Reklama

Świetny Zieliński, asysta Milika, dobry mecz Drągowskiego i bramka Kownasia. Sobota z Serie A

Dominik Klekowski

Autor:Dominik Klekowski

15 września 2018, 23:30 • 7 min czytania 17 komentarzy

Oglądanie Serie A powoli staje się rutynowym działaniem. Ciekawe spotkania, porażająca liczba Polaków w drużynach z Półwyspu Apenińskiego – argumentów „za” jest masa. O 18 zawitaliśmy na San Paolo, gdzie wystąpiło aż trzech Polaków w pierwszych składach swoich zespołów. Chwilę potem byliśmy już w Frosinone, w którym to wybiegło na boisko aż czterech rodaków.

Świetny Zieliński, asysta Milika, dobry mecz Drągowskiego i bramka Kownasia. Sobota z Serie A

Zacznijmy jednak od starcia Interu z Parmą, choć mecz na San Siro jednak nas nie porwał. Gra toczona była w ślamazarnym tempie, a żadna drużyna nie postanowiła o rzuceniu się do ataku. Jeżeli jednak mielibyśmy wyróżnić jedną osobę za dwa kwadranse, wskazalibyśmy na Gervinho. Szczerze mówiąc, Iworyjczyk bardzo nas zaskakuje w tym sezonie. Sądziliśmy, że po tym jak udał się wycieczkę dookoła świata, już nigdy nie wskoczy na poziom z występów dla Lille, czy Romy. Taki figiel. Gervinho bryluje w Parmie i dziś też dał się we znaki defensorom Luciano Spallettiego. W 31. minucie wjechał w pole karne jak do siebie, ale jego uderzenie w świetnym stylu obronił Samir Handanović.

Parma zagrała bardzo inteligentną pierwszą połowę. Interowi tak na dobrą sprawę udało się tylko raz oddać groźne uderzenie z szesnastki beniaminka. Równo po dwóch kwadransach, Dalbert wdarł się w pole karne, wyłożył futbolówkę Keicie Balde, ale strzał Senegalczyka na luzie wybronił Luigi Sepe. A tak – z dystansu przymierzyć próbował Radja Nainggolan, mieliśmy kilka wrzutek Antonio Candrevy i… tyle. Cienko. Defensywa prowadzona przez starego wyjadacza Bruno Alvesa radziła sobie z potentatem i nie dawała mu dojść do głosu.

Druga część gry zaczęła się podobnie. Standardowe dla siebie uderzenie z dystansu oddał Leo Stulac, ale słoweński golkiper świetnie interweniował i nie doszło do kapitulacji z jego strony. Potem przyszedł czas na „Perisić-show”. W poprzednich rozgrywkach, gdy Interowi nie szło, gra opierała się głównie na duecie złożonym z Chorwata oraz Mauro Icardiego. Tym razem żółtą koszulkę przywdział ten pierwszy. Ivan najpierw wspaniale wszedł w pole karne Sepe, następnie wycofał piłkę do Nainggolana, ale po strzale Belga futbolówka nie zatrzepotała w siatce. Dosłownie chwilę później, Perisić w podobnej sytuacji starał się pokonać włoskiego golkipera Parmy. Na jego nieszczęście, z niemal samej linii bramkowej piłkę wybił Federico Dimarco. 20-latek pomógł sobie ręką. 99% sędziów wraz z pomocą VARu podjęłoby prawidłową decyzję. Co zrobił Gianluca Manganiello?

Uznał, że nie doszło do pogwałcenia przepisów. I tak, macie rację. Tym zachowaniem kompletnie się skompromitował.

Reklama

Mediolańczycy walczyli dalej. Niemiłosiernie ostrzeliwali bramkę „Ducalich”. Próbowali m.in. Politano, Icardi, a nawet D’Ambrosio czy Dalbert, ale nic z tego nie wynikało. Czas uciekał, na zegarach wybiła 71. minuta no i cóż – sytuacja Interu nie należała do najciekawszych. Wszyscy pamiętają okienko w ich wykonaniu. Wszyscy również pamiętają, jakie deklaracje padały przed sezonem z ust działaczy. Tymczasem po trzech kolejkach mieli jedyne cztery oczka. A nie mierzyli się z żadnymi futbolowymi tuzami. Świetną okazję miałby Mauro Icardi, gdyby o jedną setną sekundy wcześniej zorientował się, co zaplanował Marcelo Brozović. Niestety, nawet nie dogonił futbolówki.

Najlepsze podsumowanie Interu z tego sezonu? Sytuacja z 79. minuty. Pozornie niegroźna sytuacja, piłkę przejął lewy obrońca beniaminka, minął jednego przeciwnika, następnie przełożył ją sobie na zewnętrzną część stopy i walnął tak, że Handanovicia zamurowało. Słoweniec nawet nie ruszył z miejsca. Kto zdobył tak piękną bramkę? Wspomniany, 20-letni Federico Dimarco, chłopak, który wychował się w szkółce Interu. Niesamowity zbieg okoliczności, koniec końców zbierający ekipie Spallettiego jakikolwiek dorobek z tego starcia.

Cztery punkty po czterech kolejkach. Dramat.

Inter – Parma 0:1 (0:0)

79’ Federico Dimarco 0:1

***

Reklama

Musimy przyznać, że poświęciliśmy kilka(dziesiąt) minut na pośmianie się z Interu Mediolan, co w zasadzie powoli wchodzi do klasyki weekendu. Nieważne, w końcu przyszedł czas na podziwianie gry Polaków w Neapolu. Wbrew oczekiwaniom, Arek Milik w końcu wylądował na ławce, a zastąpił go Dries Mertens. Pomimo braku bombera i tak mieliśmy okazję obserwować polski duet pod Wezuwiuszem. Zarówno Piotr Zieliński jak i Bartłomiej Drągowski rozpoczęli spotkanie w galowych jedenastkach swoich drużyn. Ten drugi już w szóstej minucie pokazał, iż jest w stanie wykorzystać szansę daną od Stefano Piolego. Po wrzutce Callejona, „Drążek” świetnie sparował futbolówkę do boku.

Ten mecz zaczął się kompletnie inaczej, niż pierwszy. Od razu dostaliśmy masę celnych uderzeń, okazji. Po akcji Hiszpana, swoją chwilę miała Viola. Jordan Veretout odpalił rakietę z około 25. metra od bramki strzeżonej przez Karnezisa, ale Grek równie dobrze jak Polak wybił futbolówkę na rzut rożny. W 20. minucie meczu, Piotr Zieliński świetnie podał do Lorenzo Insigne, który nieznacznie przestrzelił, a okazję miał zacną. Chwilę potem reprezentant Polski kapitalnie wypatrzył Callejona, którego uderzenie minęło Drągowskiego, ale nie leciało w światło bramki. Obiecujący początek, ale potem było coraz gorzej. Kolejną, jako-tako groźną okazję mieli goście w 39. minucie. Federico Chiesa łupnął z dystansu, lecz niecelnie. I w zasadzie to byłoby na tyle, jeśli mowa o pierwszej odsłonie.

Drugą zainaugurowało kolejne, bardzo mądre podanie Piotra Zielińskiego w stronę hiszpańskiego skrzydłowego Napoli. Callejon wycofał futbolówkę do Hamsika, ale Słowak przeciągnął strzał nad poprzeczkę i Bartłomiej Drągowski mógł się wyluzować. Jeszcze groźniej było trochę później. Dries Mertens wypracował sobie sytuację, zbiegł na prawą nogę i uderzył, ale zdecydowanie obok lewego słupka polskiego golkipera. Istnym motorem napędowym ekipy Ancelottiego był Zieliński. Widać, że nabrał pewności, ale i świadomości, jaką rolę ma spełniać w Neapolu. Wielokrotnie urywał się w środku pola i byłby to występ idealny, gdyby Piotrek dołożył coś ekstra do swojego dorobku.

Napoli nie potrafiło zburzyć florenckiego muru. Testowali wiele rozwiązań. Lorenzo Insigne nawet raz oddał strzał głową, bez efektów. Czasami brakowało im szczęścia, czasami finezji za czasów Sarriego. Zawodnicy w niebieskich koszulkach wyglądali, jakby to była 29, a nie 4. kolejka. Słabe wejście zanotował Arek Milik. Tracił piłkę, rywale go przestawiali, ostro faulował.  No dobra, możemy go ganić, ale gdy doszło co do czego, dorzucił swoje pięć groszy. A dokładniej piękną asystę do Lorenzo Insigne. Włoch wyprzedził Pezzellę, a następnie pokonał Drągowskiego. Polak był bez większych szans na obronę. Napoli od tamtego momentu prowadziło i dowiozło do końca korzystny wynik. W 90. minucie doszło do ciekawego polskiego pojedynku. Zieliński stanął oko w oko z Drągowskim i spróbował bardzo sprytnego strzału. Bartek przeczytał zamysł Piotrka i kapitalnie obronił, co zresztą świetnie podsumowało jego mecz.

Bardzo pewny, dobry mecz w wykonaniu Drągowskiego i tutaj pozytywnie nas zaskoczył. Obyło się bez rażących błędów, choć widać pewne braki, szczególnie w grze nogami. Często wybijał futbolówkę wprost pod nogi neapolitańczyków. Milik przeciętnie, ale asystę zaliczył i odpoczął na LM. Najlepszy zawodnik na boisku? Zieliński, zdecydowanie. I tu nie chodzi o nasze upodobania. Polaka dzisiaj oglądało się z wielkim uśmiechem na twarzy. Kreował wiele sytuacji, genialnie podawał. Tak jak zresztą mówiliśmy – do perfekcyjnego spotkania brakowało gola, a choćby jednej asysty. A w tym wypadku tylko bardzo dobrze.

Jednym słowem – Polacy byli dzisiaj w Neapolu głównymi aktorami.

Napoli – Fiorentina 1:0 (0:0)

79’ Lorenzo Insigne 1:0

***

Kolejne polskie starcie czekało na nas o 20:30 w Frosinone. Po jednej stronie oczywiście Salamon, po drugiej Linetty oraz Bereszyński z Kownackim na ławce. Podopieczni Marco Giampaolo zaczęli owe spotkanie z wysokiego C. Skorzystali z błędu defensywy gospodarzy, Gianluca Caprari przejął futbolówkę, zagrał ją na prawą stronę do Edgara Barreto, a Paragwajczyk zanotował asystę przy bramce Fabio Quagliarelli. Wspaniała, wzorcowa kontra ze strony genueńczyków.

W 27. minucie Bartosz Salamon miał dobrą okazję, aby wyrównać stan rywalizacji. Po dośrodkowaniu z rzutu wolnego, pozostał bez krycia na siódmym metrze od bramki Audero. Polak jednak źle przymierzył i golkiper Sampy mógł odprowadzić futbolówkę wzrokiem. Chwilę później inicjatywa była z powrotem po stronie przyjezdnych. Bardzo dobrą sytuacją miał choćby sam Gianluca Caprari, ale pomylił się i to o wiele. Pierwsza część gry jednak lekko na rozczarowała.

Ciekawiej zrobiło się natomiast od początku drugich 45 minut. Chwilę po wznowieniu gry, Sampdoria przeprowadziła kolejną akcję środkiem. Karol Linetty zagrał na lewą stronę do Quagliarelii, Fabio wycofał do Caprariego, a ten wpisał się na listę strzelców. Pomocnik z Damasławka zanotował kolejną asystę drugiego stopnia. „Blucerchiati” prowadzili zatem 2:0 i pewnie zmierzali po drugie zwycięstwo z rzędu. Tym bardziej, że w 54. minucie było już trzy do jajca. Joachim Andersen podał do Gregoire Defrela na prawą flankę, ten podciągnął akcję, zbiegł do środka i lewą nogą nie dał szans Sportiello. Futbolówka lekko otarła się o nogi Bartosza Salamona, co zmyliło golkipera gospodarzy.

Na kolejny polski akcent nie musieliśmy długo czekać. W 83. minucie Dawid Kownacki najpierw sam wywalczył karnego, a następnie pewnie go wykorzystał, wpisując się na listę strzelców i wbijając kolejny gwóźdź do trumny ekipy Frosinone. Ale nie końcowy. Takowym okazał się drugi gol Defrela. Piękna akcja, przerzut, futbolówkę skleja na klatkę Gaston Ramirez i notuje asystę. Francuz ładuje do pustej bramki. 0-5. Sampdoria po raz kolejny zachwyciła.

Bardzo porządne występy ze strony Karola Linettego i Bartosza Bereszyńskiego. Na pozytywną opinię pomocnika wpływa kluczowe podanie w akcji na 2-0 dla gości. Fajna sytuacja miała miejsce, gdy „Bereś” został wykoszony przez Soddimo, a Karol momentalnie podbiegł do rywala i stanął w obronie kolegi. Coś podobnego, jak na euro we Francji z udziałem Lewandowskiego i Błaszczykowskiego. A Kownacki zanotował bardzo dobre wejście i dołożył cegiełkę do pogromu „Canarinich”.

Frosinone – Sampdoria 0:5 (0:1)

10’ Fabio Quagliarella 0:1

47’ Gianluca Caprari 0:2

54’ Gregoire Defrel 0:3

83’ Dawid Kownacki 0:4

86’ Gregoire Defrel 0:5

***

fot. Newspix.pl

Najnowsze

Piłka nożna

Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Szymon Piórek
5
Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Włochy

Komentarze

17 komentarzy

Loading...