem w lutym, choć już jesienią dostałem propozycję przejęcia zespołu. Jednak kiedy drużyna znalazła się w trudnej sytuacji i groził jej spadek z ligi, podjąłem się wyzwania. Na początku było bardzo ciężko, dopiero po siedmiu meczach odnieśliśmy pierwsze zwycięstwo, z Sandecją. To było bardzo ważne spotkanie. Decydujące o tym, co będzie się działo dalej w tabeli. Co do kompetencji – jestem trenerem z licencją UEFA Pro, poprowadziłem ponad sto meczów w Ekstraklasie, posiadam ogromne doświadczenie. Uważam, że zarówno na stanowisku dyrektora akademii, jak i trenera zespołu Ekstraklasy potrafię sobie poradzić. Myślę, że udowodniłem to w poprzednim sezonie w grupie spadkowej, kiedy graliśmy bardzo dobrze. Teraz brakuje nam punktów z Wisłą Kraków u siebie i Lechią w Gdańsku. Nie chcę wracać do tego drugiego meczu, ale słaba dyspozycja pana Marciniaka zadecydowała o remisie. Podyktowano dwa karne, których nie było, do tego doszła nieuznana prawidłowa bramka. Cóż, gdybyśmy mieli cztery-pięć punktów więcej, byłoby spokojnie. Według naszego planu. W sumie od nas, na dzisiaj, nikt nie oczekuje miejsca w pierwszej czwórce. Założyliśmy sobie ambitny cel – pierwszą ósemkę. To dalej realne, chciałbym to zrealizować.

Denerwuje pana opinia, że jest pan trenerem-strażakiem? Że gdy trzeba przyjść i coś naprawić, jest pan w porządku, a gdy trzeba coś zbudować, wygląda to trochę gorzej?

Żeby zbudować dom, potrzeba czasu. Nie buduje się go w ciągu dwóch miesięcy, a taka sytuacja jest w tej chwili w Śląsku. Poszliśmy w trochę innym kierunku. Mówiłem w prasie i na konferencjach prasowych, że przebudowujemy zespół. Odeszło wielu doświadczonych, bardzo drogi zawodników. Ściągnęliśmy dwóch graczy doświadczonych – Gollę i Farszada – z kolei Gąska, Radecki, Łabojko, Szczepan to zawodnicy z niższych lig. Jeszcze w trakcie rozgrywek, po meczu z Cracovią, odszedł Kuba Kosecki. Nie jest łatwo ten dom budować. Potrzebujemy czasu i myślę, że na ten czas zasługujemy.

Reklama

Jak wyglądała sytuacja z Piechem? Różne głosy nas dochodzą, wersje nie są kompatybilne.

Arek bardzo dobrze trenuje. Był na ławce rezerwowych w meczu z Piastem. Rozegrał jeden mecz w rezerwach, jedzie w środę na spotkanie pucharowe z Olimpią Elbląg. Myślę, że wyjdzie w pierwszym składzie. Na całym świecie zdarzają się konflikty między trenerem a zawodnikiem. Osobiście uważam, że jestem zarówno doświadczonym trenerem, jak i przede wszystkim człowiekiem. Wiele w życiu przeżyłem. Odbyliśmy męską rozmowę, powiedzieliśmy sobie, co myślimy o tym wszystkim. Arek przeprosił mnie i cały zespół, i uznaliśmy, że nie wracamy do tej sprawy. Chciałbym to zakończyć, bo między nami jest wszystko w porządku. Jest chemia, rozmawiamy, wymieniamy poglądy. Myślę, że Arek jeszcze udowodni, że jest dobrym piłkarzem i człowiekiem.

Uściślając – Arek Piech strzelił focha, ale później przeprosił i wszystko jest dobrze.

Dokładnie tak.

Przesuwanie go do rezerw było konieczne? Przez cztery dni nagle zrozumiał swoje błędy, nie można było inaczej tego załatwić?

Kiedy zawodnik przekracza pewne granice, które założyliśmy i które przede wszystkim są zapisane w kontrakcie, to trzeba reagować. Gdybyśmy nie zareagowali, za tydzień byłby następny konflikt i pojawiłby się cały łańcuch, że jeden może a drugi nie. Dlatego uważam, że ta kara była potrzebna, ale każdy młody człowiek popełnia błędy. Jednak to nie był na tyle wielki błąd, żebyśmy musieli się rozstać. Zarówno ja, jak i Arek wyciągnęliśmy z tego wnioski, doszliśmy do porozumienia i cieszę się, że tak się stało.

Po pierwszych meczach wydawało się, że Farszad Ahmadzade przerośnie tę ligę, zwłaszcza biorąc pod uwagę wyszkolenie techniczne. Tymczasem raczej miewa mecze średnie, przeciętne, zdarzają mu się również spotkania dobre. Nie zaliczył jednak znakomitego występu. Irańczyk wykorzystuje swój potencjał? A jeżeli nie, to co stoi na przeszkodzie, żeby tak się stało?

Trzeba wziąć pod uwagę to, w którym momencie Farszad do nas dołączył. Nie brał udziału w pierwszym okresie przygotowawczym. Wraz z trenerem od motoryki przewidywaliśmy, że nastąpi jego obniżka formy. On też potrzebuje czasu. Myślę również, że nasza liga różni się od irańskiej. Tam można było pozwolić sobie na pokazywanie większej liczby sztuczek, brzydko mówiąc – cyrkowych. Tymczasem on musi nauczyć się solidnej gry w klubie europejskim. Przychodzą do nas nie ukrywał, że chciałby, żeby Śląsk stanowił dla niego przystanek przez karierą w lepszych ligach. Miał lepsze mecze i gorsze, z Piastem siedział na ławce, wszedł w końcówce spotkania. Dał bardzo dobrą zmianę, mimo że grał krótko. Liczę, że w dalszym ciągu będzie on silnym punktem naszego zespołu. To jest gracz w miarę doświadczony, który gra niekonwencjonalnie. Jest nieprzewidywalny. Polska liga jest bardziej atletyczna, siłowa. Musi się w nią bardziej wkomponować. Dla niego to też trudny okres, bo i my jako zespół przeżywamy trudny czas. Zespół jest w budowie, co trzeba dodać – nie mamy tylu punktów, ile chcieliśmy.

Próbował pan w jakiś sposób zatrzymać Kubę Koseckiego i jak bardzo go teraz panu brakuje?

Brakuje Kuby. Miał fajny charakter, bardzo dobrze się dogadywaliśmy. Nawiązała się fajna więź współpracy. Pozwoliłem mu na grę, którą lubi. Na drybling, wiele ryzykownych akcji. Kuba był typowym skrzydłowym. Teraz mamy Piecha i Farszada, którzy bardzo lubią schodzić do środka. Do tego Kuba ma wspaniałą technikę, potrafił też zabrać głos. Był bardzo ważnym ogniwem naszego zespołu. Czy próbowałem go zatrzymać? Na pewno chciałbym, żeby dalej u nas grał. Powiedział mi jednak, że propozycja jest dla niego bardzo dobra. A poza tym wtedy były nam potrzebne pieniądze, by zabezpieczyć wypłaty dla zawodników, czy w związku z cały czas wiszącą na nas sprawą Sebino Plaku.

Powiedział pan, że potrzebuje czasu na budowę swojego Śląska. Kiedy, mniej więcej, będziemy mogli spodziewać się produktu, pod którym będzie pan mógł podpisać się obiema rękami?

Nie chciałbym tego deklarować. Uważam, że zaczęliśmy przebudowę. Zespół w przyszłości trzeba jednak jeszcze trochę przebudować. Szczerze mówiąc, nie wiem, czy tego doczekam (śmiech). Kiedy rozmawiam z trenerami innych drużyn, z którymi do tej pory graliśmy, to wszyscy bardzo chwalą nas za bardzo dobrą, widowiskową grę. Przekaz prasy jest różny, ale jeżeli chodzi o trenerów, uważam, że Śląsk jest zespołem docenianym.

W lutym objąłem drużynę, który borykała się z wieloma kontuzjami. Mieliśmy bardzo zaawansowany wiekowo zespół. Chcieliśmy sprawić, by była tańsza. Wiemy, że miasto nie będzie w przyszłości łożyło tyle pieniędzy na utrzymanie Śląska, że musi pojawić się prywatny właściciel czy sponsor. Dlatego troszeczkę odchudziliśmy się z zawodników mających wysokie kontrakty, na czym oszczędzamy około 350 tysięcy miesięcznie. Zainwestowaliśmy w młodych z niższych lig. Łabojko, Gąska, Radecki – to są inwestycje, które w przyszłości będą procentować. Jednak to dopiero początek przebudowy. Projektu, który założyliśmy sobie z prezesem i dyrektorem sportowym. Myślę, że to będzie troszeczkę trwało. Jeżeli wszyscy będziemy mieli cierpliwość – do czego potrzebne jest zrealizowanie celu, który sobie założyliśmy, czyli awans do pierwszej ósemki – to myślę, że ten cel będzie realizowany. Jeżeli nie to na pewno trzeźwa ocena całej pracy, jaką wkładamy w ten zespół, pomoże nam w dalszej pracy, żeby zrealizować założenia.

Spotkanie pucharowe z Olimpią Elbląg to szansa dla zmienników, czy wyjdzie pierwszy skład?

Traktujemy Puchar Polski bardzo poważnie. Zakładaliśmy, że w meczach pucharowych będzie bronił Kuba Wrąbel i tego się trzymamy. Starsi zawodnicy, którzy mogą być zmęczeni po meczu z Piastem – a mamy bardzo dalekie wyjazdy w perspektywie, do Elbląga i Białegostoku, czyli dwie noce w autokarze – na pewno odpoczną, będą roszady. Uważam jednak, że nasz skład jest wyrównany. Mamy dużo chłopców takich jak Pałaszewski, Radecki, Gąska. Różnice nie są wielkie. Na pewno trzeba ich wspomóc zawodnikami doświadczonymi, którzy grali w tego typu meczach pucharowych. W tamtym roku w początkowej fazie odpadło kilka zespół Ekstraklasy, trzeba uważać. Generalnie będą małe zmiany, ale w środę wyjdzie najlepszy zespół, na jaki będzie nas stać. Jeżeli chodzi o zdrowie i zaangażowanie.

Rozmawiali WESZŁOPOLSCY

Fot. FotoPyk

Najnowsze

Polecane

Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Szymon Szczepanik
2
Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Komentarze

14 komentarzy

Loading...